10.

121 13 4
                                    

~~Słowo od autorki
W tym rozdziale pojawia się fragment piosenki "Last of the real ones" zespołu Fall Out Boys. Polecam przesłuchać :3
~~Koniec słowa od autorki

- Podsumowując... Dipper jest egzorcystą i postanowił pozbyć się Billa, więc Mabel zawarła z nim układ, Paula jest uczennicą Della, który tak naprawdę jest Deltą, bogiem matematyki, i tak właściwie to wszystkim coś grozi i nikt nie wie co, więc Bill ma pomóc miasteczku???

Gideon zmierzył lekko mętnym wzrokiem swoich rozmówców. Jakoś przy czwartej kolejce dotarło do niego, że jest bardzo nieletni i nie powinien pić, ale Pacyfika miała rację. Nikt nie był w stanie ogarnąć tego bez kilku procentów w butelce. Czy też raczej szklance lub kieliszku, bo faceci (i Paula) twardo rąbały wódkę, a dziewczyny raczyły się drinkami.

- W dużym skrócie, tak - Dell pokiwał głową nieco zbyt radośnie. Do tego szczerzył się jak dureń. - No i nie zapominaj, że ten wasz Hilly-Billy wszystko słyszy, wszystko widzi i wszystko wie!

- Po prostu... Cudownie.

- Zaakceptuj ten fakt, Giddy - odezwała się Pacyfika. - To nasza Mabel, wątpisz że uda jej się ocalić Gravity Falls przed złem?

- Mabel ufam, a Cyferce, jakby to ująć... WCALE.

- Więc zaufaj jej i w tym względzie! - Wendy odstawiła swoją szklankę na stolik i uśmiechnęła się do Mabel. - Wyglądasz prześlicznie, kochana. Dobrze się trzymasz...

- Ja tam bym chętnie pogadał z Billem i powiedział mu, co o nim myślę - stwierdził Dipper, polewając kolejkę. - Jest parszywym, fałszywym palantem, którego szczerze i z całego serca nienawidzę, a w dodatku...

- Komuś procenty weszły za mocno - skomentowała ze śmiechem Paula, biorąc do ręki swój kieliszek. Właściwie to trzymała się najlepiej z towarzystwa pijącego coś, co ma więcej procent niż próg zdawalności nowej matury.

- Niech się pojawi, żebym też mógł mu powiedzieć to i owo! - zażądał Gideon.

Ciemnowłosa zamknęła oczy. Była niesamowicie spokojna. Spodziewała się, że jej znajomi zmieszają ją z błotem, odsuną się od niej i zostawią samą, jednak niepotrzebnie się tego bała. Pozwoliła Billowi przejąć na chwilę swoje oko, ale również pozwoliła mu mówić.

Białowłosy skrzywił się, widząc pionową źrenicę, na którą delikatnie opadało kilka kosmyków fryzury dziewczyny.

- Gdybym się wam pokazał, to by oznaczało, że wszyscy smacznie śpicie przy stole. A na waszych ludzkich zabawach nigdy nie wiadomo, co się stanie! A nuż by kogoś okradli? Choć to mogłoby być nawet śmieszne. - to Mabel poruszała ustami, jednak głos nie należał do niej. Zebrani zrobili wielkie oczy.

- Cyferka, masz w tym momencie uwololnić moooją siostrę! Opętałałeś ją! - krzyknął Dipper nie do końca poprawnie przez spożyty alkohol, oskarżycielsko celując palcem w bliźniaczkę.

Rozległ się chichot, który jednak należał do Mabel. Kiedy odezwała się tym razem, mówiła swoim głosem.

- Bill nie może mnie opętać, Bro-bro. Ale chętnie weźmie udział w dyskusji. Dlatego pozwoliłam mu, aby się wypowiadał przeze mnie.

Ciemnowłosy zmierzył siostrę spode łba, jakby miał jej za złe tę decyzję.

Gideon korzystając z okazji wychylił swój kieliszek i pochylił się w stronę koleżanki. Co prawda dziwnie było mu mówić do Mabs, jakby szczerze jej nie znosił, jednak skupił się na jej świecącym na żółto oku i jakoś zapanował nad nieprzyjemnym uczuciem.

- Czego tym razem mamy się spodziewać, co? Źle ci było wieść spokojne życie kamienia, fałszywa, demoniczna gnido?

- Proszę proszę, Pentagram! Dawno się nie widzieliśmy! Wszędzie rozpoznałbym tę zakazaną buźkę... Jak tam biznes z Namiotem Telepatii, udało ci się w końcu przejąć nieruchomość Pinesów?

Siedemnastolatek aż się zapowietrzył.

- Teraz mam inne priorytety, a nakopanie ci do dupska jest na szczycie mojej listy! I zaręczam, jeśli Mabel spadnie choćby włos z głowy...

- Gideoś, nic mi nie będzie - odezwała się ciemnowłosa, siląc się na uśmiech.

W głębi duszy nie wiedziała, czego może się spodziewać po demonie. Jednocześnie bała się i nie bała, martwiła się i nie martwiła... Czuła się, jakby jechała na rollercoasterze i nie wiedziała, kiedy zacznie spadać w dół.

Najmłodszy z towarzystwa westchnął, polewając kolejną rundkę.

- Zbyt długo żywiłem do ciebie uczucia, Mabel, abym teraz spokojnie patrzył, jak jakiś demon od siedmiu boleści powoli cię wyniszcza! Jesteś zbyt dobra, kobieto. Masz za czyste serce, żeby ot tak podać się jak na tacy czemuś tak paskudnemu, jak on!

Pacyfika tak właściwie chciała przerwać ten wywód swojego partnera do tańca, ale z drugiej strony była niesamowicie ciekawa, do czego doprowadzi dzisiejsze spotkanie. Tym bardziej, że nagle wyraz twarzy Mabel się zmienił. Jej spokój został zastąpiony przez coś na kształt żalu, co tym bardziej ją zaintrygowało. Spodziewała się jakiejś obrony ze strony przyjaciółki, jednak to Bill się odezwał.

- Decyzja Spadającej Gwiazdy należy tylko i wyłącznie do niej. Nie miałem z tym nic wspólnego. Uważam jej decyzję za mało odpowiedzialną i zupełnie niepotrzebną. Wręcz głupią i szaloną. A jednocześnie wcale nie jestem nią zaskoczony, tak jak i wy nie powinniście być, w końcu Spadająca Gwiazda od zawsze była dość ekscentryczna.

Cisza jaka nastała, wręcz kuła w uszy. Ciemnowłosa zawstydzona opuściła wzrok. Spodziewała się, że demon nie będzie okazywać wdzięczności, jednak co innego trzymać obawy w głębi siebie, a co innego usłyszeć je, wypowiadane przez osobę, dla której tak naprawdę wiele się poświęciło.

I nie zrobiła tego z powodu jakichś głębszych uczuć, nie zrobiła tego również przez wzgląd na demona. Zależało jej na dobru rodziny i znajomych, a sam Bill był jedynie skutkiem ubocznym podjętych działań. Miała jednak cichą nadzieję, że uda im się dogadać, może choć w jakiejś małej części tak, jak Pauli z Dellem, którzy właśnie kłócili się o ostatni kieliszek wódki. Jej nadzieje wydawały się jednak płonne, o czym wiedziała nad wyraz dobrze.

- To niezbyt delikatne słowa, biorąc pod uwagę fakt, że mówisz jej ustami - skomentował Dell, oddając wódkę byłej uczennicy. Nie chciał oberwać w oko drugi raz tego samego wieczora.

- Chamskie wręcz - dodała Paula. - Jeśli już masz kogoś, kto wyciągnął do ciebie pomocną dłoń, notabene dosłownie, okaż chociaż odrobinę szacunku.

Ekscentryczny zwielokrotniony śmiech rozniósł się echem wśród towarzystwa. Trwał jednak zbyt krótko, by przyciągnął uwagę kogoś spoza ich grupki. Co najwyżej zostawił tylko nieprzyjemne wrażenie.

- Czy widzieliście, idioci, żebym próbował ją opętać? Żebym nakłaniał ją do wbicia w siebie czegoś ostrego albo spadnięcia ze schodów? Nawet pozwalam jej się wysypiać! Nie sądzicie, że to dużo nawet jak na mnie?

Dipper zrobił wielkie oczy. W pewnym sensie już dawno spodziewał się, że Bill po prostu wykorzystuje jego siostrę. Te słowa jednak zadziałały na niego ciut inaczej, niż się spodziewał. Nie uśpiły jego czujności, ale uspokoiły na tyle, że był w stanie zaakceptować to, co zrobiła ciemnowłosa.

Podobne odczucia miała chyba cała reszta. Zebrani niespokojnie wymienili spojrzenia, aż w końcu odezwała się Wendy.

- A, spoko! Jak na moje, tak długo jak Mabs jest bezpieczna, nic mi do tego czy kumpluje się z demonem. W końcu chyba każdy z nas zmienił się przez te siedem lat.

- Oczywiście - odezwał się Gideon. - Ja kiedyś chciałem przejąć interes Stanforda... Czy też raczej Stanley'a Pines. No i po to przywołałem Billa. A dzisiaj pomagam Paz w jej biznesie... Cóż za ironia.

- Ja tam lubię twoje towarzystwo... - stwierdziła blondynka, wzruszając ramionami. Wzięła łyk drinka i uśmiechnęła się do siebie kącikiem ust. - Ja uważałam, że tylko bogacze są coś warci, a okazało się to nieprawdą.

- Ja nigdy bym nie przypuszczał, że zostanę egzorcystą - stwierdził Dipper. - A ostatnie pół roku spędziłem modląc się z księżmi, kiedy wypędzali demony z ludzi.

- Za to ja się nie zmieniłam! - odparła Mabel wesoło. - Planowałam przejąć władzę nad światem i nadal planuję!

Towarzystwo roześmiało się głośno, wyraźnie rozbawione.

Pamiętacie, że Mabel Pines nie potrafi kłamać?

No. I właśnie dlatego jej brat śmiał się nieco mniej pewnie niż reszta, a Bill wydawał się tak rozweselony, jakby był świadkiem wyjątkowo bolesnego upadku.

-+-+-

Tej nocy Mabel spała spokojnie. Zasnęła szybko, po części za sprawą alkoholu, trochę ze zmęczenia, ale przede wszystkim była zdecydowanie bardziej szczęśliwa niż rano. Wielką rolę odegrała rozmowa z najważniejszymi dla niej osobami - wcześniej bała się odrzucenia, krytyki czy nawet oskarżeń. Teraz jednak miała jasny pogląd na sytuację i nie przejmowała się tak, jak powinna.

Kiedy znalazła się w doskonale znanym sobie korytarzu... Zamarła. Podłoga była dziwnie normalna, nie zapadała się, nie falowała ani nie płonęła. I kiedy szła przed siebie, jedyne co słyszała to odgłosy własnych kroków i wyraźniejsze dźwięki gry na fortepianie. Już chciała łapać za klamkę, kiedy skojarzyła melodię i tępo wpatrując się drzwi próbowała dodać dwa do dwóch.

Nie było w jej umyśle zbyt wielu utalentowanych muzycznie istot, a zważając na to, gdzie się znajdowała, tą istotą mógł być jedynie Bill... Z tym, że nigdy by go nie podejrzewała o granie czegoś tak podejrzanie normalnego jak piosenka "Sweather wheather" zespołu The Neighbourhood.

- Use the sleeves of my sweather, let's have an adventure, head in the clouds but my gravity's centered...

Mabel otworzyła drzwi i weszła cicho, starając się nie przeszkadzać demonowi. Ten od razu zerknął w jej kierunku, nie przestając grać. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko.

- Nie wiedziałam, że lubisz tego typu klimaty - stwierdziła wesoło, podchodząc bliżej.

- Cóż... Niektórzy ludzie mają wyobraźnię, jeśli chodzi o tekst.

- Suń się trochę!

Ciemnowłosa usiadła obok Billa - nie za blisko. Nadal miała pewne wewnętrzne opory, żeby spoufalać się z demonem, jednak chciała zbliżyć się na tyle, żeby mogła przestać się wzdrygać prawie za każdym razem, gdy go słyszy. Bill przestał grać, z zainteresowaniem śledząc poczynania dziewczyny.

Ta rozciągnęła palce i zaczęła grać jakąś szybką melodię, co jakiś czas zerkając na Billa z uśmiechem.

- I was just an only child of the universe, and then I found you, and then I found you! You are the sun and I am just the planets spinning around you, spinning around you...

I wtedy Bill dołączył, grając własne dźwięki pięknie komponujące się z główną melodią graną przez dziewczynę. Ba, nawet zaczął śpiewać! Ale może to przez to, że w kolejnym wersie była wzmianka o złocie, a tego demon chyba nie zamierzał przepuścić.

- You were too good to be true, gold plated... But what's inside you, but what's inside you?

- I know this whole damn city thinks it needs you, but not as much as I do...

W tym momencie spojrzeli na siebie, całkowicie pochłonięci grą, podekscytowani wspólnym tworzeniem muzyki, która odbijała wypełniła pomieszczenie radosnym, skocznym taktem. Refren przyszedł im zadziwiająco gładko.

- CAUSE YOU'RE THE LAST OF A DYING BREED! WRITE OUR NAMES IN THE WET CONCRETE!

- I wonder if your therapist knows everything about me? - zaśpiewał Bill, lekko nachylając się w stronę Mabel. Gdyby mógł, właśnie by się uśmiechnął.

- I'm here in search of your glory, there's been a million before me! - odparła Mabel, w międzyczasie wzruszając ramionami.

- THAT ULTRA KIND OF LOVE YOU NEVER WALK AWAY FROM- YOU'RE JUST THE LAST OF THE REAL ONES!

Ich dłonie szalały na klawiszach, palce trafiały w odpowiednie dźwięki nawet, gdy zrobili szybką zamianę miejsc. Mabel nie chciała tego przyznać już teraz, ale świetnie się bawiła. Dawno nie grała, tym bardziej w duecie. Dzisiejsze spotkanie było do tej pory jak strzał w dziesiątkę.

Zastanawiała się jednak, czy Bill też jest zadowolony z takiego obrotu sytuacji? Póki co nic nie wybuchło, nic nie zniknęło, nie przeszkadzał jej, a ona jemu. Trochę, jakby znaleźli wspólny język, który dopiero zaczynali poznawać.

Druga zwrotka, choć wydawała im się dłuższa, poszła zdecydowanie szybciej. Pod koniec piosenki dziewczyna czuła się lekko zmęczona, ale nie dawała za wygraną - skoro Bill mógł wyglądać podczas gry, jakby zrywał kwiatki, ona też mogła. I nic nie miało jej stanąć na przeszkodzie!

Dotrwała do ostatniego refrenu i zakończyła piosenkę zgrabnym outro. Bill skrzyżował ramiona, obserwując ją uważnie i z lekkim skupieniem, a gdy ostatnie dźwięki rozeszły się po pomieszczeniu, zaczął powoli klaskać.

- No nie powiem, Spadająca Gwiazdo, zaskoczyłaś mnie! Po raz kolejny, odkąd mnie uwolniłaś - stwierdził lekko, jakby mówił o pogodzie.

- Dawno nie miałam z kim grać - powiedziała lekko zdyszana. Jednak ta gra trochę ją wymęczyła, ale nie tak, jakby przebiegła maraton.

- Nigdy bym nie przypuszczał, że ktoś taki jak ty umie zagrać coś więcej niż przykładowe dźwięki!

Mabel spojrzała na demona i puściła mu oczko.

- A dziękuję, uznam to za komplement.

To zabrzmiało bardziej jadowicie, niż powinno.

Cyferka westchnął i zaczął przygrywać jakąś spokojną melodię, bardziej po to, żeby coś grało w tle. Mabel nie wiedziała, czy powinna się dołączyć, czy może jednak poczekać, jednak Bill rozwiał jej wątpliwości.

- Nie udało mi się dorwać tego drugiego demona, chociaż było blisko - mruknął.

Dziewczyna lekko przekrzywiła głowę. Nie wiedziała, czy powinna naciskać aby uzyskać odpowiedzi na nurtujące ją pytania, czy może jednak odpuścić. Nie mogła jednak wytrzymać bez tej podstawowej wiedzy - kogo właściwie chciał dorwać Bill?

- Podejrzewam, że masz wiele pytań - odezwał się demon ponownie. - Odwołam się jednak do waszego wyrażenia, "im mniej wiesz tym lepiej śpisz". Chociaż w twoim przypadku już się to nie sprawdzi!

Demon zaczął się śmiać, a Mabel uśmiechnęła się lekko.

- Na tej waszej imprezie wyczułem obecność tego typa, więc chciałem się z nim skonfrontować. Gdyby nie ten twój cudowny braciszek, byłoby już po wszystkim i moglibyśmy skupić się na szukaniu kogoś do opętania! Ale że Sosenka postanowił się wtrącić, wyszło jak wyszło. I jeśli jeszcze raz wejdzie mi w drogę, nie wiem, czy wyjdzie z tego cało. Tym razem wielkodusznie postanowiłem się poświęcić!

Mabel poczuła ukłucie wyrzutów sumienia i już chciała zacząć przepraszać, ale Bill znów jej przerwał. Zaczęła się zastanawiać, czy przypadkiem nie czyta jej w myślach, nie wiedząc, że tutaj jest to niemożliwe.

- Wszystko masz wypisane na twarzy. Zrobiłaś minę, jakbyś spowodowała pożar lasów amazońskich i teraz próbowała je ugasić pistoletem na wodę. No, może trochę przesadzam...

Tym razem to dziewczyna zaczęła grać, widząc dłonie demona opuszczające klawisze. Grała powoli, jakby z rozmysłem, zastanawiając się nad kolejnym działaniem. Bill zauważył, że zrobiła minę jak podczas ich wspólnej gry w szachy. Dlatego jej nie przerywał, chociaż miał na to wielką ochotę.

- Sądzę, że zrobiłeś to, co byłeś w stanie - powiedziała powoli. - Bardzo doceniam wszystkie twoje starania. W pewien sposób wzbudziłeś mój respekt tym, że w ogóle działasz. Spodziewałam się bardziej wkroczenia do akcji gdy coś już będzie miało miejsce, a nie żeby temu zapobiec. Chyba, że ty sam też jesteś zagrożony... A to oznacza... Że ten "typ", jak go nazwałeś, jest bardziej niebezpieczny niż nam się wydaje.

Bill potarł się palcem w miejscu, gdzie człowiek miałby brodę. Zdolność dedukcji Mabel Pines zdecydowanie się poprawiła, zresztą zawsze była dość inteligentna. Teraz wychodziła z cienia, jakim raczył ją jej brat. W pewnym sensie Bill zaczął ją podziwiać, choć nie na tyle, by przestać z niej drwić.

- Gratuluję dedukcji, Sherlocku! Ring ding ding, padła wielka wygrana!

- Z czym tak właściwie się mierzysz, Bill? - zapytała z lekką nerwowością. - Co stoi na naszej drodze?

- Od kiedy ta droga jest nasza?

- Od kiedy mieszkasz w moim umyśle - odparła Mabs bez zająknięcia. - Nie owijaj w bawełnę. Ktoś ze świata magicznego?

- Powiedzmy, że ktoś mojego pokroju - powiedział Cyferka nonszalancko i wzruszył ramionami. - Nie takich udało mi się już pokonać. W końcu swego czasu zniszczyłem cały swój wymiar!

Dziewczyna lekko się zasępiła, kontynuując monotonne uderzanie w klawisze. Bill dołączył do niej, aby stworzyć z dźwięków coś choć trochę przypominającego melodię. Razem udawało im się całkiem nieźle.

- Za dużo myślisz, Spadająca Gwiazdo...

Mabel spojrzała zaskoczona w stronę demona. Zabrzmiał podejrzanie spokojnie, wręcz łagodnie, co jak na niego było wyczynem wręcz niemożliwym.

- Ja także doceniam wszystko, co zrobiłaś i robisz do tej pory, choć może na to nie wygląda. Mam do ciebie pewien sentyment, jak to nazywacie. Jesteś bystrzejsza niż ci się wydaje, przez co również niebezpieczna. Nie w takim stopniu jak ja, oczywiście... Ale wśród ludzi mogłabyś zdziałać wiele.

- Nie chcę zdziałać wiele, Bill - powiedziała szczerze, patrząc wprost na demona. Odważyła się unieść głowę nieco wyżej, prawie z dumą. Na jej twarzy zagościł uśmiech, tak charakterystycznie niewinny i wesoły. Patrzyła, jakby widziała obok siebie kogoś, komu ufa, choć było to dalekie od prawdy. Słowa Cyferki sprawiły jednak, że poczuła się doceniona... A tego nie czuła od bardzo dawna. Poniekąd była mu wdzięczna. - Wystarczy, że jesteś. Cokolwiek by się działo, pomogę w ochronie miasta. A po wszystkim chętnie spłacę swój dług wobec ciebie. Nie będę cię przecież trzymać przy sobie w nieskończoność, choć to by było bardziej adekwatne do ciebie... No w końcu to nie ja z naszej dwójki jestem nieśmiertelna!

Dziewczyna roześmiała się perliście.

W atmosferze coś się zmieniło. Jakby ta chwila szczerości była tym, czego tak naprawdę brakowało między dwójką byłych rywali. Zabawne, jak jedna rozmowa potrafi wiele zdziałać. Bill podniósł się z miejsca i dolewitował do okna, chcąc pozbierać myśli.

Mógł ugrać więcej, niż zdawał sobie sprawę. Może odrobina manipulacji, trochę grania na uczuciach, może i branie na litość... Ale miał też wrażenie, że Mabel Pines przejrzałaby jego gierki. Intrygowała go w jakiś zastanawiający sposób, skłaniała do rozważań na tematy, którym wcześniej nie poświęcał wiele uwagi. Nim się obejrzał, ciemnowłosa stała obok niego, trzymając dwa kieliszki martini.

- A może wyjdziemy po prostu na taras? - zasugerowała śmiało, nie czekając na odpowiedź. Otworzyła przeszklone drzwi i ruszyła dziarsko przed siebie, dochodząc do balustrady. Oparła się łokciami o barierkę i sączyła martini, jakby była to najnormalniejsza rzecz pod słońcem. Bill podążył za nią i zawisł obok niej, racząc się swoim alkoholem.

Widok zapierał dech w piersiach. Nieskończone lasy otaczały ich ze wszystkich stron, ciągnąc się aż po horyzont. Słońce wisiało tuż nad linią drzew, znacząc czerwienią zachodu okolicę. Demon wpatrywał się w widok przed sobą, myśląc gorączkowo.

Stała się odważniejsza. Przestała się go bać? Niemożliwe. To byłoby głupie. Poza tym nadal trzymała się na dystans, nawet jeśli sprawiała wrażenie bardziej otwartej. Być może rzeczywiście chciała postawić na partnerstwo i zakopać wojenny topór...

- Paula i Dell wyglądają na zgrany duet - zagadnęła.

Bill zerknął w stronę Mabel. Patrzyła w dół, na wierzchołki drzew.

- To naiwne. Dziewczyna myśli, że złapała boga za nogi, a tymczasem on wykorzystuje ją do swoich celów.

Ciemnowłosa lekko otworzyła usta. Po chwili je zamknęła i skinęła głową.

- Fakt. Ale oboje mają z tego korzyść.

- Bogowie są bardziej cwani niż im się wydaje. Co innego Siła Wyższa. Ona trzyma nasz świat w ryzach, nie dopuszcza do wielu sytuacji, a czasem daje pole do działania.

- Chcesz mi powiedzieć, że nieustraszony Bill Cyferka wierzy w coś zwanego "Siłą Wyższą"?

- Ja wiem, że ona istnieje. Posiadam wiedzę spoza tego świata. Wiem o alternatywnych rzeczywistościach, znam każdy aspekt życia. Mam nieograniczoną wiedzę.

Mabel podparła głowę ręką, uśmiechnęła się lekko, zachichotała sama do siebie i wskazała dłonią na demona, czy też bardziej skinęła mu swoim kieliszkiem martini.

- No dobra, Bill! Wobec tego zgadnij, kogo najbardziej darzę nienawiścią i za co.

Tym razem to Cyferka był zbity z tropu. To pytanie sprawiło, że dopiero teraz zdał sobie sprawę z czegoś bardzo oczywistego: Mabel Pines była zdolna do mniej pozytywnych uczuć. Może to przez to, że ich nigdy nie okazywała, a on sam nie był świadkiem jej wybuchu złości.

- Mnie? - zapytał pewnie.

- No nie trafiłeś! A podobno masz nieograniczoną wiedzę!

- Siła Wyższa twierdzi, że nie może mi dać dostępu do tej informacji, bo nasza konwersacja ma być ciekawsza. A czytelnicy ponoć lubią łamanie czwartej ściany.

Dziewczyna lekko przekrzywiła głowę i zmarszczyła brwi w niemym pytaniu, którego jednak nie zadała.

- Ale teraz mnie zaintrygowałaś! Kto okazał się godny nienawiści wiecznie uśmiechniętej Spadającej Gwiazdy? - zapytał bez ogródek.

Mabel westchnęła i spojrzała w stronę zachodu słońca, zbierając myśli. Sama zaczęła ten temat, musiała więc go jakoś pociągnąć. Nie chciała być nieszczera wobec demona, więc decyzję podjęła błyskawicznie.

- Kiedy uczyłam się jeździć samochodem, trafił mi się dość specyficzny instruktor. Miałam już jakąś wiedzę na ten temat, wujek Stanek często pozwalał mi jeździć swoim Stan-Mobilem. Myślałam, że pójdzie gładko, ale nie... Koleś okazał się niesamowicie nerwowy. Wszystko, co robiłam, było źle, choć wiedziałam, że przesadza. Potrafił zatrzymać samochód na środku ruchliwej drogi i mnie opierdzielać za błąd, którego nie zrobiłam! Skończyło się to tak, że przez długi czas bałam się wsiąść za kółko. A nienawidzę go, ponieważ ta sytuacja odcisnęła się na moich rodzicach i Dipperze, przez długi czas wierzyli w słowa gościa, który potrafił zadzwonić do nich ze skargą! Przez to prawko zdałam dopiero pół roku temu... No i nadal mam obawy, kiedy jadę. Wiele nocy spędziłam na wyobrażaniu sobie, co bym mu zrobiła, gdybym tylko mogła się do niego dorwać i nie ponieść za to konsekwencji...

Bill słuchał w skupieniu. Okiem wyobraźni widział już, jak instruktor kończy swój żywot w powolnych męczarniach, jakie zaplanowała dla niego ta uśmiechnięta, ciemnowłosa dziewczyna.

- No i co byś mu zrobiła? - zapytał zaintrygowany.

- Wywiozłabym go do lasu, takiego jak ten pod nami... A tam wypuściła zgraję wygłodniałych, agresywnych psów. Może jeszcze jakieś stworzenia z waszego świata, wilkołaki... Ziejące ogniem żaby... Ten ożywiony drwal z Dziwnogeddonu też był całkiem niezły. I kazałabym mu sobie poradzić... Żyłby w strachu, spodziewając się niebezpieczeństwa z każdej strony, powoli popadając w paranoję z głodu, lęku i samotności, aż w końcu coś by go dorwało...

Mabel mówiła o tym jak o pogodzie. Demon w tym momencie przestał widzieć w niej wiecznie pozytywną istotę, teraz miał przed sobą pełen obraz młodej kobiety, która w zawiści jest zdolna do ukarania tego, kto na to zasłużył. Dla niego oczywiście nie musiał istnieć żaden logiczny powód, aby skazać kogoś na cierpienie - ból był zabawny sam w sobie - ale Mabel opowiadała o tym z takim przekonaniem i pasją, że byłaby w stanie porwać za sobą tłum.

No i nie skupiła się tylko na fizyczności... Jej zemsta obejmowała złamanie psychiki, czegoś, co daje ludziom siłę. Mogłaby sprawić, aby ktoś poczuł się bezradny i pozostawiony sam sobie, a przy tym ona czerpałaby z tego satysfakcję - to wywnioskował, patrząc na jej stopniowo poszerzający się uśmiech.

- A gdybym tak troszeczkę go nastraszył? - zapytał niewinnie.

Oblicze dziewczyny rozjaśniło się nawet bardziej niż do tej pory.

- Chciałbyś?

- Wiesz... Dla mnie to nie problem, żeby zesłać na niego parę koszmarów w podobnym stylu...

Mabel odwróciła się w stronę demona, w jej oczach błyszczała ekscytacja. Policzki lekko się zaróżowiły, a ręce prawie drżały.

- Zrób tak, żeby bał się zasypiać. Niech każda noc będzie dla niego powodem do strachu. Ma zwariować psychicznie, nie ograniczaj się, wszystkie chwyty dozwolone!

Po raz kolejny Cyferka, gdyby miał usta, zbierałby szczękę z podłogi. Spodziewał się żywej reakcji, ale... Nie aż tak żywej. Wydawała mu się nawet podejrzana. Miał jakieś dziwne wrażenie, że Mabel chyba nie powiedziała mu dokładnie wszystkich powodów, dla których tak bardzo nienawidzi tego kolesia.

Takie emocje tylko przez to, że nie mogła zdać prawka w terminie? Nawet jeśli stosował chwyty poniżej pasa...

- Co chcesz w zamian, Bill? - zapytała przytomnie, uśmiech nadal nie schodził z jej twarzy.

Demon skarcił się w myślach. Był tak oszołomiony reakcją rozmówczyni, że niemal zapomniał o powodzie swoich działań! I chociaż początkowo zamierzał zaproponować coś innego, uznał, że skoro dziewczyna nie jest z nim do końca szczera, znajdzie odpowiedź na własną rękę.

- Oh, nic wielkiego. Pozwolisz mi zerknąć w parę twoich wspomnień spoza Gravity Falls, to wszystko.

- Nie ma sprawy, umowa stoi! - Mabel ochoczo wyciągnęła przed siebie rękę.
Bill z rozmachem zamknął w uścisku dłoń dziewczyny. Na krótką chwilę oplótł je błękitny ogień, a Cyferka zaśmiał się w ten swój charakterystyczny sposób.

- Robić z tobą interesy to sama przyjemność! - stwierdził.

- I ze wzajemnością - odparła uprzejmie dziewczyna, po czym dokończyła swoje martini jednym haustem.

UMOWAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz