Paula próbowała uspokoić Deltę, który oczywiście musiał obwieścić swojego focha całemu światu i próbował zdekoncentrować kierowcę niewybrednymi komentarzami. Gideon puszczał większość z nich mimo uszu, na niektóre reagując śmiechem, a na kilka odpowiadając ciętymi ripostami. Mabel wydawała się przysypiać na siedzeniu pasażera, zaciskała jednak rękę na pudełeczku z kofeiną w tabletkach. W czasie jazdy wzięła chyba trzy, jednak działały na nią coraz słabiej.
Tym, co na razie trzymało ją w stanie względnej przytomności, była nieustająca jednostronna kłótnia Della.
- Jedź szybciej! Znalazłeś prawo jazdy w czipsach?! SZYBCIEJ, ZARAZ BĘDZIE CZERWONE!
- Mi się nigdzie nie spieszy - stwierdził Gideon, spokojnie jadąc przez ostatnie skrzyżowanie. Wjechał na leśną drogę i bez stresu dodał gazu, omijając co większe dołki.
- ZARAZ NAS ZABIJESZ!
- Myślałem, że nieśmiertelnego bytu nie można zabić - zaoponował wesoło.
- Skąd wiesz, że jestem nieśmiertelny?!
- Oj uwierz mi, miałem do czynienia z paroma takimi jak ty... Jeden był nawet całkiem do ciebie podobny...
- Jeśli będziesz kolejną osobą, która spotkała Billa, to chyba się podzielę przez zero...
- Spotkała? Ja go przywołałem za dzieciaka! - powiedział Gideon ze śmiechem i skręcił w bardziej zarośniętą dróżkę.
Paula pochyliła się do przodu, jednocześnie zatykając Dellowi usta dłonią. Wymamrotał coś niezrozumiałego - sądząc po tonie i prędkości złorzeczenia były to obelgi średniego kalibru - i posłał dziewczynie mordercze spojrzenie, co w wykonaniu jednego oka było rzeczą dość trudną do zrobienia.
- Jak to, przywołałeś Billa? - zapytała zaciekawiona.
- A, długa historia. Młody byłem, głupi. Chciałem mieć władzę i dogryźć Stanley'owi Pines... Miałem jeden z Dzienników i wiedziałem jak to zrobić bo autor – swoją drogą Stanford Pines, wuj bliźniąt – dał wyjątkowo barwny i szczegółowy opis. Gdybym robił takie notatki w szkole, jak on notował w dzienniku, miałbym szóstki za prowadzenie zeszytów! Wracając, Bill pojawił się od razu po odprawieniu rytuału. Zawarliśmy umowę, na mocy której miał dla mnie wykraść jakiś kod, już nawet nie pamiętam o co mi chodziło, to było siedem lat temu... - powiedział przepraszająco. - W dużym skrócie, przeze mnie pojawił się w naszym wymiarze. Choć, jeśli mam być szczery, prędzej czy później ktoś i tak by to zrobił. Szczęście w nieszczęściu, że poprosiłem o coś tak mało znaczącego jak kod. Choć, z tego co wiem, demon i tak odwiedził Stanley’a w jego głowie.
- Ciągle tylko Bill to, Bill tamto. A nikt nie mówi, jaki on był! Może niesłusznie go zamknęliście w kamieniu!
Białowłosy roześmiał się, po czym pokręcił głową jakby smutno. Mabel dostrzegła, że zaciskające się na kierownicy palce widocznie zbielały od siły nacisku.
- Był cwany. Sarkastyczny. Wręcz przerażająco radosny i pewny siebie. Wszystko traktował jak zabawę, wyłącznie z umowami. Potrafił być miły i przyjacielski, ale to tylko pozory. Tak naprawdę nie zależało mu na nikim i niczym... Był zbyt skupiony na swoim celu.
Delta posłał Mabel karcące spojrzenie, jakby chciał ją zganić za naiwność. Ta uparcie patrzyła za okno, ignorując rozmowę.
Tak naprawdę przyganiał kocioł garnkowi, bo on sam parę lat wstecz był dokładnie taki sam. To, że miał naturę boga, nie czyniło go od razu dobrym. Zło rozwija się z charakterem, a dobro pod wpływem otoczenia.
- Jeśli mam być szczery... Bill nie był zły w taki typowy sposób. Szalony i bezwzględny, to jest bardziej odpowiednie określenie... Nie cofnął się przed niczym, chciał za wszelką cenę podkreślić swoją wartość i robił to zaskakująco dobrze przez strach, jaki wzbudzał. Sam też umiał się bać, ale tylko o siebie...
Monolog został przerwany przez dźwięk smsa. Paula spojrzała na swoją komórkę, choć wiedziała, że swój sygnał poznałaby od razu. Głównie dlatego, że miała ustawione „Drop The Dziady”. Tak, Dell uważał to za wyjątkowo zabawne i nie pozwalał zmienić na coś względnie normalnego.
- Właśnie dostałam wiadomość od Dippera... - jęknęła Mabel, zerkając w telefon. - Wujek Ford chce, żebyśmy jak najszybciej wrócili do Chaty... To nie brzmi dobrze.
Wtajemniczona trójka od razu wiedziała, o co chodzi. Naukowiec prawdopodobnie odkrył jakimś cudem, że Bill nie jest już zaklęty w kamień... Gideon nie był jednak świadomy wewnętrznego dramatu i po prostu machnął ręką.
- Pewnie tylko się martwi...
Towarzystwo ucichło. Kiedy wreszcie czerwony stanmobil wtoczył się z gracją na podjazd domu Wendy, Dipper praktycznie wskoczył do środka. Po drodze prawie potrącił Paulę, dzięki czemu dowiedział się od Delty, że powinien lepiej obliczać trajektorię lotu, albo następnym razem Dell zastosuje to na nim w praktyce i poleci prosto do Kalifornii.
Dipper był jednak zbyt przejęty wiadomością od Forda. Już chciał się podzielić swoimi przemyśleniami z Mabel, kiedy zrozumiał, że nie będzie to możliwe.
Jego bliźniaczka spała, oparta głową o szybę.
-+-+-
Mabel doskonale wiedziała, czym jest świadomy sen. Jako osoba z ogromną wyobraźnią niejednokrotnie przejmowała inicjatywę w swoich snach, do tego śniła dużo, często i bardzo kolorowo. Dlatego zdziwiła się, kiedy tym razem zamiast różowych jednorożców obsypanych brokatem ujrzała po prostu korytarz. Co prawda nie odchylał się od jej standardów (głównie przez podłogę wyłożoną fioletowymi panelami, przypominającymi jakieś drewno z Minecrafta na modach oraz wiszącymi na ścianach girlandami). Idąc przed siebie, dostrzegła na końcu korytarza drzwi koloru podejrzanie czystej, śnieżnej bieli.
Szczerze mówiąc wszechobecna cukierkowość zamiast sprawić, że czuła się pewniej, działała zupełnie odwrotnie. Pstryknęła palcami, a na ścianach zamiast kolorowych wstążek pojawiły się obrazy przedstawiające kojące oczy widoczki. Podłogę zostawiła w spokoju. Lubiła Minecrafta na modach.
Dotarła do końca korytarza, chwyciła za klamkę i otworzyła białe drzwi zamaszystym ruchem. Zaraz potem je zamknęła, zamrugała kilka razy, po czym otworzyła ponownie. A przedstawiał się przed nią widok następujący.
Bill Cyferka siedział na stercie różowych poduszek, ściskając swoje małe czarne łapki na lasce i odganiając nią latające delfiny. Wyglądał na bardzo zirytowanego, w przeciwieństwie do delfinów. Na głowie miał przekrzywioną imprezową czapeczkę, podobnie zresztą jak ustawione wokół niego pluszowe misie i jednorożce. A kiedy dziewczyna weszła do środka i zamknęła za sobą drzwi, spod sufitu wyłoniła się wielka dyskotekowa kula i wybuchnęła, zasypując wszystko brokatem.
Demon posłał dziewczynie nienawistne spojrzenie, ale nic nie powiedział. Ta z kolei pstryknęła palcami, pozbywając się brokatu i odganiając natarczywe zwierzęta, które nie powinny były mieć skrzydeł, ale jednak miały.
- Różowy ci nie pasuje - stwierdziła Mabel.
Bill spojrzał na nią spode łba, na tyle na ile było to możliwe w jego wykonaniu.
- To ty mnie zaprosiłaś do swojej podświadomości, więc czemu nie miałabyś mi chcieć zrobić na złość?
- Przecież nie jestem aż tak złośliwa! Może troszkę - zachichotała, nonszalancko przewracając oczyma.
- No nie wiem, przeglądając niektóre twoje wspomnienia odniosłem inne wrażenie. Jak na przykład wtedy, gdy podłożyłaś znajomej z klasy nogę, żeby się przewróciła razem z tortem dla tego chłopaka, którego ci odbiła.
- To było dawno i nieprawda!
- Albo wtedy, gdy...
- ZMIANA WYSTROOOJU! - krzyknęła, zagłuszając demona.
Oczywiście bała się, gdzieś w głębi duszy samo przebywanie w towarzystwie Billa powodowało u niej ciarki na plecach. Ale nie zamierzała dać się zastraszyć we własnej głowie, tym bardziej że zaistniała sytuacja naprawdę poniekąd ją bawiła. Skupiła się jednak na swoim zadaniu, i przy pomocy kilku pstryknięć palców pozbyła się wszechogarniającej słodkości.
Na podłodze z ciemnego drewna pojawił się czerwony dywan, ściany zmieniły kolor na bordową boazerię z czarnym wzorem, przypominającą lekko tę, jakie widuje się na starych filmach o gangsterach. Bill nie siedział już na różowych poduszkach, a czerwonej kanapie, a przed nim stała niska, ciemna ława z zastawą do herbaty na srebrnej tacy.
Pod sufitem zawisł żyrandol ze świecami, a na jednej ze ścian pojawiły się ogromne okna oraz przeszklone drzwi prowadzące na taras.
Czerwone kotary, kandelabry ze świecami, stojące w rogu pianino... Z każdym pstryknięciem palców Mabel była coraz bardziej usatysfakcjonowana, natomiast Billa powoli ogarniał szok.
- I jak? - zapytała z uśmiechem, łapiąc się pod boki. - Musisz mi wybaczyć ten wcześniejszy brokat i resztę... Gdybym wiedziała, że trafisz do takiego miejsca, na pewno trochę bym je przerobiła.
- Może to i lepiej. Przynajmniej nie nastawiłaś na mnie żadnych pułapek w stylu brokatowego basenu.
Mabel zaczęła się śmiać. Wizja Billa topiącego się w migoczących drobinkach wyglądała przekomicznie, nie mówiąc już o minie, jaką musiałby wtedy mieć. Znaczy, na ile minę może mieć jednooki trójkąt.
- Więc jak ci się teraz podoba?
Demon dolewitował do pianina, nacisnął kilka klawiszy, po czym wykonał gest, jakby pocierał sobie nieistniejącą brodę. Następnie podleciał do okna, wyjrzał na zewnątrz, i unosił się przez chwilę w powietrzu. Mabel zbliżyła się na kilka kroków - nie zbyt blisko, nie zbyt daleko.
Przed nimi rozciągał się gęsty, sosnowy las. Wszystko widzieli z góry, co skłoniło Mabel do refleksji, że jej podświadomość musi mieć kształt jakiegoś wysokiego budynku. Bill natomiast wydawał się chłonąć widok wschodzącego słońca, które zawisło w połowie linii drzew, barwiąc wszystko złotem, pomarańczą i czerwienią.
- Trafiłaś w mój gust. To niepokojące.
- Lubisz Franka Sinatrę. Ten wystrój jakoś mi się z nim kojarzy.
- Brakuje mi kominka.
- Niby w którym miejscu?
Demon już się odwrócił i wskazał na jedną ze ścian, na której zobaczył kominek, w którym wesoło płonął ogień. Nad kominkiem wisiał obraz przedstawiający ni to maga, ni to rycerza siedzącego na czarnym jednorożcu. Według obrazu trzymał w ręku jakąś czarę i zbiegał po zboczu wulkanu wypluwającego rzeki lawy. A w tle były wesołe dzieci. Nasuwało się tylko jedno pytanie: co autor miał na myśli?...
- Dobra zagrywka, Spadająca Gwiazdo. I chociaż chciałbym sobie pogawędzić o twoim niewątpliwie znośnym guście, mamy ważniejsze sprawy na głowach.
Mabel poruszyła się niespokojnie. Nie mogła nie zauważyć, że Bill wydawał się nieco... Ostrożniejszy niż zwykle. A to wzbudziło jej podejrzliwość, jakby w jej mózgu zapaliła się wielka, czerwona lampka.
- To może herbaty? - zapytała, siląc się na spokój.
Demon zmrużył oko, zerkając to na dziewczynę, to na srebrną tacę. W końcu jednak dał za wygraną, wzruszył ramionami i podleciał do kanapy, usadowił się wygodnie i wziął do ręki jedną z porcelanowych filiżanek z herbatą. Ciemnowłosa poszła w jego ślady.
Przez chwilę panowała cisza, którą w końcu przerwał Bill. Założył nonszalancko nogę na nogę i wyglądając na dosyć rozluźnionego, beztrosko siorbnął herbaty.
- Miałaś ciekawe życie, Spadająca Gwiazdo. Pozwoliłem sobie przejrzeć niektóre z twoich wspomnień... I nie powiem, jestem lekko zszokowany twoją "uprzejmością" wobec pewnych ludzi.
- Co masz na myśli?...
- Oh, ty już dobrze wiesz! Nie jesteś wcale taka uprzejma i kochana, na jaką się kreujesz.
- Do czego zmierzasz? - Mabel mieszała nerwowo w swojej filiżance, chociaż cukier już dawno się rozpuścił.
- Nie myślałem, że kiedyś to powiem, ale i ty i ja jesteśmy dość podobni. Oczywiście ty jesteś nieporównywalnie słabsza i znacznie bardziej żałosna. Ale w pewnej kwestii jesteśmy zgodni.
- Niby jakiej?
- Sama się przekonasz, Spadająca Gwiazdo. Mogę cię jednak zapewnić, że nie będziemy się nudzić!
Po tym zapewnieniu wybuchnął śmiechem. Zwielokrotnione, przerażające echo, przepełnione rozbawieniem i okrucieństwem, rozniosło się po pomieszczeniu. Dłonie dziewczyny zacisnęły się na niewielkim naczyniu, co jej przypomniało o gorącym napoju. Wzięła kilka łyków, próbując ukryć, jak bardzo drżą jej dłonie.
- A teraz na poważnie - Bill momentalnie urwał śmiech. - Jak zamierzasz powiedzieć Sosence o naszym układzie?
- Jeszcze nie wiem...
- Oh! Wobec tego ja coś wymyślę, nie musisz dziękować! A teraz... Budzimy się!
I jak za sprawą czarodziejskiej różdżki Mabel otworzyła oczy. Ujrzała przesuwające się obok niej drzewa i nieco nieprzytomnie podniosła głowę.
Nadal siedziała w samochodzie, Gideon prowadził, a w oddali majaczył już dach Tajemniczej Chaty. Dziewczyna zadrżała z zimna i tego niepokojącego uczucia, jakie wywołało w niej ostatnie zapewnienie demona.
Coraz bardziej żałowała, że zaproponowała mu układ.
Dipper, gdy tylko zorientował się, że jego siostra nie śpi, zasypał ją pytaniami.
- Sis, może ty masz jakiś pomysł o co chodzi wujkowi? Napisał mi, że to sprawa nie cierpiąca zwłoki, i że możemy być zagrożeni! O czym on mówi? Jakie zagrożenie? Czy to może mieć związek z naszą wczorajszą wyprawą? Może to wina tego całego boga Delty?
Mabel zerknęła na bliźniaka i uśmiechnęła się uspokajająco.
- Bro-bro, przecież wiesz że wujek Ford ma skłonność do panikowania. Może coś mu się nie zgadza w badaniach, zaobserwował jakąś anomalię albo znowu coś mu uciekło z laboratorium i chce, żebyśmy to złapali.
- Mam tylko nadzieję, że to nie kolejny kształtomistrz - mruknął Dipper. - Niby możesz mieć rację, ale coś mi się bardzo nie podoba.
Gideon zaparkował na miejscu, gdzie zwykle stał samochód wujka Stanka. Oddał Mabel kluczyki, zapewnił, że wróci do siebie na piechotę, pożegnał się i wyruszył w swoją stronę.
Bliźnięta nawet nie zdążyły wejść do domu, kiedy napotkały Forda. „Panika” w jego przypadku była niedopowiedzeniem roku.
- Dzieciaki, wchodźcie do środka! Nie rozglądajcie się, szybko, nie wiem na ile wytrzymała jest bariera!
W jednej ręce trzymał naładowaną kuszę, w drugiej miał pistolet dezintegracyjny. Jego włosy były w nieładzie, okulary zjechały mu do połowy nosa, w dodatku rozglądał się nerwowo, jakby czegoś wypatrywał. Gdy tylko bliźnięta znalazły się w Chacie, zamknął za nimi drzwi i rozsypał na progu sól.
- Wujku Ford, co się dzieje? - nerwowy nastrój mężczyzny zaczął udzielać się chłopakowi.
- To nie miejsce na tę rozmowę, chodźcie do kuchni. Stan już czeka.
- Czy to wszystko aby na pewno konieczne?... - zapytała Mabs powątpiewająco.
- Nie wiem, czy to nie za mało, Mabel! - odparł Ford, popychając dwójkę w stronę kuchni. - Szybko!
Kiedy tylko weszli do środka, ujrzeli dziwny sprzęt rozłożony w całym pomieszczeniu. Jakieś radary, monitory, urządzenia wypluwające z siebie papiery z pomiarami... Na pewno dotachanie tego z laboratorium zajęło Fordowi więcej niż parę godzin.
Stanek z nieco lekceważącą i niezbyt szczęśliwą miną siedział przy stole, próbując rozkoszować się kawą. W towarzystwie nerwowego bliźniaka było to jednak niewykonalne.
- Pędraki, jesteście! - ucieszył się na widok dzieciaków. - Całe szczęście, bo nerwowa nerd księżniczka już chciała, żebym zaczął was szukać.
- Zaraz zrozumiesz, że nie przesadzam, Stanley! - zirytował się naukowiec, praktycznie sadzając coraz bardziej skonsternowaną dwójkę do stołu.
- Czy ktoś mi wreszcie wyjaśni, co się dzieje? - jęknął Dipper, blednąc z minuty na minutę.
Mabel zerknęła na wujka Stanka. Ten uśmiechnął się do niej i puścił jej oczko, dzięki czemu poczuła się odrobinę lepiej.
Ford jednak nie pozwolił im na chwilę odsapnięcia, bo właśnie rozłożył na stole mapę.
- Dipper, poszliście wczoraj w wiadome miejsce. Musisz mi powiedzieć wszystko, co tam się wydarzyło. Znalazłeś statuę? Jak przebiegł egzorcyzm?
Chłopak opuścił spojrzenie, lekko zawstydzony. Podniósł wzrok tylko na moment, żeby zobaczyć naglące spojrzenie Forda, po czym zaczął kręcić młynka kciukami.
- Nawet tam nie dotarłem. Skręciłem kostkę i straciłem mapę.
- Czy to na pewno był przypadek? Nic dziwnego się nie działo?
- Wujku Ford, zaczynam się bać! - powiedziała Mabel nieco zbyt nerwowo.
- Niestety słusznie, moja droga... Około godziny dwudziestej pierwszej odnotowałem nagły skok paranormalnej mocy w miejscu, gdzie znajduje się statua Billa. Był potężniejszy niż kiedykolwiek. Nad ranem poszedłem na miejsce, i muszę was bardzo zmartwić. Posąg zniknął.
Zapadła cisza przerywana jedynie tykaniem zegara i siorbaniem kawy przez Stana. To on odezwał się jako pierwszy.
- No i co w związku z tym?... Może minął mu termin przydatności czy coś. A jeśli nie, będziemy musieli go znaleźć i tyle, czemu wszystkich straszysz?
- Niemożliwe, żeby uwolnił się sam. Ktoś musiał mu pomóc.
- A niby czemu jesteś taki pewien? Sam mówiłeś, że kamień może kumulować jego siłę zamiast go osłabiać, równie dobrze sam mógł uciec! Zebrał wystarczająco mocy i puff, sayonara, pocałujta w dupę wójta!
Dipper złapał się za głowę.
- To moja wina! Gdybym tam był, gdybym znalazł ten przeklęty posąg...
- Obwinianie się nic nie da, Bro-bro - powiedziała Mabel cicho. - Zgubiłam się wczoraj w lesie, szukając mapy. Kiedy doszłam na polanę, statua nadal tam była.
Trójka mężczyzn spojrzała na dziewczynę w jednej chwili.
- Byłaś tam?! I nic mi nie powiedziałaś?! - zirytował się Dipper. - Wiedziałaś, po co tam idę, może mógłbym wtedy cokolwiek zrobić!
- Dippy, to mogło się stać w dowolnym momencie... Nie wiemy, co tam się tak właściwie stało - Wujek Stan stanął w obronie siostrzenicy. - Poza tym równie dobrze mogło się okazać, że posąg był tylko iluzją. Dobrze wiemy, jak działa Cyferka.
Ford potarł brodę, zastanawiając się nad czymś gorączkowo. Jego spojrzenie wędrowało od jednego z bliźniąt, do drugiego. W końcu zatrzymał wzrok na maszynie, z której non stop wychodził papier. Chwycił kartkę, urwał ją, poprawił okulary i rozszerzył oczy. Milczał.
- Co się stało, wujku? - zapytał Dipper, próbując zerknąć na wykres.
- Coś jest bardzo nie w porządku. Odkąd tu weszliśmy, magiograf wariuje.
Gdyby Mabel nie siedziała przy stole, prawdopodobnie osunęłaby się na ziemię. Miała tak miękkie kolana, że nie mogła ruszyć nogami. Jej strach został błędnie zinterpretowany przez brata, który momentalnie wyjął telefon.
- Jest jedna osoba, która może nam pomóc. I chociaż bardzo nie chcę tego robić, niestety nie mam wyjścia.
- O czym ty mówisz, Dippy? - zapytał Ford, przyglądając się siostrzeńcowi z lekką zadumą.
- Dzwonię po Paulę. Niech wpadnie razem z Deklem... Znaczy Dellem. Jeśli ktokolwiek może nam na tę chwilę pomóc, to jakaś wyższa siła... A kto nada się lepiej niż bóg matematyki?
Jakoś w tym momencie Mabel wiedziała, że ma przekichane po całości.Postanowiła jednak robić dobrą minę do złej gry, i wstając od stołu, postanowiła zrobić sobie kawę z dużą ilością cukru i kolorową posypką.
Jeśli coś miało jej poprawić humor, mogła to zrobić tylko posypka.
CZYTASZ
UMOWA
FanfictionMinęło siedem lat od pamiętnych wakacji rodzeństwa Pines... Siedem lat, podczas których wydarzyło się... wiele. Dipper jest gotów, by raz na zawsze pozbyć się kamiennej statuy i unicestwić Billa Cyferkę. Mabel ma przeczucie, że bez wspomnianego demo...