Starcie, na które czekał każdy...
Kolejny raz mieli okazję stanąć na boisku należącym do Akademii Królewskiej. To miejsce dalej wydawało się dość straszne, a jego mury wciąż trzymały w sobie wspomnienia z dawnych lat. Jude miał wrażenie, że przechodząc przez znane mu korytarze, czuł obecność swojego dawnego trenera, który niegdyś był jego mistrzem.
Wiedział, że nie musi już martwić się tym, czy przeciwnicy będą grali czysto. Pieczę nad Królewskimi przejął jakiś mężczyzna, którego imienia niestety nie znał, ale z relacji Davida wiedział, że ten człowiek miał pojęcie o tym, czym jest prawdziwa piłka nożna i miłość do niej. To uspokajało go w pewien sposób, jednak myśl o tym, że zupełnie nie wiedział, czego może się spodziewać, przytłaczała go niczym belki spadające z nieba.Gdy już stanął na swojej pozycji, wymienił się spojrzeniami z Davidem, który teraz pełnił funkcję kapitana. Kawałek za nim dostrzegł dość delikatny uśmiech malujący się na twarzy Caleba. Jak zawsze, gdy patrzyli na siebie, Stonewall unosił kącik swoich ust do góry. Dzisiaj dodatkowo machnął dłonią w stronę bruneta, przez chwile ruszając swoimi ustami. Sharp bez trudu domyślił się, co chciał mu przekazać.
- Tobie też życzę powodzenia - rzekł dość cicho, zerkając teraz na swoją stronę boiska. Wszyscy zawodnicy czekali tylko na gwizdek sędziego. Wśród grających znalazł się też Ivan, który dziś miał pierwszą okazję, by się zaprezentować.Raimon mogli rzec, że w pewnym sensie od niego i jego brata zależały losy meczu. Byli jak dwa asy, które mogły zaważyć o wygranej - jako jedyni nie byli znani zawodnikom Akademii Królewskiej.
Mecz rozpoczęli przeciwnicy, którzy już na wstępie pokazali, że bardzo dobrze panują nad emocjami i piłką. Jude dostrzegł, że jego przyjaciel z opaską na oku biegał szybciej niż zwykle, a jego ruchy okazały się o wiele trudniejsze do uchwycenia. Caleb dalej słynął z dokładnych, długich podań, teraz dokładając do nich jeszcze większą szybkość.
- Co takiego przygotowali na dzisiaj? - Mark zadawał sobie to pytanie. Nie zauważał nic - nawet wtedy, gdy w jego stronę coraz częściej leciały strzały, które chciały dodać parę punktów na konto Królewskich. Dopiero po jakimś czasie wszyscy zrozumieli, jaki był cel tej zagrywki. David włożył dwa palce do ust, wydając z siebie głośny, charakterystyczny gwizd. Sharp i Evans w tym samym czasie unieśli głowy do góry, oczekując na nadejście znanych sobie ptaków. Nie pojawiły się jednak - albo raczej takie mieli wrażenie. Mark zaraz poczuł, że jego ręce stały się niebywale ciężkie. Spojrzawszy w bok, dostrzegł właśnie pingwiny, z których każdy trzymał z jakiś łańcuch, który oplatał każdą z jego dłoni uniemożliwiając mu ruch. Tak właśnie bez zbędnej straty czasu Stonewall oddał celną bramkę, nie marnując zmagazynowanej siły.
- Podobała ci się nasza niespodzianka, Mark? - zagadnął Samford. - To były Sidła Królewskich Pingwinów, którym żaden bramkarz się nie oprze.W ten sam sposób zdobyli jeszcze jedną bramkę, a gdy zabrzmiał gwizdek, chłopcy z Raimon zaczęli martwić się swoim wynikiem. W trakcie przerwy próbowali dociec, czemu nie mogli nawet zbliżyć się do bramki Królewskich. Wtedy właśnie Kevin dał upust swoim emocjom.
- Nie chce być wrednym zrzędą, ale to wszystko wina Ivana. Co podajemy mu piłkę, on tylko puszcza ją albo pozwala przeciwnikom ją odebrać. Uważam, że grając w dziesiątkę, wypadlibyśmy na tym lepiej - jego słowa mogły zaboleć - dlatego właśnie pierwszoklasista udał się w stronę szatni, a za nim brat, który starał się go pocieszyć. Również w tym samym kierunku udał się Mark, który chciał jakoś pokrzepić serca młodych piłkarzy, przy okazji mając możliwość, by usłyszeć ich rozmowę.
- Nie zamartwiaj się, Ivan. Masz prawo jeszcze nie ogarniać gry, z resztą jak ja teraz wyjdę na boisko, to też nie zagram najlepiej - w słowa Johny'ego dało się wyzuć smutek. Pokazał też, jak bardzo zależało mu na bracie.
- Tylko ja czuję się tak, jakby na boisku nie było kogoś oprócz Austina, komu mógł bym zaufać - to zdanie trochę ugodziło w serce kapitana, a potwierdzenie drugiego z chłopców, że czuje dokładnie to samo, zasmuciło go. Wyszedł po braci, zabierając ich bez słowa na górę.Rozpoczęli drugą połowę.
Mark cały czas pogrążony był w myślach, obserwując Johny'ego, który ledwo dawał sobie radę. Przypomniał sobie wtedy słowa trenera.
- Jesteś pewien swojej decyzji?
- Chciał pan zasugerować, że wpuszczanie ich na boisko to zły pomysł? Ale sam pan ich wybrał... - to było dla niego zupełnie nie jasne. Dopiero gdy zamknął oczy, przypomniał sobie jeszcze jedną rzecz. Słowa dziadka...
- Bo widzisz. Młode jabłka nie wydadzą owocu bez bliskiej obecności kogoś ze swojego gatunku. Nawet jeśli dzielą je tylko dojrzałe banany.
- Już wszystko rozumiem! - otrząsnął się, widząc, że Jack ledwo dał radę obronić bramkę przed strzałem Królewskich.Zanim ktokolwiek zdołał wykonać krok, Evans szybko krzyknął w stronę pana Travisa.
- Trenerze, czas! - mężczyzna posłuchał go, a sam kapitan postanowił za Nathana wpuścić Ivana, który szybko stanął obok brata. - Podawajcie do Austina, a potem do Ivana i Johny'ego! - takie polecenie skierował do swoich przyjaciół. Nie wiedział, czy na pewno robi dobrze, jednak później przekonał się o skutkach.Piłka szybko znalazła się w posiadaniu Austina, a ten wysłał ją zaraz do swoich przyjaciół, którzy zgodnie kiwnęli głowami. Wtedy nastąpił przełom. Biegli tak szybko, że trudno było uwierzyć, iż to ci sami zawodnicy, którzy bali się wykonać jakikolwiek krok. Na sam koniec obaj wzbili się w powietrze i wykonali atak, którzy oni nazywali Zemstą Lasu. Evans dostrzegł tylko, że za piłką zaczął pojawiać się rząd drzew, a później zauważył leżącego na ziemi Kinga, który nie obronił tego ataku.
Wtedy Mark zrozumiał, co dziadek miał na myśli. Ci dwaj byli jeszcze młodzi i trudno im było zaufać komuś innemu niż sobie, a oni uparcie rozdzielali ich podczas treningów i nawet na meczu. Bramkarz wiedział teraz, że musi zrobić wszystko, by Ivan i Johny poczuli się w drużynie jak w rodzinie, bo widać u nich ogromny potencjał - i to dzięki temu Akademia Królewska poraz kolejny ugięła się przed Raimon.
***
CZYTASZ
Inazuma Eleven III
FanfictionZdobycie mistrzostwa świata było nowym początkiem dla japońskiej piłki nożnej. Zawodnicy z gimnazjum Raimona osiągnęli upragniony cel, zdobywając sławę i uznanie ludzi, a kolejny rok szkolny przyniósł następny cel, do którego postanowili dążyć - wzb...