1.

505 22 110
                                    

Mijała właśnie trzecia godzina jazdy w tym wielkim, pustym autobusie, kiedy wreszcie coś zaczęło się dziać. Coś na tyle ciekawego, że przykuło uwagę obojga bliźniąt Pines. Do tej pory nie musieli martwić się o prywatność, hałaśliwych pasażerów i inne wątpliwe przyjemności związane z jazdą komunikacją miejską – ale miało się to zmienić.

Pojazd zatrzymał się na jednym z przystanków, drzwi otworzyły się boleśnie powoli, a kierowca – który notabene nigdzie się nie spieszył – z rozbawieniem patrzył, jak do środka pędem wbiegła zadyszana dziewczyna. Parę jasnobrązowych kosmyków uciekło z jej niedbale związanego koka, na czoło wystąpiły kropelki potu a twarz zaczerwieniła się z wysiłku, kiedy wreszcie rzuciła na ziemię dość sporą, wyglądającą na ciężką torbę podróżną. Z ledwością łapała oddech, jakby właśnie uciekła zaopatrzonemu w maczetę Usainowi Boltowi.

- W jedną... Stronę... Do Gravity Falls... - wysapała.

Kierowca zmierzył nową pasażerkę zaciekawionym spojrzeniem, wydając bilet. Dziwny akcent dziewczyny od razu zwrócił uwagę zarówno jego, jak i Mabel oraz Dippera, obserwujących z zainteresowaniem rozgrywającą się przed nimi scenę.

- Panienka nietutejsza, huh? - zagadał kierowca, przyjmując zapłatę.

Dziewczyna spojrzała na mężczyznę nieco nieprzytomnie, zamrugała i roześmiała się z zażenowaniem.

- Co? A, tak. Nie jestem stąd. Właściwie nawet nie z Ameryki. Z Polski.

Jej oddech nieco się uspokoił, przez co akcent przestał być aż tak słyszalny.
Dziewczyna ze stęknięciem zarzuciła sobie torbę na ramię i ruszyła ku rzędom wolnych miejsc.

W tym momencie Mabel zaczęła machać w kierunku nieznajomej, radośnie się przy tym szczerząc.

- Hej, cześć! My też jedziemy do Gravity Falls, poznajmy się!!

Dipper westchnął w myślach. Nawet nie zdążył szturchnąć siostry w bok. Pozostało mu w milczeniu znosić jej nadzwyczajną zdolność ufania każdemu nieznajomemu i pragnienie międzyludzkich kontaktów. On nigdy nie był tak otwarty.

Dziewczyna spojrzała na nich z zaskoczeniem i z lekką niepewnością usiadła na miejscu przed bliźniętami. Torbę rzuciła na siedzenie obok. Dopiero potem uśmiechnęła się nieśmiało do dwójki.

Mabel wstała i oparła się ramionami o oparcie przed nią. Na jej twarzy gościł szeroki uśmiech, ukazujący rządek równych zębów - skutek noszenia aparatu przez jakieś trzy lata.

- Jestem Mabel! A to mój brat bliźniak, Dipper! Lubię brokat i swetry, i poznawanie nowych ludzi! Miło mi cię poznać! Zostaniemy przyjaciółkami?!

- Paula, miło mi... - podała rękę każdemu z osobna, przy czym Mabel prawie porwała ją do przytulasa. Zdecydowanie, Mabs pozwalała sobie na zbyt wiele w stosunku do obcych.

Pierwsze wrażenie było dość... dziwne. Chociaż dwójka była rodzeństwem, całkowicie się od siebie różnili. Oczywiście, z twarzy byli niesamowicie podobni, ale już sam ich ubiór zwiastował różnice charakteru.
Mabel - mimo gorącego dnia - miała na sobie sweter koloru błękitnego ze wzorkami małych, goniących się świnek, prawdopodobnie ręczna robota, precyzyjna i staranna. Ale to ten uśmiech nadawał całej jej postaci swego rodzaju iskierki, jakby promieniała szczęściem dla samego faktu lśnienia. No i podskakiwała z podekscytowaniem, jakby zarażała szczęściem wszystkich naokoło.

A siedzący obok niej Dipper... Chłopak miał na sobie dość dziwny bezrękawnik koloru czarnego oraz t-shirt. Co przykuwało uwagę, to zrobiony białym tuszem tatuaż, pokrywający większą część ramion chłopaka. Mityczne, trudne do rozszyfrowania symbole nachodziły na wierzch dłoni i znikały pod materiałem rękawków. Siedział ze skrzyżowanymi rękoma i patrzył spod byka.

UMOWAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz