20.

93 11 9
                                    

Mabel nie planowała zbyt wiele tego dnia. Siedziała od paru godzin i dziergała kolejny sweterek, szaro-zielony z motywem ufo. Zaplanowała skomplikowany wzór i robótka pochłonęła ją bez reszty, kiedy usłyszała, jak ktoś wchodzi.

Spodziewała się Dippera. Dlatego przeżyła lekki szok, kiedy ujrzała równie zszokowaną Pacyfikę z niewielką torbą przerzuconą przez ramię i Billem wręcz depczącym jej po piętach.

Demon rzucił ciemnowłosej chłodne spojrzenie i zmierzył.

- Zabieram was na wycieczkę, więc z łaski swojej załóż jakieś długie spodnie i wygodne buty. Poczekam na was na dole, byle nie dwie godziny, bo zdążę się rozmyślić i do zbierania kwiatków zmuszę Szóstaka - oznajmił tym swoim lekko nadętym tonem i wyszedł równie szybko, jak się pojawił.

Dziewczyny spojrzały po sobie.

- O co chodzi? - zapytała bliźniaczka Pines, wstając z miejsca i ruszając w stronę szafy. Gdzie ona miała jakieś dżinsy...

- A bo ja wiem? - blondynka wzruszyła ramionami. - Pojawił się w sklepie i oznajmił mi, że musi załatwić jakąś sprawę i do tego mnie potrzebuje. Po czym kazał mi wziąć pustą torbę, a potem bez ostrzeżenia teleportował mnie tutaj, szczęście że Cuksa przyszła na swoją zmianę jakieś dziesięć minut temu...

- A mówił w ogóle, co będziemy robić?...

- Nie... Nie mam bladego pojęcia co zaplanował, ale byłam przekonana, że miałaś dziś odpoczywać... - powiedziała Paz z wyrzutem. – ...a on jakieś misje urządza! Czy to w ogóle odpowiedzialne?!

Mabel znalazła spodnie i je założyła, po czym chwyciła pierwszą koszulkę z brzegu i naciągnęła na nią lekki sweterek w stokrotki.

- Na pewno się nie zmęczymy - powiedziała z przekonaniem, uśmiechając się lekko. - Znam Billa wystarczająco dobrze...

- Mam nadzieję... - mruknęła blondynka, poprawiając swoją torbę.

- Zaufaj mi! A teraz chodźmy, niech nie czeka na nas dłużej...

Dziewczyny zeszły do kuchni, w sam środek sprzeczki między Fordem a wspomnianym demonem. Stanek opierał się plecami o ścianę z miną mówiącą „błagam, niech oni wreszcie skończą”. Chyba jedynie wygrana w „Milionerach” byłaby w stanie poprawić mu humor...

- Kiedy mówiłem, że potrzebuję ich na już, nie miałem na myśli „wplącz w to Mabel”! - darł się Stanford, celując palcem w Billa.

- Szóstak, proszę cię... Co groźnego jest w zbieraniu kwiatków? Poza tym Gwiazdka nie będzie sama. A nawet jeśli zdarzy mi się urwać na szybkiego drinka, Lama się nią zajmie.

- To niedorzeczne, nie mówimy o wyprawie na łączkę w lesie, Bill, tylko podróży międzywymiarowej!

- Czy ktoś coś mówił o wycieczce do innego wymiaru? - zapytała Mabel wesoło, wchodząc do kuchni.

Pacyfika stanęła obok Stanley'a. Spojrzeli na siebie z minami, jakby tylko czekali na krwawą jatkę.

Ford z rosnącą wściekłością zauważył, że Bill patrzy na jego siostrzenicę w dziwny sposób... Teoretycznie nie powinien mieć powodów do złości. Wzrok demona złagodniał - o ile można mówić o łagodności w spojrzeniu demona - a postawa nagle stała się bardziej... Otwarta? Wcześniej był wyprostowany jak struna, z dumnie uniesioną głową. Teraz jakby mimowolnie zrobił obok siebie miejsce dla Mabel, a ta swobodnie stanęła obok niego, jakby była to dla niej normalność!

Ford niejeden raz widział tego typu zachowanie. Jakim prawem ten dwulicowy (dosłownie!) anormalny twór dobiera się do jego ukochanej, niewinnej siostrzenicy?!

- Nie myślałem, że przyjdziesz tak szybko, Gwiazdko. Jak widzisz, jestem w trakcie interesującej wymiany zdań z Szóstakiem. Wygląda na to, że zaklepał fuchę ogrodnika dla siebie i nie chce jej z nikim dzielić.

- A co właściwie mamy robić? - zapytała zaintrygowana.

- Bill chce wysłać ciebie i Pacyfikę do Świata Koszmarów, żebyście pozbierały rośliny ochronne...

- Oj, wujku Ford... Przecież to prawie to samo, co kazałeś mi zrobić siedem lat temu, kiedy wysłałeś mnie po włosy jednorożca... - powiedziała ciemnowłosa miękko. - Poradzimy sobie.

- Ale to przecież...

- Inny wymiar? Co z tego? - Mabel zachichotała wesoło. - Magiczna część lasu to też zupełnie inny świat, a odwiedzałam ją dość często. Nie musisz się o mnie martwić! Czuję się znacznie lepiej niż rano!

- To na pewno dzięki mojemu smoothie ze szpinaku - skomentował Bill z usatysfakcjonowanym uśmiechem.

- No dobra... - westchnął naukowiec zrezygnowany, po czym złapał się za grzbiet nosa w geście frustracji. Otworzył oczy i spojrzał na Billa spode łba, chcąc choć trochę mu dopiec, żeby nie odczuwał tak wielkiej satysfakcji z wygranego sporu. - Jeśli dziewczynom spadnie choć włos z głowy, nie ręczę za siebie. A mam sześć palców przy każdej z dłoni.

- Tak tak tak, przechwałki polidaktylią zawsze na propsie - jasnowłosy przewrócił oczyma i spojrzał na uśmiechniętą towarzyszkę. - Wobec tego chodźmy, Gwiazdeczko. Wytłumaczę wam wszystko na miejscu. A, to ci się przyda...

Bill założył dziewczynie torbę, w której coś zabrzęczało metalicznie. Pacyfika podeszła do przyjaciółki i spojrzała na nią z lekką obawą, kiedy Bill pstryknął palcami, otwierając portal.

- Panie przodem! - demon skłonił się w pas, zdejmując z głowy cylinder.

Dziewczyny weszły do środka, a on spojrzał na Forda z najczystszą satysfakcją wymalowaną na twarzy. Uśmiechnął się jakby z politowaniem.

- To do potem! Zróbcie jakąś wołowinkę na wieczór, Gwiazdka nadal potrzebuje żelaza! Bawcie się dobrze przy krojeniu krówki!

I zniknął, a portal zamknął się za nim.
Stanford warknął z irytacją i zerknął na swojego bliźniaka.

- Czemu go nie powstrzymałeś, Stan?! - zdenerwował się sześciopalczasty. - Wiesz dobrze, że podróżowanie między wymiarami nie jest bezpieczne!

- Durny jesteś, bracie, a ponoć ty jesteś ten mądrzejszy z nas... - stwierdził Stanley, krzyżując ramiona. - Sam ich złączyłeś w zespół. Poza tym przy kim nasza mała Mabel będzie bezpieczniejsza w tym momencie, niż przy nim?

-+-+-

- Więc... Co tak naprawdę będziemy robić? - zapytała Pacyfika.

Blondynka przez całą podróż zastanawiała się, dlaczego ciemnowłosa nie zadaje żadnych pytań. Serio tak bezgranicznie ufała Billowi? Z jednej strony jej postawa ją przerażała, z drugiej była godna podziwu.

Demon obrzucił Paz szybkim spojrzeniem i podniósł brew, uśmiechając się lekko.

- Rozejrzyj się. Widzisz tu coś poza kwiatami?

Istotnie, jak na Świat Koszmarów otoczenie było zadziwiająco przyjazne. Z każdej strony rozciągały się łąki, co prawda dziwnie zszarzałe i nieco pozbawione życia, ale jednak łąki. Niebo było krwistoczerwone, słońce przeraźliwie czarne, w oddali widać było zarys gór, nad którymi kłębiły się ciężkie, ciemne chmury. Poza oczami z nietoperzymi skrzydłami nie spotkali jeszcze żadnych demonów, a i te były zadziwiająco spokojne. Trzeba było uważać, żeby nie zaplątały się we włosy i tyle.

- No... Tych kwiatów tak właściwie nie widzę.

- Otóż to! - oznajmił Bill, po czym zmaterializował w ręce jakąś dziwną książkę, która wyglądała, jakby krzyczała. Może to dlatego, że była oprawiona w ludzką skórę.

Pacyfika posłała Mabel zaniepokojone spojrzenie. Przyjaciółka odpowiedziała jej lekkim, szczerym uśmiechem, który mimo wszystko nie uspokoił blondynki.
Bill kartkował starą księgę, aż natrafił na coś, czego szukał. Pokiwał głową i pokazał dziewczynom rysunek... kwiatka. Pstryknął palcami, a nad stronami wyświetlił się trójwymiarowy obraz rośliny, powoli obracający się wokół własnej osi.

- To są tygrysie dzwonki. Pomarańczowe płatki, czarne paski, listki przypominają pazury. Żadna filozofia. Mają to do siebie, że warczą gdy się obok nich przechodzi.

- Niech zgadnę, rzucą się na nas gdy tylko będziemy próbowały je zerwać? - Paź przewróciła oczami.

- Nie wiem, nigdy ich nie zbierałem! - Bill wzruszył ramionami. - Nawet nie miałbym jak. Mają silną moc antymagiczną, gdy się je zerwie.

- To jak my je przeniesiemy do naszego wymiaru, skoro to wymaga użycia portalu? - dziewczyna lekko przekrzywiła głowę, sceptycznie nastawiona. - Przecież portal to magia.

- I dlatego torba, którą dałem Gwieździe, pełni funkcję bariery na moc tych badyli. Wiesz jak trudno oskórować smoka, żeby zrobić z niego jedną torbę? - demon przewrócił oczami. - A teraz skupcie się, muszę wam jeszcze powiedzieć o dwóch innych ziółkach a nie mamy całego dnia.

Bill ponownie pstryknął palcami. Obraz tygrysiego dzwonka się rozmył, strony same przekartkowały i po chwili w powietrzu ukazał się kolejny kolorowy hologram.

- To coś to kwiatuś kwiatek - powiedział, krzywiąc się, jakby jadł cytrynę. Albo przyłapał Dippera na oglądaniu mrocznych rzeczy w internecie. - Nie pytajcie mnie, czemu ktoś tak to nazwał. Sześć żółtych płatków, biały środek, ten sukinkot pojawia się i znika kiedy chce, a potrzebujemy takich parę.

- Jaką ma moc? - zapytała zaintrygowana Mabel, podchodząc bliżej. Demon zmierzył ją badawczym spojrzeniem, ale pozwolił nawet stanąć tuż obok siebie i zajrzeć do księgi.

- Wzmacnia działanie sąsiadujących kwiatów. Robi to dopiero po zerwaniu, więc nie musicie się obawiać jeśli na przykład pojawi się wśród pokrzyw.

- Brzmi fajnie! Ale ale, ostatnie na liście co jest? - ciemnowłosa oderwała spojrzenie od kwiatusia i zerknęła na Billa wyczekująco.

Ten po raz kolejny zrobił swoją magię. Tym razem zamiast kwiatów pojawiła się długa łodyga z mnóstwem drobnych listków, a na jej szczycie rosło coś przypominającego ni to włosy, ni to wąsy.

- To jest kocia mięta. Ma bardzo intensywny zapach, więc mam nadzieję, że nie macie kataru. Chociaż i wtedy byście to wyczuły. Z tym czymś raczej nie będziecie mieć kłopotów...

- Jakich kłopotów? – Mabel lekko zmarszczyła brwi.

- Drobnych. Najwięcej będziecie gonić za kwiatusiem, w dodatku może trochę na was powyzywać czy gadać głupoty. Ale się tym nie przejmujcie! Największa niedogodność kociej mięty to zapach.

- A jak właściwie pachnie? - zapytała Pacyfika.

- Jak mięta, więc całkiem przyjemnie. Z nutką kocich szczochów, więc już zdecydowanie mniej przyjemnie - odparł Bill.

- Aha. Spoko.

Blondynka chyba nie spodziewała się takiej odpowiedzi.

- Teraz tak: wszystkie trzy znajdziecie na tej polanie. Ile zbierzecie, tyle zbierzecie, ale potrzebujemy przynajmniej pięciu bukietów. Kwiatuś wystarczy po jednym w każdym z nich, reszta dowolnie. Nie zmienia to faktu, że im więcej tym lepiej. I jeśli mam być szczery... To nie jest trudne zadanie. Nie ma opcji, żebyście nawaliły.

- Zaraz zaraz... - przerwała Paz z lekką podejrzliwością. - Mówisz tak, jakbyś nie miał zamiaru nam pomóc.

- Bo nie mam - Bill wzruszył ramionami. - Muszę załatwić jedną ważną sprawę. Moi ludzie stęsknili się za swoim przywódcą!

- Zostawiasz nas tu SAME?!

- Oj Paz, wyluzuj... - Mabel położyła dłoń na ramieniu przyjaciółki i uśmiechnęła się szeroko. - Trzeba myśleć pozytywnie! Przecież to dosłownie zrywanie kwiatków, odpoczniemy trochę, damy sobie radę...

Pacyfika chciała już coś odpowiedzieć, kiedy kątem oka dostrzegła żółty kwiatek wyłaniający się spod ziemi jakieś dziesięć metrów od nich. Korzystając z okazji rzuciła się w stronę rośliny - skoro musiała zebrać ich przynajmniej pięć, a do zdobycia były tak trudne jak piątki z matematyki, wolała nie przepuścić okazji. Bezwiednie zostawiła Mabel z Billem samych.

Dwójka spojrzała na siebie. Demon powoli wciągnął powietrze nosem, a potem równie powoli je wypuścił. Skrzyżował ramiona i spojrzał gdzieś w bok.

- To nie jest wymagające zadanie, co prawda wolałbym być obok, ale i tak jesteś naznaczona więc będę wiedział co się dzieje... Radzę mnie nie obgadywać.

- Bill, przecież rozumiem - Mabel uśmiechnęła się lekko, szturchając jasnowłosego łokciem w bok. - Załatw co musisz. Pewnie dawno cię tu nie było, my sobie poradzimy.

Cyferka spojrzał na ciemnowłosą i kąciki jego ust drgnęły w uśmieszku.

- Zakład, że nie znajdziecie pięciu kwiatusiów? - zapytał ze śmiechem.

- Niech będzie!

Dziewczyna ochoczo podała mu dłoń, a ten ją lekko uścisnął. Pacyfika już chciała się wtrącić, ale wtedy Bill puścił jej rękę.

- Gdybym nie wrócił za godzinę, zajrzy do was Pyronica... To moja znajoma. Sądzę, że powinnyście przyzwyczajać się do obecności nie tylko mnie, ale i innych demonów.

- Idziesz już?! - zirytowała się Pacyfika.

- A co jeszcze mam zrobić? Pokazać wam, jak się zrywa kwiaty? To raczej mało demoniczne zajęcie - zauważył sarkastycznie. - Nawet nie myślcie o tym, żeby sobie zrobić długą wycieczkę w nieznane... Prędzej zwariujecie. Na razie na gazie, dziewczęta!

Rozpłynął się w powietrzu szybciej, niż któraś z nich zdążyła choćby mrugnąć. Pacyfika westchnęła, chowając do torby pierwszego zerwanego kwiatusia.

- Nie wiem, co ty w nim widzisz - powiedziała twardo, rozglądając się po polanie. – Ja za to widzę, że nie przesadził z tymi głupotami w wykonaniu kwiatusia. Wstrętny badyl zwyzywał mnie od idiotów.

Mabel zaśmiała się wesoło, chwyciła przyjaciółkę za ramię i pokazała ręką stronę, gdzie pośród szarości i brązów przebijały się małe pomarańczowe punkciki. Obie zaczęły iść w stronę kwiatków.

- Z Billem trzeba się dogadać... - powiedziała po chwili milczenia. - Po takim czasie chyba umiem czytać między wierszami...

- Między wierszami? Dziewczyno, on nas ściągnął do Świata Koszmarów, kazał odwalić brudną robotę a teraz pewnie załatwia jakieś swoje szemrane sprawy!

Uśmiech na twarzy ciemnowłosej lekko przygasł. Dotarłszy do tygrysich dzwonków, zaczęła je zbierać, starannie selekcjonując co ładniejsze okazy. Zerknęła na Paz i obdarzyła łagodnym spojrzeniem.

- Bill w ten sposób zapewnił mi kilka godzin spokoju... Czuję się trochę winna, że też zostałaś w to wciągnięta.

- Co masz na myśli?...

- No wiesz... W Chacie teraz będzie panika i napięcie, jeszcze po tej rewelacji Dippera... Mam przeczucie, że ten cały ksiądz będzie dawał się we znaki w szczególności bogom i demonom... No i po wczorajszej nocy czuję się ciut słabo.

Pacyfika uklęknęła obok dziewczyny, pomagając jej ze zrywaniem kwiatów.

- Jak to, słabo? Może jednak powinnaś była zostać w domu i...

- No właśnie nie. Gdybym tam została, ludzie niepotrzebnie by się nade mną litowali, sprawdzali jak się czuję, zmuszali do siedzenia w jednym miejscu... A po tym, co dowiedziałam się o Strange'u, chcę jakoś pomóc - Mabel wzruszyła ramionami, mówiąc jakby to była najbardziej oczywistą rzecz pod słońcem. - Bill zapewnił nam zajęcie na tyle ważne, że naprawdę pomagamy. Ale jednocześnie na tyle niewymagające, abyśmy nie musiały się wysilić.

Blondynka lekko zmarszczyła brwi. Musiała to sobie przetrawić...

Rzeczywiście, kiedy jej przyjaciółka przedstawiła sprawę w ten sposób, miało to sens. To było logiczne, dobre wyjaśnienie... Przecież nawet ten kwiatuś nie był trudny do zdobycia, jedyną  (co prawda wkurzającą) przeciwnością było to, że próbował ją zagadać, zanim zakończyła jego żywot. A mówił jakieś irytujące rzeczy w stylu „w tym świecie jest jedna zasada”, ale jaka - nie usłyszała. Była zbyt zajęta zrywaniem łodygi.

Tygrysie dzwonki warczały cichutko, jakby uspokajały jej myśli. Może jej obawy o Mabel rzeczywiście były bezpodstawne?... Martwiła się o nią, ale znała ją na tyle, żeby wiedzieć, kiedy da sobie radę.

Jednak nadal nie potrafiła zrozumieć, dlaczego ciemnowłosa była tak przywiązana do demona...

- On ci się podoba, mam rację? - zapytała znienacka.

Pytanie zawisło w powietrzu jak koronowirus w azjatyckim powietrzu. Mabel uśmiechnęła się sama do siebie i zaczęła chichotać, co może trochę uratowałoby sytuację, gdyby nie poważna mina Pacyfiki.

- Mabs... To szaleństwo...

- Nigdy nie mówiłam, że jestem normalna - stwierdziła ciemnowłosa lekko.

- Nie rozumiesz, on przy tobie zeświruje!

Takiego obrotu spraw nie spodziewał się nikt, włącznie z Czytelnikami.

- Co?

- To! Jesteś największą wariatką, jaką znam - odparła Paz szczerze. - Nosisz swetry latem, kiedy jest plus trzydzieści stopni! Nie, nie tłumacz się zimnym sercem czy chłodną głową, jedyne co masz zimne to dłonie, bo krew ci w nich wolno krąży... Sypiesz kolorową posypkę na wszystko, co sprawia wrażenie jadalnego i smutnego! A mam ci przypomnieć, jak w zeszłym roku zadzwoniłaś do mnie w Sylwestra?... W dodatku...

- Dobra dobra, rozumiem, nie kończ!

Mabel nie musiała mówić na głos, że Pacyfika była jej najlepszą przyjaciółką i znała ją zaskakująco dobrze. O jej durnych wybrykach mogłaby napisać chyba książkę...

No, ale miała poniekąd rację. Właściwie już współczuła Billowi.

- Widzę przecież, że robi do ciebie maślane oczy kiedy nie patrzysz. I gapi się, i gapi, gdyby mógł, pewnie zamknąłby cię w klatce i nie wypuszczał.

- To Bill, właściwie to nie byłoby niczym zaskakującym - zauważyła Mabel.

- W każdym razie, między wami coś się dzieje. Tylko momentami jest tak oschły i wredny, że mam ochotę przywalić mu kijem do golfa, a wiesz że mocno uderzam!...

Ciemnowłosa zaczęła chichotać. Po chwili po polanie poniósł się głośny, radosny śmiech, którego na pewno nie można określić perlistym (chociaż brzmiał nieco lepiej niż przed siedmioma laty).

- Jesteś niesamowita, Paz... Ja tu się spodziewam reprymendy, a ty mi z czymś takim wyjeżdżasz...

Blondynka złapała przyjaciółkę za ramiona i odwróciła w swoją stronę. Z pełną powagą spojrzała jej w oczy, jednak efekt psuło rozbawienie, igrające na ustach bliźniaczki Pines.

- Mabs, oswoiłaś Billa Cyferkę! Jak na moje, możecie hajtać się choćby i jutro, pod warunkiem że weźmiesz mnie na świadka. Ale mówiąc zupełnie szczerze, nie daj mu odczuć, że ma nad tobą władzę. Jeśli będzie chciał cię kontrolować, daj znać. Naostrzę osinowy kołek.

- Jasne, jasne... - Mabel podniosła się z kolan i ruszyła naprzód. Pacyfika oczywiście jej towarzyszyła, czekając na rozwój rozmowy.

Dotarły do intensywnie pachnącego poletka kociej mięty i tak jak przy dzwonkach, przykucnęły i tutaj. Ciemnowłosa zaczęła zrywać roślinki, ponownie poświęcając selekcji nadmierną uwagę.

Pacyfika nie mogła już wytrzymać. Odezwała się w niej plotkarska natura, a poza tym przecież były przyjaciółkami... Wcześniej przeprowadziły niejedną rozmowę tego typu. Praktycznie podskakując w miejscu, zadała nurtujące ją pytanie.

- No więc? Co ci się w nim podoba?

Dziewczyna nie podniosła głowy, przyglądała się zerwanemu ziołu z pełną uwagą. Gdyby Paz jej nie znała, pomyślałaby, że Mabel ją zignorowała. Co jednak przeczyło tej teorii to delikatny uśmiech i lekki rumieniec, jaki pojawił się na jej twarzy.

- Lubię z nim spędzać czas...

Jej głos był miękki, ale przy tym spokojny. Nie brzmiała jak psychofanka, w którą przemieniała się za każdym razem gdy poznawała nowy obiekt westchnień.

Blondynka słyszała o miłosnych podbojach Mabel częściej niż było to konieczne. Wiedziała wszystko i jeszcze więcej, dlatego wcześniej nie była pewna czy jej przyjaciółka rzeczywiście ma się ku demonowi. Tym razem zachowywała się inaczej niż zwykle, co wzbudzało w Pacyfice mieszane uczucia. Dlatego też chciała uzyskać odpowiedź, mieć jasny pogląd na sytuację.

- No dobra, spędzasz z nim czas, to chyba nie jest nic dziwnego skoro siedział ci w głowie od początku wakacji...

- Widywaliśmy się każdej nocy, kiedy śniłam... - wyznała wesoło, pochylając się lekko w stronę Paz. Kiedy podniosła wzrok, blondynka ujrzała znajome, konspiracyjne spojrzenie. - Mieliśmy mnóstwo czasu, żeby się poznać...

- Zdajesz sobie sprawę z tego, jak to brzmi? Tym bardziej, że czerwienisz się jak wóz strażacki. - Pacyfika odłożyła na bok rośliny, wyjęła z kieszeni spodni paczkę cienkich papierosów i wyjęła jednego z nich. Włożyła zakończony filtrem koniec między wargi, odszukała zapalniczkę i patrząc na początek fajki, spróbowała zapalić płomień. - Nie będę ukrywać, że mam przed oczami rozbierane sceny z tobą w roli głównej, bo nie wiem co mógłby zrzucić z siebie lewitujący trójkąt. Chyba tylko cylinder i muszkę. Ale nawet wtedy miałby pewne braki, bo jak zauważyłaś, nie nosi spodni.

- PAZ! - Mabel zaśmiała się ciut niezręcznie, chociaż zdecydowanie wesoło.

- No co? - Kącik jej ust powędrował w górę. - Ja tylko mówię, jak to brzmi, a czy miało to miejsce, to już wiesz tylko ty.

- Graliśmy w szachy... I na pianinie też, ma całkiem zręczne palce jak na demona...

- To sprawia, że moje poprzednie wizje są jeszcze gorsze i chciałabym je odwidzieć - Pacyfika poruszyła brwiami sugestywnie, jednak przestała widząc minę Mabel. - Oj wiesz, że żartuję! Już ci nie przerywam.

- On naprawdę świetnie opowiada. Mówi mi o świecie, o innych wymiarach... Nie traktuje mnie tak, jakby chciał mnie zbyć. Wiesz, Paz...

- No, co wiem? - blondynka zadziornie zerknęła na koleżankę, uśmiechając się kącikiem ust.

Mabel spojrzała na nią ze szczerym uśmiechem, przy czym zarumieniła się lekko. Jej dłonie mimowolnie powędrowały w stronę włosów, których końcówki zaczęła owijać wokół palców.

- Bill jest niesamowicie inteligentny. Ale sprawia, że nie czuję się przy nim głupia... Głupkowata, tak, lubię pożartować i tak dalej. Z tym, że nie traktuje mnie protekcjonalnie... I chyba za to jestem mu wdzięczna.

Pacyfika powoli pokiwała głową. Jednak jej podejrzenia okazały się słuszne.
To nie była chwilowa miłostka Mabel Pines. To nie był parudniowy crush. Jej przyjaciółka wpadła po uszy, i najwidoczniej zdawała sobie z tego sprawę... Ale skoro ona o tym wiedziała, Bill też powinien, a to rodziło o wiele więcej pytań, niż odpowiedzi.

- To wariactwo, Mabs...

- Nic nie poradzę... Pierwszy raz czuję się prawdziwie doceniona!

- Miła odmiana po Jake'u... - mruknęła Paz, gasząc niedopałek o podeszwę sandału.

Gdy podniosła spojrzenie, zobaczyła bladą i jakby zasmuconą twarz bliźniaczki Pines. Powoli wypuściła z płuc dym ostatniego wziętego bucha.

- Mabel, przecież nie możesz wiecznie unikać tego tematu. Nic nie powiedziałaś Dipperowi, nawet ja z ciebie wyciągałam to na siłę. I to jakim kosztem? Jeszcze trochę, a ten palant by cię zamknął w piwnicy i zabronił kontaktu ze światem.
Ciemnowłosa przewróciła oczami i podniosła się z miejsca, przeszła naokoło Pacyfiki i przyklęknęła po jej drugiej stronie. Z jednej strony chciała po prostu rozprostować kości, z drugiej naszło ją takie jakieś... Niezbyt miłe uczucie. Swędzenie na karku, jeśli można tak to nazwać.

- Przesadzasz, Paz. Tym razem naprawdę...

Skłonność do melodramatyzowania była domeną Mabel, jednak Pacyfika była cięta na wszelkie nieodpowiednie zachowania ze strony mężczyzn.

Co do Jake'a - to był bardzo krótki i dość burzliwy okres. Zaczął się od przypadkowego spotkania na plaży, skończył rękoczynami dwa miesiące później.

Obyło się bez wielkich kłótni, nękania i temu podobnych. Głównie dlatego, że gdy Mabel oberwała w twarz za „oglądanie się za innymi” (czyli odpowiedź na pytanie przypadkowego przechodnia o to, jak dojść do plaży), nie pozostała mu dłużna. O ile ślady na jej policzku utrzymywały się przez ledwie parę minut, tak złamany nos Jake'a goił się zdecydowanie dłużej. I z tego, co słyszała Mabs, nie zrósł się zbyt dobrze, podobnie jak jego duma.

Jedynym mankamentem tej sytuacji był fakt, że Mabel praktycznie nie mówiła o tym Pacyfice. Nie odczuwała potrzeby wracania do przykrych zdarzeń czy wypłakiwania się w rękaw - tak naprawdę jedyne, co odczuwała gdy wracała do tamtych wspomnień, to niepohamowana wściekłość. Jake wydawał się w porządku, a okazał się prostakiem z którym nie chciała wiązać przyszłości. Nie miała zamiaru dać się zwodzić i mamić pięknymi słówkami, jak robi większość dziewczyn czy głównych bohaterek w opowiadaniach, jakie czasem czytała w internecie. Umiała zadbać o swój interes.

I spowodować ból w interesie kolesi pokroju Jake'a.

- Na szczęście nie doszło do niczego gorszego, przecież on mógł cię połamać! A Bill...

- Bill to inna kategoria... - Mabel odgarnęła włosy z czoła, po czym zdmuchnęła jeden natarczywy kosmyk, który cały czas opadał jej na twarz. - Doskonale wiem, do czego jest zdolny. Dziwnogeddon? Proszę cię, to nie wszystko co potrafi. Jest bezwzględny i cholernie trudno do niego dotrzeć. Gdyby stwierdził, że mogę mu zagrozić, zdmuchnąłby mnie jak popiołek z garniaka. Ale nie mam zamiaru mu zagrażać. Jest jaki jest, a to, że zaczęliśmy się dogadywać... To naprawdę miłe zaskoczenie. Nie śmiałabym tego zmieniać.

Blondynka westchnęła ciężko. W jej głowie relacja tej dwójki może i wyglądała na zdrową, prawdopodobnie taka też była... Ale świadomość, że jedno z nich jest nieobliczalną maszyną potrafiącą skopać innym tyłek, a drugie to Bill, nie wpływała na nią uspokajająco.

- Wiesz co robisz, Mabs. Najważniejsze, żebyś była szczęśliwa... Ale jeśli dowiem się, że choćby podniósł na ciebie jeden palec, lepiej niech znajdzie sobie dobrego chirurga plastycznego.

Ciemnowłosa zachichotała, zrywając naręcza roślin. Sięgając po kolejne liściaste łodygi, zastanawiała się nad jedną rzeczą...

- Ciekawe, co on teraz robi...

UMOWAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz