~28~

387 46 60
                                    

Białe ściany, ostre światło i sterylny zapach tym razem nie były dla Alexandra Hamiltona spełnieniem marzeń. Nie ubrany był w lekarski kitel i nie chodził od jednego pacjenta do drugiego. Nie pocieszał ich, ani nie leczył. Nie widział koło siebie Gilberta, Elizy czy Jeffersona. Nie czuł się swobodnie przechodząc korytarzami szpitala. Tym razem był przerażony.

Kiedy John zemdlał, Alexander mimo wielu lat nauki opanowywania emocji, tym razem nie był w stanie powstrzymać przerażenia. Widząc lekarzy w karetce, którzy walczyli o życie jego ukochanego, Alex czuł się, jakby stracił całą swoją medyczną wiedze. W tamtej chwili nie był lekarzem po wieloletnich studiach. W tamtej chwili widział tylko, jak jego narzeczony umierał na jego oczach.

Alexander nigdy nie czuł się tak bezużyteczny, jak wtedy, kiedy obserwował swoich kolegów po fachu, którzy badają Johna. Alex stał przed salą i nie mógł znaleźć swojego miejsca. Krążył w te i we w te, starając się zebrać myśli.

Dlaczego John stracił przytomność? Czy on nie zauważył jego złego stanu zdrowia?

Alex zadawał sobie te i inne pytania. Przeklinał swoje zachowanie nad rzeką i myślał o tym, że mógł zrobić coś lepiej.

Po godzinie nadal nikt nie wyszedł z sali Johna. Alex próbował wejść do niego kilkanaście razy, jednak za każdym razem wypraszały go pielęgniarki. Młody lekarz czuł się strasznie obco. To nie był jego szpital, tylko jakiś przypadkowy szpital w Karolinie Południowej. Alex nie był pewny, czy ci lekarze odpowiednio zajmą się jego ukochanym. Miał ochotę pilnie zadzwonić do Washingtona i sprowadzić go do natychmiast do Charleston.

Alexander siedział przed salą przez kilka godzin. Po czwartej już sam przestał liczyć. Był wykończony tym przerażeniem i niepewnością, co do stanu zdrowia Johna. W końcu obok niego stanął starszy od niego mężczyzna.

- Pan Hamilton?- zapytał lekarz, a Alex szybko podniósł się z krzesła – Mogę z panem porozmawiać?

Alex energicznie potrząsnął głową i razem z lekarzem udali się do dyżurki. Mężczyzna wskazał Alexowi krzesło, a sam usiadł po drugiej stronie biurka. Po krótkiej niezręcznej ciszy lekarz zaczął mówić.

-Kim pan jest dla pana Laurensa?

- Narzeczonym – odpowiedział automatycznie Alex, lecz po chwili poczuł, jak do jego oczu napływają łzy. Jeszcze kilkanaście godzin temu wszystko było idealnie. Śmiali się, rozmawiali i zaręczyli. Wszystko było w należytym porządku. Alexander nigdy by nie przewidział, że w nocy, którą powinni spędzić razem w pokoju hotelowym, będą w cholernym szpitalu.

-Dobrze. Stan pana Laurensa mogę określić jako krytyczny...- zaczął lekarz, a Alex poczuł jak zaciska mu się żołądek. Z własnego doświadczenia wiedział, że te słowa lekarza oznaczają, że z Johnem jest bardzo źle.

- Panie doktorze, sam jestem lekarzem, więc proszę mówić konkretnie – przerwał Alexander, wiedząc, że nie będzie w stanie słuchać owijania w bawełnę.

- Naturalnie. Mogę panu zadać pytanie? Czy John chorował na nowotwór?

-Tak. – odparł Alex, ledwo mówiąc przez ogromną gule, która pojawiła się w jego gardle. Wiedział do czego zmierza lekarz – Nowotwór nerki. Operacja odbyła się w kwietniu. Od tego czasu wszystko było dobrze.

- Dobrze...- mruknął lekarz i zaczął notować coś na swojej karcie. Alex kręcił się na krześle, czując niewyobrażalne przerażenie – Czy pan Laurens skarżył się na duszności lub bóle głowy? Męczył się szybko?

Alexander wrócił myślami do całego ich wyjazdu. Przypomniał sobie wydarzenie na drodze, kiedy John skarżył się na ból głowy. Uświadomił sobie, że nigdy nie zwrócił uwagi na jego kaszel. Alex zamknął oczy, gdyż łzy nieustanie chciały płynąć. Po kilku sekundach Alex zacisnął zęby i zebrał siłę, żeby zadać straszne pytanie.

Show time! (Hamilton)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz