Alexander od początku dnia był zdenerwowany. Chodził po korytarzach szpitala i nie wiedział, na czym ma się skupić. Oddał nawet asystowanie przy operacji Jeffersonowi, gdyż wiedział, że dzisiaj nie jest jego dzień na pomaganie przy operacji.
I do takiego stanu – zupełnie nieprofesjonalnego, według Alexandra – doprowadziła go wieczorna wizyta.
Pierwsza wizyta u psychologa.
Od incydentu z Johnem minęło półtora tygodnia. Alexander chciałby powiedzieć, że wszystko było w porządku.
Ale najzwyczajniej w świecie nie było.
Rozmowa z Elizą mu pomogła. Ale tylko przez chwilę. Potem przyszedł czas na szarą rzeczywistość.
Alex zarazem lubił przebywać w pracy, jak nienawidził. Lubił, ponieważ mógł wreszcie oderwać się od natrętnych myśli, które ciągle go nękały. Widział Johna w każdej sekundzie jego życia. Wyobrażał sobie jego uśmiech, te kręcone włosy, które czasami doprowadzały go do szału, a teraz nie mógł bez nich żyć. W pracy przynajmniej przez chwilę zapominał. Oddawał się wykonywanym zadaniom. Rozmawiał z pacjentami, ratował życia, albo leczył ich głupotę. Siedział przy ohydnej kawie i przez obecność innych, nie mógł zatopić się w myślach o chłopaku.
Jednak zarazem bardzo nienawidził tego miejsca.
Tu właśnie się poznali. Tu właśnie Alex się zakochał. Tu też przebywali wszyscy jego przyjaciele, którzy oczywiście ciągle mu o Johnie przypominali.
Niezapowiedziane wizyty Gilberta i Herculesa, które miały go pocieszyć, a skutkowały jedynie większym załamaniem.
Angelica, która oczywiście, zgodnie z jej naturą, musiała dodać coś od siebie. W niektórych momentach za taką postawę Alex ją uwielbiał, jednak w tej sytuacji zaczynał nienawidzić.
Tylko Eliza nic nie wspominała. Posyłała mu jedynie co jakiś czas uśmiechy, w których nie było ani krzty współczucia, w przeciwieństwie do uśmiechów reszty. Były to uśmiechy, który miały podnosić na duchu. Pomagały.
Nawet u Jeffersona, Alex zaobserwował jakąś zmianę. Wiedział, wręcz doskonale wiedział, że Jefferson zna relacje jego z Johnem. Zapewne od Angelici, chodź Alexander nawet podejrzewał, że sam się domyślił. Alex idąc pierwszy raz do pracy po kilku dniowej przerwie, oczekiwał wypowiedzenia. Był wręcz pewien, że Thomas poszedł go Washingtona, by mu powiedzieć jaki jest jego najlepszy lekarz. A było wiadome, że lekarz nie powinien zacieśniać więzów z jakimkolwiek pacjentem. Dlatego młody chirurg oczekiwał świeżo wydrukowanego zwolnienia, które leżałoby na jego biurku.
Jednak papierku nie było.
Jefferson nic nie powiedział.
Alexander zauważył też zmiany w ich relacji. Coraz częściej się kłócili. O różne pierdoły. I za to Alex bardzo dziękował Thomasowi.
Kłótnie odrywały go od szarej rzeczywistości. Pochłaniały i pozwalały oderwać się od myśli. Alex wrzeszczał i dawał najróżniejsze argumenty. Jefferson wrzeszczał i obalał argumenty Hamiltona. I tak w kółko.
Alex był bardzo mu za to bardzo wdzięczny.
Kolejną rzeczą, która przeszkadzała Alexowi w szpitalu, była sala numer trzydzieści pięć. Sala, w której jeszcze niecałe dwa tygodnie temu leżał John. Sala, w której tyle rozmawiali, śmiali się, czy kłócili. Wyjątkowa sala.
Jednak teraz tą sale zajmował ktoś inny.
I na nieszczęście właśnie ten pacjent przypał Alexowi.

CZYTASZ
Show time! (Hamilton)
Fanfiction~What time is it? Show time!~ Lin-Manuel Miranda Praca lekarza wymaga ogromnej ilości poświęcenia i skupienia. Człowiek, który ją wykonuje musi być w stu procentach niej poświęcony. Taki właśnie jest młody lekarz - Alexander Hamilton. Mężczyzna ca...