XXI
Pov. Łukasz.
Święta grudniowe spędziliśmy razem w domu. Bez żadnych imprez
I nie wiadomo jakich uczt. Choć wiadomo trochę się w tamtym czasie piekło. Razem z Markiem opatentowaliśmy nowe przepisy. Nauczyliśmy się jak przyrządzać dania których wczasniej nie robiliśmy i mimo ostatnich kilku sporów doszliśmy do porozumienia ponieważ czas świąt to najlepszy czas by miło spędzić go w gronie najbliższych. Ja co prawda mam jeszcze resztki rodziny i mogłem do nich jechać na święta ale wolałem zostać z Markiem który był w nieco innej sytuacji.Dzisiaj dostałem sms'a od Kariny, że o dziwo chyba jej się coś odwidziało. I zaprasza mnie i Marka na sylwestra do siebie do domu. A, że ona mieszka w Warszawie. Mieszka no to znaczy jakby ma tam galę teraz. I na jakiś okres tam wyjechała, ale napisała mi, że chce się spotkać i pogodzić więc doszłem do wniosku, że nic mi nie zaszkodzi tam pojechać do niej z Markiem. Sprostam temu wyzwaniu. Co prawda ona za bardzo go nie lubi i ostatnia kłótnia właśnie się rozeszła o niego choć to nie jego wina to jednak pojedziemy tam. Być może ostatni raz ujże ją na oczy. Przekonamy się gdy już tam będziemy.
Spakowaliśmy najpotrzebniejsze rzeczy do walizek. Może przy okazji kupimy sobie coś z vitkaca. Kto wie zobaczymy czy będziemy mieli czas.
Next day
Wstaliśmy dzisiaj dosyć wcześnie przed nami w końcu była około 4-5 godzinna drogą do waszawy. Spakowaliśmy torby do samochodu i udaliśmy się w podróż.
Ta mienęła nam dosyć dobrze, szybko i przyjemnie, rozmawialiśmy na wiele tematów. Zdecydowanie kontakt nam się poprawił. Zatrzymaliśmy się po drodze jeszcze w Mcdonaldzie. Razem coś zjedliśmy i pojechaliśmy dalej.Kiedy byliśmy już na miejscu było dosyć późno. Po drodze kupiliśmy jeszcze jakiś tort i szampan i razem z tym udaliśmy się do mieszkania Kariny.
Tak mieszkała ona w wynajmowanym mieszkaniu. Dość dużych rozmiarów. Był ona bardzo nowoczesny. Wszystko było nowe i piękne. Apartament znajdował się na 9 piętrze więc dość wysoko. Widoki były przepiękne na sam pałac kultury i nauki.-Cześć. Jak tam życie się układa w Warszawie? - zacząłem.
-Całkiem nie źle. Nawet daje rade i wszystko ogarniam. A jak u was? Dalej tworzycie na YouTubie?
-Oczywiście - zaczął Marek na co Karina przewróciła oczami.- idzie nam jeszcze lepiej niż wcześniej - dokończył i podkreślił ostatnie słowa swojej wypowiedzi.
-Chcecie coś do picia?
-Przyniosłem szampan i tor. - powiedziałem i podałem jej to a ona już tym się zajęła.
Na początku panowała dosyć spięta atmosfera. Wszyscy myśleli o tym co było. Marek jednak nie wiedział chyba o co chodzi i był bardzo zdziwiony zachowaniem Kariny. Jednakże potem jak szampan zaczął lać się do kieliszków a kolejne wina zostawały otwarte atmosfera się poprawiła. Znaleźliśmy więcej tematów do rozmów i jakoś tak było ciekawiej.
Karina później przygotowała wykwintną kolacje. Na talerzu pojawił się makaron z krewetkami. Była to nieco odmienna kuchnia. Nie miałem prawie nigdy w zwyczaju próbować ich. Jednakże pamiętam, że Kariną je uwielbiała. Było to jedna z różnic które nas dzieliły. Potem koło północy zaczęło robić się ciekawie.
Łukasz : To co idziemy odpalić fajerwerki?
Marek : Jak dla mnie spoko plan.
Karina : nie przepadam za bardzo za tym hałasem, ale posprzątam po was i do was dołączę.
Marek: Dobra to my idziemy.
Razem z Markiem poszliśmy na dwór. Wzięliśmy fajerwerki i je podpaliliśmy. Pamiętam jak za starych dobrych czasów kiedyś na blokowisku wzięliśmy je z kolegami, ale one nie fortunnie się wywróciły i za miast lecieć do góry to skakały po ziemi. Jeden kolega przez to oberwał i no szczerze powiedziawszy nie było z nim dobrze. Inne natomiast uderzały w okna sąsiadów... To były te piękne czasy.
CZYTASZ
You changed me [KXK]
FanfictionStart->;31.01.2020 (czy coś koło tego) Koniec->;???? Marek po śmierci ojca nie umie odnaleźć się w nowej rzeczywistości jednak przypadkowo spotyka swojego znajomego z dzieciństwa i on pomaga mu wyjść z kryzysowych sytuacji. A więc pierwsza k...