19.

74 10 7
                                    

Dipper nerwowo stukał butem o deski ganku, usiłując dodzwonić się do Ojca Lazare. Francuski egzorcysta, jeden z elitarnych kapłanów w Watykanie, był jego mentorem podczas praktyk. Dipper miał do niego zadzwonić, gdy przyjdzie mu się zmierzyć z jakimś skomplikowanym rytuałem - a przecież tego właśnie Dipper doświadczył nocą. W dodatku miał nadzieję, że informacje które uzyskał, mogą jakoś pomóc następnym pokoleniom egzorcystów.

Nie na darmo spisywał wszystko, gdy Mabel spała. Jego badania poświęcone bogom i demonom miały stanowić podstawy do podręcznika, który ojciec Lazare obiecał sfinansować, gdyby chłopakowi udało się zebrać odpowiednie fakty.

Wreszcie usłyszał w słuchawce upragniony, spokojny głos kapłana. Jakie szczęście, że mentor dał mu swój prywatny numer – dodzwonić się do niego przez biurokrację było trudniej, niż złożyć reklamację przez Allegro. Miał ochotę podskoczyć z radości, ale ograniczył się do pełnego ulgi klapnięcia na kanapę stojącą na ganku pod oknem.

- Ojciec Lazare Beauvinnes. Kto mówi?

- To ja, Dipper, Dipper Pines! - powiedział podekscytowany chłopak.

- Aaaa, Dipper... Co u ciebie, chłopcze? Jak ci się wiedzie?

- Ojcze, przeprowadzałem w nocy Rytuał Stałego Ciała...

W słuchawce zapanowała cisza. Ciemnowłosy zerknął z obawą na wyświetlacz, spodziewając się przerwanego połączenia, jednak to nie to było powodem milczenia.

- Ojcze, jesteś?

- Jestem, jestem. Opowiadaj zatem... Cóż za nieszczęśnik postanowił oddać krew demonowi?

Młody egzorcysta lekko się skrzywił. Nie dziwił się, że duchowny w ten sposób wyraża się o ofierze demona, takie słownictwo było bardzo popularne wśród ludzi zajmujących się wypędzaniem nieczystych sił.

- Moja siostra, Mabel...

- Bliźniaczka?... To bardzo niefortunne. Przykro mi, Dipper... Mogłeś odmówić, szkoda dziewczyny. Byliście ze sobą zżyci, z tego co mi opowiadałeś...

- A-ale ojcze, Mabel żyje! - powiedział szybko, nie mogąc znieść współczucia w głosie rozmówcy.

Chwila ciszy.

- Żyje? A demon?

- Też... ma się dobrze - mruknął Dipper przez zaciśnięte zęby. Już nie wiedział, czy cieszyć się z sukcesu, czy pozwolić sobie na nienawiść. - Oboje są w dobrym stanie.

- Dipper, co tam się stało? Jak do tego w ogóle doszło?

Chłopak westchnął. Nie chciał znowu przechodzić przez szczegóły relacji siostry i Billa, więc postanowił się streścić jak najbardziej.

- Mabel zawarła układ z demonem. On jej nie oszukał, właściwie to doskonale wywiązuje się z tej umowy... Na horyzoncie pojawił się drugi demon, który walczy o terytorium. Dlatego nie mieliśmy wyboru, jak tylko pomóc Billowi z nową formą... Na szczęście mamy też pomoc bogów matematyki i mechaniki, więc...

- Dipper, mam nadzieję, że robisz notatki, to raz - przerwał ojciec Lazare, a w tle rozległo się jakieś dziwne szuranie, kroki i trzaski. - A dwa, właśnie zamawiam bilet do Gravity Falls i niedługo tam będę.

Chłopak momentalnie zbladł, a jego ręce zaczęły drżeć.

- Co? - zapytał mało elokwentnie.

- Dipper, jesteś świadkiem wojny demonów! W dodatku wmieszali się w to bogowie, na wszystkie świętości, chłopcze! Doświadczasz czegoś, o czym kapłani marzą! Muszę być tego świadkiem! Taka okazja nie przejdzie mi koło nosa!

- A-ale... Jest też wujek Ford, on i jego nauka...

- Bardzo chętnie go poznam. Jeszcze jedna rzecz... O jakim Billu mówiłeś?

- Bill Cyferka.

Dipper zamknął oczy, słysząc świst powietrza, gdy ojciec Lazare wciągnął je do płuc.

- Jak ona to przeżyła?! Powinna być przynajmniej w śpiączce, stracić z półtorej litra krwi, a mówisz, że ma się dobrze! Przecież to najbardziej podstępny demon, z jakim egzorcyści mieli do czynienia, badania dowodzą...

- Nie wiem jak! - przerwał chłopak przerażony rychłym przybyciem mentora. - Obudziła się niedawno, rozmawiałem z nią...

Ponownie zapadła cisza, i jakiś taki dziwny spokój. Dipper miał ochotę wyć z rozpaczy.

- A co ich tak właściwie łączy?...

- Sam już nie wiem... - westchnął ciemnowłosy, poprawiając czapkę. - Musisz sam to ocenić, ojcze...

- Taki mam zamiar! - odparł kapłan wesoło. - Właśnie załatwiłem sobie lot, za dwie godziny ruszam. Będę zapewne jutro nad ranem. Zrobię sobie z nimi selfie i wstawię na fejsa, to będzie niezapomniany urlop! Do zobaczenia, Dipper!

- Taaa... Do zobaczenia, ojcze Lazare...

Dipper westchnął ciężko i jeszcze długo wpatrywał się w ekran telefonu.
I jak on miał o tym powiedzieć nadnaturalnym bytom?! Właśnie dostrzegł kątem oka, jak Dell, Lenny i Bill stoją pod laskiem i o czymś zawzięcie dyskutują...

Z ciężkim sercem postanowił się do nich przyłączyć.

Zaczął iść w ich stronę i był już w połowie drogi, gdy zza krzaków wyskoczył na niego spory, brązowy pies o jaśniejących złotem oczach. Tuż za nim biegł drugi, bardzo podobny do pierwszego, różniący się jedynie kolorem... Wydzierganej na szydełku obroży?

Chłopak wrzasnął i poleciał do tyłu z impetem, gdy zwierzęta rzuciły się na niego i zaczęły obwąchiwać, na przemian szczekając i liżąc go wszędzie, gdzie się dało.

- Cayenne! Chilli! Co wy robicie?! Do nogi, już!!

Z opresji wybawił go nikt inny, jak znienawidzony demon, który mimo powagi uśmiechnął się na widok potarganych ubrań i skołowanej miny bliźniaka Pines.

- Co to miało być?! - oburzył się Dipper, wstając z ziemi. - Te potwory się na mnie rzuciły bez powodu, są niebezpieczne!

- Oj przestań, ucieszyły się na widok świeżego mięska - Bill machnął ręką nonszalancko.

- No i właśnie tak ujadał Fenrir! - wtrącił się Lenny, widocznie kończąc wątek, który wcześniej toczył się między trójką. - Tylko był bardziej wściekły i zajadły!

- Hmmm... To mi się nie podoba - odparł Bill.

- Co się nie podoba? - zapytał Dipper, wreszcie docierając do grupy. Obrzucił szybkim spojrzeniem psy i zadrżał, chociaż te siedziały spokojnie po obu stronach demona.

- Lambda właśnie mówił, że podczas spaceru ze sforą Billa, jeden z psów znalazł jakiś dziwny trop w okolicy domu Wendy - wyjaśnił Dell, trzymając ręce w kieszeniach bluzy.

- Fenrir specjalizuje się w energii wyższych bytów. A że żaden z nas nie przechodził w tamtej okolicy, to może oznaczać jedno...

- Strange? - zasugerował Dipper.

- Z tym, że Fenrir nie powinien go wyczuć w ludzkiej postaci... - Bill lekko pochylił głowę i złapał się za podbródek, racząc ziemię intensywnym spojrzeniem. - Czyli albo to nie on, albo coś odwalił.

- To może być pułapka - zasugerował Lambda.

- I tak trzeba to sprawdzić... - Delta wyjął ręce z kieszeni i pstryknął palcami. - Wyślemy na zwiady Washingtona. Może będzie w stanie wyczuć, czy to Tad...

- Wobec tego go wezwijmy! Potem będziemy myśleć, co dalej... - zasugerował Lambda.

- Ja będę przy Pauli – odezwał się bóg matematyki. – Nie wiem, co strzeli do głowy temu „najnormalniejszemu” deklowi.

- Właściwie jest jeszcze jedna sprawa, o której muszę wam powiedzieć... - mruknął Dipper nieśmiało.

Trzy pary przeszywających na wskroś oczu skierowały się w jego stronę.

- Zaczynam się obawiać twoich rewelacji, Dipciak - skomentował Dell niby wesoło, ale wewnątrz był spięty. – Pozwól, że zgadnę. Tak naprawdę jesteś jakimś szatanem.

- Do tego zakochałeś się w Strange’u – zasugerował Lambda.

- I jesteś w ciąży – dopowiedział Bill.

- Musiałem zadzwonić do mojego mentora-egzorcysty z Watykanu i powiadomić go o tym, co stało się w nocy... – powiedział ciemnowłosy szybko, totalnie ignorując niedorzeczność wszystkich trzech opcji.

Bill uniósł jedną brew. Po jego minie Dipper już wiedział, że nie będzie zachwycony tym, co zaraz usłyszy.

- I tak się składa... Że przyjedzie tutaj jutro rano.

Boskie rodzeństwo spojrzało na siebie z lekką konsternacją. Natomiast Bill wybuchnął szaleńczym śmiechem, pozbawionym cienia wesołości.

- Świetnie! - zawołał sarkastycznie, a jego głos ociekał jadem. - Oprócz demona, mamy na głowie jakiegoś podrzędnego klechę, który chce się mnie pozbyć!

- Nic nie mówił o tym, że chce...

- Mnie wyegzorcyzmować? - dokończył Bill, uśmiechając się szeroko. Położył dłoń na ramieniu Dippera, pokręcił głową i uniósł palec wskazujący, lekko nim kiwając na boki. - Nie nie nie, czegoś nie rozumiesz, Sosenko. Naprawdę sądzisz, że egzorcysta, słysząc o zmianie formy przez demona, byłby w stanie usiedzieć z tyłkiem w miejscu?

- Ja... No...

- Jak znam życie, powiedziałeś mu, że to o mnie chodzi. Nie zdajesz sobie sprawy z tego, w jakim położeniu mnie to stawia! Jestem dla nich nieuchwytny, nie mogą teraz wyczuć mojej demonicznej energii póki nie zostawię śladu, a jeśli położą łapy na Gwiazdce, ucierpi również ona!

- Jak to? - Dipper zbladł nawet bardziej.

- Nie wiesz? - Bill oparł się na lasce, drugą ręką żywo gestykulując. - Muszę być teraz obok niej! Ona dała mi swoją krew, myślisz, że na tym się kończy? Kiedy jestem blisko, mogę jej dać trochę swojej mocy, żeby szybciej się zregenerowała! O tym twoje mądre notatki już nie wspomniały, prawda?

Dipper chciał jakoś się odciąć, ale nie mógł - był w zbyt wielkim szoku.

- Do tego - kontynuował Bill - mamy niewielki problem ze Strangem, gdybyś nie zauważył. Zbiera swoją armię, jak myślisz, co z nią zrobi? Zorganizuje międzygatunkowe Battle Royale?

- Bill, nie stresuj się tak, bo ci żyłka pęknie - powiedział Dell, przerywając ten niewielki wybuch emocji. - Będziemy go trzymać z Lambdą na dystans. A kto wie, może okaże się przydatny. Sam wiesz, co egzorcyzm Dippera zrobił ci z nogą.

Ciemnowłosy rozszerzył oczy. Więc... Utykanie Billa naprawdę było jego sprawką?

- Co tak się gapisz, Sosenko? Trzecia noga mi nie wyrosła, nie bój się - sarknął demon. - Może macie rację... Ale musimy być przygotowani na każdą ewentualność.

- Wobec tego wzywamy naszego kraba... - stwierdził Lenny, potarł dłonie, pstryknął palcami i skorupiak pojawił się w specyficznym kręgu.

Psy od razu zaczęły merdać ogonami.

- Siemka - przywitał się Washington.

- Słuchaj, Wash... Jest sprawa - zaczął młodszy z bogów, krzyżując ramiona na piersi. - Trzeba wyczaić, co za typ kręcił się przy domu Wendy. Prawdopodobnie to Strange.

- A macie coś, co do niego należało? Chciałbym to sobie powąchać.

Nastąpiła dziwna cisza, którą z westchnieniem przerwał Bill.

- No... Ja mam jego krawat.

- Skąd? - zapytał Dipper. - Albo wiesz co, lepiej nie odpowiadaj. Wolę tego nie wiedzieć.

W dłoni Cyferki zmaterializował się kawałek czarnego materiału. Klęknął na kolano i podstawił skorupiakowi krawat.

- Połóż go na ziemi.

Bill wykonał polecenie, a krab zaczął go trącać odnóżami. Po kilku minutach Lenny odezwał się lekko podekscytowany i zniecierpliwiony.

- I jak?

- Paskudnie - ocenił krab.

- Czemu, nic nie czujesz? - spanikował Lenny. - Może mógłbym...

- Czuję zbyt intensywnie! - przerwał Washington poirytowany. - Śmierdzi jak wściekłość, pogarda, uraza i whisky. Dużo whisky.

- Jak pachnie uraza? - zainteresował się Dipper.

- Wściekłość jest gorąca, więc trochę jak ogień. Pogarda jest stęchła i gorzka. Uraza śmierdzi jak butwiejące liście. Zrób z tego mieszankę i masz Strange'a.

- A...ha - ciemnowłosy nie skomentował tego bardziej.

- Dobra paniczu, idę na zwiady. Niedługo wrócę.

I Washington pognał bokiem w tylko sobie znanym kierunku.

Zebrani popatrzyli po sobie, uznając zgodnie, że najwyższa pora zakończyć zebranie i wrócić do swoich czynności.

-+-+-

Paula powitała poranek z radością, czując się zupełnie jak nie ona... Miała nadzieję, że z Mabel wszystko było w porządku, napisała do niej smsa zaraz po tym, jak się obudziła. Nie doczekawszy się odpowiedzi, wyskoczyła z łóżka, rześka i radosna niczym majowy dzień.

Dell ostatnio często bywał poza jej głową, co tak właściwie jej nie przeszkadzało... Było jej smutno, ale tylko odrobinę, albo bardziej, niż chciała to przyznać. Rozumiała, że bóg chciał jak najbardziej pomóc przyjaciołom. Ona z kolei miała wrażenie, że tylko się wygłupiała przy każdej okazji... Gdyby tylko mogła jakoś przyczynić się do wygranej...

Wendy nie była zmartwiona widokiem szykującej się potyczki. Ciągle powtarzała, że nie po to dostała od ojca siekierę, żeby teraz bać się nieznanego...

Jakby siekiera mogła stać się odpowiednią bronią przeciwko demonowi...

Wzięła swoje rzeczy i udała się do łazienki. Zaraz miała jechać ze swoją rudą psiapsi do Tajemniczej Chaty, ale przecież musiała się najpierw ogarnąć! Słyszała jak Wendy coś tam śpiewa w kuchni - najwidoczniej nie tylko Polka miała dobry humor!

Podeszła więc do umywalki, umyła twarz, wytarła ją, zdjęła koszulkę w której spała, wrzuciła ją do kosza na brudne pranie, założyła bluzkę z dość głębokim dekoltem... A potem wrzasnęła tak przeraźliwie, że ruda upuściła na patelnię całą wytłaczankę jajek, wyłączyła palnik i pognała do łazienki, skąd usłyszała krzyk współlokatorki.

- Paula?! Co ci jest?! - zawołała, dobijając się do drzwi.

Przez dłuższą chwilę nie otrzymywała odpowiedzi, już rozważała zrobienie użytku ze swojej siekiery, kiedy wreszcie niższa dziewczyna roztrzęsiona otworzyła drzwi.

Drżała na całym ciele, w jej oczach lśniło prawdziwe przerażenie podsycane przez łzy.

- Co ci się... - zaczęła Wendy, kiedy jej spojrzenie padło na skórę pod obojczykiem dziewczyny.

Ruda zbladła jak kafelki na ścianie w łazience. Patrzyła na jebutny tatuaż, przedstawiający kwadratowego demona o jednym oku. Wystraszona Polka musiała próbować go zmyć, bo skóra w tym miejscu była zaczerwieniona.

- Spokojnie Paula, tylko spokojnie, zaraz sobie z tym poradzimy... - powiedziała Wendy, starając się nie wpaść w panikę, co naznaczonej dziewczynie widocznie się nie udało.

- A co, jakoś go usuniesz? Wykąpiesz mnie w wybielaczu? Mam to zetrzeć pumeksem? Albo wiesz co, użyj siekiery! Chociaż... Ten wybielacz to nie taki zły pomysł... - uznała, robiąc krok w stronę szafki z chemią.

- Daj spokój z wybielaczem! Chodź, załóż jakieś spodnie czy coś i jedziemy!

- Myślisz, że Dipper coś na to poradzi?...

- Jeśli nie Dipper, to Ford albo Bill na pewno, chodź!

Nie czekając na protesty dziewczyny wyrwała ją z łazienki i rzuciła w nią jakimiś dżinsami.

Brązowowłosa praktycznie przebierała się w biegu, ze schodów prawie spadła, ale nie miała zamiaru zwalniać. Wydawało jej się, że przedziwny tatuaż wypala jej skórę, a nieprzyjemne wrażenie pogłębiało się z każdą chwilą.

Pierwszy raz odkąd jechała z Wendy, zamiast dawać jej delikatne sugestie, żeby zwolniła, błagała ją, żeby jechały szybciej. Ruda najpierw prawie przejechała dzika, potem niemal walnęła w borsuka, a na koniec ledwo ominęła Świra McGucketa, ale żadne zwierzę (i człowiek) nie ucierpiało podczas szaleńczej jazdy. No, może trochę nerwy Polki.

- Przeżyłam traumę! - krzyknęła dziewczyna, wybiegając ze swojego miejsca pasażera.

Wendy pognała tuż za nią.

Wparowały do Chaty, jakby się za nimi paliło. I już od progu zaczęły wołać kogokolwiek - oczywiście biegnąc w stronę kuchni, bo istniało spore prawdopodobieństwo, że tam właśnie ktoś siedzi.

I nie myliły się: przy stole Stan czytał gazetę, obok niego Soos pił herbatkę, Mabel (w letniej piżamce z jednorożcem) jadła właśnie omlet ze szpinakiem, który wmuszał w nią Dipper, jakiś blondyn stojący przy blacie właśnie robił dziwne zielone smoothie, ignorując smętne narzekanie bliźniaczki, a na dodatek Ford mamrotał coś do siebie, rozwieszając pod sufitem jakieś tęczowe włosie.

Oczy zebranych od razu padły na spanikowane przybyszki, co wcale nie umniejszyło ich stresu.

- Wendy, coś ostatnio lubisz dramatycznie wpadać do kuchni... - zauważył Stanley znad gazety.

- Co tym razem? - Jęknął Dipper.

- TO! - krzyknęła Paula, lekko odsuwając materiał przy obojczyku, żeby pokazać najnowszy znak na skórze.

- Niezła dziara - skomentował Soos wesoło. - Też bym takiego chciał, ale boję się igieł.

Dipper przetarł oczy, czując jak szczeka mu opada. Mabel od razu się uśmiechnęła i wskazała widelcem na tatuaż.

- Hej, Bill, spójrz! Podobny do tego, który mam!

Blondyn - Bill, jak już wszyscy dawno się domyślili - z wrażenia zapomniał zamknąć mikser, w wyniku czego i blat, i jego żółtawą koszulę, pokryły cudnie zielone plamy.

Demon z niewzruszoną twarzą chwycił stojący blisko niego dzbanek z lemoniadą i bezceremonialnie wylał jego zawartość na Paulę. Dziewczyna zamknęła oczy i syknęła z bólu, bo trochę kwaskowej cieczy dostało się jej pod powieki.

- Zwariowałeś?! - zapytał przejęty Dipper.

- Cicho bądź - mruknął Bill, szukając czegoś gorączkowo.

Jego wzrok padł na cytryny w misce.

- Moje żółte pomarańcze! - jęknął Stan, na co wszyscy spojrzeli na niego spode łba.

Bill wziął jedną, zgniótł w ręce, sok zebrał do miski, a potem sięgnął do półki z przyprawami.

Otworzył niewielki pojemniczek i powąchał.

- To chilli?

- Pieprz cayenne - odparła Mabel. - W wolnym czasie lubię trochę poeksperymentować i...

- Nada się - uznał demon, wsypując praktycznie połowę słoiczka do soku.

Paula zbladła.

- Chyba nie każesz mi tego wypić? - zapytała słabo.

- A czy ja wyglądam na mordercę? Wróć, źle ująłem pytanie. Czy ja wyglądam, jakbym chciał ci spalić wnętrzności? ...W tym momencie?

- To nadal niezbyt dobre pytanie... - mruknął Ford.

- Trzymaj - powiedział Bill, podając miksturę dziewczynie. - Smaruj tym oko znaku i pilnuj, żeby było zamknięte. Gdy się otworzy, będzie po nas.

- Aha... - stwierdziła Polka płaczliwie.

- A gdy się otworzy? - zapytała Mabel zaciekawiona. W końcu ona sama też miała podobny tatuaż, więc nie mogła zignorować okazji, by czegoś się o nim dowiedzieć!

- Demony używają tego, żeby obserwować potencjalne ofiary - powiedział Bill bez ogródek, wracając do smoothie. Zaczął wycierać blat papierowym ręcznikiem, jednocześnie kontynuując wyjaśnienia. - Normalnie pokazuje demonowi, gdzie znajduje się naznaczona osoba. Kiedy jednak oko się otwiera, może obserwować okolicę, żeby dokładnie sprecyzować jej miejsce pobytu, a także usłyszeć fragmenty rozmów.

- Dobrze wiedzieć... - mruknęła Mabel.

- Chcesz powiedzieć, że zrobiłeś coś takiego mojej siostrze, bo była dla ciebie ofiarą?! - Dipper wstał od stołu.

Cyferka prychnął drwiąco, zamknął mikser i nacisnął przycisk.

- Dbałem o jej bezpieczeństwo. Na swój pokręcony sposób. Zejdź ze mnie wreszcie, Sosenko... Zamiast celować we mnie tym palcem tak, jakbyś chciał mnie zastrzelić, powinieneś raczej się wkurzać na Deltę.

W kuchni zapadła krótka cisza.

- Ale dlaczego? - Paula zacisnęła mocniej palce na miseczce, poważnie zmartwiona i wystraszona.

- Bo ten jełop powinien był cię pilnować, zamiast latać tu i tam! Albo chociaż naznaczyć samemu!

Bill skończył ze smoothie, przelał je do wysokiej szklanki i postawił przed Mabel. Nie zauważył jej wzroku, który mówił „błagam, nie każ mi tego pić”, bo patrzył w stronę brązowowłosej dziewczyny.

- Powinnaś być jego priorytetem, ale to zaniedbał, upsi dejzi! I co teraz? Musimy się zmierzyć z kolejną komplikacją, w dodatku...

W tym momencie do kuchni wpadł Washington. Przez okno, które wybił. Gdy wylądował na podłodze, obok niego pojawił się Lenny, z twarzą poważną zupełnie jak nie on.

- Mamy error - stwierdził skorupiak, przebierając szczypcami w powietrzu. - A poza tym siemanko.

- Co jeszcze? - zapytał Dipper, akceptując, że sytuacja zaczynała wymykać się spod kontroli.

- Strange znów wrócił do oryginalnej postaci.

- W dodatku podróżuje między wymiarami, żeby skrzyknąć swoich znajomych - dodał Lenny. - Mój kuzyn widział go, jak szedł przez doliny w towarzystwie paru ziomków, jednak nie wyglądali na zachwyconych... Nie zmienia to faktu, że Tad coś knuje.

- Super! Czy ten dzień może być lepszy? - westchnął Dipper.

- Bez paniki, Dell już o wszystkim wie i lada moment...

- PAULA! TAK BARDZO CIĘ PRZEPRASZAM!

Delta zmaterializował się tuż przed Polką. Padł na kolana i chwycił zdezorientowaną dziewczynę za nogi, samemu mając w oczach łzy. Brązowowłosa nie wiedziała, jak zareagować, więc niezręcznie poklepała go po głowie.

- Spóźniłem się, a przecież to ja mogłem cię naznaczyć, mogłem zrobić cokolwiek!...

- W sumie nikt tego nie mógł przewidzieć... - westchnęła dziewczyna.

- I co teraz? - zapytała Wendy przytomnie. - Trzeba umocnić zabezpieczenia, przygotować się na potencjalne starcie...

Lenny spojrzał na brata z zaciętą miną. Delta jakby wyczuwając jego wzrok, odwrócił głowę w jego stronę.

- Lambda, to nie jest konieczne...

- Jest, Delta. A teraz wybaczcie, kochani. Idę po rodziców - powiedział spokojnie i zniknął.

- Super, więcej pokręconej rodzinki na głowie... - mruknął Bill. Spojrzał na Mabel, która dyskretnie usiłowała sprzedać swoje smoothie wujowi Stanowi. - Dlaczego nie pijesz, Gwiazdeczko? Musisz odzyskać siły, dobrze o tym wiesz.

- Po prostu to nie wygląda zachęcająco... - jęknęła z rezygnacją dziewczyna.

Demon pstryknął palcami i na wierzchu napoju pojawiła się kolorowa posypka.

- Mówisz, masz. A teraz pomyślmy, co możemy zrobić?

- Pozwól, że organizację przejmę ja - warknął Ford stanowczo, skupiając na sobie wszystkie spojrzenia. - To moja rodzina i moja Chata, Bill.

- Jakby mi zależało - demon wzruszył ramionami i zrobił obojętną minę. - Tylko skup się na tej swojej magii, bo pewnie zrobimy po drodze kilka egzorcyzmów. Więc weź sobie Sosenkę do pomocy i wykombinujcie co i jak, ja pozastawiam pułapki. A, i dobrze by było, żeby was wtajemniczył w tą sprawę z Watykanem, bo jutro sprowadzi nam na głowę jakiegoś super egzorcystę. To pa!

W kuchni zapanowała pełna napięcia cisza, którą przerwał Soos.

- No to się porobiło... - zauważył zmartwiony.

- Jaki egzorcysta? O czym on mówił, Dipper? - zapytał wujek Ford zbity z tropu.

Ciemnowłosy przetarł dłońmi twarz i westchnął. Poczuł się okropnie zmęczony tym wszystkim, co właściwie nie było dziwne.

- Musiałem zadzwonić do Watykanu, żeby powiedzieć o tym rytuale... - zaczął. - No i ojciec Lazare stwierdził, że musi tu przyjechać.

- Ja tam go pod swój dach nie wpuszczę, jeśli spróbuje wyegzorcyzmować kogokolwiek - oznajmił Stan dobitnie.

- Właściwie może nam pomóc...

- Wszyscy mogą nam pomóc, a jak przyjdzie co do czego, i tak nie postąpimy według planu! - zirytował się Dipper.

- Zawsze tak jest - zauważyła Mabel wesoło, przy czym jej nastrój trochę odbiegał od atmosfery panującej w kuchni. Może to i dobrze biorąc pod uwagę fakt, że wracała do dawnej siebie. - Jedyne co każdy musi wiedzieć, to czym się zajmie. Ochrona Chaty? Jest. Ochrona nas? Też jest. Potencjalny atak? Mamy to! Dlaczego więc przykuwać tak wielką uwagę do tego, co kto kiedy musi zrobić?

- Mabs ma rację - stwierdziła Wendy. - Jeśli przyjdzie nam się zmierzyć ze Strangem, wymyślimy coś na szybko. Mamy potencjalnych pomocników, ale najważniejsze to trzymać się razem!

Ford potarł brodę i spojrzał w bok, jakby się nad czymś zastanawiał. W końcu pstryknął palcami, podejmując decyzję.

- Dobrze, zrobimy tak. Dipper i ja zajmiemy się umocnieniami bariery. Mabel, z racji tego że jesteś blisko Billa, będziesz pomagać jemu. Soos, przejmujesz dowództwo nad ludźmi w Chacie, gdyby była taka konieczność... Reszta będzie walczyć tak, jak potrafi. Mówię tu zarówno o ludziach, jak i bogach.

Zebrani pokiwali głowami, czując przypływ determinacji.

Może dane im będzie jeszcze odpocząć przed walką demonów...

UMOWAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz