25. Proszę odstawić ją do placówki.

2K 153 21
                                    

Louis trzymał w dłoni kopertę z wynikiem testów DNA, maleństwo kopało mocno w jego brzuchu, czując emocje swojego rodzica, który był podenerwowany tym wszystkim. Dokument był nie naruszony, Louis chciał zobaczyć wyniki razem z Felicite.

Nie wyobrażał sobie innej wersji niż ta, która mówi, że są rodzeństwem. Czuł to w swoim sercu. W ich żyłach płynęła ta sama krew. Nie pozwalał sobie na zwątpienie w swoją intuicję.

Dotarł na miejsce i zapłacił taksówkarzowi odpowiednią kwotę. Głęboki wdech i wszedł do budynku. Jego serce waliło o pierś, a dziecko w brzuchu dalej dawało mu w kość.

Przez te dni dobrze zapamiętał, gdzie znajduje się gabinet dyrektorki. Na początku musiał się z nią spotkać. Na szczęście kobieta nie miała innych gości, więc mógł swobodnie wejść do niej.

- Dzień dobry pani dyrektor, przyszedłem z wielkimi wieściami - zaczął na wejściu szatyn.

Uśmiech nie chciał zejść z jego twarzy, nie był on zbyt szczęśliwy, a raczej podenerwowany i pełen emocji, które się skrywały w mężczyźnie.

- Mam testy DNA, w końcu - dodał.

- Och, dzień dobry. Już je pan otwierał? - spytała, unosząc głowę znad papierów, które sumiennie wypełniała.

- Nie, chciałbym to zrobić przy Fizz, możemy? - uniósł brew i wskazał na drzwi.

- Oczywiście, możemy je otworzyć w świetlicy. Mam pójść po Felicite, czy sam pan pójdzie? - spytała.

- Sam pójdę - mruknął, był pełen energii przez to wszystko, bał się tego spadku po tym, jak emocje się zmienią.

Kobieta skinęła głową i wyszli razem z gabinetu. Szatyn wiedział jak dojść do pokoju Fizzy, a ta na pewno spokojnie przeprowadzi go do świetlicy.

Zapukał w cienkie drzwi, nim je otworzył i delikatnie wyjrzał przez nie - Fizz? - spytał dość lekkim głosem.

- Lou? - wychyliła się ze swojego łóżka - Nie mówiłeś, że dziś przyjdziesz - schowała swój szkicownik i zeszła na podłogę.

- Mam sam otworzyć wyniki? - uniósł brew i pomachał kopertą w powietrzu - To już dziś, kochanie - niebieskie oczy błyszczały podekscytowaniem.

- Masz wyniki? - jej usta się uchyliły - Nie ma opcji, muszę przy tym być. Chcę już to zobaczyć!

Louis zdążył tylko pomachać, dziewczynom, które wciąż nie przyzwyczaiły się do jego ciągłego odwiedzania Fizzy, gdy jego domniemana siostra wyciągnęła go siłą z pokoju. Wiedziała, że kilka sekund i szatyn byłby przez nie oblężony.

- Gdzie idziemy je otworzyć? - spytała.

- Świetlica? Gdzie ona jest? Tam czeka na nas dyrektorka - poprawił delikatnie włosy brunetki.

- Chodź, to za rogiem - biła od niej energia, nie mogła się doczekać, żeby zobaczyć wyniki, malutka cząstka jej się trochę tego bała.

Louis z wielkim sercem i sporym optymizmem pokonywał drogę do odpowiedniej sali. Zaraz wszystkiego się dowiedzą. Weszli do środka pomieszczenia, gdzie siedziała już kobieta. Louis usiadł na kanapie i poklepał miejsce koło siebie. Fizzy od razu usiadła i patrzyła na kopertę, która była nienaruszona.

- Ja mam otworzyć, czy ty chcesz? - Louis uprzejmie zapytał, odpinając do końca swój płaszcz.

- Mogę? - wyciągnęła rękę, a kiedy miała już dokument, zaczęła rozdzierać górę opakowania.

Dyrektorka, jak i Louis przyglądali się z emocjami kolejnym ruchom nastolatki.

- Zgodność próbek została określoną na poziomie prawie stu procent, co oznacza że materiał genetyczny jest zgodny... - czytała dziewczyna. Od razu spojrzała na szatyna, oboje wiedzieli co to oznacza.

Love from the first photo || Larry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz