8. Bańka.

3.1K 167 87
                                    


Harry odetchnął wysyłając do Maca podsumowanie ostatniej sesji dla adidasa. Ostatnio poświęcił masę czasu dla pracy, jednak w końcu miał rzeczywiście wolne dni, a przynajmniej do czasu, aż nie dowie się o nowych zleceniach. Słyszał, jak jego żona krzątała się po domu. Wyraźnie się gdzieś szykowała, z daleka czuł zapach jej słodkich perfum, które podarował jej na ich rocznicę. Oczywiście, którą świętowali w rodzinnym gronie, sam często nosił zegarek, który dostał od niej.

Rozłożył się bardziej na kanapie i odłożył na bok laptopa. Z jednej strony miał ogromne wyrzuty sumienia, co do kobiety. Nie potrafił zrezygnować z Louisa. Jego oczy, wielkie serce, charakter i sytuacje, które zdążyli przeżyć... Sprawiły, że wpadł po sam czubek głowy.

Julie nie miała pojęcia o jego zauroczeniu, mimo że zawsze byli naprawdę dobrymi przyjaciółmi. W tamtym momencie nie potrafił otwarcie powiedzieć jej o uroczym szatnie.

- Hazz, skarbie ja uciekam - nachyliła się nad twarzą bruneta i pocałowała go w policzek - Idę do mojej przyjaciółki, nie martw się, gdy nie wrócę na noc.

- Jest w porządku, pamiętaj o kluczach - rzucił, patrząc na Julie, która się mocno wystroiła.

- Oczywiście Hazz - machnęła dłońmi i kręcąc delikatnie biodrami wyszła z ich salonu. Po chwili trzasnęła drzwiami i jej już nie było.

Błoga cisza otoczyła cały dom, Harry naprawdę lubił takie momenty. Mógł wyciszyć się choć trochę przed wieczornym wyjściem, które nie będzie takie ciche, ale właśnie o to chodziło. Louis zabierze go na koncert jego idola. Zobaczy Eda, Eda Sheerana. Miał wszystkie jego płyty, a każdy kawałek był bardzo dobrze mu znajomy.

Zdziwił się słysząc swój telefon, nie miał pojęcia kto mógł przerywać jego odpoczynek. Miał nadzieję, że nie była to jego mama, która zawsze trafiała w nieodpowiedni moment.

- Styles, masz się pojawić w moim gabinecie. Do godziny - usłyszał bardzo poważny głos Maca, który po chwili się z nim rozłączył.

Ten komunikat nie brzmiał dobrze, brzmiał całkowicie jak kłopoty. Harry zdecydowanie spanikował i zaczął zbierać się do wyjścia. Wsiadł do swojego trochę starego już samochodu, ówcześnie zamykając swój dom na klucz. Droga do Maca zleciała zbyt szybko, miał wiele myśli w głowie i nie wiedział, czemu manager wezwał go tak pilnie do siebie. Nowoczesny budynek wyglądał tak samo imponująco. Sam jego widok zapierał dech w piersiach. Że też ludzie potrafili budować takie cuda.

Uśmiechnął się do dziewczyny na recepcji i od razu ruszył do windy. Pamiętał, gdzie znajduje się biuro Maca. Jego serce szybciej biło, a różne myśli chodziły po głowie. Coraz bardziej wariował, kiedy przybliżał się do odpowiednich drzwi. Zapukał w nie i usłyszał głośne proszę. Mac wisiał nad dokumentami, jednak kiedy uniósł wzrok nie wyglądał na zadowolonego.

- Coś się stało szefie? - spytał dość niepewnie, podchodząc prędko do fotelu i siadając na nim.

- Domyślasz się czemu się zaprosiłem? - spytał Mac, opierając się na fotelu.

- Kompletnie nie... Przecież tylko wysłałem zdjęcia z sesji... Czy coś z nimi nie tak? Źle je zrobiłem? - zadawał pytania dość przejętym głosem.

- Sprawdziłeś zdjęcia z sesji zanim je wysłałeś do mnie? Nie zaplątało się tam nic co nie trzeba? - uniósł brew.

- Sprawdzałem je... Ja naprawdę nie wiem o co chodzi - pokręcił głową. Nic nie mógł sobie przypomnieć.

- Traktuję Louisa jak syna, pewnie dobrze o tym wiesz. Chcę dla niego jak najlepiej i wszystko co robię, jest tylko po to, żeby go chronić. Nocne wypady po jego wybryku na Ibizie nie były najlepszym pomysłem - w końcu powiedział Mac.

Love from the first photo || Larry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz