24

158 18 3
                                    

Już tyle razy mówiło się, że jakiś mecz, w którym udział brała Inazuma, był niesamowicie ciekawy i zaskakujący. Po którymś kolejnym razie mogło stawać się to nudne. W końcu nie można było wiecznie zaskakiwać tymi samymi umiejętnościami i znanym wszystkim duchem walki. Dzisiaj zaskakiwał jednak Kirkwood. Porównując ich styl gry i umiejętności z tymi, które widoczne były rok temu, każdy aspekt podnieśli conajmniej o jeden poziom. Najmilszy dla oka okazał się jednak fakt, że bracia Murdock już nie polegali tylko i wyłącznie na sobie, chcąc za wszelką cenę upokorzyć, przez co ich gra była efektywniejsza. Mark już parę razy złapał się na tym, że jego ręka podczas obrony odlatywała gdzieś do tyłu, o mało nie wpuszczając piłki do bramki. Nie było to spowodowane złym przygotowaniem, czy też zmęczeniem. Po prostu atak ze strony przeciwników był niepowtarzalny i kapitanowi trudno było ocenić, czy nie nadejdzie w końcu taki moment, gdy wszystkie jego techniki, nawet Boski Uchwyt, staną się bezużyteczne. Trzymał się jednak dzielnie - czyli jak zawsze.

Co jakiś czas zatrzymywał wzrok na jednym z obrońców z drużyny przeciwnej. Mógł powiedzieć, że mniej więcej kojarzył tego bruneta. Axel wspominał o nim parę razy, nazywając go ''swoim przyjacielem''. Nawet na murawie zauważalne było to, iż w jakiś sposób byli sobie bliscy - Eren ani na chwilę nie dał Blaze'owi możliwości, by od niego uciec. Jego kondycja, a także dobry wzrok powalały na kolana nawet samego napastnika, który wyraźnie widział, jak wysoki poziom osiągnął jego kolega z dawnego zespołu.

Ogromne starania Kirkwood nie uszły bez echa - po kolejnej próbie braci Murdock, którzy pokazali odnowioną wersję Trójkąta Z, Evans poczuł, jak piłka dosłownie wylatuje mu z ręki, spokojnie uderzając w siatkę za nim. Jeden punkt to nic, prawda? Jednak w trakcie pierwszej połowy, dosłownie pod sam koniec, trojaczki odnalazły idealny moment i przy asyście Middletona pokazały, że zdołały wymyślić zupełnie nową technikę, którą nazwali Boskim Trójkątem. Ruchy, które przy nim wykonywali, były łudząco podobne do tych, które należały do sekwencji Trójkąta Z. Na końcu jednak figura, którą razem tworzyli, była odwrócona o sto osiemdziesiąt stopni. Aż trudni było sobie wyobrazić, jak udało im się utrzymać w tak trudnej pozycji, a trójkąty, który kreśliły za piłką tor jej lotu, przyprawiały niemalże o zawrót głowy.

Na koniec pierwszych czterdziestu pięciu minut musieli zejść niepocieszeni. Wyglądali na załamanych w pewien sposób, podczas gdy zawodnicy Kirkwooda nie posiadali się ze szczęścia.
- Co się dzisiaj z wami dzieje, co?! - głos zabrała Silvia. Ona zwykle była tą, która nawet w takich sytuacjach potrafiła być bardzo stanowcza. Może gdzieś w środku czuła, że załamywanie się i przeżywanie straty dwóch punktów nie będzie najlepszym pomysłem? Widocznie uznała, że na to wszystko najlepszy będzie kubeł zimnej wody. - Przecież już raz pokonaliście Kirkwood, chociaż było bardzo ciężko! Dzisiaj zupełnie nie widzę po was determinacji!
Axel spojrzał w stronę drugiej ławki rezerwowych, gdzie jego starzy przyjaciele już omawiali plan dalszego działania.
- Mają lepszą motywację niż my - rzekł jakby z pewnym wyrzutem. Menadżerka, słysząc te słowa, zmarszczyła brwi jeszcze bardziej, zaciskając dłonie w pięści.
- Co ty opowiadasz?! Czy nie wystarczającą motywacją jest szerzenie naszej miłości do piłki i pokazywanie całemu światu, co znaczy duch walki?! - kapitan spojrzał na dziewczynę, uśmiechając się do niej, a potem kładąc dłoń na ramieniu swojego przyjaciela.
- Silvia ma rację. Chociaż jestem ciekawy, o jakiej motywacji mówisz - w ciemnych oczach Blaze'a pojawił się mały płomyczek, który był widoczny dosłownie przez chwilę.
- W finale jest zespół, z którym kiedyś walczyliśmy wiele razy. Zapewne moi starzy kumple chcą kolejny raz im pokazać, że są górą?
- Zespół? Jaki zespół? - do rozmowy wtrącił się Kevin.
- Czerwona Żmija - odpowiedział od razu, zauważając dziwne zmieszanie na twarzy Dragonfly'a. Za to Mark przez chwilę o czymś myślał, a potem pstryknął palcami, znów zwracając się do płomiennego napastnika.

- A co z tobą, Axel? Ty też chcesz się z nimi zmierzyć, prawda? - gimnazjalista jak zwykle mówił z ogromnym entuzjazmem, chcąc otrzymać jak najszczerszą odpowiedź od chłopaka.
- Tak. Mam z nimi parę rachunków do wyrównania na boisku.
- No to stary! To powinna być dla ciebie najlepsza motywacja!
Miał rację. Dlatego właśnie Axel poczuł narastające ciepło w swoim sercu. Miał wiele wspomnień z drużyną, która dumnie stała obok gotowej do ataku żmii. Nie były niestety dobre - w końcu nie tylko on nie bardzo ich lubił. Tam samo było z Kirkwood, czy też Ereiną, która chyba musiała szczególnie źle ich wspominać - w końcu przez jednego z graczy miała problemy z nogą.

Sędzia pokazał, że pora rozpocząć kolejne czterdzieści pięć minut. Chłopcy powoli zbierali się na murawę, widząc pewne spojrzenia zawodników z gimnazjum Kirkwooda. Sami starali się jedynie zachować spokój, bo dzięki temu będą w stanie cokolwiek osiągnąć. Spokojnie oczekiwali, aż zabrzmi ten jeden, krótki gwizdek i jak komentator rozpocznie znów swoimi słowami kolejną połowę meczu. Oczy wielu były skupione na tych dwóch zespołach. Może wśród nich były takie jedne, można rzecz wyjątkowe, które najbardziej czekały na to, by dostrzec zwycięstwo bliskich na swój sposób osób...

***

Inazuma Eleven IIIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz