Ciemność... Poruszanie się przez gęstą mgłę co prawda nie sprawiało Strange'owi trudności - zwłaszcza w demonicznej formie - ale wygodne jak trzygodzinna podróż w bagażniku starego Golfa bez przeglądu. Co więc skłoniło Tada do przeżywania tej wątpliwej przyjemności?
Szukał Gaueko - istoty nocy, która mogła okazać się przydatna w jego planach. Może i nie żyli na dobrej stopie (głównie przez to, że obaj poruszali się po podobnych terenach), ale miał nadzieję na przeciągnięcie go na swoją stronę. Daogena spotkał przez przypadek już wcześniej i z nim nie mógł się dogadać w żaden sposób, więc opuścił jego teren zanim potwór zamachnął się na niego toporem. Mając do wyboru poszukiwania jednego stwora i starcie z drugim, wybrał opcję pierwszą.
I być może znalazłby w końcu potencjalnego towarzysza, gdyby nie to dziwne, mrowiące uczucie, jakie go przeszło. Nagle przestał odczuwać sygnały z wymiaru ludzi... Ale ignorował to przez jakiś czas. W końcu ludziom też zdarza się mieć słabsze łącze z internetem, no nie?
Nie przejmował się tym zbytnio do momentu, gdy zirytowany bezowocnym poszukiwaniem Gaueko zrobił sobie przerwę. Ponieważ jednak w wymiarze ludzkich wierzeń nie działa wifi, Strange postanowił zerknąć, co właśnie porabiała Paula.
Znaczy, chciał ją poszpiegować.
Ale nie mógł.
Pomarudził coś pod nosem, powkurzał się na niewiedzę, aż doszedł do wniosku, że zakłócenia muszą leżeć po stronie dziewczyny. Tylko jakim cudem?!
Jedyną opcją było usunięcie znaku... Z tym, że tego mógł dokonać jedynie egzorcysta, a Dipper Pines... No dobra, może i był uzdolniony, ale nie ma opcji, że Paula prawie pokazała mu cycki. Więc kto?
Coś mu nie pasowało. Coś mu cholernie nie pasowało. Jakiś element układanki odchodził od reszty, czuł się trochę tak, jakby jedząc spaghetti przegryzł coś chrupiącego.
Musiał się dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi... Spędził już zbyt wiele czasu na poszukiwaniach, a wizja samotnej walki nie była tak straszna w porównaniu do spóźnienia się na nią.
Napędzany myślą o rychłym przejęciu władzy nad światem, otworzył portal i powrócił do Gravity Falls. Pozostawienie za sobą mglistych nizin przyszło mu z zadziwiającą łatwością – nigdy nie lubił chłodnych, wilgotnych klimatów.
Las przywitał go odgłosami, jakie zwykle można usłyszeć w lesie: tętentem kopyt jeleni, ćwierkaniem ptaszków, szelestem gałęzi i wrzaskiem przerażonego grzybiarza, który rzucił w Strange’a wiaderkiem prawdziwków i uciekł.
Pozornie wszystko wyglądało normalnie. Na pierwszy rzut oka nie zmieniło się nic, no może poza tym, że temperatura wzrastała przerażająco szybko. Gdyby był człowiekiem, prawdopodobnie zacząłby przeklinać upał, ale na szczęście był demonem. Nie zastanawiając się długo, teleportował się przed dom Wendy oraz - co istotniejsze - rezydującej tam Pauli.
Nie zastał tam dziewczyny. Gdyby miał usta, zapewne by się skrzywił. Póki jednak jedyną formą ekspresji było oko, pozwolił sobie zmrużyć je podejrzliwie. Gdzie się podziała ta przeklęta Polka?...
Oczywiście, jedynym logicznym miejscem była Tajemnicza Chata, ale wędrówki w te okolice mogły się skończyć przedwczesnym skopaniem tyłka. Doskonale wiedział, że mając w ekipie znawców zjawisk paranormalnych, rodzinka Pines podejmie przeciw niemu jakieś działania ochronne... Gdyby jednak udało mu się podejść na tyle blisko, żeby upewnić się o obecności dziewczyny... Miałby pole do popisu.
Ku uciesze Strange'a, zaklęcia nie były szczególnie mocne, przynajmniej te na zewnątrz. Co prawda nie dał rady przez nie przejść (a tym bardziej dostać się do domu, osłoniętego jakąś dziwną, srebrzystą barierą), ale to wystarczyło, by utwierdzić się w przekonaniu, że Paula tam jest.
Nie wyglądała zbyt radośnie, podobnie jak i znaczna większość towarzystwa. Co oni tacy zmarnowani? Czyżby noc im nie służyła? Włóczyli się po podwórku z minami godnymi licealistów, zmierzających na dwie lekcje matematyki o siódmej rano. Może to dzięki jego wpływowi?
Tadeusz odczuł dreszczyk satysfakcji na myśl o tym, że jego uroki odcisnęły takie piętno na przeciwnikach. Co prawda Strange nigdy nie był specem od koszmarów, ale nienawiść i wściekłość znacząco mu w tym pomogły...
Co z kolei zaczęło go zastanawiać, to obecność tylu ludzi na terenie Chaty... Zauważył młodego Gleefula i córkę Północnych, którzy razem popijali Pitt Colę przed budynkiem. Poza nimi zauważył jeszcze jakiegoś dziwnego gościa z tatuażami, który od razu przykuł jego uwagę. Gdzieś już widział podobne tatuaże...
Co prawda nigdzie nie dostrzegł swojego arcywroga numer jeden, ale to mu w niczym nie przeszkodziło. Dopadnie Cyferkę prędzej czy później.
Paula przechadzała się po podwórku wyraźnie struta i nieszczęśliwa. Gdyby tylko mógł jakoś się z nią skontaktować... Gnany nagłą myślą aż zatarł ręce z uciechy i obrócił się wokół własnej osi, by zniknąć z cichym świstem.
Teleportował się między drzewa, gdzie cień dawał namiastkę schronienia. Powstrzymując wredny chichot, zaczął knuć swój plan.
Klucz do sukcesu tkwił w tym, żeby zdołał przekonać Paulę do przejścia na jego stronę, a jeśli nie... Zrobi to siłą. Dziewczyna miała w sobie o wiele więcej energii niż podejrzewała, w dodatku jakoś każdy (włącznie z jej boskim towarzyszem) uparcie ignorowali ten fakt. Od dawna wyczuł, że jest przesiąknięta mocą Delty, zupełnie jakby żywiła się jego siłą.
Widzicie, problem Tada był taki, że nie mógł swobodnie hasać po snach swoich ofiar - jego domeną była noc, a nie sny. W ciągu dnia mógł sobie co najwyżej pomarzyć o przejęciu władzy nad światem. Pozostawała jeszcze opcja by kogoś opętać, ale hej, czy coś podobnego nie wydarzyło się jakieś siedem lat temu?...
Myśląc gorączkowo, postanowił na tę chwilę odpuścić. Może i był wredny, paskudny i do tego lubił chleb, ale to jeszcze nie czyniło z niego potwora.
Gdyby Strange nadal był w swojej poprzedniej formie, na jego ustach pojawiłby się chytry uśmiech. Nie na darmo był mistrzem manipulacji.
-+-+-
Pyronica powróciła z innego wymiaru w dość dobrym nastroju. Udało jej się skontaktować i z Gaueko, i z Deogenem. Chociaż żaden z nich nie potwierdził, że pojawi się podczas bitwy o teren, wydawali się zainteresowani - choćby przez sam fakt, że błąkanie się po wiecznie zamglonych polach nie było ekscytujące. Właściwie to kłótnię o Gravity Falls między Cyferką a Strangem porównali do gównoburzy zjadanych przez hormony nastolatek przed okresem - nic więc dziwnego, że potencjalni uczestnicy woleli przyszykować sobie popcorn i pełnić rolę obserwatorów, aniżeli oberwać.
Wkroczyła w ludzki wymiar i zmrużyła oko, oślepiona promieniami słońca. Miała szczęście, że demony nie odczuwały temperatury jak ludzie – inaczej już dawno byłaby mokra jak dłonie piętnastolatka przed pierwszą randką.
Lewitowała niespiesznie przez las, starając się nie przeszkadzać zwierzętom i potencjalnym grzybiarzom. Była tak zamyślona, że nie dochodził do niej ani śpiew ptaków, ani szum sosnowych igieł. Dla Pyronici ktoś mógłby wygłuszyć cały świat.
Teraz zostało jej tylko jedno zadanie, najtrudniejsze do tej pory. Przed nią rozciągała się wizja stanięcia oko w oko z dawnym szefem. Robiła to wszystko dla Billa i musiała mu pokazać, że żałuje. A przyznać się do błędu było dla niej równie trudne, co dla polityków wyjaśnić, gdzie podziało się siedemdziesiąt milionów złotych.
Drzewa zaczynały się przerzedzać, gdzieś po lewej stronie prześwitywała piaszczysta droga, po której przemknął autobus. Demonica była coraz bliżej celu – strzelisty dach Tajemniczej Chaty górował nad polaną, wabiąc ku sobie turystów czy wędrowców. O dziwo autobus nie zatrzymał się obok turystycznej atrakcji a przejechał dalej – Pyronica dostrzegła tablicę informującą o kilkudniowym zamknięciu.
Przez dłuższą chwilę wpatrywała się w znak, a potem westchnęła. Chciała polecieć nieco bliżej, ale musiała zrobić sobie krótką przerwę. Czuła się trochę tak, jakby coś wysyłało z niej energię...
- Te magiczne bukieciki to całkiem przydatna rzecz – odezwał się głos, którego miała nadzieję nie usłyszeć. – Za blisko nie podejdziesz... Chyba, że masz ciało człowieka. Paskudna sprawa.
Strange lewitował tuż za nią, wpatrując się nieobecnym wzrokiem w podwórko Tajemniczej Chaty. Jego spojrzenie nie było skupione na niczym szczególnym, ot, zagubiona we własnych myślach, potężna istota. To, że nie mrugał, powodowało u niej dyskomfort.
- Nie mam pojęcia co tu robisz i nawet nie chcę tego wiedzieć - powiedział oschle. – Ale skoro już tu jesteś, przydasz mi się do czegoś.
Demonicy bardzo nie podobał się ton głosu demona nocy. Niechętnie skinęła głową, a Strange przymrużył oko usatysfakcjonowany.
- Tam, na kanapie przed domem... Widzisz?
- Mhm... - mruknęła, nie do końca pewna, co dokładnie powinna była widzieć. Oczywiście, wskazane przez Tada miejsce trudno było przeoczyć - ale to nie o to mu chodziło, na pewno...
- Ta dziewczyna, która siedzi po lewej stronie...
- Niska, pulchna, z kokiem i twarzą męczenniczki? Co z nią?
- To jest właśnie Paula Belt. O nią mi się rozchodzi. Mając ją po swojej stronie, uda mi się wygrać.
Pyronica powstrzymała się przed prychnięciem. Obawiała się, że Tad źle odczyta jej reakcje. A miała jeszcze coś do zrobienia.
- A jest taka ważna, ponieważ...
- Ten blond chłoptaś obok niej jest bogiem matematyki - Strange spojrzał na towarzyszącego dziewczynie młodzieńca i skrzyżował ramiona. - Bogowie nie kręcą się przy zwykłych ludziach. Paula ma w sobie ogrom mocy, która tylko czeka, by ją ukierunkować. Gdyby dołączyła do mnie, stałaby się dość silnym demonem, a może i sojusznikiem... A z drugiej strony mógłbym spokojnie szantażować Cyferkę i jego cyrkowe małpy.
Pyronica przeczuwała, że nakaz Strange'a nie przypadnie jej do gustu. Cokolwiek od niej chciał, nie było to nic "normalnego".
- Podejdziesz do nich jak najbliżej. Dorwij tę dziewczynę na osobności i przekaż jej, że ma przyjść o siedemnastej na polanę, gdzie Bill był zaklęty w kamień. Ma być sama. Jeśli nie będzie się chciała stawić, powiedz, że naślę wszystkie znajome demony z Polski na jej młodszego brata.
Pyronica skinęła głową, choć w głębi duszy westchnęła ciężko.
- Coś jeszcze?
- Skoro tak się wyrywasz... - mruknął Strange, zerkając w stronę towarzyszki. - Przekaż Billowi, że go pozdrawiam. Mam gdzieś, kto cię zobaczy – ale nasz niegroźny szantażyk musi pozostać incognito. To tyle.
Tadeusz polewitował jeszcze przez moment w milczeniu, zastanawiając się, czy jeszcze czegoś mu potrzeba. Stwierdziwszy, że pałacu ze złota i bezwzględnej dominacji nad gatunkiem ludzkim nie uda mu się zdobyć w tej chwili, otworzył portal i zniknął bez wielkich ceregieli.
Pyronica myślała intensywnie. W co ona się wpakowała?! Gdyby tylko zazdrość i wstręt do ludzi nie namieszały jej w głowie, mogłaby wieść spokojne życie w wymiarze koszmarów... Ale nie mogła żałować podjętej decyzji. Musiała zmierzyć się z konsekwencjami. Otrząsnęła się z ponurych myśli i przyczaiła, planując jakoś wywabić dziewczynę w bardziej kameralne miejsce.
Ku jej zdziwieniu, a także radości, Paula po krótkiej rozmowie ze Stanley'em podniosła się z kanapy i skierowała gdzieś za Chatę. Demonica postanowiła ją śledzić, co nie było zbyt trudne dzięki obecności drzew, wśród których mogła się skryć.
Paula chwilę pokręciła się po podwórzu, ignorując beczki z bliżej nieokreśloną zawartością, złom nieznanego pochodzenia oraz stos równo porąbanego drewna. Jej uwagę przykuł czerwony samochód starszego Pinesa. Podeszła do maszyny pewnym krokiem i zdecydowanym ruchem otworzyła maskę, a potem pochyliła się tak nisko, jakby miała zniknąć w metalowych bebechach maszyny. Widocznie miała czymś zajęte myśli, bo nawet nie podniosła głowy, gdy Pyronica podeszła bliżej.
Demonica była na tyle blisko, by obserwować jej poczynania bez obawy o bycie wykrytą przez osoby trzecie. Z satysfakcją uderzyła pięścią w najbliższe drzewo. To zatrzęsło się, obsypując okolicę i Pyronicę deszczem zielonych igieł. Polka podniosła głowę zaalarmowana. Wtedy też różowy demon nawiązał kontakt wzrokowy z Paulą.
Dziewczyna nabrała powietrza w płuca, jakby chciała krzyknąć, jednak Pyronica przyłożyła palec do swoich ust, próbując dać jej znak, by ta była cicho. Drugą ręką przyzwała ją do siebie. Polka rozejrzała się z wahaniem, jakby nad czymś myślała. Wreszcie niepewnie zrobiła kilka kroków w stronę różowego demona.
Wysłanniczka Strange’a podniosła obie dłonie pokazując, że jest nieuzbrojona – co prawda dla demona ten gest był tak przydatny jak karty do głosowania korespondencyjnego, bo w każdej chwili mogły zapłonąć ogniem (zarówno dłonie demona jak i wspomniane papiery), ale dziewczynę widocznie to uspokoiło. Ostatnie parę metrów przeszła pewniej, choć oglądając się za siebie.
- Przynoszę wiadomość dla ciebie – powiedziała demonica, nie kryjąc niechęci.
Paula skrzyżowała ramiona.
- Tak? Jaką?
- Siedemnasta, polana, gdzie Bill był zaklęty w kamień. Bądź tam.
- Po co? - Paula zmarszczyła brwi i skrzywiła się lekko, podejrzewając, że doskonale wie, kto za tym stoi.
- Komuś bardzo zależy, by się z tobą zobaczyć... Wiesz, komu? - westchnęła Pyronica. - Twojemu przyjacielowi o imieniu Tad. I jeśli cię tam nie będzie... Powiedzmy, że twojemu bratu może się coś stać.
Paula zbladła. Zacisnęła na ramionach wilgotne dłonie, starając się opanować nerwowe przebieranie palcami.
- Mojemu bratu? - lekko uniosła jedną brew, udając zdziwienie.
- A i owszem. W twoim kraju żyje wielu znajomych Strange'a. Na pewno nie pogardzą okazją, by rozprostować szpony... Także wiesz. Siedemnasta, polana w lesie.
Przed dziewczyną błysnęła znienacka jasnozielona tarcza, a w stronę demonicy pomknęła kula niebieskiego ognia.
- ODSUŃ SIĘ! - krzyknęli jednocześnie Dell i Bill, i choć obaj krzyczeli do różnych osób, obie strony dotychczasowej rozmowy odskoczyły od siebie.
Pyronica uniosła obie dłonie, jakby umywała ręce od brutalności. Do Pauli dobiegł bóg matematyki i stanął przed nią, celując otwartą dłonią w jej rozmówczynię.
- Wstrzymać ogień, przecież znam Billa - mruknęła demonica chłodno.
- Super, cieszę się - parsknął Dell sarkastycznie. Zaraz po tym spojrzał na Polkę, która drżała na całym ciele. Jakby nie wiedząc co zrobić, obrzuciła boga matematyki bezradnym spojrzeniem, w którym czaiło się coś więcej niż zwykły strach. – Paula, co jest? Zrobiła ci coś?!
Dziewczyna pokręciła głową i opuściła ją, zasłaniając twarz kurtyną włosów. Blondyn poczuł wściekłość wobec demonicy. Walczył ze sobą, rozdarty między chęcią spuszczenia łomotu Pyronice, a potrzebą uspokojenia dziewczyny. Rzuciwszy szybkie spojrzenie Billowi zorientował się, że demon zajmie się przybyszką, więc sam odciągnął Paulę na bok.
- Mów jak na spowiedzi, czego ona od ciebie chciała? – zapytał stanowczym głosem.
- Niczego ważnego... – mruknęła Paula. Bo przecież prośba o spotkanie nie była niczym ważnym, prawda?
- Nie akceptuję takiej odpowiedzi – odparł Dell twardo. – Wiesz, jak wyglądasz? Jakbyś ujrzała wizję piekła! Takie spojrzenie mają tylko męczennicy, torturowani i biurokraci! Czego chciała od ciebie Pyronica?
Paula westchnęła ciężko. Delta chyba miał rację, być może powinna była mu powiedzieć... Ale wtedy nie było mowy o wyjściu na polanę, a wcale nie miała dużo czasu. Była wręcz przekonana, że zostałaby zamknięta w piwnicy, gdyby tylko wyraziła chęć wyjścia poza obręb Chaty.
Podniosła głowę, uśmiechnęła się z niemałym trudem i złączyła dłonie, kręcąc kciukami młynka.
- No wiesz... Spanikowałam, bo pojawiła się znienacka... Nastraszyła mnie trochę, ale już mi przechodzi...
- I jesteś pewna, że nie poszło o nic więcej? – Dell ze zmartwioną miną złapał dziewczynę za ramiona. – Martwię się o ciebie. To bardzo nie w twoim stylu, żeby trząść portkami przy pierwszej lepszej demonicy.
- Mówiłam, że to nic ważnego...
- Jak chcesz – bóg matematyki dał za wygraną, jednak nie spuścił dziewczyny z oka. Wręcz przeciwnie: objął ją ramieniem i przysunął do siebie. – Ale nie myśl, że odpuszczam całkowicie. Tylko na ten moment. Bo chcę zobaczyć, jak Bill spuści tej cizi wpierdziel, a z ciebie nic już nie będzie wyciągnę.
Paula uśmiechnęła się pod nosem. Być może jej plan pozostanie nieodkryty – choć i tak nie była tego taka pewna.
W czasie, gdy Dell i Paula rozmawiali na boku, na tył Chaty przybiegło więcej osób, w tym zaaferowany Stanford oraz Mabel, która ze zmartwioną miną przyglądała się Billowi. Kiedy rozpoznała Pyronikę, stanęła jak wryta. Dipper dobiegł do siostry i osłaniając ją swoim ciałem celował we wroga palcem, a tatuaże na jego ramieniu złowrogo lśniły bielą.
- Chcę tylko pogadać – powiedziała demonica, mierząc wzrokiem każdego obecnego. – Mam coś do przekazania Cyferce.
- Nie mam czasu na naprawianie więzi i inne głupie rozmówki - odezwał się Bill, podlatując do dawnej przyjaciółki. Stanął w odpowiedniej odległości, nonszalancko opierając się na swojej lasce.
- Na polu bitwy pojawią się Deogen i Gaueko - powiedziała Pyronica spokojnie, jakby od niechcenia.
- Super, cieszę się – odparł Bill sarkastycznie, bezwiednie powtarzając słowa Della. – To wszystko?
Pyronica zupełnie nagle zmieniła postawę. Spojrzała na ziemię, zwieszając głowę. Jej głos stracił ten nonszalancki ton, a zamiast niego pojawiła się nutka żalu.
- Nie postąpiłam najlepiej, wiem. Chciałabym ci jakoś to wynagrodzić... Zawsze byłeś prawdomówny i traktowałeś mnie fair. Jednak nie mogę odłożyć na bok swoich przekonań... Próbowałam. Mimo to nie chciałabym między nami wojny.
Bill potarł dłonią swój podbródek i westchnął. Zerknął za siebie, rzucił szybkie spojrzenie ludziom i wyciągnął dłoń w stronę Pyroniki, podchodząc nieco bliżej.
- Rozstańmy się tu i teraz. Idź w swoją stronę, ja pójdę w swoją... Uznamy, że się nie znamy - skinął głową w stronę różowej i spojrzał na nią znacząco.
Demonica zdziwiona zerknęła na wyciągniętą dłoń, po czym ją uścisnęła.
Pracowała z Cyferką wystarczająco długo, by wiedzieć, że polubowne załatwienie czegokolwiek raczej nie wchodzi w grę. Jednak ostatnio udowodniła, że logika nie była jej mocną stroną. Może zrobiła to w przypływie nadziei, może zmęczenia, a może po prostu sądziła, że Bill zaraził się od ludzi czymś, co oni nazywali emocjami.
Jej umysł nawet nie zarejestrował tego, co się dzieje. W jednej chwili ściskała dłoń dawnego szefa, a w kolejnej jej ręka, a potem ramię stanęły w niebieskich płomieniach. Ogień rozchodził się tak szybko, że nawet nie podjęła, a jedynie odskoczyła od demona. Na próżno usiłowała ugasić żar, języki ognia pojawiły się wszędzie. Pochłaniały ją, nie zadając bólu, lecz spalając w niebyt.
- Co to ma znaczyć?! – wrzasnęła w próbie ratowania swego istnienia. – Przestań! Cofnij to!
Cyferka uśmiechnął się drapieżnie. W tym pełnym satysfakcji wyszczerzu nie było ani odrobiny humoru.
- Nie muszę ci się z niczego tłumaczyć. Dobrze wiesz, że na to zasłużyłaś, więc... Baw się dobrze w Niebycie!
- PRZEPRASZAM, TEGO CHCIAŁEŚ?! POMÓŻ MI DO CHOLERY! BILL!
Błagania wkrótce zmieniły się w skomlenie o litość, ale złoty demon ignorował każde z nich. Zanim Pyronica zupełnie zniknęła, dostrzegła czerwone spojrzenie dawnego szefa.
- Już sam nie wiem, kto jest głupszy. Ty, czy on.
Demonica stała się jedynie wspomnieniem. W miejscu, gdzie stała, nie było już nawet ognia. Zupełnie, jakby różowy demon o imieniu Pyronica nigdy nie istniał.
Nastąpiło kilka błogich sekund ciszy. Bill zdążył jedynie nabrać powietrza w płuca, wiedząc, co za chwilę się stanie. Odwrócił się do grupy, rozkładając szeroko ręce.
- Koniec naszego zwariowanego pokazu dezintegracji! Macie ochotę na anihilację? Całkowite wymazanie z istnienia? Zapraszam w środy i piątki, wskazówek udzielam w ramach teleporady!
- Co to miało być?! – zawołał Dipper, na zmianę blednąc i zieleniejąc na twarzy. – Ty ją zabiłeś!
- To tylko mała egzekucja, nic takiego.
- NIC TAKIEGO?!
- Jak to w ogóle możliwe?! – zawołał Ford. – Demony nie powinny móc się nawzajem zabić!
- To przez władzę – wtrącił ojciec Lazare. – Ta istota musiała być jego podwładną.
- Ding ding ding, mamy zwycięzcę! A teraz wybaczcie, idę się odizolować od waszych oskarżeń i nietolerancji!
Bill odłączył się od wszystkich i szybkim krokiem ruszył w stronę Tajemniczej Chaty. Nie oglądał się za siebie, choć słyszał nawoływania.
Na ziemię sprowadził go czyjś dotyk na swojej dłoni. W pierwszej chwili wyrwał rękę z obrzydzeniem, a dopiero potem zerknął na osobę, która śmiała go złapać za rękę. Tuż obok niego stała nieco zaskoczona Mabel.
- Tylko ciebie brakowało – rzucił mało uprzejmie, kontynuując swój powrót do Chaty.
- Dokładnie tak! – rzuciła dziewczyna wesoło, oczywiście idąc za nim. – Bo ktoś tu potrzebuje dawki brokatu i radości!
Demon nawet nie próbował jej zbywać. Na tym etapie wiedział, że ciemnowłosa nie odejdzie sama z siebie. Dlatego ignorował jej gadanie, uparcie brnąc po schodach w górę (mając cichą nadzieję, że dziewczyna się na nich potknie i będzie mógł przed nią uciec), a potem przez korytarz do swojego pokoju.
Nadal szła za nim i trajkotała trzy po trzy jak politycy podczas debaty wyborczej.
Położył dłoń na klamce swojego pokoju i zamknął oczy, przygotowując się mentalnie, by grzecznie kazać Mabel spadać na bambus. Już nawet ułożył sobie formułkę w myślach...
- Bill... Ty drżysz.
Cyferka otworzył oczy. Doświadczył nie raz i nie dwa takiej wściekłości, że trząsł się jak portki przeciętnego nauczyciela podstawówki przed prowadzeniem zajęć online. Ale przecież nie był teraz wkurzony – może lekko poirytowany.
Zdecydowanym ruchem otworzył drzwi i wszedł do swojego pokoju. Stanął przy oknie, patrząc na bezchmurne, skąpane żarem niebo. Stał tak i się gapił, jakby to było najciekawsze zadanie pod słońcem, jakby chciał w nim zrobić dziurę albo przejście do innego wymiaru w formie litery X...
Mabel nie odeszła. Zamknęła za sobą drzwi i stanęła obok niego, nie przerywając ciszy swoją frustrującą gadaniną. Z pewną zgrozą Cyferka zauważył, że ciemnowłosa objęła go w pasie i nadal nic nie mówiąc, położyła głowę na jego ramieniu. Niewielka różnica wzrostu sprawiła, że jej loki połaskotały go w policzek. Nie widział jej twarzy. Wiedział tylko, że patrzy przez okno.
- Spinasz się, jakbym miała zaraz wbić ci sztylet w plecy. Nie jestem żadną lady Mackbeth...
Bill westchnął. Tak właściwie dobrze było poczuć ciepło drugiej osoby... Mieć świadomość, że ktoś trwa przy tobie nie tylko myślą. Lekko odwrócił głowę, pozwalając by jej włosy łaskotały go po twarzy. Bezwiednie objął towarzyszkę ramieniem, przymykając oczy i chłonąc to ciepłe doznanie.
- A poza tym... To nie fair krzywdzić kogoś, kto umie cię rozbawić!
Kąciki ust demona mimowolnie powędrowały w górę. Do tej pory nie mógł się nadziwić, jak podobne było ich podejście do świata...
Cyferka odetchnął, czując, że powoli się rozluźnia. A przynajmniej przestaje się spinać. Kątem oka zauważył złociste refleksy słońca na ciemnych kosmykach bliźniaczki Pines i przez krótką chwilę podziwiał ten widok.
- Wiem, Mabel... – szepnął, uśmiechając się do siebie, gdy dziewczyna wstrzymała na chwilę oddech.
-+-+-
Po tym, jak Bill i Mabel odłączyli się od zbiorowiska za Tajemniczą Chatą, uwaga zebranych przeszła na Paulę.
CZYTASZ
UMOWA
FanfictionMinęło siedem lat od pamiętnych wakacji rodzeństwa Pines... Siedem lat, podczas których wydarzyło się... wiele. Dipper jest gotów, by raz na zawsze pozbyć się kamiennej statuy i unicestwić Billa Cyferkę. Mabel ma przeczucie, że bez wspomnianego demo...