12

196 24 8
                                    

- Miło was znowu widzieć - nikt nie pomyślałby, że tu na boisku na rzeką zobaczą zawodników Akademii Królewskiej. Było ich tylko dwóch, ale właśnie ci byli najlepiej znani zespołowi z Raimon. Jednego z nich widzieli zupełnie nie dawno - wtedy, gdy żegnał się ze swoją przyjaciółką na lotnisku. Drugi zaś obdarzył ich swoim szerokim i niebywale szalonym uśmiechem, jak zawsze wystawiając na wierzch swój długi jęzor.
- Oni chyba jeszcze nie wiedzą, z czym przyjdzie im się nie długo zmierzyć, Dave - Caleb oparł się o ramię kolegi, komentując zdziwione miny zawodników z Raimon. - Co tam, Jude? Tęskniłeś za mną?
- Nawet nie wiesz jak bardzo - odparł nieco sarkastycznie. - Codziennie widzę twoją twarz w koszmarach - mimo wszystko, uśmiechnął się. - Mimo wszystko, nie powinniście być na treningu? - gracze Akademii spojrzeli po sobie, zgodnie przytakując głowami, a głos zabrał Stonewall.
- Tak się składa, że mamy pewne informacje na temat waszych następnych przeciwników.

Raimon zamilkli na parę chwil, zastanawiając się, czego dowiedzą się od starych znajomych.
- Co o nich wiecie? - spytał trochę poważniej Sharp.
- Że są niebywale silni i w następnym starciu tak skopią wam zadki, że będziecie uciekać jak przestraszone kurczaki - nastolatek zaczął swoimi rękami imitować ptasie skrzydła, kręcąc przy tym biodrami, dopóki David go nie uspokoił, tłumacząc reszcie, co chłopak miał na myśli.
- Będziecie grać z nami. Z Akademią Królewską.
- Jak to? Tak szybko? - wiadomym było, iż byli mistrzowie kraju należeli do tej samej strefy co Raimon, jednak ci drudzy z pewnością żyli z jakąś nadzieją, że zmierzą się z dawnymi podopiecznymi Raya Darka gdzieś w okolicach finału.
- Też się zdziwiliśmy, ale na szczęście mamy już przygotowanych parę asów na to spotkanie.
- Żałujcie, że to nie jest pierwszy mecz w grupie, bo jak przegracie, to nici z ubiegania się o Dziką Kartę - Caleb jak zawsze pewny siebie podchodził do każdej rozgrywki.

Taki już był - lubił w swój sposób lekceważyć innych ludzi, sprawiając tym samym, że wzmagał się w nich strach przed jego osobą. Jego największą ambicją nie było jednak pokonanie jakiś, jak on to ujmował, knypków. Głównym celem okazało się przewyższenie Juda Sharp, z którym zresztą rywalizował od samego początku. Dawny strateg Akademii nie przejmował się tym jednak. Jedynym, co wzbudzało w nim swego rodzaju niepokój, były słowa drugiego z chłopców.
- Czyli oni są już gotowi na starcie z nami - skwitował. - Musimy w takim razie wziąć się do pracy, bo jak na razie jesteśmy w tyle.
- Nie przesadzaj, Jude - rzekł z uśmiechem Kevin, obejmując kolegę obok szyi. - Rozmieciemy ich i to oni poczują ogień pod stopami.
- Co, jak co, ale Jude ma rację - poparł go Nathan. - od naszego powrotu zdążyliśmy stworzyć jedynie Sąd Inazumy, ale nie użyjemy go, bo Ereina jest we Włoszech.
- A nie moglibyśmy jej poprosić, żeby przyleciała na ten mecz? - wtrącił się Steve, popierany przez Timmy'ego.

- Odpada. Przecież nie przyjedzie, bo teraz tam się uczy.
- To zorganizujemy porwanie i ją tu sprowadzimy! - chłopiec z kitką uratowany podzielił się swoim pomysłem, jednak nie został on zaakceptowany przez resztę. Ereina była ich przyjaciółką i cenili sobie jej szczęście i marzenia. Musieli jeszcze przez jakiś czas znieść, że dziewczyna jest gdzieś na innym kontynencie, a nie tu z nimi.
- Głowy do góry panowie - zaczął swoje przemówienie Evans. - Wymyślimy coś. Przecież mecz nie jest jutro. Mamy dużo czasu by opracować coś, co Dawvida, Caleba i ich zespół z nóg.

Trening jak zawsze rozpoczął się głośnym okrzykiem. Wiedzieli, że czeka ich bardzo dużo pracy. Nie chodziło tylko o samą technikę, którą najprawdopodobniej będą musieli stworzyć od samych podstaw, ale o dwóch zawodników, którzy mieli wesprzeć zespół w starciu z Królewskimi. Tylko trener Travis nie był łaskaw zdradzić swojej drużynie, kogo wybrał z grupy wielu chętnych piłkarzy.

Główni gracze oddawali się swoim zajęciom, każdy w wybitnie dobrym nastroju. Tylko Axel od jakiegoś czasu wydawał się bardziej zamknięty w sobie niż zwykle. Często trenował sam, w odpowiedzi na pytania posłał tylko jakieś spojrzenie, oczekując, że każdy zrozumie, o co mu chodzi. Evans obstawiał, że jego płomienny przyjaciel po prostu tęsknił za swoją przyjaciółką, która poleciała za granicę. To by wyjaśniło, dlaczego tak często zaglądał do telefonu. Dziwne było jednak to, że Mark dość często proponował Blaze'owi, by zadzwonił do niej, jednak ten z niezrozumieniem przyglądał się potem kapitanowi. Nie tęsknił... Albo był świetnym aktorem, bo wręcz idealnie to ukrywał.

Sam wiele razy, stojąc na bramce, wyobrażał sobie, że nieco młodsza blondynka oddaje strzał, a on próbuje to zatrzymać. Na swój własny sposób odliczal dni, gdy ich libero wróci do Japonii, jednak oni musieli dotrzeć do finału strefy, by jej nie zawieść.
- Wygramy, Errie. Wtedy zagrany razem w finale i zostaniemy mistrzami strefy, a potem spróbujemy sięgnąć po tytuł mistrza kraju.
Wiele rzeczy jeszcze się działo - Tak samo było we Włoszech. Tam właśnie budzili się wszyscy miłośnicy piłki nożnej, czekając tylko, aż rozpoczną się pierwsze rozgrywki. Znaczna większość liczyła na powtórkę zwycięstwa Orfeusza. Jednak nie można z góry zakładać, że wice mistrz świata dalej nim pozostanie. Czas pokaże, kto okażę się lepszy.

Chociaż nie wątpię, że to będzie właśnie Orfeusz...

***

Inazuma Eleven IIIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz