Następnego poranka John obudził się ze znakomitym humorem. Kac go nie dręczył, a nogi nie bolały. W przeciwieństwie jednak do jego ukochanego. Alexander od wstania marudził, że umiera. Głowa bolała go okropnie, a nogi stanowczo odmawiały posłuszeństwa. Wszechobecne marudzenie Alexa, sprawiało, że John nie mógł powstrzymać śmiechu, ale i zarazem irytacji.
-Alex, ogarniaj się! – krzyknął John, podchodząc do łóżka, na którym leżał pół żywy Alex – Jeśli chcemy dotrzeć do Charleston przed zmrokiem, musimy wyjechać teraz!
-Daj mi spokój! – warknął Alex i wtulił się ponownie w poduszkę.
John przewrócił oczami słysząc jego słowa i udał się do kuchni w poszukiwaniu apteczki. Nigdzie nie mógł jej znaleźć, co bardzo go dziwiło, jednak nagle ujrzał wielką, czarną skrzynkę. Podszedł bliżej i zobaczył, że na skrzynce widnieje napis „Apteczka". Otworzył skrzynkę i kiedy obejrzał zawartość stwierdził, że Alexander ma mały szpital w swoim własnym domu. Trochę czasu zajęło mu znalezienie odpowiednich tabletek, jednak kiedy w końcu je odnalazł, nalał szklankę wody i wrócił do sypialni.
-Mam dla ciebie tabletki – odparł na wstępnie John, co zainteresowało Alexa, bo odwrócił głowę i spojrzał na niego. Wziął tabletkę i jednym szybkim ruchem popił ją wodą.
-Dziękuje...- wymruczał Alex, zamykając oczy – Kocham cię, wiesz?
-Wiem! – odpowiedział z uśmiechem John, podnosząc brodę Alexa tak, żeby mieć łatwy dostęp do jego ust.
Mimo, że tabletka jeszcze nie działała, a Alexandra męczyła potworna migrena, ich pocałunek stawał się co raz bardziej namiętny. Alexander zmienił swoją pozycje na siedzącą i jedną ręką zaczął gładzić włosy Johna, a drugą położył na jego policzku. John za to jeździł palcami po górnej części pleców Alexa.
W jednym momencie obydwoje przestali myśleć. Całowali się tak namiętnie, że aż agresywnie. Nagle Alex chwycił koszulkę Johna i pociągnął ją do góry, przerywając pocałunek. Kiedy koszulka chłopaka leżała już na podłodze, Alex pociągnął swojego ukochanego tak, że to on teraz leżał na łóżku. Wreszcie, kiedy John odważył się zrobić coś więcej i zaczął odwiązywać sznurki dresowych spodni Alexa, rozległ się głośny dzwonek do drzwi.
-Nie wierze...- warknął Alex, odrywając się od Johna i siadając na łóżku – Jak zwykle kurwa w idealnym momencie...
-Ja otworze – odparł John, wstając z łóżka. Alexander wydał z siebie niezidentyfikowany dźwięk i opadł na łóżko.
John żwawo podszedł do drzwi, jednak przed otworzeniem wziął kilka głębokich oddechów. Mimo wszystko, to co przed chwilą przerwali było dla niego bardzo ekscytujące, ale zarazem stresujące.
Chłopak pociągnął za klamkę i po chwili ujrzał przed sobą Gilberta i Peggy.
-Co wy tu robicie?- zapytał John, z podniesionymi brwiami.
- Przynieśliśmy wam śniadanie, ale widzę, że wpadliśmy nie w porę...- zachichotał Gilbert puszczając do niego oczko, a John poczuł przypływ gorąca.
John spojrzał na swoje stopy i zrozumiał jak jednoznacznie wyglądał. Nie miał koszulki, jego spodnie ledwo trzymały się na biodrach, włosy miał roztrzepane, a nie upięte w prawie idealną kitkę, jak zawsze. Był również wręcz pewny, że jest czerwony jak burak.
Kiedy John starał się wydukać jakąś sensowną odpowiedz, w drzwiach zjawił się Alex i spojrzał na przybyłych z politowaniem.
- My...- zaczęła Peggy.
-Nie obchodzi mnie, co tu robicie – przerwał jej wrogo Alex – Ale właśnie robiliśmy coś bardzo ważnego, więc proszę kulturalnie wypierdalać.
Gilbert złapał się za serce, a Peggy zesztywniała.
-Wybaczcie mu, jest na kacu i...- wtrącił John, starając się udobruchać przyjaciół.
-Czy wy...- zaczął nagle Gilbert, a kiedy John zrozumiał do czego dąży mężczyzna, poczuł przyśpieszone bicie serca.
-Tak, mój drogi przyjacielu, robiliśmy to, co większość młodych ludzi w związkach, czyli tak jak insynuujesz, chcieliśmy uprawiać seks, co bezczelnie nam przerwaliście! – warknął Alex, a John poczuł, że zaraz zemdleje. Tak samo zresztą wyglądała Peggy. Za to Alexander i Gilbert wyglądali, jakby dobrze się bawili.
-Jasne, rozumiem – zaśmiał się Lafayette – To my już nie przeszkadzamy. Proszę, tu wasze jedzenie. Powodzenia!
Kiedy drzwi zamknęły się, John czuł się tak zażenowany, że aż musiał usiąść.
-CO TO BYŁO?- krzyknął nagle chłopak, wstając z kanapy. Alex za to zalewał się śmiechem.
- Jak cię poznałem to wyjechałeś mi z seksem na klifie, więc nie myślałam, że dla ciebie seks to temat tabu...- zaśmiał się Alex, nie mogąc ustać na nogach ze śmiechu. John za to, o ile to było w ogóle możliwe, stał się jeszcze bardziej czerwony.
-Ty...yhhh – warknął John – Nienawidzę cię!
- A za to ja cię kocham! – powiedział Alex i ponownie, tym razem z zaskoczenia, pocałował chłopaka.
Z Nowego Jorku wyjechali dopiero dwie godziny później.
*
John wpatrywał się w nicość, kiedy razem z Alexem jechali już siódmą godzinę.
-Długo jeszcze?- zapytał John, skierowując wzrok na Alexa.
- Tak. Idź spać! – warknął Alex, przewracająca oczami. John jednak nie miał zamiaru odpuszczać.
-Skąd u ciebie ten zły humor? Przecież byłeś zadowolony w Nowym Jorku! – zaczął John hipnotyzującym głosem. Grymas na twarzy Alexandra od razu zmienił się w uśmiech.
- Teraz taki śmiały, a jak był Gilbert i Peggy to się jąkałeś – zaśmiał się Alex, a John wystawił mu język i z powrotem powrócił do oglądania widoków.
Kiedy byli już blisko celu ich podroży, John obudził się ze snu okropnie spocony. Szybko przetarł pot ręką, obserwując czy Alex na niego patrzy. Nie chciał go niepokoić.
Jednak nieprzyjemne dolegliwości nasiliły się. John starał się nie krzyczeć i nie skręcać z bólu, chodź bardzo bolały go plecy. Dotknął swojego czoła i przeklął pod nosem, przeczuwając, że może mieć gorączkę. Swoje osłabienie z powodzeniem maskował przed ukochanym, który był skupiony na prowadzeniu auta. Jednak, kiedy John zaczął mocno kaszleć, Alex od razu zwrócił na niego swoją uwagę.
-Wszystko dobrze, kochanie?- zapytał Alexander, starając się patrzyć zarówno na Johna, jak i na jezdnię.
-T-Tak, po prostu coś mnie zaczęło drapać w gardle – odparł John, starając się brzmieć tak jak zwykle, mimo że kolejna fala paraliżującego bólu nawiedziła jego ciało – Kiedy dojedziemy?
-Będziemy za dziesięć minut – odpowiedział Alex, patrząc na Johna – Na pewno wszystko w porządku?
- W stu procentach! – odpowiedział pewnie John, zamykając oczy.
Dwadzieścia minut późnej, już zameldowani w motelu John i Alex zmierzali w kierunku swojego pokoju. John niezwykle męczył się przy pokonywaniu kolejnych stopni, jednak Alex, który odbywał telefoniczną kłótnie z Angelicą, nie zauważał tego.
Zaraz po wejściu do pokoju, John odłożył bagaże i krzyknął.
-Idę się kąpać, zaklepuje łazienkę!
Alex pokiwał tylko głową, siadając na łóżku i kontynuując dyskusję z Angelicą o tym, co w niego wstąpiło poprzedniej nocy.
John po wejściu do łazienki, szybko zamknął drzwi na klucz. Wypuścił głośno powietrze i ostatkiem sił zdołał usiąść na podłodze. Otarł mokre od potu czoło i skulił się w kłębek, czekając na kolejną dawkę bólu.
Podobał Wam się rozdział?
Dajcie znać, co zmienilibyście w tej książce. Wszytskie uwagi i zażalenia proszę kierować tutaj, haha!
Dziękuje za wszystkie Wasze komentarze!
Do następnego!
CZYTASZ
Show time! (Hamilton)
Fiksi Penggemar~What time is it? Show time!~ Lin-Manuel Miranda Praca lekarza wymaga ogromnej ilości poświęcenia i skupienia. Człowiek, który ją wykonuje musi być w stu procentach niej poświęcony. Taki właśnie jest młody lekarz - Alexander Hamilton. Mężczyzna ca...