29.

65 8 4
                                    

Słowo od Siły Wyższej:
Dzięki UnexpectetError za nasze rozmowy i przypływ inspiracji, jesteś niesamowita B)
Do czytania!
-+-+-

Grupa zamilkła, przyswajając sobie tę informację. Czyli co?... Mieli ot tak zawołać kogoś, o czyim istnieniu nie do końca wiedzieli i mieć nadzieję, że zechce im pomóc? Jak to w ogóle mieli zrobić?!

- Sprawy techniczne zostawcie mi, to nie jest aż tak skomplikowane jak się wydaje... Tylko, że pewnie będziemy musieli znowu złamać czwartą ścianę - oznajmił demon spokojnie.

- Dobra! Łam sobie nawet piątą i szóstą, już nie będę na to narzekać, tylko nas stąd wyciągnij! - wkurzył się Dipper, wznosząc ręce ku górze.

- Powiedziałeś wcześniej: "po pierwsze"... - zauważyła Mabel trzeźwo. - Więc co jeszcze?

Złotooki uśmiechnął się do ciemnowłosej, pod wrażeniem jej zdolności rozumowania. Spojrzał na resztę zebranych. W normalnych okolicznościach byłby zachwycony ich niezadowoleniem, jednak ponieważ sam tkwił w tym wszystkim, nie odczuwał pełnej satysfakcji.

- Kiedy stąd wyjdziemy, zacznie się odliczanie. "Ziemia pięć razy słońce okrąży, a Siła Pierwotna przyjdzie po zapłatę"... Chociaż całkiem możliwe, że do tego nie dojdzie.

- Nie mamy czasu na omawianie szczegółów waszej cholernej umowy! - Dipper podszedł do Billa i złapał go za poły marynarki, ściągając w dół, żeby spojrzeć mu prosto w twarz. - Przestań się cackać z takimi mało ważnymi sprawami i przyzwij te inne istoty, do jasnej cholery!

- Sosenko, co tak agresywnie? - demon uśmiechnął się szeroko, strącając dłonie ciemnowłosego. Wyprostował się, otrzepał marynarkę i wskazał na sufit. - Beauvinne, zrób zdjęcie tego napisu. Na pewno się przyda, skoro nie mogę o nim podyskutować w tym momencie... Delta, Lambda, jeden z was jest mi potrzebny. Niestety w ludzkiej formie. Więc z łaski swojej wybierzcie któregoś z was i niech idzie w głąb jaskini się przemienić. Tylko niech włoży jakieś gacie, nie mam ochoty oglądać męskich tyłków.

Boscy bracia spojrzeli na siebie, przez chwilę mierząc się wzrokiem. W końcu Lambda westchnął przeciągle, lewitując w stronę tunelu.

- Wpakowałem was w to, więc chociaż na coś się przydam... Nie podglądać!

- Jakby nas to interesowało... - odparował demon, przewracając oczami. - Dobrze więc! Beauvinne, zrobiłeś zdjęcie?

- Co? A, tak! - egzorcysta pomachał telefonem w bliżej nieokreślonym kierunku. - Mam tu wszystko!

- Super. Wcześniej robiłeś zdjęcia ścian, gdy szliśmy do komnaty Siły Pierwotnej. Tak się nieszczęśliwie składa, że muszę odszukać pewną inkantację, która znajdowała się na jednej z nich. Gratulacje, Beauvinne, zaoszczędziłeś nam sporo czasu, bo nie musimy się cofać.

Ojciec Lazare oddał demonowi telefon, a ten spokojnie zaczął przeglądać zdjęcia. Był jakoś w połowie, gdy Lenny powrócił - przemieniony, w hawajskiej koszuli i luźnych spodenkach. Zamiast radośnie podskakiwać, jak to miał w zwyczaju, powłóczył nogami. Minę miał jak zbity pies.

Cyferka podniósł wzrok znad ekranu i pokiwał głową.

- Już jesteś, świetnie! Akurat znalazłem, czego potrzebuję. Dipper...

- Nie uważasz, że za bardzo się rządzisz? - zaczął chłopak.

Bill najwidoczniej stracił resztki cierpliwości. Wręczył egzorcyście jego własność, podszedł niespiesznie do ciemnowłosego, nie spuszczając z niego wzroku ostrożnie zdjął z jednej dłoni rękawiczkę... A potem wziął zamach i widowiskowo uderzył go nią w twarz.

- Ja też mam swoje granice, Sosenko, więc zamknij się w końcu i pozwól mi chociaż udawać, że obchodzą mnie wasze nędzne życia! - powiedział zmienionym głosem, a jego tęczówki stały się ogniście czerwone. - Non stop marudzisz, stawiasz mi się, podważasz mój autorytet! Myślisz, że skoro jestem taki dobry, to będę miał opory rozwalić ci głowę o najbliższą ścianę, żeby zrobić sobie maseczkę zdrowotną z resztek twojego mózgu? To moje ostatnie ostrzeżenie Dipperze Pines, i przysięgam ci, że kolejnym razem będziesz mnie błagał na kolanach, żeby skończyło się na tym jednym liściu!

Stanford wymierzył pistoletem w demona, jednak ten od razu przeniósł wzrok na niego. Naukowiec zawahał się, ale nie opuścił broni.

- Strzelaj, głupi staruchu, śmiało! Gdzie chcesz? W głowę? Pomogę ci!

Demon podszedł do Forda i złapał go za nadgarstek, nakierowując jego dłoń w stronę swojej głowy. Oparł się czołem o wylot lufy i patrząc sześciopalczastemu w oczy, wyszczerzył kły w parodii uśmiechu.

- Na co czekasz? Doszło do ciebie, że beze mnie stąd nie wyjdziecie?!

Paula zerknęła z obawą na Mabel. Jakim cudem była ona taka spokojna?! Przecież zawsze istniało ryzyko, że Stanford wystrzeli, że omsknie mu się palec, a poza tym jego słowa raniły gorzej niż noże!

Bill odepchnął sześciopalczastą rękę i odszedł na kilka kroków. Niespiesznie założył rękawiczkę, na próbę rozprostował palce i ponownie zacisnął, przyglądając się im z kamiennym wyrazem twarzy.

- Zdecydujcie się w końcu. Nie musicie mnie lubić ani nawet tolerować, nie zależy mi na tym. W tej chwili wiąże mnie tylko umowa ze Spadającą Gwiazdą. No, i druga z tym potworem, ale o tym nie chcecie słuchać. W końcu to moja sprawa. Grunt, że niebezpieczeństwo nie jest już na waszych głowach.

Lenny rozejrzał się po wszystkich z uprzejmym uśmiechem. Jego wzrok był nieco pusty, jakby nie rozumiał co się właściwie dzieje.

I w sumie to tak było.

- Co mnie ominęło?... - zapytał niepewnie.

- Dosłownie nic - Bill pstryknął palcami , a w jego ręce pojawiła się laska. Wskazał jej końcem na wyjście, kierując tam uwagę wszystkich. - Zaraz znajdziemy kogoś, kto się na tym zna. Kto z was ma coś do pisania?

Ojciec Lazare podał demonowi kawałek kredy. Dobrze, że Bill miał rękawiczki - bo kreda była święcona.

Cyferka migiem narysował na podłodze okrąg. Dorysował kilka niezbyt skomplikowanych symboli i rzucił kredę do egzorcysty.

- Coś ostrego poproszę - powiedział Bill, nie patrząc po zebranych.

- Po co ci to?... - zapytał Delta ostrożnie.

Demon spojrzał na niego spode łba.

- Odczułem nieodpartą potrzebę ogolenia sobie zarostu. Głupio pytasz, Delto. Nie zamierzam nikogo mordować, jeśli to masz na myśli.

- Przecież nikt z nas nie ma przy sobie noża ani... - zaczęła Paula, ale w tym momencie urwała.

Dipper wyjął ze skrytki w sandale długopis, rozkręcił go i pokazał wąskie ostrze wystające z plastikowej obudowy.

- Nada się? - zapytał, patrząc gdzieś w okolice swoich stóp.

- Ta - Bill wziął narzędzie, nadstawił dłoń nad okrąg i uniósł ostrze.

Zerknął na Lambdę i wskazał głową miejsce naprzeciwko siebie. Lenny wykonał polecenie bez słowa.

Wyciągnął przed siebie dłoń tak samo, jak uczynił to wcześniej demon. Jasnowłosy skinął głową i spojrzał na młodego boga nieco łagodniejszym wzrokiem.

- Nie obetnę mu palców, przestań wbijać mi wzrokiem sztylet w plecy, Delto - odezwał się Bill.

Trójkątny byt zamruczał coś pod nosem niewyraźnie. Paula natomiast się uśmiechnęła - najwidoczniej jego komentarz miał być przeznaczony dla nielicznych uszu, w tym jej.

Demon przyłożył ostrze do skóry we wnętrzu swojej dłoni i naciął delikatnie. W ranie pojawiły się niewielkie kropelki krwi. Na dłoni Lambdy zrobił nawet mniejszą rankę.

- Daj mi dłoń, jakbyś się witał. Tylko wiesz, nie zdechłego śledzia, tylko taki porządny uścisk.

Już w momencie podania sobie dłoni okrąg zajaśniał jasnozielonym światłem. Bill powiedział niezbyt skomplikowaną inkantację, a po chwili w podłodze otworzył się portal.

- Teraz druga część. Możesz mnie już puścić, Lambdo.

Lenny ze stresu nawet nie zauważył, że trzymał demona o wiele mocniej niż było to konieczne. Podświadomie wiedział, że Bill mógł w każdej chwili zawrzeć między nimi jakąś lewą umowę...

Nie istniało wiele rytuałów, które wymagały obecności boga i demona naraz. Najwidoczniej to był najtrudniejszy warunek przyzwania, które właśnie odprawiał Bill... Bo póki co nic nie było zbyt skomplikowane.

- ...czy ty nas nagrywasz, Beauvinne? - zapytał znienacka.

- ...może - odparł egzorcysta.

- O ile ja nie mam nic przeciwko, radzę ci skończyć, kiedy pojawi się istota z innego uniwersum. Kto wie, jak zareaguje.

- Przyjąłem do wiadomości! - ojciec Lazare zasalutował, kontynuując nagrywanie.

- Dobrze, Lambdo... Teraz unieś dłoń wnętrzem w moją stronę... Super. Kiedy skończę mówić, zrób szybki krok w tył, tylko... Szybko.

- A jak inaczej miałbym zrobić szybki krok w tył? - zdziwił się bóg mechaniki.

- Wolmo - szepnęła Paula, co wywołało chichot ze strony Della.

- Postacie z innego uniwersum, podlegające Siłom Wyższym, odezwijcie się do potrzebujących i odpowiedzcie na wezwanie.

Przez dłuższą chwilę nic się nie działo, aż wreszcie w powietrzu zaczął się unosić wyraźny zapach mięty.

- TERAZ! - krzyknął Bill, a Lambda odskoczył tak, że aż się przewrócił.

Krąg błysnął, a w jego wnętrzu stała niska, kobieca postać. Dziewczyna miała białe włosy do ramion i jadowicie zielone oczy, rozglądała się z lekką niepewnością ale i zainteresowaniem. Na jej bladej twarzyczce gościł lekki uśmiech, który nieco się rozszerzył na widok Billa.

- Braciszku! - zawołała z ulgą. - Dobrze cię widzieć!

- Ugh - skomentował Bill.

Zapewne macie w tej chwili lekkiego mindfucka. Nie przejmujcie się, chyba każdy z drużyny go miał.

- Więc to tak wygląda wasze uniwersum!... - odezwała się dziewczyna, łapiąc się pod boki. - Spodziewałam się czegoś bardziej... No nie wiem, mniej jaskiniowego?

- To dlatego, że jesteśmy tu uwięzieni - naprostował demon sarkastycznie.

- Przepraszam, ale co tu się dzieje? - zapytał skołowany Stanford.

- Kim ty w ogóle jesteś? I czemu nazywasz Billa "braciszkiem"? - dodał Dipper, krzyżując ramiona.

Nieznajoma zaśmiała się nieco nerwowo i zaczęła bawić się końcówką włosów, patrząc to na swoje buty, to na zgromadzonych.

- No tak... Nie przedstawiłam się. Nasze pierwsze spotkanie w moim świecie wyglądało nieco inaczej, Sosenko. To dziwne, biorąc pod uwagę fakt, że mamy ze sobą córkę.

Ciemnowłosy zgłupiał. Mabel też. Podbiegła do Dippera i złapała go za ramię, lekko nim potrząsając. Cała drżała z emocji.

- Co?! Bro-bro, kiedy do tego doszło?! Jestem za młoda, żeby być ciocią! Czemu nic nie powiedziałeś?!

- Pierwszy raz widzę tę dziewczynę na oczy! - zaprotestował Dipper, kładąc dłoń na ręce siostry. Próbował uwolnić się z jej uścisku, ale na próżno. - Przysięgam!

- Problem z różnicami między uniwersami... - mruknął Bill, pocierając dłonią policzek. Podniósł wzrok na białowłosą. - Przedstaw się i powiedz tak z grubsza, jak wygląda sytuacja w twoim świecie. Unikniemy nieporozumień... Prawdopodobnie. Chociaż patrząc na Sosenkę, może być ciężko.

- No dobrze...

Nieznajoma wzięła głęboki oddech i ostrożnie wyszła z kręgu, uważając, by go nie przerwać. Ukłoniła się delikatnie.

- Jestem Kornelia Mięta Cipher, najmłodsza z trójki rodzeństwa Cipher. Jestem original character, podlegającą pod Siłę Wyższą, która kumpluje się z waszą Siłą Wyższą... Już rozumiem co miała na myśli mówiąc, że chciałaby mnie do czegoś wykorzystać. W każdym razie, w moim świecie jesteśmy ze sobą, Sosenko. Chociaż tam jesteś mniej gburowaty. Za to ty, braciszku...

- Nie jestem pewien, czy chcę znać szczegóły, które dotyczą mojego życia prywatnego - uciął Bill.

- Ja chcę! - wtrącił Delta. - Wreszcie zaczyna się robić ciekawie.

- O, Dell... Uwielbiamy cię wkurzać. Właściwie to Dippera też. Na dobrą sprawę, wszyscy nawzajem się wkurzają! Mabel często strzela fochy na Billa, bo ten łapie lagi mózgu i się nie odzywa, gdy ona go całuje albo próbuje rozmawiać o uczuciach.

Na twarzy wspomnianej dziewczyny pojawił się rumieniec. Z kolei demon przewrócił oczami.

- Rozumiem... To jedno z "tych" uniwersum.

- "Tych"? - wtrącił Dipper.

- Roleplay - wyjaśnił Bill niechętnie.

- Czy chcemy wiedzieć, czym jest roleplay?... - Ford z niepewnością w głowie zrobił krok do przodu.

- Ja chcę! - wyrwał się Delta.

- Siła Wyższa wciela się w kogoś z nas i zachowuje się jak my, żeby stworzyć nową historię i sprawdzić, czy może wykorzystać jakiś nowy scenariusz - wyjaśniła Paula. - Sama kiedyś się w to bawiłam, więc wiem... Ale trochę niepokoi mnie myśl, że ktoś może wcielać się we mnie.

- Nie martw się, w waszą Siłę Wyższą też niekiedy ktoś się wciela... Jest dość... Popularna - stwierdziła Kornelia ze wzruszeniem ramion.

- No to chwila moment... Chcecie mi powiedzieć, że ta cała Siła Wyższa naprawdę istnieje? - zapytał Delta z lekkim niedowierzaniem w głosie.
Wszyscy na niego spojrzeli, jakby właśnie oznajmił, że zostaje striptizerem.

- No... Siła Pierwotna była dość realna - zauważyła Mabel ironicznie.

- Więc dlaczego, do jasnej cholery, nie zrzuciła tej całej Sile Pierwotnej kowadła na łeb?! - zirytował się Dell.

Zgodnie z życzeniem, w jaskini pojawiło się kowadło, które upadło z łoskotem na ziemię. Widniała na nim pewna wiadomość.

- "Czytelnicy uważają Wasze poczynania za zabawne. Poza tym Wam kibicują, więc po prostu róbcie swoje xD" - przeczytała Paula.

- Aha - skomentował Delta. - Spoko. Dobrze wiedzieć.

- No ej, wiadomość od Niej, nie ode mnie - Polka wzruszyła ramionami. - Ja tylko wam przetłumaczyłam. Nie moja wina, że porozumiewa się po polsku.

- Powiem szczerze, że na piśmie ten język wygląda o wiele gorzej niż brzmi - skomentował ojciec Lazare, zerkając na kowadło.

Napis na kowadle zaczął się zmieniać. Zgromadzeni zrobili wokół przedmiotu ładne kółeczko. Kto by pomyślał, że zwykły przedmiot wzbudzi tyle emocji!

- I co napisała? - zainteresował się Dipper.

- "Kończcie to gadu gadu i zacznijcie myśleć jak stąd wyjść, bo Czytelnicy mi się niecierpliwią" - powiedziała Paula, uśmiechając się pod nosem.

- Niby jak?! - zirytował się Delta. - Nie może dać nam jasnych instrukcji?! Albo użyć tych swoich nadnaturalnych mocy i nas stąd wyciągnąć?!

Napis na kowadle ponownie uległ zmianie. Polka przeleciała wzrokiem tekst i zaczęła się niekontrolowanie śmiać, co wzbudziło dodatkowe emocje. Ludzie przepychali się jeden przez drugiego, żeby zobaczyć, co takiego się tam pojawiło, ale poza niezrozumiałymi dla nich napisami nie było tam nic szczególnego. Sądząc jednak po warczeniu jakie zaczął z siebie wydawać Delta, było to wyjątkowo zabawne.

- "Mam do napisania dwa eseje, muszę zrobić prezentację i nie wiem, kiedy mi się obudzi dziecko, więc spindolindo Delta, bo odbiorę ci twoje cudowne zdolności. Grzeczniej mi tu, nie marnuj mojego cennego czasu. Wiesz, jak trudno napisać rozdział, jednocześnie ogarniając dom i szkołę?! To dlatego moi Czytelnicy nie dostają rozdziałów tak często, jak powinni.
Kończę już łamać tę czwartą ścianę, teraz to wasza broszka. Ciao!" - przeczytała Paula, praktycznie krztusząc się ze śmiechu.

- Chwila moment, Siła Wyższa może się rozmnażać?... - zapytał Stanford, przerywając robienie notatek w swoim notesie.

- No skądś musiała się wziąć... - odezwała się nieśmiało Kornelia. - Ale skończmy już ten temat. Po coś mnie wezwaliście, prawda?

- Owszem - Bill skrzyżował ramiona i skinął głową. W tym momencie lewitował parę centymetrów nad ziemią, zapewne nie chcąc okazywać nieznajomej słabości w postaci rannej nogi. - Long story short, zamknęła nas tutaj Siła Pierwotna. Chcemy stąd wyjść, musisz więc pojawić się po drugiej stronie bariery i powiedzieć inkantację.

- Wcześniej nie było mowy o żadnych inkantacjach... Czy to jakaś umowa?...

- Jaka umowa? - westchnął demon, łapiąc się ręką za policzek. Spojrzał przed siebie zmęczonym wzrokiem. - Na dzisiaj mam dość umów. Chyba, że ty chcesz jakąś zawrzeć.

- Jeszcze nigdy nie zawarłam żadnej umowy! - oznajmiła Kornelia. Chociaż w jej głosie pobrzmiewała duma, opuściła głowę i nie patrzyła na "brata".

- I ty jesteś z naszego rodu? - zdziwił się Bill. - A zresztą, niezbyt mnie to obchodzi, nie mam zamiaru ingerować w wasz świat i twoje poglądy. W każdym razie, jedyne co musisz zrobić to iść przed jaskinię i powiedzieć parę słów. Poradzisz sobie z tym?

- No raczej! - Białowłosa klasnęła w ręce i podskoczyła radośnie w miejscu, podekscytowana swoją ważną rolą.

- Bill, jaką masz pewność, że uda jej się stąd wyjść?... - zapytał sześciopalczasty naukowiec, marszcząc brwi.

- Szóstak, jesteś w cholerę inteligentny, a zadajesz takie pytania, że zaczynam w to wątpić - skomentował Bill sarkastycznie, poprawiając opadający mu na oczy cylinder. - Teoria przenikających się uniwersów. Mówi ci to coś?

- Na czym to polega? - zapytała Paula.

- Kornelia jest z innego świata, więc panujące tutaj nasze zasady jej nie obowiązują - powiedziała szybko Mabel, zanim jasnowłosy zdążył rzucić kolejnym sarkastycznym komentarzem... Albo wybuchnął gniewem, a temu było blisko.

- Dziękuję, Gwiazdko - szepnął Bill tak, by tylko ciemnowłosa to usłyszała.

- Więc co to za inkantacja? - Kornelia rozejrzała się po pomieszczeniu w poszukiwaniu jakiejś podpowiedzi.

Demon koszmarów wskazał palcem na sufit. Dziewczyna paczulka wzrokiem za jego dłonią, złożyła usta w dzióbek i pokiwała głową w skupieniu.

- Nie jest to zbyt skomplikowane...

- Tylko się nie pomyl... - sarknął Bill.

- Mam dziwne wrażenie, że Siła Wyższa właśnie tego by chciała - mruknął Dell.

Kornelia dojrzała na boga spode łba i lekko wydęła wargi. Skrzyżowała ramiona i wciągnęła powietrze nosem, jakby powstrzymywała się przed powodzeniem czegoś bardzo niemiłego.

- Lepiej, żebym ja się pomyliła raz podczas mówienia inkantacji, niż ty przy podejmowaniu życiowych wyborów.

Oh. Więc jednak sarkazm był rodzinny.

Nie czekając dłużej, Kornelia swobodnie przeszła przez wyjście z jaskini. Kiedy jednak przekraczała niewidzialną barierę, na chwilę pojawiły się wokół niej zielone płomienie, chroniące ją przed mocami obcego jej uniwersum. Stanęła twarzą do otworu (gdzie wszyscy zaczęli się tłoczyć, zaciekawieni i żądni wolności), a ona - mimo stresu i niepewności, jaki spowodował ich wzrok - wyciągnęła przed siebie dłonie. I one zajęły się zielonym ogniem.

Słowa, które padły z jej ust, były zupełnie niezrozumiałe dla zgromadzonych - z wyjątkiem Billa. Zaklęcie było w języku starodemonickim, w dodatku mówione przez demona, a więc od tyłu. Składało się z ledwie dwóch zdań, ale to wystarczyło, by przy wejściu do jaskini pojawił się szary pyłek, który opadł na ziemię.

Kornelia cofnęła się o kilka kroków. Bill jako pierwszy uczynił krok i postawił stopę na kamienistym podłożu prowadzącym ku wolności.

- I co? Cała ta szopka miała doprowadzić nas do... Tego? - zapytał Delta, wylatując na zewnątrz. - Bez fajerwerków, wielkiego ognia?...

- A czego się spodziewałeś, jełopie? - zapytał Lenny, mrużąc oczy w kierunku brata. - Oklasków?

Ośmioosobowa ekspedycja wreszcie wyszła z jaskini, zostawiając za sobą nieprzyjemne doświadczenia...

No dobra, zabrali je ze sobą. W końcu mógł to być całkiem dobry materiał naukowy!

Burza już przeszła, zostawiając po sobie ciepłe promienie słońca. Przyroda nadal była żywa - na tyle, na ile była w tym miejscu - i nic nie sprawiało wrażenia, że całkiem nie tak dawno doszło do przebudzenia Siły Pierwotnej.

Dipper zerknął za siebie i rozszerzył oczy, spoglądając na skalną ścianę. Notes wypadł mu z ręki. To przykuło uwagę Mabel, która podążyła wzrokiem za spojrzeniem brata i lekko otworzyła usta.

- Szczelina zniknęła... - powiedziała cicho.

Uwaga wszystkich przeniosła się na zbocze wulkanu. W miejscu, gdzie przed momentem było pokaźne przejście, teraz znajdowała się skała. Na szczęście żadne z nich nie wpadło na pomysł, by dotknąć kamienia.

- Spadajmy stąd - zarządził Delta, lewitując w stronę krzaków, spomiędzy których wyłaniała się ścieżka powrotna. - Mamy kawałek do przejścia...

- To rozsądny pomysł - pochwaliła Paula, uśmiechając się delikatnie. - Kornelia, idziesz z nami?

Demonica uśmiechnęła się uprzejmie, ale pokręciła głową. Schowała ręce za siebie i spojrzała na swoje stopy.

- Wiecie, zrobiłam już to, co miałam... Chyba pora, żebym wróciła do siebie. Poza tym tęsknię za swoim światem... Za moim Dipperem - to mówiąc roześmiała się i posłała oczko ciemnowłosemu chłopakowi, który wyraźnie się speszył.

- Miło było cię poznać, nie przeczę - odezwał się Dipper. - Trochę dziwnie, ale cóż.

- Zanim znikniesz... - odezwał się ojciec Lazare.

Tak, wszyscy już się domyślili o co chodzi, więc przewrócili oczami. Egzorcysta wyjął swój telefon i uśmiechnął się do białowłosej, która z lekką niepewnością przekrzywiła głowę.

- Wcześniej nie było okazji! Zechcesz może zrobić sobie ze mną selfie?

Kornelia zaczęła się śmiać i podeszła do egzorcysty, ustawiając się porządnie.
Ta "porządna" sesja szybko zmieniła się w pokaz śmieszków i chichotów, bo i reszta grupy postanowiła sobie zrobić zdjęcia pamiątkowe. Grupowe, w parach, poważne i totalnie durne, ze Stanfordem celującym sobie w skroń z pistoletu dezintegrującego albo Dipperem zasłaniającym się książką, z Paulą posyłającą buziaczki Delcie i Lennym, który udawał, że je łapie (co doprowadziło do bójki między boskimi braćmi)...

Kornelia w końcu jednak musiała się pożegnać z nowymi przyjaciółmi i wracać do swojej rodziny, więc z cichym "puff!" otworzyła portal, a potem przez niego przeszła.

Grupa przez chwilę patrzyła w miejsce, gdzie zniknęła demonica. W końcu Dell zarządził powrót, kierując grupę w odpowiednim kierunku.

Tym razem prowadził on, z Paulą i Lennym obok siebie. Tuż za nimi żywo dyskutując i wymieniając się spostrzeżeniami, wędrowali ojciec Lazare, Dipper oraz Stanford.
Na szarym końcu, w raczej milczącej atmosferze, podążali Bill oraz Mabel. Ciemnowłosa dostrzegła podły nastrój kompana i zastanawiała się, czy był sens zapytać go o umowę z Siłą Pierwotną...
I chociaż bardzo chciała to uczynić, nie mogła. W ostatecznej decyzji utwierdził ją sam demon, który odwrócił głowę w inną stronę, widocznie zainteresowany czymś, co jej nie dotyczyło.

Musiał, po prostu musiał spojrzeć po raz ostatni na podest, od którego wszystko się zaczęło. Tak, jak myślał...

Na środku okręgu pojawił się starożytny kalendarz. Wyglądało na to, że Siła Pierwotna rozpoczęła odliczanie.

UMOWAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz