Rozdział 43 - "I tak wiem, że mnie uwielbiasz"

1.2K 67 3
                                    

Kenan:

Dobiegliśmy do drzwi prawadzących do bezpiecznej strefy. Otworzyłem je i wpuściłem dziewczyny.

- Wiadomo co nas atakuje? - pytam.

- Nie. Dlatego nie wysyłam na zewnątrz dużo ludzi. - odpowiada Aaron.

- Pójdę pomóc Larissie. - informuje.

- Jak dowiemy się kto jest naszym wrogiem, przyśle wsparcie. - wytrąca szarooki.

- Uważaj, Kenan. - mówi Jane.

Pokiwałem głową i wybiegłem z pokoju. Bez czekania ruszyłem do głównej bramy. Po drodzę nakierowałem ludzi gdzie mają iść. Niektórzy są tak spanikowani, że ledwo wiedzą gdzie są. Nie ma co im się dziwić. Zaraza tak zadziałała na człowieka psychike, że od razu jak słychać jakiś hałas to w głowie się ma te wszystkie stwory. Wybiegłem na zewnątrz i od razu zobaczyłem rozglądającą się blondynke. Chęć pomocy wykazują też Samuel, Malia i Neil.

- Co się dzieje? - pytam.

- Nikogo nie wyczuwam. - mówi Larissa.

- Jak to? - zacząłem się rozglądać.

Budynek jest nienaruszony. Jakby atakujący nie miał go na celu. Nic nie rozumiem. Może to tylko fałszywy alarm? Usłyszałem czyiś oddech. Po chwilii Aaron do nas dobiegł.

- Ten atak jest dziwny. Obcy nie atakuje schronu tylko otoczenie wokół niego. - oznajmia lider.

- Ale atakują. To jest powód do obrony. - stwierdza Neil.

Zgadzam się z nim. Czy w budynek, czy obok, atak to atak, a za tym idzie stwierdzenie, że to wróg. Przyjaciel nie niszczyłby czyjejś własności. W pewnym momencie poczułem jak przez moje nozdrza przechodzi zapach wanilli. Lekki powiew wiatru musną moją skórę.

- Wanillia? - pyta jakby siebie Samuel.

Od tego zapachu zakręciło mi się w głowie. Nie mówię, że nie lubię wanilli, ale woń jest zbyt intensywna. Wszyscy wyglądają na bardzo skupionych. Usłyszałem dziwny dźwięk piasku. Zacząłem szukać źródła, ale nic nie widzę. Dopiero po chwili wokół Larissy pojawił się wir z piasku. Jednakże dziewczyna nie drgnęła i pozwoliła się wciągnąć. Przez chwilę pomyślałem, że się zagapiła i przeoczyła atak, ale po sekundzie pozbyłem się tej myśli. Na pewno Larissa wie co robi i nie bez przyczyny dała się złapać. Wszyscy stoimy nieruchomo i czekamy na jakiś sygnał. Po chwili piasek znikł, a na ziemie wylądowała dzierżycielka. Bardzo zgrabnie złapała równowage i stanęła na stopach. Patrzyłem na dziewczyne do czasu, aż usłyszałem cichy śmiech. Zanim zrozumiałem o co chodzi obok Larissy pojawiła się nieznajoma. Ma krótkie, brązowe włosy i piwne oczy. Jest zgrabna co jeszcze bardzej podkreśla czerwony kombinezon na ramiączkach ze złotym paskiem mieszczącym się w pasie. Krwisto - złote sandały dobrze kontrastują z górną częścią garderoby.

- Cześć Larissa. - uśmiecha się promiennie.

Jej głos jest bardzo przyjemny dla ucha. Nadawałaby się na piosenkarke, czy coś.

- Annette. - mówi Larissa bez żadnego uczucia.

- Wpadłam w odwiedziny. - oznajmia spokojnie i podchodzi do blondynki.

- Wstrzymać alarm. To nie wróg. - rozkazuje.

Widzę, że się rozluźniła. Więc to nie wróg, ale to dalej nic nie tłumaczy. Nie trzeba być Kolumbem żeby zobaczyć, że się znają.

- Cześć Diablo. - wita się z nim Annette.

Czyli wie, że Larissa jest dzierżycielką.

- Po cholere to wszystko zrobiłaś? Tylko nastraszyłaś ludzi. - odzywa się po chwili wilk.

Dzierżycielka Diablo DragonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz