Wyciągnięcie z tych braci jakichkolwiek umiejętności graniczyło z cudem. Mimo wcześniejszej interwencji kapitana, wciąż jedynie obserwowali grę, od czasu do czasu wykonując jakiś krótki bieg. Chociaż Mark nie wątpił w wiedzę i doświadczenie trenera Travisa, czuł, że coraz bardziej zżera go ciekawość co do Johny'ego i Ivana. Widział też pewną niechęć do nowych członków ze strony swoich przyjaciół, chociaż ci starali się to dobrze ukryć. Zwłaszcza Kevin wyrażał swoje niezadowolenie. Mimo kipiącej w nim złości, Evans wiedział, że napastnik chciał dobrze dla nich i dla zespołu.
Kapitan całą noc myślał nad tym, jak pobudzić zespół do gry. Starcie z Akademią Królewską zbliżało się wielkimi krokami, a młodego bramkarza coraz częściej męczyła myśl, że ich przeciwnicy są już o krok bliżej wygranej niż oni.
- Dziadku, już zupełnie nie wiem, co powinienem robić. Nie mam pojęcia, czego możemy spodziewać się po Królewskich, a ci dwaj bracia wyglądają trochę tak, jakby pierwszy raz mieli okazję z kimś grać.
- Widzisz, Mark - zaczął ze śmiechem David. - Sedno tkwi w rozwoju.
- Rozwoju? Nie bardzo rozumiem - stwierdził.
- Bo widzisz. Młode jabłka nie wydadzą owocu bez bliskiej obecności kogoś ze swojego gatunku. Nawet jeśli dzielą je tylko dojrzałe banany.
- Czy ja dobrze myślę, że ty porównałeś mój zespół do bananów?! - powiedział nieco oburzony. - Poza tym to, co mówisz, to jakieś brednie. Możesz mi wytłumaczyć, co miałeś na myśli?
- O! Wołają mnie! Wybacz, ale muszę kończyć, bo te urwisy zaraz mnie rozniosą! Pozdrów ode mnie rodziców! - zdążył się rozłączyć, zanim Evans zdołał cokolwiek powiedzieć.
- Dzięki, dziadku. To było niesamowicie pomocne - mruknął.
Postanowił zignorować w jakimś stopniu słowa dziadka - też dlatego, iż jego mama kazała mu już kłaść się spać.Następny dzień był jeszcze bardziej pracowity. Oprócz testów, które przygotowali dla młodych ich nauczyciele, piłkarze podeszli do treningu bardzo poważnie. Po krótkiej rozgrzewce od razu podzielili się na dwie drużyny. Chciałoby się powiedzieć, że każdy był skupiony na grze, jednak sam kapitan interesował się jedynie dwoma nowymi zawodnikami, którzy stali na pozycjach napastników w dwóch różnych drużynach. Nic nie zmieniło się w ich zachowaniach - stali, przyglądali się grze... Czasami wymieniali ze sobą jakieś niepewne i może przestraszone spojrzenia.
- Czemu oni są tacy dziwni? - zapytał sam siebie. Wtedy usłyszał krzyki przyjaciół, którzy wołali jego nazwisko. Zdążył tylko na nich zerknąć, dostając potem piłką, która wrzuciła go do siatki.Normalnie trudno byłoby się pozbierać, zwłaszcza że strzał, który najprawdopodobniej oddali Axel i Jude, był niesamowicie silny, ale Mark Evans był znany z tego, że nigdy się nie poddawał i zawsze powstawał niczym feniks z popiołów.
- Nic mi nie jest! - rzucił z szerokim uśmiechem, szybko wstając z ziemi i otrzepując się z kurzu. Jego przyjaciele nie drążyli dalej tego tematu. Być może większość uznała, że ich lider po prostu się zamyślił - niektórzy, jak na przykład Axel, rozumieli, że bramkarza zjada swego rodzaju stres. W końcu mecz z tą drużyną był tym, który rozpoczął nową historie drużyny z gimnazjum Raimona. Jednak w młodym sercu nie tkwił tylko strach przed tym, by nie zawieść przyjaciół z Akademii Królewskiej, ale także niepewność związana z dwoma piłkarzami. Długo o tym myślach, aż trener Travis wezwał go do siebie, zadając mu dość dziwne pytanie.- Ustaliłem już skład na mecz z Królewskimi, jednak chcę cię zapytac o zdanie. Którego z braci umieścić w drużynie na czas meczu? - pan trener nigdy nie prosił nikogo o opinię w sprawie składu. Piłkarze mieli wrażenie, iż uważał, że on sam zna się na tym najlepiej. Evans ukrył jednak swoje zdziwienie i przez chwilkę pomyślał, co należało zrobić.
- Nie znam ich na tyle dobrze, by ocenić ich zdolności - przyznał. - Ale uważam, że powinniśmy dać szansę zagrać im obu, więc wpierw możemy wpuścić Ivana, a potem, jeśli uzna pan to za rozsądne, zamienić go na Johny'ego - mężczyzna kiwnął do niego głową. - Jeśli to wszystko... - skłonił się, już chcąc opuścić gabinet trenera, jednak ten zatrzymał go.- Jesteś pewien swojej decyzji? - z nutą niepewności, ale powiedział, iż jest jej absolutnie pewien. Wyszedł i wrócił do domu - z resztą jak inni, którzy teraz odpoczywali, spędzali czas w kawiarniach lub po prostu leżąc w łóżku i oddając się głębokiemu snu.
W ich głowach już widzieli ciemne, czerwone flagi, które powiewały delikatnie na wietrze, obwieszczając, że Królewscy już czekają na starcie z Ramion. Ich celem jest rozliczenie starych rachunków i z pewnością są na to dobrze przygotowani. Trudno powiedzieć, co z ich przeciwnikami. Wiadomo tylko, że dadzą z siebie wszystko i pokażą na boisku swoje serca w całej okazałości, jednak nikt nie wie, czy to całe starcie nie będzie wymagało większego poświęcenia i bardziej otwartego umysłu na wszystko, co dzieje się między ludźmi.
***

CZYTASZ
Inazuma Eleven III
FanfictionZdobycie mistrzostwa świata było nowym początkiem dla japońskiej piłki nożnej. Zawodnicy z gimnazjum Raimona osiągnęli upragniony cel, zdobywając sławę i uznanie ludzi, a kolejny rok szkolny przyniósł następny cel, do którego postanowili dążyć - wzb...