14.

92 11 5
                                    

Przez kolejnych parę dni wszystko toczyło się swoim rytmem.

Paula świetnie spisywała się na sklepie i nawet Stan zaczął coś przebąkiwać o "nieznacznej podwyżce" – robotę odwalała za troje, podłoga zawsze się błyszczała, a słoik na napiwki trzeba było opróżniać trzy razy dziennie. Wendy grzebała przy swoim autku, zwykle wtedy, gdy nie pomagała swojej przyjaciółce w Tajemniczej Chacie. Dipper zaczął znikać gdzieś z Fordem, i, co dziwniejsze, często towarzyszył im Dell. Delta co chwilę odgryzał Dipperowi w każdy możliwy sposób, co wszyscy (oprócz ciemnowłosego) uważali za przezabawne (szczytem było namówienie go na zjazd z dachu na nartach, co skończyłoby się niechybną śmiercią, gdyby nie szybka reakcja Mabel - a raczej Billa).

A co do Mabel - ta spokojnie dziergała sweterki, od czasu do czasu dołączając do brata w poszukiwaniach tajemniczych istot. Była niesamowicie radosna, nawet bardziej niż zwykle, co tylko wzmagało czujność jej brata.

Od spotkania przy whisky nikt poza nią nie widział Billa. Co robił i gdzie bywał - pozostawało jego słodką tajemnicą.
I można rzec, że w Gravity Falls nastał czas pokoju i sielanki... Gdyby nie pewien szczegół...

A był nim Tad, który pewnego pięknego dnia przyszedł do Tajemniczej Chaty, jak gdyby nigdy nic. Uśmiechnął się szelmowsko, widząc stojącą za kontuarem Paulę i beztrosko do niej podszedł, rzucając po drodze "witaj, piękna".

Dziewczyna już przestała sobie robić nadzieję, tak przynajmniej mówiła. W głębi duszy jednak, choć Tad w pewien sposób złamał jej serce, ucieszyła się na jego widok. Jej uczucia nigdy nie były skomplikowane (no, chyba że chodziło o Deltę), więc wszystko miała wypisane na twarzy.

Strange już wszystko przemyślał i miał nowy plan. Lepszy.

Przez kilka dni wędrował po wymiarach zastanawiając się, jak mógłby dobrać się do Billa i usunąć go ze swojej drogi raz na zawsze. Spotkał paru swoich kumpli, którzy nie chcieli mieć nic wspólnego z tym konfliktem... Twierdzili, że przecież nie da rady Cyferce, że to głupie zagranie i powinien odpuścić, ale przestali się stawiać, gdy kilku z nich zmienił w kupki popiołu.

W Gravity Falls był w tej chwili inny byt, który na pewno miał jakiś kontakt z Billem – podejrzewał, że był to bóg matematyki. Tadeusz nie żył z nim w dobrych stosunkach, ale znał kogoś, kto mógł mu udzielić potrzebnych informacji...

I ten tor myślenia zaprowadził go dzisiaj do Tajemniczej Chaty. Wyczuwał, że Delty nie ma w okolicy, a skoro teren jest czysty, nic nie stało mu na przeszkodzie.
Paula nie odpowiedziała na to radosne powitanie. Skrzyżowała ręce na piersiach i lekko uniosła głowę, próbując wyglądać na obrażoną.

- Miałeś zadzwonić! - powiedziała urażona.

Mężczyzna uśmiechnął się krzywo i wzruszył ramionami.

- Liczę, że mi wybaczysz... Telefon mi się popsuł i muszę czekać, aż serwis go naprawi. W międzyczasie musiałem na chwilę opuścić miasteczko, sprawy biznesowe... Długo już tu pracujesz?

- Jakieś dwa tygodnie - zaśmiała się Paula, łykając każde z jego kłamstewek jak lekoman tabletki.

- Widzę, że radzisz sobie świetnie! Byłoby wspaniale, gdybyś została tu na dłużej. Mógłbym widywać cię codziennie... - dodał, puszczając oczko.

Dziewczyna zachichotała, próbując ukryć rumieniec. Pokiwała głową na boki, zbierając myśli. Szkoda, że Dell tego nie widział...

- Nie ukrywam, liczę na to...

- Skoro mowa o liczeniu, jak tam twój blond przyjaciel?

- Dell? Dipper wyciągnął go siłą na jakiś trening czy coś, tak przynajmniej twierdzą... Ostatnio spędzają razem sporo czasu. No i jeszcze jest Lenny, brat Della... Wpadł z wizytą jakiś czas temu.
Tad zanotował w pamięci, że Delta najwidoczniej wezwał posiłki. Niedobrze, niedobrze... Musiał działać szybko.

- Co powiesz na małą kawkę, gdy skończysz swoją zmianę? - zapytał, odruchowo przywołując na usta najszczerszy uśmiech, jaki potrafił sfałszować. I wyszło mu to aż za dobrze, bo Paula ponownie opuściła wzrok i zaczerwieniła się jak pomidor z reklamy Pudliszki.

- No... Jeśli chcesz, to kończę o szóstej.

- Więc postanowione! Spotkamy się na rynku o siódmej?

Polka skinęła głową, nie wierząc w to, co właśnie się stało. Umówiła się z Tadem! Co ona na siebie włoży?! Musi szybko napisać do Wendy!

I kiedy jej o tym pisała w ozdobionej serduszkami wiadomości, nawet przez chwilę nie pomyślała, że przecież nie powiedziała Tadowi o matematycznych zdolnościach Della...

Strange wyszedł na zewnątrz. Dzisiejsze spotkanie musiało się udać... A skoro tak, potrzebował jakiegoś wsparcia, gdyby przypadkiem ktoś postanowił pokrzyżować mu plany.

Zamiast iść do siebie, skierował się do lasu. Szukał słabej magicznej aury o lekkim tęczowym zabarwieniu... Był pewien, że na tym etapie mógł polegać na jednorożcach.

Wreszcie złapał trop i zaczął podążać jego śladem, korzystając z przywileju lewitacji. Unosząc się nad ziemią ciało nie męczyło się jak przy bieganiu, znał już na wskroś swoje możliwości. Nie rozwijał zawrotnej prędkości, ale wystarczyło mu to, aby dogonić pasące się w głębi głuszy stado. Mijał strzeliste sosny i niskie krzewy akacji, gąszcze pokrzyw i pokryte mchem skały... Usłyszał płynącą wodę i dotarł w okolice źródełka, stanowiącego wodopój dla magicznych stworzeń.

Dostrzegłszy w oddali kilka koni o długich rogach, wylądował na trawie i zaczął iść w ich stronę. Zaalarmowane zwierzęta podniosły łby. Widząc Strange'a, kilka parsknęło niespokojnie, jeden nawet stanął dęba.

Przywódca stada, Błyskotek, zastukał przednimi kopytami niespokojnie.

- Nie zamierzam bawić się w podchody - oznajmił Tad, podnosząc okalaną różowymi płomieniami dłoń. - Pomożecie mi dzisiaj.

- W czym? - zapytał Błyskotek, mimowolnie cofając się o pół kroku.

Na twarzy Tada pojawił się nonszalancki uśmieszek.

- Dziś wieczorem przyjdę tutaj razem z przyjaciółką. Pokażę was jej. Waszym zadaniem jest pilnować, żeby mi czasem nie uciekła...

- Co chcesz zrobić? - odezwał się któryś z odważniejszych jednorożców.

Ta sytuacja bardzo nie podobała się całemu stadu, które choć nie pałało miłością do ludzi, nie chciało patrzeć na krzywdę. A znając poczynania Tadeusza i jego manię władzy, mogło wydarzyć się właściwie wszystko...

- Oh, nic wielkiego... Przeciągnę ją na swoją stronę. Wiecie, że Bill Cyferka wrócił?

Zwierzęta uniosły łby w zaskoczeniu. Parę spojrzało po sobie, komunikując się spojrzeniami.

- Wyczuliśmy, że statua zniknęła... Ale jak... Jak to się stało?

Tad zachichotał. W pewien sposób ten śmiech wydawał się bardziej psychiczny i groźny niż chaotyczny rechot Billa. Powodował u jednorożców ciarki na ich różnokolorowych grzbietach.

- Ktoś go uwolnił. Nie wiem dokładnie kto, choć mam pewne podejrzenia... Jeśli spotkanie z moją przyjaciółką pójdzie dobrze, dowiem się, gdzie ukrywa się Bill. A jeśli nie... Uwierzcie mi. Będzie mi przykro. Ale wam bardziej.

O jednorożcach trzeba wiedzieć jedno. Cała tęczowa otoczka i wieczna radość to bujda na resorach. Rogate konie były wrogami wszystkiego, co mogło im stanąć na drodze i nierzadko walczyły o swoje w krwawy sposób. Nie dawały się łatwo zastraszyć...

Jednak demony to zupełnie inny kaliber niż ludzie. A z tymi żadne magiczne stworzenie wolało nie zadzierać. Niewypowiedziana groźba zawisła w powietrzu, a stado czuło, że nie ma wyboru jak tylko się zgodzić na wzięcie udziału w tej farsie.

Teraz wszystko zależało od planu Strange'a.

-+-+-

Nie minęły dwie godziny, jak wszystkie dziewczyny wiedziały o rychłym wyjściu Pauli na randkę z Tadem. Wiadomość ta dotarła do Mabel ze sporym opóźnieniem, bo zajęta dzierganiem nie zwracała uwagi na telefon. Skoro jednak ona się dowiedziała, dowiedział się również Bill.

I tak, jak ciemnowłosa cieszyła się, że Polka będzie mogła z kimś się związać, tak reakcja demona zaalarmowała ją bardziej niż jakiekolwiek paranoje Dippera.

Rzucił jej krótko "idź z tym do Szóstaka, ja spotkam się z Deltą", po czym zniknął. A to sprawiło, że włoski na karku dziewczyny stanęły dęba.

Rzuciła swoją robótkę i pognała na łeb na szyję do laboratorium Forda, przeklinając się w myślach za słabą pamięć do kodów. Wbicie poprawnego zajęło jej dobre dziesięć prób, ale w końcu zakończyło się sukcesem.
Zjechała windą w dół i dopadła drzwi do labo, próbując się do nich dobić ze wszystkich sił.

Zaalarmowany Stanford tylko zerknął przez wizjer i już otwierał drzwi. Mabel nawet nie czekała aż całkowicie się otworzą, gdy tylko pojawiła się szpara dostatecznie szeroka by mogła przejść, wśliznęła się do środka. A właściwie wbiegła spanikowana.

- Wujku Ford, musisz mi pomóc!

- Co się stało?!

Naukowiec był wstrząśnięty widokiem siostrzenicy. W jej oczach widział czystą panikę, jaką do tej pory ujrzał jedynie w oczach Dippera. Czasem zapominał, że bliźnięta miały ze sobą więcej wspólnego niż było to widać na pierwszy rzut oka. Dziewczyna krążyła po laboratorium, żywo gestykulując.

- To Bill! O Billa chodzi, a właściwie nie tylko o niego, bo...

- Co on ci zrobił?! Jak cię skrzywdził? Jesteś sobą?!

Ford wyjął z kieszeni fartucha małą latarkę i prawie siłą przytrzymał Mabel w miejscu. Zaświecił jej w oczy, jednak ta po prostu westchnęła, próbując odzyskać rezon.

- Nic mi nie zrobił, wujku...

- Wobec tego o co chodzi? Wpadasz tu jak huragan, praktycznie przyprawiasz mnie o zawał, coś musi być na rzeczy!

Dziewczyna usiadła na jednym z krzeseł przy monitorach i korzystając z przywileju obrotowego krzesła, zaczęła się lekko odpychać nogami raz w jedną, raz w drugą stronę. Jednostajne bujanie zdawało się trochę ją uspokoić.

- Paula umówiła się na randkę z Tadem Strange.

Naukowiec najpierw rozszerzył oczy, a potem uśmiechnął się pobłażliwie. Przeczuwał, że dziewczę po prostu chce jakiejś porady czy czegoś... Dippera i Della nie było w pobliżu, Stan akurat oprowadzał wycieczkę, więc to logiczne, że przyszła do niego! Ale co z tym wszystkim wspólnego mógł mieć Bill?

- I z tego powodu jesteś blada jak ściana?

- Paula i Strange mają się spotkać na rynku za jakąś godzinę, pech chciał że dowiedziałam się o tym tak późno... Bo kiedy usłyszał o tym Bill, kazał mi przyjść do ciebie, a sam momentalnie zniknął!
Sześciopalczasty poczuł, że teraz to on zaczyna panikować.

Czemu demon tak dziwnie zareagował na normalną wiadomość?... No i jeszcze kazał jej przyjść do niego... Lambda pojawił się dzisiaj koło południa mówiąc, że zaobserwował dziwną energię w lesie na północy, gdzie zwykle pasło się stado jednorożców, właśnie tam kazał iść Dipperowi i dwójce bogów... A co jeśli...

Ford gwałtownie wciągnął powietrze nosem. Dopadł jednego z monitorów, wystukał coś na klawiaturze i spojrzał na zmieniony obraz. Widział z oddali większość stada, wypoczywających nad strumieniem.

- Wujku?... - zapytała Mabel cicho, bawiąc się brzegiem swojego swetra.

Naukowiec włączył coś przypominającego rozbudowany interkom. Wcisnął zielony guzik i zbliżył twarz do niewielkiego mikrofonu.

- Dipper, Delta, Lambda, słyszycie mnie? - zapytał.

Po chwili szumu odezwał się spokojny głos, należący do ostatniego z wywołanej przez Forda trójki.

- Słyszymy. Znaczy ja bardziej słyszę, bo Dipciak i Dell właśnie siłują się na rękę. Co jest?

- Mam poważne podejrzenia, że Strange jest demonem - wypalił bez ogródek.
Zapadła cisza, zarówno po drugiej stronie interkomu jak i w labo. Po chwili rozległy się przekrzykujące przez siebie głosy pozostałych dwóch członków ekspedycji.

- JAK TO STRANGE JEST DEMONEM?

- SKĄD TO WIESZ, NERDOWSKI PALCU?

- NIE OBRAŻAJ MOJEGO WUJA AMEBO SPOŁECZNA!

- TRZYMAJ ZGRYZ, PIERDOŁO! NIE SŁYSZYSZ, ŻE TO POWAŻNE SPRAWY?!

Ich kłótnię przerwał bolesny jęk ze strony obojga.

- Zapanujcie nad swoimi ustami, poteflony! - nakazał Lambda. - Mów, Ford.

- Bill kazał Mabel powiadomić mnie o spotkaniu Pauli ze Strangem, co już samo w sobie jest dziwne. Mabel twierdzi, że Bill zniknął po tym, jak jej to powiedział.

- Skontaktował się ze mną, żebym był czujny i do niej wrócił przed siódmą, mam jej towarzyszyć - odezwał się Dell.

- I NIC NAM NIE POWIEDZIAŁEŚ, DEKLU?! - zirytował się Dipper.

- Uznałem, że chciał być miły! Wiesz że nie darzę tego fagasa sympatią!

Stanford jęknął i potarł palcami oczy, po czym złapał się jedną dłonią za głowę. Rozejrzał się po laboratorium, aż w końcu jego wzrok padł na milczącą, przerażoną Mabel. Musiał podjąć jakąś decyzję...

- Dobra, mam pomysł. Dipper, na pewno masz przy sobie swój sprzęt... Zostańcie na polanie jednorożców razem z Lambdą. Dell będzie wsparciem bezpośrednio przy Pauli. Jeśli sytuacja będzie tego wymagała, wkroczycie do akcji.

- A co z wami? Jeśli Paula powie kilka słów za dużo, Strange na pewno przyśle kogoś po Mabel...

Fakt, taka możliwość też istniała.

Naukowiec odwrócił się w stronę siostrzenicy, jakby w głowie zaświtał mu kolejny plan.

- Mabel, jest możliwość, żeby ktoś dziś do ciebie przyszedł?

- Chyba tak... - odezwała się ciemnowłosa, powoli rozszyfrowując zamiary wuja. - Dam znać Wendy, Pacyfice... Może Gideon też wpadnie, zrobię jakiś wieczór filmów czy coś w ten deseń...

- Zorganizuj pokera! - krzyknął Dell przez interkom. - Dzięki temu wujowie też będą przy tobie. No i Washington też swoje potrafi, a jest hazardzistą jakich mało. Na pewno przystanie na taki układ.

Ciemnowłosa pokiwała głową, planując już cały wieczór. Może i chodziło o jej bezpieczeństwo, ale musiała zachowywać jakieś pozory... No i chciała się dobrze bawić, skoro miała do tego okazję. Przecież były wakacje!

Napisała prostą wiadomość do Pacyfiki, Gideona i Wendy. Spodziewała się, że wpadną - przecież dawniej takie spotkania były codziennością... Modliła się tylko o to, żeby nic złego się nie stało.

-+-+-

Gra rozkręcała się w najlepsze. Póki co najlepsza passa trzymała się Mabel, co zresztą nie było dziwne - miała nawet więcej szczęścia niż Stanek, co nie zdarzało się zbyt często. Gideon był w jednej drużynie z Pacyfiką, ale ich wspólne umiejętności nadal prezentowały się marnie. Wendy wydawała się jakaś nieswoja – wierciła się na swoim miejscu, rzadko odzywała,  w ogóle jej nie szło w kartach, jakby skupiała się myślami na czymś innym. Nawet podpowiedzi od Forda niewiele jej dawały.

- No nie wiem jak wy, mi tutaj coś nie pasuje - mruknął nagle Krab Washington, przebierając ostrzegawczo szczypcami.

- Co niby? - zapytała Mabel, uśmiechnięta od ucha do ucha. - To, że wszystkich was ogrywam?

- Być może. A może i nie. Nie wiem - odparł skorupiak. - Mam dziwne przeczucie w końcach swoich odnóży.

Ford zerknął mimowolnie na zegar. Kilka minut przed dziewiątą... Zaczynał się martwić.

Nagle wszyscy usłyszeli huk. Uczestnicy wieczorka spojrzeli w kierunku wejścia, gdy tylko usłyszeli kroki. Powłócząc nogami postać przedarła się przez korytarz, następnie oparła się ciężko o framugę wejścia do kuchni, a była to... Wendy?!

Miała potargane włosy, poszarpaną, miejscami rozdartą koszulę i parę ran na nogach. Ciężko dyszała i wskazała palcem na kopię samej siebie, siedzącą przy stole.

Zaczęła poruszać wargami, jakby chciała coś powiedzieć, jednak była tak zdyszana, że z jej ust padło tylko jedno słowo, na którego dźwięk rozpętało się piekło.

Kształtomistrz.

W jednej chwili do siedzącej przy stole Wendy przysunęli się panowie Pines. Ford celował z dezintegratora, a Stan z kuszy. W rękach Gideona pojawił się kij baseballowy, Paz wyjęła z torebki Glocka i wycelowała w podróbkę. Największe wrażenie zrobiła jednak Mabel, a właściwie jej obrońca - Bill lewitował za nią, wpatrując się czerwonym, wściekłym okiem w sobowtóra, przy czym niemal zaborczo trzymał   ramiona ciemnowłosej.

- To ja jestem prawdziwa! - krzyknęła Wendy przy stole.

- Tak samo prawdziwa jak moja siekiera? - zapytała ruda w drzwiach, zacisnąwszy mocniej dłonie na trzonku trzymanego narzędzia.

- I co teraz? - warknął Ford półgębkiem do brata.

- Ta w drzwiach jest prawdziwa - rzekł Bill demonicznie.

Wszystko potoczyło się bardzo szybko.
Nie-Wendy podskoczyła, lądując na stole. Karty zawirowały w powietrzu, puszki z napojami zabrzęczały o podłogę. Stan wystrzelił z kuszy, Ford z dezintegratora - obaj chybili. Gideon zamachnął się kijem i trafił w kształtomistrza, na chwilę go ogłuszając.

Stwór szybko się pozbierał, podniósł łeb tuż przed kolejnym ciosem i rzucił się na białowłosego.

Bill rozdzielił dwójkę ścianą błękitnego ognia, który zdawał się parzyć magiczną istotę. Pacyfika strzeliła z Glocka pierwszy raz, zupełnie zapominając o sile odrzutu. Zachwiała się i wpadła na krzesło, które upadło z łoskotem. Huk wystrzału ogłuszył stwora, a hałas odwrócił jego uwagę na tyle, że zdążyła przeładować i znowu strzelić, tym razem trafiając zmiennokształtnego. Właśnie wtedy zmienił się on w Gideona, przez co Paz się zawahała.

Ford zauważył zachowanie Pacyfiki i rąbnął końcem dezintegratora w miejsce, gdzie parę chwil temu była głowa potwora. Teraz, niestety, jego zęby - a właściwie kły - znajdowały się w ramieniu naukowca. Ten głośno wrzasnął, Wendy coś krzyknęła celując siekierą w tors kształtomistrza, jednak zmiennokształtny zrobił unik, pociągając za sobą próbującego wyrwać się Forda. Mabel z całych sił walnęła potwora z kastetu. Bill sprawił, że jej pięść płonęła na niebiesko, więc zadała zmiennokształtnemu swego rodzaju fatality.

I wszystko potoczyłoby się inaczej, gdyby nie prawdziwy Gideon, który chciał pomóc. Gdy stwór puścił zakrwawioną rękę i zaczął się zmieniać, stając się jakąś mieszanką skorpiona, pająka i białowłosego, ten zamachnął się kijem bejsbolowym po raz kolejny. Potwór to wykorzystał, skoczył na niego orając mu twarz i skórę na piersi pazurami, a potem wypadł przez otwarte okno.

Blondynka dopadła do Gideona, praktycznie siłą ściągając z niego zakrwawiony materiał koszulki. Wzięła leżącą najbliżej szmatę i przycisnęła do rany, żeby jakkolwiek zatamować krwawienie. Chłopak nie narzekał, tylko trzymał się za krwawiący policzek - miał to szczęście, że zadrapania tylko wyglądały poważnie, nie były jednak głębokie.

Ford zajął się sobą, wstrzykując sobie coś jasnozielonego. Przeklinał przy tym niemiłosiernie, i Mabs była pewna, że wcześniej takie słownictwo słyszała jedynie od wuja Stanka. Ten z kolei dopadł do okna, bo zaraz za uciekinierem wyskoczył Washington (jak to zrobił, pozostawało kwestią drugorzędną), i próbował dopatrzyć się czegokolwiek.

Mabel dopadła do Wendy, kazała jej usiąść na krześle i chciała pomóc, jednak ta ją oddelegowała.

- Nic mi nie jest... Giddy oberwał najbardziej, pomóż Pacyfice, a ja dzwonię do Dippera...

- Sosenka już wie - odezwał się Bill. - U nich też nie jest ciekawie, razem z Paulą są już w drodze. Lambda szuka miejsca do teleportacji.

Mabel zamknęła oczy, czując narastającą panikę. Musiała być silna, zagryzła zęby i na ile umiała, zajęła się opatrywaniem ran Gideona.

UMOWAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz