31. Anemia.

2.1K 140 39
                                    

Harry siedział w gabinecie Maca. Przeglądał dokument za dokumentem. Ufał mu, jednak chciał wiedzieć co znajduje się w zapisach, nie był tą osobą, która podpisywała papiery bez czytania.

Niespodziewanie telefon Stylesa się odezwał.

- Przepraszam Mac, ale to Fizzy - mruknął, spoglądając na ekran telefonu - Halo?

- Harry, mamy problem... Duży problem, wiem że dziś jesteś w pracy, ale to ważne - usłyszał spanikowany głos siostry swojego narzeczonego - Louis jest w szpitalu... - powiedziała na wdechu.

- Jak to w szpitalu? Co się stało? - odłożył wszystko na biurko i wstał ze swojego miejsca - Fizzy, wdech, wydech i powiedz mi co się stało. Coś z Lou? Czy z Tonym?

- On ma anemie Harry, dość mocną... Nie spodziewałam się tego, po tym jak je... Leży na patologii ciąży, w tej waszej prywatnej klinice - w końcu powiedziała, kiedy się uspokoiła.

- Zaraz tam będę, napisz mi dokładnie, które piętro i sala - rzucił brunet i sam się rozłączył, chciał być jak najszybciej przy narzeczonym.

- Harry, co z moim synem? - Styles nie spostrzegł, że mężczyzna stoi przed nim. Mac miał zmartwiony wyraz twarzy.

- Jest w szpitalu, ma anemię. Tyle na razie się dowiedziałem. Jadę do szpitala - poinformował mężczyznę.

- Cholera, ja nie mogę... Mam spotkanie, informuj mnie na bieżąco, dobrze? - poprosił, pociągając za swoje włosy.

- Tak jasne, podpiszę je potem, dobrze? - wskazał na kartki - Nie mam do tego głowy teraz - ruszył w stronę drzwi.

Mac mu pozwolił wyjść, wiedząc że zdrowie ciężarnego Louisa jest o wiele bardziej ważniejsze.

Harry jadąc do kliniki złamał prawdopodobnie kilkanaście przepisów drogowych, ale nie obchodziło go to za nadto. Musiał się znaleźć przy swoich bliskich. Znalazł pierwsze wolne miejsce do parkowania, zostawił tam auto i dosłownie wpadł do kliniki. Nie przejął się recepcjonistką, tylko od razu pobiegł w stronę odpowiedniej sali.

Louis leżał w specjalistycznej sali, na jego brzuchu znajdował się wielki pas, który sprawdzał pomiary życiowe małego, a sam Louis miał wbity wenflon pod skórę i podane zostały mu płyny. Fizzy siedziała przy nim, z dłonią na jego kolanie.

- Louis... - brunet się uspokoił, nie chcąc denerwować narzeczonego.

Wszedł powoli do środka sali, a Felicite zwolniła miejsce koło ciężarnego. Widział jak Tomlinson był blady, rano nie skarżył mu się na nic, ale to było zanim szatyn wstał z łóżka.

- Cześć Harry - niebieskooki zagryzł dolną wargę i spojrzał na narzeczonego z drobnym uśmiechem, starając się jakoś wpłynąć na emocje Stylesa. Nie chciał, żeby ten był na niego wściekły.

- Co się stało? - sięgnął po mniejszą dłoń - Tony trochę dał ci w kość? Nie spodziewałem się dziś wizyty w szpitalu, szczególnie, że akurat jak musiałem na trochę wyjść z domu.

- Nie wiem Hazz, po prostu się gorzej poczułem... Na szczęście Felicite wróciła wcześniej do domu i mi pomogła - Louis splątał ich palce.

- Był blady jak ściana i stracił przytomność na chwilę - Fizzy nie owijała w bawełnę - Lekarz mówił, że to anemia. Lou musi uważać na jedzenie i lepiej zbilansować dietę. Ma dostać też jakieś witaminy, żeby nie miał niedoborów.

- Felicite! - Louis zawołał. Wolał tę sprawę pozostawić dla siebie. Wiedział jaki jest Harry i, że nie będzie miał już łatwo w domu aż do samego porodu.

Love from the first photo || Larry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz