~4~

504 70 16
                                    

- Dzień dobry!- przywitał się z nim Hamilton, starając się wyzbyć z głowy wszystkich nieprzyjemnych sytuacji tego dnia - Jak się dziś czujesz?

- Chujowo Alexander, chujowo... -powiedział cicho John, patrząc mu w oczy, na co Alex lekko się wzdrygnął.

- A dokładniej? - zapytał zaniepokojony Alexander.

- A jak ma się czuć człowiek, który wczoraj był na skraju śmierci? - zapytał retorycznie John, patrząc na Hamiltona.

Alexander wiedząc, że jest obserwowany spuścił głowę. Nie wiedział, co myśleć. Pierwszy raz jego ciało tak zareagowało podczas rozmowy z kimkolwiek. Nie był pewien, dlaczego nie umie sensownie odpowiedzieć na żadne słowo Johna Laurensa, a cholera rozmawia z nim może trzeci raz i jest jego cholernym pacjentem.

- Dziękuję... - powiedział po chwili ciszy John.

- Za co? - zapytał Alex, odrywając wzrok od swoich butów i patrząc na Laurensa.

- No nie wierze, idiota! - odparł John, wywracając oczami. Jednak po chwili uspokoił się i wziął głęboki oddech  - Dziękuję, za uratowanie życia... - powiedział chłopak, patrząc w oczy Alexowi. Młody lekarz za to wiedział, że nawet gdyby chciał, nie mógł by oderwać wzroku od Johna  - Gdyby nie ty, nie byłoby mnie na tym świecie. Dziękuję!

Alexander nie wiedział co odpowiedzieć. I to chyba najbardziej go dobiło. Nie robił nic, oprócz patrzenia na twarz Johna Laurensa, która w jego sercu wyrażała różne odczucia. Z jednej strony wyglądał na delikatnego i bardzo wrażliwego chłopaka, jednak po tym jak się odzywa, Hamilton sądził, że jest inaczej.

John zachowywał się zwykle jak typowy nastolatek, których Alexander nienawidził z całego serca. Dobijały go te interwencje, gdy musiał cucić pijanych nastolatków, ponieważ oni uznali, że zjawienie się w piątkową noc na izbie przyjęć będzie idealnym zakończeniem imprezy. Zawsze go irytowali tym, że nie potrafili ustać na nogach, a najbardziej tym, że okropnie się wymądrzali, jakby to oni skończyli sześcioletnie studia.

Alexander zwykle nie miał do takich osób cierpliwości. Właściwie zwykle w jego słowniku znaczy zawsze, więc kiedy taki delikwent zameldował się na izbie, Alexander szybko odchodził jak najdalej tego miejsca, woląc pomagać osobie, która ubzdurała sobie, że ugryzł ją krwiożerczy tygrys na środku Time Sqare.

John Laurens też go irytował. Niezmiernie i dogłębnie. Jednak nie był to ten rodzaj irytacji, który występował u Alexa podczas konfrontacji z idiotami z burzą niepochamowanych hormonów, których Washington raczył nazywać miło "niegroźnymi nastolatkami". Młody pacjent irytował go tym, że był bardzo ciekawy. Alexander nie wiedział, jak to określić, ale John Laurens wydawał mu się osobą, którą chciałby poznać. Wiedział, że nie mógł, ale niesamowicie go korciło.

Mimo ledwo trzech rozmów z chłopakiem, Alexander wiedział, że John Laurens jest inny niż jego rówieśnicy. Inny niż każdy, kogo Hamilton spotkał na swojej drodze. Wyjątkowy.

I fakt wyjątkowości młodego chłopaka, niesamowicie zachwycał jak i irytował Alexandra.

 - Taka moja praca  - odparł Alex, wzdrygając ramionami.

- Jeszcze raz dziękuję... - powiedział John, po czym uśmiechnął się szczerze do Alexandra. Młody lekarz odpowiedział mu tym samym.

Patrzyli jeszcze chwilę na siebie w ciszy, delektując się atmosferą, która zaistniała w pomieszczeniu. Było dziwnie, ale na pewno nie niezręcznie. Alexander nie mógł znaleźć w swojej głowie odpowiedzi, na pytanie "co jest nie tak?".

- Dobrze, ja się już muszę zbierać - odparł po chwili Alexander, zaciskając palce na swojej niebieskiej teczce. Jakaś magiczna siła mówiła mu, że ma zostać, jednak rozsądek mówił coś zupełnie innego  - Jeśli będziesz czegoś potrzebował, powiedz to Marii, ona mnie zawoła. Dobrze?

- Jasne towarzyszu! - zaśmiał się John, na co Alexander parsknął śmiechem - Mogę mieć do ciebie jedną prośbę?

- Oczywiście - odparł Alexander, patrząc na leżącego na łóżku pacjenta.

- Możesz nie wpuszczać do mnie Marthy Laurens i Henry'ego Laurensa? - zapytał John przytłumionym i lekko smutnym głosem, co zaniepokoiło Hamiltona - Jedyną osobą, która może do mnie przychodzić to moja siostra Mary.

- Nie ma sprawy, załatwię to  - powiedział po chwili ciszy Alexander - Przyjdę do ciebie wieczorem.

- Do zobaczenia Alex  - powiedział z promiennym uśmiechem John. 

Show time! (Hamilton)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz