Imprezy u McGucketa miały to do siebie, że byli na nich prawie wszyscy mieszkańcy. Nie chodziło nawet o to, że party były jakieś wystawne, ekstrawaganckie czy trwały do rana... Ludzie traktowali je jako okazję do integracji i spotkania się w większym gronie.
Kiedy w posiadłości mieszkali Północni, sprowadzali do siebie elitę, przez co zwykli ludzie czuli się odtrąceni - zwłaszcza, gdy świętowali typowo miasteczkowe święta. Rodzice Pacyfiki początkowo nie mogli się pogodzić, że ich wspaniały pałac trafił w ręce wioskowego dziwaka. I nie przekonywały ich argumenty, że ów wioskowy dziwak pełnił znaczącą rolę podczas Dziwnogeddonu, i tak właściwie to odzyskał zmysły i był mniej szalony niż zawsze.
Paz nie żywiła urazy do staruszka. Przeżyła Dziwnokalipsę i była zdania, że McGucket żyjący do tej pory w nędzy, miał pełne prawo przejąć posiadłość. A kiedy to zrobił, zadbał o wspólnotę między mieszkańcami, od czasu do czasu wydając przyjęcia takie jak dzisiaj.
Muzyka grała głośno, słychać ją było aż przy bramie. W ogrodzie ustawiono scenę, na której DJ bawił się w najlepsze, zachęcając do dzikich tańców gości. W środku był bufet, więc ludzie na zmianę wchodzili i wychodzili do wielkiego domu, co chwilę natykając się na znajomych i wdając w mniej i bardziej zajmujące pogawędki.
Gdzieś pośród tych wszystkich ludzi szalały kolorowe punkciki - wyróżniające się swoimi strojami dziewczyny, które powoli podbijały parkiet. Dell stał oparty o ścianę budynku i z ponurą miną patrzył, jak Paula w jasnoniebieskiej spódniczce wiruje w tańcu z Tadem Strange. Im dłużej na nich patrzył, tym bardziej miał ochotę spopielić wzrokiem kolesia w meloniku. Gdyby tylko go dorwał, obiłby mu tę uśmiechniętą buźkę, a potem...
- Wszystko w porządku, Dell?
Wendy akurat przyuważyła Boga matematyki, wyglądającego, jakby lada moment miał wybuchnąć. Jej wzrok powędrował w kierunku tańczącej pary. Pokiwała ze zrozumieniem głową lekko przygryzając usta.
- Wyglądasz, jakbyś miał zamiar popełnić morderstwo pierwszego stopnia.
- Serio? - mruknął sarkastycznie. - Niemożliwe.
- Chodź, zatańczymy. Może chociaż na chwilę odwrócisz uwagę od Tada.
Zanim zdążył choćby pomyśleć o odmowie, ruda złapała go za ręce i wyciągnęła na parkiet. Słońce dopiero zachodziło, więc jego ostatnie promienie odbijały się od brylancików na jej kraciastej sukience.
- A gdzie... masz Dippera? - wysapał Dell między jednym a drugim obrotem. Wendy zdecydowanie planowała go zamęczyć.
- Stwierdził, że musi pogadać z Mabel. Tam się gdzieś kręcą.
Kręcili się dosłownie, bo oboje tańczyli niesamowicie dobrze. Męska część tego rodzeństwa co prawda nie wyglądała na taką, co potrafi, jednak dorównywała umiejętnościami żeńskiej. Mabs śmiała się w głos, kiedy brat ją podrzucał i łapał z wprawą godną Maseraka, a on sam uśmiechał się, jakby te harce nie wymagały od niego większego wysiłku. W sumie nie było się co dziwić - oboje byli zmuszeni chodzić na rodzinne imprezy, więc pewnie ćwiczyli ze sobą.
Z tej odległości Dell widział, że od czasu do czasu zamieniają parę słów - jednak o czym rozmawiali, pozostawało zagadką.
Piosenka się skończyła, Delta lekko pocałował Wendy w dłoń, a potem oboje poszli w stronę zdyszanych bliźniąt. W ich kierunku zmierzała również Pacyfika z Gideonem, oboje ozdobieni w błękitach i granacie.
- Daliście niezły popis - powiedziała blondynka do rodzeństwa, klaszcząc z uznaniem.
- Przyćmiliście wszystkich obecnych! - zgodził się Gideon, poprawiając zaczesane do tyłu włosy.
- Lata wprawy - zaśmiała się Mabel, szturchając brata w bok. - Nie wybaczyłabym ci, gdybyś kazał mi tańczyć samej na cioci u imieninach. Wujek John potrafił dać w kość!
- Nie przypominaj mi - zadrżał Dipper. - Ciotka Clementine zawsze dawała mokre całuski i śmiała się, gdy wycierałem twarz z obrzydzeniem... A gdzie Paula?
To ostatnie pytanie skierowane było do Della. Blondyn momentalnie zmrużył oczy, nonszalancko zarzucił blond kucykiem i spojrzał gdzieś w bok, udając niezainteresowanego.
- Tańczy z Tadem.
- Uuuu, to pewnie zazdrość zżera cię od środka? - zapytał z wrednym uśmieszkiem.
- Skończmy ten temat, zanim...
- Zanim co? Bozia od plusów i minusów poczuje dyskomfort?
- Dipper... - Wendy próbowała przerwać tę dyskusję, ale chłopak nie zwrócił na to uwagi.
- Czyżby twoje trzecie oko zobaczyło coś, czego nie powinno? Może twoja uczennica po prostu lubi starszych gości?
- To nie ma żadnego związku z obecną sytuacją, Dip. Dobrze ci radzę, zamknij gębę.
- Zaaaazdrośnik.
- Za to ty jak zawsze wiesz wszystko, może sam chciałbyś się przelizać z tym całym Tadem, Dipper?
Kłótnia między chłopakami coraz bardziej się rozkręcała. Zanim się zorientowali, utworzył się wokół nich krąg gapiów żądnych krwi. Podświadomie niektórzy kibicowali nieznanemu blondynowi, który usilnie starał się zachować spokój.
- Zakłady, zakłady przyjmuję! - krzyknęła Mabel do tłumu. - Który z nich pierwszy przyłoży drugiemu? Czyja twarz zostanie obita najpierw?
- Jezu, Mabs... - Pacyfika udawała zgorszenie, ale tak naprawdę była niezwykle rozbawiona.
- Cicho, będę miał czym szantażować Pinesa! - mruknął Gideon, nagrywając całe zajście telefonem.
- Nie lubię mężczyzn, Delta.
- Naprawdę? - Dell uśmiechnął się wrednie. - W pierwszym momencie myślałem, że bardzo chciałeś mnie poderwać. Nie mów mi, że złamiesz moje biedne serce!
Gapie wydali okrzyk zdumienia. Czy niedoszli „kochankowie” się pogodzą?
- Zakłady, zakłady! Dipper przyjmie wyznanie, czy może poczęstuje Della czarną polewką? - darła się Mabel. Z minuty na minutę miała coraz więcej pieniędzy.
- Od samego początku wiedziałem, że nie mogę ci ufać!
- Bo ufasz tylko sobie, a nie potrafisz nawet zaufać własnej siostrze! I do czego to doprowadziło?
- TRZYM RYJ, TRÓJOKI DZIWAKU!
- Ooooh, przechodzimy do wyzwisk?
Tego było już za wiele. Ku uciesze tłumu, Dipper rzucił się na blondyna. Zebrani po prostu dopingowali walczących, a jeśli ktoś nie miał swojego faworyta, darł się ile sił "WALKA, WALKA, WALKA!".
- ZAPŁACISZ MI ZA TO, MATEMATYCZNY WYPIERDKU!
- Z miłą chęcią podzielę cię przez zero, gotycka podróbko.
Dell nachylił się, unikając ciosu ciemnowłosego. Dipper zachwiał się, ale nie przewrócił. Delta uniósł ręce w obronnym geście i zrobił krok w tył, unikając lewego sierpowego. Następnie podskoczył, aby wściekły bliźniak przypadkiem mu nie podciął nóg.
Po chwili bóg dostrzegł w tłumie Paulę, która patrzyła na niego spode łba. Wzruszył ramionami i uśmiechnął się w jej stronę przepraszająco.
- To nie ja zacząłem! - powiedział na swoją obronę.
- Miałeś się zachowywać! - odkrzyknęła Polka nerwowo.
- A co ja robię?
Dyskusję przerwał cios Dippera. Chłopak jakimś cudem zamachnął się i trafił pięścią w czoło blondyna. Ten z jękiem się za nie złapał i upadł, prawie wyjąc. Ciemnowłosy wyprowadził tak nieszczęśliwy cios, że trafił Deltę w trzecie oko, które choć było skryte pod szeroką opaską, nadal było dość wrażliwe. No, jak to oko.
- Czy Dell podniesie się z ziemi?! Zakłady, zakłady! - Mabel nie przestawała zarabiać na tłumie. Póki co dobrze na tym wychodziła, mogła już sobie kupić średniej wielkości, używany samochód.
- Dell!
Paula podbiegła do blondyna, jednak zamiast go pocieszyć czy mu pomóc, złapała go za ucho i pociągnęła, z nerwów przerzucając się na język polski.
- Prosiłam cię, żebyś z nikim się nie bił! A teraz co?! Robisz dramę na imprezie, jak jakaś rozwydrzona czternastolatka!
- Ale to on...
- A co mnie obchodzi, że on zaczął?! Nie potrafisz ustąpić, czy co?! Nie znasz sztuki kompromisu?!
Dopiero wtedy dziewczyna zauważyła, że wszyscy, dosłownie wszyscy na nią patrzą. Nawet stary McGucket się przywlókł i obserwował z żywym zainteresowaniem, co właśnie się dzieje. Co gorsze, panowała zupełna cisza, przerywana jedynie chrupaniem orzeszków przez Pacyfikę.
Z pomocą Polce przyszła Mabel.
- KTO ZGADNIE, JAKĄ KLĄTWĘ RZUCIŁA PAULA?! OBSTAWIAĆ, OBSTAWIAĆ!
Dell podniósł się i chwiejnym krokiem poszedł w stronę posiadłości. Mabs zauważyła, że tłum się rozchodzi - ponieważ teraz już straciła szansę na zarobienie więcej, podeszła do Dippera. Uśmiechnęła się, a potem sprzedała mu solidnego kopa w zadek.
- W tej chwili idziemy za nim i masz go przeprosić!
- A..ale...
- Żadnych ale! W tej chwili!
- Sam nie idę!
Mabel złorzecząc pod nosem przeprosiła towarzystwo, chwyciła brata za ramię i zaczęła wręcz ciągnąć za oddalającą się sylwetką Delty. Ignorowała protesty brata, po prostu wiedziała, że niektórych rzeczy się nie robi. A on zdecydowanie przegiął.
Mijali plotkujące pary i grupki, które powoli zmierzały w stronę pałacu. Równa drogą, wyłożona kamiennymi płytami, wiła się pośród zieleniących się drzew i finezyjnie przyciętych krzewów.
- Musiałeś się na niego rzucać? – mruknęła wkurzona Mabs, kręcąc głową.
- To bóg matematyki, mógł cię zamienić w pierwiastek albo tangesa! Nikt nie lubi tangesów!
- Ale on mnie obraził! – jęknął Dipper, próbując się obronić.
- A ty obraziłeś jego! A teraz cicho, musimy go znaleźć, Dip!
Dell zniknął we wnętrzu posiadłości. Weszli za nim, jednak hol był pusty. Na logikę, blondyn prawdopodobnie poszedł do łazienki, bo przecież musiał się gdzieś ogarnąć po tym ciosie... Gdyby tylko wiedzieli, gdzie ta łazienka jest!
Po krótkim rozeznaniu stwierdzili, że najlepiej będzie, gdy się rozdzielą. Dipper poszedł w prawo, gdzie biegł dość szeroki korytarz, a Mabel udała się schodami na piętro.
Muzykę słychać było aż tutaj. Budynek w tym momencie był w głównej mierze pusty, ponieważ wieści o wcześniejszej walce dotarły nawet do ludzi w bufecie i toaletach. To sprawiło, że zostawili załatwianie swoich prymitywnych potrzeb i pognali na łeb, na szyję, by załatwić te jeszcze prymitywniejsze.
Ciemnowłosa zaczynała czuć się nieswojo, idąc przez piętro samotnie. Myślami była przy Dipperze i miała cichą nadzieję, że już znalazł poszkodowanego, albo przynajmniej jest tego bliski. Dotarła do niewielkiej sali, którą kiedyś musiała być małą salką bankietową.
- Gdyby McGucket wynajmował sale na przyjęcia, zarobiłby kupę szmalu - powiedziała sama do siebie, żeby poczuć się mniej samotnie.
- A skąd wiesz, że już tego nie robi?
Bill pojawił się przed nią znienacka. Zlękła się i upuściła swoją wypełnioną banknotami torebkę, jednak od razu ją podniosła. Wujek Stan jej zawsze mówił, że jeśli postawi torebkę na podłodze, uciekają z niej pieniądze.
- Bill! Co ty tu robisz? Wiesz, co się stanie, jeśli ktoś cię zobaczy?! - zapytała, rozglądając się nerwowo.
- Wszyscy śpią, z wyjątkiem ciebie. Musiałem to zrobić, żeby zamienić z tobą kilka słów, Spadająca Gwiazdo.
- Od kiedy jesteś w stanie uśpić prawie całe miasteczko?! Zresztą to mniej ważne, gdzie haczyk?
Demon roześmiał się.
- Jak ty mnie dobrze znasz! Muszę cię jednak rozczarować. Jedyny haczyk to ten na końcu mojej laski - powiedział, celując końcówką ozdobnego przedmiotu w Mabel. - W każdym razie, jak ci się podobało moje dzisiejsze ostrzeżenie?
- Wpadłeś się poznęcać?
- Ja? Gdzieżbym śmiał! Poza tym, chcąc nie chcąc, zostałem twoim towarzyszem imprezy! A cóż ze mnie za towarzysz, jeśli nie zatańczyłbym z tobą nawet jednego tańca? Nie jestem jak Paula - dodał ciszej i mrugnął okiem porozumiewawczo.
Ciemnowłosa uznałaby to za całkiem niezły pocisk, gdyby nie fakt, że byli zupełnie sami. Już chciała doszukiwać się podstępu, kiedy demon zaskoczył ją dość znacznie. A mianowicie wyciągnął w jej stronę rękę, nadal lewitując ukłonił się, ściągając przy okazji cylinder drugą dłonią, przymknął oko i odezwał się poważnie.
- A więc, Spadająca Gwiazdo, uczynisz mi ten zaszczyt? Choć na jeden taniec? A wiem, że potrafisz.
-+-+-
Jak właściwie do tego doszło?
Mówi się, że taniec zbliża do siebie ludzi. Ponoć można przy jego pomocy przekazać targające nimi emocje, wyrazić siebie i stworzyć sztukę.
Jeśli byłaby to prawda, Mabel i Bill przedstawialiby właśnie pokaz niezręczności i dystansu. Właściwie to głównie ze strony dziewczyny, która cała się spięła, wirując z demonem w niespiesznym walcu. Nie można było jej odmówić dostojeństwa i poprawności, jednak nic poza tym. Nauczona przeszłością doszukiwała się niewidzialnych kłód, zapadającej się podłogi czy wszelkich innych przeszkód, jakie podpowiadała jej galopująca wyobraźnia.
To był zupełnie inny sposób tańca, niż gdy jej partnerem był Dipper czy któryś ze znajomych. Bill wydawał się nie zwracać na to uwagi przez jakiś czas, w końcu jednak musiał się odezwać. Może i trzymali ramę, kroki stawiali wręcz książkowo, ale demonowi zaczęło się udzielać to nieprzyjemne uczucie, jakim jest dystans. Chciał, żeby dziewczyna trochę się rozluźniła – zwłaszcza przed tym, co miało się stać dzisiejszej nocy.
- Denerwujesz się, Spadająca Gwiazdo.
- A ty byś się nie denerwował? - odparowała nerwowo.
- Wyluzuj. Gdybym miał w planach ci coś zrobić, już dawno leżałabyś na posadzce ze skręconym karkiem. A przynajmniej złamaniem z przemieszczeniem!
Ciemnowłosa przymknęła oczy, przez moment wyobrażając sobie spokojne źródełko w głębi leśnej głuszy. Wyraźnie widziała swoje dłonie, przytrzymujące Billa pod powierzchnią wody. Nawet się uśmiechnęła.
- Czy chcę wiedzieć, o czym myślisz? - głos Cyferki dobiegł ją jakby z oddali, przerywając marzenia.
- Cicho - powiedziała, nie otwierając oczu. - Właśnie cię podtapiam.
- Aż tak bardzo chcesz mojej śmierci?
- Nie... Chcę, żebyś był cicho.
Bill roześmiał się, prowadząc dziewczynę w tańcu. Kiedy echo wreszcie ucichło, odezwał się ponownie.
- Niestety, nie mogę tego zagwarantować. Widocznie mój plan relaksu nie zadziałał, ups! Trudno.
- Relaksu? Z jakiego to powodu?
- Byłoby miło, gdybyś sprowadziła wszystkich ludzi na zewnątrz i skupiła ich uwagę na jednym miejscu. Najlepiej, gdyby trzymali się z daleka od budynku.
Mabel momentalnie otworzyła oczy. Bill nadal ją nonszalancko prowadził, jakby nie zwracał uwagi na nagłe zwątpienie na jej twarzy.
- O czym teraz mówisz??
- W czasie, gdy spędziłaś jakieś cztery rozdziały na bezsensownym zapełnianiu fabuły swoimi spotkaniami z "psiapsi" i przymierzaniem sukienek, ja, jak to się mówi, nie próżnowałem. Uznajmy, że dopełniam swoją część umowy.
Mabel momentalnie się spięła. Nie wiedziała o czym dokładnie mówi Bill i przeraziło ją to do tego stopnia, że potknęła się o własne nogi. Tylko cudem nie upadła na posadzkę - a właściwie dzięki Billowi, który nie dopuścił do upadku dzięki chwilowemu usunięciu grawitacji.
- Biegnij, Spadająca Gwiazdo, zegar tyka na naszą niekorzyść - nakazał demon. - Coś wymyślisz. Niech nikt nie zbliża się do domu. Nie odpowiadam, jeśli jakiś idiota poniesie śmierć z własnej winy.
Dziewczyna przeraziła się nie na żarty. Biegnąc przez korytarze mogła mieć tylko nadzieję, że Dipper odnalazł Della i razem wyszli na zewnątrz. Nie miała czasu go szukać, musiała zaufać swojej intuicji. A ta podpowiadała jej, że bliźniak na pewno sobie poradzi.
W głowie ułożyła plan, drugi, trzeci, miała mnóstwo pomysłów jak skupić uwagę ludzi. Kiedy opuściła posiadłość, zaczęła zagadywać wszystkie napotkane osoby.
- Słyszeliście? Będzie karaoke, a zaraz potem epicki pokaz fajerwerków! - mówiła z entuzjazmem. – W tym roku ma być jeszcze lepiej niż ostatnio! Będzie się działo, na pewno nie chcecie tego przegapić!
Większość ludzi zawracała, uznając, że jedzenie może poczekać. Poza tym niedaleko sceny stał bar, więc nie musieli cofać się aż tak daleko. Co prawda przegięła trochę, namawiając jakąś parkę, że bardziej ekologicznie będzie wysikać się w krzakach niż w pałacyku, ale i z tym sobie poradziła, nagle „przypominając sobie”, że toalety zostały zatkane przez gościa z biegunką.
Dopadła sceny, jakby miała to być jej ostatnia deska ratunku. Przekonanie DJa do swojego pomysłu zajęło jej plus minus dwadzieścia sekund. „Despacito” powoli zostało przyciszone i zastąpione przez jakąś cichą, skoczną muzykę klubową, mającą pełnić tło. Dziarsko wzięła od DJa mikrofon i już po chwili stała na środku sceny, pełniąc rolę wodzirejki imprezy.
- GRAVITY FALLS, JAK SIĘ BAWICIE?! - krzyknęła, a tłum odpowiedział jej aprobującymi okrzykami. – Kto jest gotowy na dawkę emocji?! Zapraszam do siebie wszystkich chętnych, PORA NA KARAOKE!
I kiedy pierwsze osoby stanęły obok niej, ona myślami była tylko przy Billu. Może i nie przepadała za nim, może i przerażał ją bardziej niż to okazywała... Ale w tym momencie musiała zrobić wszystko, aby mu pomóc. Umowa to umowa.
CZYTASZ
UMOWA
FanfictionMinęło siedem lat od pamiętnych wakacji rodzeństwa Pines... Siedem lat, podczas których wydarzyło się... wiele. Dipper jest gotów, by raz na zawsze pozbyć się kamiennej statuy i unicestwić Billa Cyferkę. Mabel ma przeczucie, że bez wspomnianego demo...