21.

85 10 6
                                    

Piramida Zagłady. Tak kiedyś nazywał się lewitujący nad miastem demonów obiekt, który swego czasu zamieszkiwał Bill.

Od czasu jego zniknięcia budynek był praktycznie niezamieszkany, jednak to nie przeszkadzało elicie Cyferki – „Przyjaciołom”, jak o nich mawiał - odwiedzania tego miejsca dość regularnie.

Nie stracili nadziei, że Bill wróci. Zawsze wracał. Czasem później, czasem wcześniej.

Dlatego nie było dla nich wielkim zaskoczeniem, gdy Piramida na nowo podświetliła się złotym blaskiem. Jednak sama postać głównego demona dostarczyła już niemałych emocji.

- Siemson, ziomki! Powróciłem i jak widać, mam się całkiem dobrze! - zawołał radośnie, wchodząc do sali tronowej z hukiem otwieranych drzwi.

- Eee - odezwał się mało elokwentnie 8-Ball.

- Mamy do ciebie mówić „Bill”, czy znowu udajesz jakiegoś Alexa w kraciastej koszuli? - zapytała Pyronica drwiąco.

- Szybko wróciłeś - dodał Kryptos. - Ostatnim razem nie było cię przez pół wieku.

- Dobra dobra, wiem że nie wyglądam jak zwykle, ale spójrzcie tylko! Mam wszystkie swoje moce!

Demon wycelował palcem w sufit i już po chwili na grupę spadła kaskada jadowitych węży. Żeby było zabawniej, maniacy zamiast uciekać, zaczęli głośno wiwatować i się cieszyć.

- Kto okazał się na tyle durny, żeby ofiarować ci krew na zmianę formy? - Hectorgon przeczesał swoje sumiaste wąsy zamaszystym gestem.

I był to ostatni gest jaki zrobił, bo Bill spojrzał na niego i go spopielił wzrokiem.

Dosłownie.

Tłumek ucichł, spoglądając z konsternacją na Cyferkę. Jego twarz spoważniała, a oczy błysnęły czerwienią.

- Wyjaśnijmy sobie pierwszą sprawę. Tą osobą okazała się Mabel Pines. I bynajmniej nie jest durna. Wiecie, kto jest durny? Tadeusz Strange.

Grupa wymieniła między sobą znaczące spojrzenia.

Pyronica, jako jedna z bliższych doradczyń Billa w Świecie Koszmarów, postanowiła się odezwać.

- Doszły nas słuchy, że nieźle świruje w wymiarze ludzi...

- Dobrze słyszeliście - Bill zakręcił łaską na końcu palca i dolewitował do tronu, na którym zasiadł zamaszyście. Oczywiście wcześniej wszyscy zauważyli jego utykanie, ale nie zadawali zbędnych pytań, bojąc się podzielić los Hectorgona. - Dlatego mam dla was przewspaniałą wiadomość! Na pewno nadal tęsknicie za wyrwaniem się ze Świata Koszmarów, co nie?

Grupa przyznała Billowi rację, nieśmiało potakując. Na razie hamowali entuzjazm.

- No, więc właśnie. Muszę się pozbyć Strange'a. W ciągu ostatniego miesiąca wydarzyło się sporo ciekawych rzeczy. Dlatego mój plan wygląda ciut inaczej niż zawsze.

- Ty masz plan?! - wyrwało się Paci-fire'owi, który momentalnie zasłonił usta małymi dłońmi.

- Zatkało kakao? Mam! Nie wykluczam, że będziecie mi potrzebni. I jeśli tak się stanie, atakujcie tylko tych powiązanych z Tadkiem.

Ponownie szmer niepewności.

- Zawsze kazałeś atakować jak leci i się nie ograniczać - zauważył Kryptos.

- Jestem związany paktem ze Spadającą Gwiazdą - odparł Bill tonem, jakby to jedno zdanie miało wszystko wyjaśnić. I właściwie tak było, bo pakt w ich świecie był rzeczą niepodważalną. - Mieszkańcom Gravity Falls nic nie może się stać, tak samo jej przyjaciołom.

- Więc jak mamy siać zamęt i dziwność? - zapytał 8-Ball.

Na twarzy Cyferki wykwitł diaboliczny uśmiech, a jego kły błysnęły nieprzyjemnie.

- No jak to jak? Umowa nie obejmuje magicznych stworzeń i innych bytów, chyba że będą po naszej stronie.

- Pines o tym wie? - zapytała Pyronica ostrożnie.

Demon wzruszył ramionami nonszalancko.

- Wie, że coś planuję. I wspomniałem jej też, że zerkniesz do niej i jej koleżanki jeśli mnie nie będzie dostatecznie długo... Na nasze nieszczęście fanfiki nie działają tak, że ta rozmowa toczy się przez godzinę. Ale na szczęście dla czytelników, Siła Wyższa podsunęła mi kolejny pomysł. Muszę jeszcze zniknąć w kolejnym interesie, więc i tak do nich zerkniesz.

Demonica otworzyła usta, potem zamknęła, znów otworzyła i znów zamknęła. Prawie jak wyciągnięta z wody ryba, tylko bez konwulsji.

- To gdzie ona w tej chwili jest?... - zapytał podejrzliwie Paci-fire.

Bill zamknął na chwilę oczy. Uśmiechnął się ze spokojem, co było widokiem wręcz budzącym niepokój.

- Wschodnia część Pola Cierpiących.

- Sprowadziłeś tu śmiertelniczkę?! - siedzący do tej pory cicho Keyhole aż otworzył oczy ze zdumienia.

- Dwie, ją i jej przyjaciółkę - zauważyła przytomnie Pyronica.

- Przecież jeśli wpadną na nią inni z naszych, to...

- Jest naznaczona - Bill westchnął ze znudzeniem. - Nie jestem na tyle głupi, żeby wpuszczać tu kogoś, kto może być zagrożony.

Grupa „ziomków” ponownie zaczęła między sobą szeptać. Jakoś w tym momencie Hectorgon powrócił do żywych. Tak to już jest z demonami, że wracają niczym katar (no dobra, Bill po prostu chciał go ukarać, nie uśmiercić. Inaczej użyłby innych sposobów).

- Co mnie ominęło? - zapytał z urazą.

- Cyferka naznaczył Mabel Pines i ją tu sprowadził. Plus szykuje się jakaś imprezka... - streścił Kryptos.

- Czyli co, mam iść do tych dwóch i je nie wiem, zagnać do pracy czy coś? - zapytała Pyronica, krzyżując ramiona.

- Tak jakby. Właściwie to chciałbym zamienić z tobą słówko.

Bill podniósł się z tronu i podpierając się laską ruszył w stronę wyjścia. Demonica podreptała za nim, zostawiając w sali swoich towarzyszy. Kiedy znaleźli się na zewnątrz, jasnowłosy chwycił się pod boki i z dumną minął rozejrzał się po mieście.

- Wcale nie chcesz, żebym niańczyła te dwie - mruknęła Pyronica z wrednym uśmieszkiem. - Gdyby tak było, już dodałbyś listę zalecanych tortur.

- Masz rację - przyznał Bill, nie patrząc na doradczynię. - Chciałbym, żeby Spadająca Gwiazda miała kogoś bliskiego także wśród moich znajomych...

- Myślisz, że się z nią dogadam? - różowa demonica prychnęła. - Nie wymagasz za dużo? Wiesz, co sądzę o ludziach.
Cyferka łaskawie obdarzył demonicę spojrzeniem, w którym dostrzegła jedynie kpinę.

- „Paskudne, obrzydliwe larwy, których istnienie jest solą w oku wyższych bytów”, jeśli dobrze pamiętam twoje słowa.

- Więc czemu mnie do tego oddelegowujesz?!

- Bo Teeth by ją pożarł, 8-Ball uwięził, o reszcie nie wspomnę... Jeśli mnie nie posłuchasz, będę niezbyt szczęśliwy, i dobrze o tym wiesz. Nie muszę chyba ci przypominać o twoim poprzedniku.

Pyronica powoli wypuściła powietrze. Nie miała wyboru, nie chciała skończyć wywrócona tył na przód w Nicości. Spojrzała w kierunku, gdzie patrzył Bill i zerknęła na niego ukradkiem. Dostrzegła lekki uśmiech na jego twarzy, co poniekąd ją zaintrygowało. Drugi raz tego samego dnia?...

- Nie wiesz, gdzie mogę znaleźć Deogena?

Demonica zamrugała szybko i lekko ściągnęła wargi, robiąc lekki „dzióbek”.

- Tego, z którym byłeś skłócony? No... Zapewne kręci się po Mglistych Dolinach.

- A Gaueko?

- Co ty planujesz?... Gaueko trzyma się z Deogenem, więc pewno trafisz na nich obu naraz. Serio angażujesz się w tę wojnę? Strange przecież nie jest tak silny...

- Wolę mieć po swojej stronie dwa siejące strach potwory, niż nie mieć. A teraz muszę spadać... Po wizycie u nich muszę jeszcze zajrzeć do pewnego człowieka o imieniu Jake. Więc chociaż spróbuj nawiązać jakiś kontakt z Gwiazdą i jej psiapsiółą.

Cyferka zeskoczył z krawędzi piramidy i spokojnie wylądował na ulicy pod sobą. Po drodze zdążył jeszcze poprawić garnitur i wypolerować buty, więc był to dość długi lot.

Pyronica natomiast westchnęła z irytacją. Dlaczego to zawsze na nią trafia? Znaczy no dobra, może i Bill miał trochę racji. Była jego doradczynią i znali się tak całkiem dobrze, ale nie mogła obiecać, że w pełni nad sobą zapanuje! Była demonicą, do jasnej ciasnej!

Sfrustrowana otworzyła portal z różowych płomieni i weszła w niego, kierując się na Pole Cierpiących.

Od razu zauważyła dwie śmiertelniczki, kucające wśród drobnych, pomarańczowych kwiatków. W dodatku jedna z nich - blondynka - właśnie zrywała kwiatusia. Obie wyglądały, jakby przeżywały sielankę życia.

Podeszła do nich powoli. Mabel odwróciła głowę, widząc zamykający się między nimi dystans. Demonica zmierzyła ją szybkim spojrzeniem jedynego oka. No, musiała przyznać... Dziewczyna prezentowała się dość przyzwoicie.

Nie dawała jednak się zwieść pozorom. Pamiętała z Dziwnogeddonu, że była wyjątkowo wojownicza. Spodziewała się wszystkiego: bomb z brokatu, niewybrednych komentarzy czy nawet walki na lepsze selfie...

Ale... Przeżyła niemały szok, gdy ta młoda istota zwana Spadającą Gwiazdą, uśmiechnęła się i pomachała jej ręką.

- Pyronica! Czekałyśmy na ciebie... - zaczęła wesoło.

- Niezła peleryna - dodała jej koleżanka.

Stanęła w małej odległości od dwójki i położyła dłonie na biodrach, przyglądając im się badawczo.
Skrzywiła się z niesmakiem i przewróciła okiem.

Nie musiała kochać głównej bohaterki tylko dlatego, że Siła Wyższa tego od niej oczekiwała. Naprawdę nie chciała tu być.

- Powiem wprost: jestem tu tylko dlatego, że Bill mi kazał. Nie mam zamiaru się z wami wielce spoufalać. Nienawidzę ludzi i niezbyt chce mi się z wami gadać, więc jeśli możecie, zajmijcie się tym co tam robicie i nie zawracajcie mi tyłka!

- Sądzę, że... - zaczęła Mabel pojednawczo, ale Pacyfika jej przerwała. I była naprawdę wzburzona.

- Ja w ogóle nie chciałam się tu znaleźć! A kiedy zaczęło się robić miło, mogłam w spokoju spędzić czas z przyjaciółką, pojawiasz się ty i panoszysz jak jakaś dziunia! Daruj sobie teksty typu „Bill mi kazał”, komu nie kazał?

Pyronica nie spodziewała się wybuchu ze strony blondynki. Z tym, że jej słowa bardziej ją zaintrygowały niż zdenerwowały, być może dlatego, że wcześniej nie miała okazji jej osobiście poznać. A kłótnią z człowiekiem nigdy nie gardziła.

- A ty niby za kogo się uważasz? Obrzydliwe pluskwy, myślące, że mają u demona jakieś specjalne względy. Jesteście tylko pionkami w jego wielkiej grze.

Paz już miała odpowiednią ripostę, ale Mabel złapała ją za nadgarstek. Nie spuszczała wzroku z demonicy, obserwując intensywnie jej emocje.

- Damy ci spokój, jeśli tego chcesz. Nie przyszłyśmy tu po to, żeby się kłócić - powiedziała spokojnie.

Pyronica roześmiała się okrutnie. Wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się z perfidią, pochylając się w stronę ciemnowłosej.

- Jesteś nową ofiarą Billa, no nie? Żałosne.

- Co niby jest żałosne? - zapytała Paz, zerkając na różową, jakby miała przed sobą Stanley'a w bieliźnie.

- To, że żywisz do niego uczucia, „Gwiazdeczko” - ostatnie słowo tak ociekało jadem, że czarna wdowa mogłaby poczuć się zazdrosna. - Nie rozumiem tylko, dlaczego cię tu przywlókł w twoim stanie.

- Jakim stanie? - zapytała Mabel spokojnie. Kierunek, w jakim zmierzała ta rozmowa, powoli ją zaskakiwał.

- Nie zgrywaj silniejszej, niż jesteś! - Pyronica przewróciła okiem. - Dziwię się, że żyjesz. Każdy tutaj wie, na czym polega rytuał zmiany formy. Musiało być z tobą naprawdę kiepsko! Szok, że możesz mówić!

Pines podniosła się z kolan i odważnie odwróciła w stronę demonicy. Poprawiła torbę na ramieniu i wsadziła ręce w kieszenie spodni.

- Nie rozumiem, dlaczego twierdzisz, że było ze mną źle?

- Proszę, proszę... Nawet masz siłę stać! Nieźle... - Pyronica była zaskoczona, ale tego nie pokazywała. W jej głowie pojawiały się myśli, których bardzo nie chciała tam widzieć. A przynajmniej nie chciała ich do siebie dopuścić. Ale przecież mogło być jeszcze jedno wyjaśnienie dobrej kondycji dziewczyny. - Pewnie miło ci było przez ten miesiąc leżenia i wpatrywania się w sufit, co? I po co tak wiele poświęciłaś? Dla demona, który i tak uważa cię za zabawkę? Śmiertelnicy to tylko kukiełki. Są zbyt słabi, żeby wiązać z nimi nadzieje.

- Ale o czym ty mówisz, laska? - zapytała Pacyfika, podnosząc się ze swojego miejsca. Skrzyżowała ramiona na piersi i lekko zmarszczyła brwi. – Gadasz jak potłuczona. Przecież miesiąc temu Mabel dopiero przyjechała do Gravity Falls...

Gdyby Spadająca Gwiazda od razu zaoferowała zmianę formy, na pewno by tego nie przeżyła... To znaczyło, że musiała mieć z Billem jakiś kontakt, ale przecież... Nie, to przeczyło jej przekonaniom i wiedzy...

- No to kiedy niby oddałaś krew, hm? W zeszłym roku? - zapytała już nieco mniej pewnie. Nie była przekonana, czy chciała znać odpowiedź na to pytanie.

- Wczoraj w nocy - powiedziała Mabel z cieniem uśmiechu na ustach.

Pyronica przez chwilę wpatrywała się z niedowierzaniem w ciemnowłosą. Próbowała dopatrzeć się w jej twarzy jakiegoś znaku wyższości, może nawet czekała na to, ale nic takiego nie znalazła. W spojrzeniu ciemnobrązowych oczu widziała tylko opanowanie, zaciekawienie... I nutkę wesołości.

- Zatkało kakao?! - zapytała Pacyfika.
Demonica westchnęła i mimowolnie potarła dłonią jedną stronę twarzy.

- Nie wiem, jak ty to zrobiłaś, ale brzydzę się tobą bardziej niż innymi ludźmi! - krzyknęła, czując wzbierającą w niej wściekłość.

Pacyfika cofnęła się o pół kroku, a Mabel rozszerzyła oczy. Chciała się wycofać, tym bardziej że naprawdę nie wiedziała, co zrobiła nie tak... Próbowała być miła dla demonicy, tymczasem najwyraźniej powiedziała coś nieodpowiedniego... Jej nagły strach okazał się być jej zgubą, bo Pyronica tylko na to czekała.

Wyczuwając zmianę w postawie dziewczyn uśmiechnęła się z wyższością i zrobiła krok naprzód, potem kolejny. W jej dłoni pojawiła się kula ognia.

- Myślisz, że wszyscy będą cię lubić, co? - zapytała z ironią w głosie. - Jesteś taka mądra i bystra, umiesz się obronić, HA TFU! Co ty wiesz o naszym świecie?!

Demonica rozłożyła ręce szeroko. Teraz płonęły obie jej dłonie. Dziewczyny powoli zaczęły się cofać, przy czym Pacyfika uczepiła się ramienia Mabel, jednocześnie szukając czegoś w torbie.

- TO ŚWIAT KOSZMARÓW! Przyszłyście tu zbierać kwiatki, serio?! Bill na pewno nie powiedział wam o tym, że pod ziemią czają się potwory, gotowe was pożreć i wypluć, żebyście umierały w agonii?! Zapewne nie, to mu wyleciało z głowy... Jak zawsze!

Mabel poczuła, że zaczynają ją piec oczy. Bardzo chciała, żeby Dipper był teraz przy niej... Jej brat był odważniejszy, bardziej obeznany, mógł jakkolwiek zareagować! A ona mogła polegać na innych... Próbowała ukryć drżenie rąk, jednak blada skóra wyraźnie zdradzała targające nią emocje. Nawet nie ośmieliła się spojrzeć na Pacyfikę, która musiała chyba wyglądać gorzej niż ona.

- Tyrałam jak wół, zastępując Billa podczas jego nieobecności! Doradzałam mu, znam go o wiele lepiej, niż ty! Jak długo ze sobą rozmawiacie, miesiąc? Ja, moja droga, znam go już trzy stulecia! I koniec z tym wszystkim!!

Pyronica wzniosła się w powietrze i otworzyła portal. Obrzuciła dziewczyny przelotnym spojrzeniem i uśmiechnęła się złowieszczo.

- Dezerteruję, pozdrowię od was Strange'a.

Weszła w portal, uprzednio posyłając w ich stronę kule różowego ognia. Dziewczyny uskoczyły, przy czym Pacyfika musiała przetoczyć się po ziemi, żeby ogień jej nie trafił. Obie podniosły głowy i spojrzały na siebie z przerażeniem w oczach.

Zanim któraś z nich powiedziała choć słowo, w ciszy rozległ się cichy huk, zwiastujący pojawienie się portalu. Mabel spojrzała w stronę źródła dźwięku i poczuła na ramieniu uścisk dłoni Pacyfiki.

Parę metrów od nich lewitował inny demon, którego imienia nie znały. Wyglądał jak równoboczny romb, z małym okiem i ustami po środku. Trochę przypominał Billa.

Rozejrzał się po polu i dostrzegł dwie dziewczyny, a potem westchnął.

- Tak coś czułem, że Pyronica popsuje wam dzień! - powiedział, podlatując do dwójki, która mimowolnie się do siebie przybliżyła. - Jej frustracja zaczęła się materializować od dłuższego czasu. Szkoda, że tak dobrze ją umie maskować, inaczej Bill nigdy by jej do was nie przysłał...

- Kim jesteś? - zapytała Mabel, próbując zachować resztę godności.

- Mam na imię Kryptos. To całkiem fajne imię!  Jak taki zespół muzyczny.

- Nie zbliżaj się! - Pacyfika wycelowała w demona swojego Glocka.

Nieszczęsny pistolet zapodział się między kwiatusie, a że te były wredne, schowały go na samo dno. Dlatego znalazła go dopiero przed chwilą.

Na widok spluwy Kryptos po prostu się roześmiał.

- Kochanieńka, te zabaweczki nie mają tutaj racji bytu. Nie ośmieszaj się już i schowaj pif-pafa, zanim zacznę się śmiać bardziej. Poza tym nie mam zamiaru was atakować.

- Pyronica ponoć miała się z nami zaprzyjaźnić - rzuciła Paz sarkastycznie.

- Pyronica to inna bajka - Kryptos machnął rączką, jednocześnie przewracając okiem. - Od dłuższego czasu przeczuwałem, że może uciec gdy tylko nadarzy się okazja. Ale ale, panno Pines? Jak się czujesz?

Ciemnowłosa podniosła zmartwione spojrzenie. Chyba przechodziła swoiste załamanie nerwowe... A może po prostu zmęczenie dopadło ją akurat w tym momencie...

Demon podleciał nieco bliżej i przyjrzał się dziewczynie badawczo. Potarł się pod ustami i pstryknął palcami, jakby na coś wpadł.

- Widać od razu, że dobrała się do twojej energii... Musisz odpocząć, panno Pines! Inaczej upadniesz i się nie podniesiesz!

- Dlaczego się z nami spoufalasz? - zapytała blondynka podejrzliwie. - Nie dostałeś takiego rozkazu od Billa...

- Ujmę to tak. Hierarchia to podstawa w tym świecie. A Pyronica dobrowolnie spadła na samiusieńki dół. Chcę poniekąd chronić swój tyłek, jak wy to mówicie. A poza tym jestem dobrze rozeznany w sytuacji. Pyronica w każdej chwili może wrócić. Jest nieobliczalna.

Mabel zamknęła oczy i zacisnęła oczy w pięści. Dlaczego była tak słaba?! Kurczę, chciała jakkolwiek pomóc, ale na ten moment nie miała wielkiego wyboru. Wiedziała, że nie ma sensu się przemęczać, ale to wiązało się z zaufaniem zupełnie nieznanemu demonowi. Tylko, czy nie była gotowa tak zaufać Pyronice, tuż przed tym, jak wybuchnęła nieuzasadnioną wściekłością?...

- Nie ma się co zastanawiać, panienki - zaczął Kryptos, lądując na ziemi. Kopnął niewielki kamyczek i schował ręce za sobą. Wzrok skromnie opuścił.

Dziewczyny spojrzały na siebie, porozumiewając się bez słów. Przez twarz ciemnowłosej przetoczył się wyraz zaciętości, co Paz odczytała w tych zwykle uśmiechniętych ustach, tym razem ściągniętych w wąską kreskę. Blondynka skinęła głową i spojrzała w stronę demona.

- Musimy zbierać kwiaty...

- Nie przeszkadzajcie sobie, naprawdę! - Kryptos wyciągnął dłonie przed siebie w obronnym geście. - Nie będę wam przeszkadzał! Kiedyś byłem ogrodnikiem, miałem taki wielki sekator, ciach ciach ciach!

Przyjaciółki wróciły do przerwanego zajęcia. Obie próbowały się skupić na zadaniu, jakby to mogło odwrócić ich uwagę od przykrych wydarzeń.

Na powrót zaczęło się robić miło, Kryptos pomagał im przy zbieraniu roślinek i opowiadał o swoich walkach z amazońskim muchołówka mi, kiedy ku przerażeniu śmiertelniczek rozległ się charakterystyczny trzask otwierającego się portalu.

Portalu w kolorze różowym...

- Oho, powróciła. I nie jest sama, ojojoj... – skomentował Kryptos.

Powoli przyszedł przed dziewczyny, trzymając drobne łapki za sobą. Uśmiechał się dość niewinnie, jakby miał totalnie wywalone na to, co się dzieje.

- Jeśli zrobi się gorąco, otworzę wam portal. Ile kwiatusiów macie?

- Cztery... - powiedziała Pacyfika, sparaliżowana strachem.

Nowy przyjaciel pokazał kciuk w górę, nie odwracając się obliczem w kierunku dziewczyn.

- Znajdźcie tyle, ile potrzebujecie. Zajmę ją.

UMOWAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz