23.

89 10 1
                                    

Nie było aż tak źle, poważnie!

Mabel zupełnie nie rozumiała, o co to całe halo. Pacyfika zachowywała się jak na najlepszą psiapsi przystało - i podeszła do całego wydarzenia nieco prześmiewczo. Możliwe, że był to też pierwszy objaw postępującego szaleństwa.

Miały szczęście, że Kryptos wyrzucił je niedaleko domu Wendy. Na szczęście Paula była obecna (i dziwnie radosna oraz podejrzanie wyspana...), więc korzystając z jej gościnności weszły do środka, ogarnęły się na tyle, ile mogły, po czym ruszyły w stronę Tajemniczej Chaty. Miały też szczęście, że Paula nie zadawała zbędnych pytań, nawet gdy zauważyła siniaki na ciałach obydwu dziewczyn.

Widocznie była już przyzwyczajona do takiego stanu rzeczy. I z pewnością sama nie raz i nie dwa sama wyglądała podobnie.

Choć oczywiście nie walczyła z demonami.

W każdym razie, nasze dwie wojowniczki były w połowie drogi do Chaty, kiedy ni stąd, ni zowąd, pojawił się przed nimi Bill. A wyglądał na dość poruszonego.

Znaczy wiecie, na tyle na ile poruszony może być niewrażliwy na ludzką krzywdę demon.

To brzmi jak oksymoron, bo to jest oksymoron i miał tak brzmieć.

- Hej - powiedziała Mabel zwyczajnie, zatrzymując się w miejscu.

Cyferka zmierzył śmiertelniczki bacznym spojrzeniem. Przeklęta magia makijażu...

Ciemnowłosa wyglądała lepiej, niż przed wejściem do Świata Koszmarów. Jakimś cudem Pacyfika zakryła zmęczenie na twarzy dziewczyny, nadała skórze żywszego koloru... Słowem, Mabel nie wyglądała już jak martwa śmierć. Bardziej jak żywa śmierć.

Blondynka nie pomyślała jednak o tym, aby zrobić coś z ramionami ciemnowłosej. Bill musiałby być ślepy, żeby nie dostrzec przez oczka swetra siniaków.

- Co tam się stało? - zapytał wprost.

- Nic takiego - Pacyfika przewróciła oczami, po czym skrzyżowała ramiona nonszalancko. - Zebrałyśmy kwiatki i wróciłyśmy, jakiś kwiatuś bardzo się buntował przed wyrwaniem z ziemi, i dostał rage'u. Trochę nas powyzywał od idiotek, wspomniał coś o jakichś sejfach czy czymś takim, dodał że nas zniszczy... A potem zmienił się w jakąś powaloną istotę z pnączami i monitorem, tak trochę nas poturbował, ale dałyśmy mu radę. Krzyczał coś w stylu „JESTEM OMG KWIATUŚ”, ale nie wiem... Ciężko go było zrozumieć, równie dobrze mogło to być „omega”, więc trudno... To wszystko.

Demon zamrugał szybko. On znał inną wersję, przecież...

Chyba, że Paz doskonale wiedziała, że Dipper i Ford urwą mu głowę przy samym tyłku, gdy się dowiedzą...

- Hmmm... Dziwne... - mruknął.

- Oczywiście, że dziwne, w końcu to Świat Koszmarów! - blondynka zaczęła iść przed siebie, trzymając w rękach obie torby, wypełnione zebranymi roślinami. - A teraz spadam do Gideona, będziemy robić bukiety, jak na uczynnych, początkujących florystów przystało. Spieszę się, zapomniałam, że muszę jeszcze podlać kota i dać leki na anginę swojemu chomikowi, więc do zobaczenia!

Oddaliła się bardzo szybko, nie oglądając się za siebie zbyt często. Właściwie obejrzała się tylko raz, żeby zerknąć na Mabel i puścić jej perskie oko.

Ciemnowłosa poczuła się niepewnie, zostając z Billem sam na sam. No nie oszukujmy się, na pewno doszły do niego wieści o Pyronice, więc mógł się wkurzyć. A nie był kimś, kto kontrolował swój gniew. No i miał skłonność do przesadzania.

Mabel miała praktycznie każdy logiczny powód, aby się obawiać.

- Od kiedy Lama ma chomika?... – zapytał po chwili ciszy.

- Nie ma.

- Oh.

Jasnowłosy wpatrywał się w nią długo, badawczo. Aż nagle uciekł spojrzeniem gdzieś w bok i skrzyżował ramiona, przyjmując obronną pozycję.

- Myliłem się.

Ciemnowłosa drgnęła. Że niby co?

- Myliłeś się odnośnie...?

- Oh, no weź! - zirytował się demon. - Siła Wyższa daje mi dwie opcje: albo wkurzę się na ciebie za coś, na co nie miałaś wpływu, a tego nie zamierzam zrobić bo wyjdę na większego dupka niż jestem, albo przyznam się do błędu! Ani jedno, ani drugie mi nie odpowiada. Widziałaś kiedyś, żebym mówił "ojejciu, porażka to moja wina, rzeczywiście"?

Mabel oraz Siła Wyższa miały lekkiego mindfucka. Żadna z nich się tego nie spodziewała.

- Pyronica pojawiła się tak, jak zapowiedziałeś. Ale potem się zdenerwowała, sama w sumie nie wiem o co i najpierw nas zaatakowała, potem gdzieś poszła, a gdy wróciła, zaczęła nas atakować i pojawił się też Strange... Nie wiem, sprowokowałam ją czymś?...

- Poprawka: oboje ją sprowokowaliśmy. Żaden demon nie jest głupi, Spadająca Gwiazdo. Może być lekkomyślny, dziecinny czy głupkowaty, ale każdy ma ponadprzeciętny iloraz inteligencji. A Pyronica... Zawsze była zaborcza i zazdrosna. Sądziłem jednak, że skoro mnie w jakiś sposób szanuje, da sobie spokój z tymi zagrywkami. I tu się pomyliłem, to jest fakt.

Mabel pokiwała głową. To by wyjaśniało, dlaczego demonica pałała do niej tak ogromną nienawiścią. Była przekonana, że to przez barierę człowiek - istota wyższa, a jednak nie!... Domyślała się, o co może chodzić...

- Bez domysłów, Gwiazdeczko - Bill podszedł do niej lekko kulejąc i stanął parę kroków przed nią. - Przestańmy się domyślać. Mówmy wprost o tym, co nie jest oczywiste. A to, co można zobaczyć od razu, przemilczmy. Zaoszczędzimy sporo czasu na głupoty... I resztki zdrowia psychicznego.

Po tych słowach stanął obok niej i zaoferował jej ramię. Dziewczyna bez wahania pozwoliła mu się prowadzić w gentlemańskiej manierze, i razem ruszyli w stronę Chaty.

Szli powoli. Mabel była wyczerpana i zmęczona, choć nie było tego widać. Billa fizycznie ograniczała noga.

Na mocy ustalonych przed chwilą zasad, dziewczyna postanowiła o nią zapytać.

- Bill, dlaczego kulejesz?

- Pamiętasz imprezę u McGucketa? Na pewno pamiętasz. Więc, Strange uciekł, bo twój braciszek postanowił pobawić się w superegzorcystę. Nie wiedział – znaczy, jeszcze wtedy nie wiedział - że Tadeusz jest naszym wrogiem, więc chciał wyegzorcyzmować mnie. Nie wiem, czego użył, ale unieruchomił mnie w kręgu i złapał jakimś boskim tatałajstwem za nogę. Od tamtej pory mam ślad. O ile przedtem mi to nie przeszkadzało, bo głównie lewitowałem, ta skaza przeniosła się na moje ludzkie ciało i sprawiła, że utykam.

- Boli?

Demon zaśmiał się bez śladu wesołości w głosie.

- A jak myślisz, dlaczego jeszcze nie włożyłem ręki w mikser czy nie zrobiłem czegoś równie masochistycznego?

Bill poczuł, jak palce na jego ramieniu zaciskają się trochę mocniej. Mabel zwęziła usta i lekko zmarszczyła brwi, co świadczyło o lekkim zdenerwowaniu. Albo początku wybuchu.

- Gdybym wtedy wiedziała, że masz takie kłopoty, pomogłabym ci...

- Daliśmy radę. Poza tym ty wtedy miałaś inne zadanie. Ale skoro już mówimy o wiedzy...

Cyferka westchnął. Spojrzał na Mabel poważnie.

- Brakuje mi twoich myśli, głównie z egoistycznych pobudek. Nie trzeba być psychofanem żeby wiedzieć, że lubię kontrolować. Nie masz żadnej gwarancji, że nie odwali mi szajba, ale to może się stać i bez połączenia między naszymi umysłami. Ale byłoby mi znacznie łatwiej, gdybym cię słyszał non stop. Jeśli znajdziesz się w niebezpieczeństwie, będę w stanie zareagować.

- No to nad czym tu w ogóle się zastanawiać? - Mabel spojrzała na Billa wesoło, a na jej twarzy pojawił się uśmiech. Był szczery, ale też malowało się w nim zmęczenie. - Myślisz, że nie odnajdę się w twoim chaosie? Bill, proszę cię! Te wakacje to jeden wielki chaos, brakuje mi tylko rozdziału z plażą.

- Dlaczego rozdziału z plażą?

- Bo w każdym szanującym się anime zawsze jest odcinek z plażą!

Siła Wyższa zanotowała to, o czym powiedziała Mabel.

- Mam dziwne wrażenie, że jednak dostaniesz swój rozdział z plażą - stwierdził Bill półgłosem.

- Ale to musi się stać dopiero po tym, jak połączymy nasze mózgi! - powiedziała Mabs entuzjastycznie. - Jeśli zaatakuje cię rekin, chcę przy tym być! Będę miała zdjęcia, żeby cię nimi szantażować!

Demon zamrugał szybko, a potem, jakby sobie coś uzmysłowił, zaśmiał się niekontrolowanie. Nie był to ten szalony, przerażający śmiech szaleńca, ale prawdziwie rozbawiony.

- Doprawdy... Twoje pomysły wprawiają mnie w zdumienie. Dobrze więc! Poczekamy jednak, aż przyjedzie ten watykański klecha. Może zejść na zawał, jeśli dowie się, jaka między nami jest zażyłość.

Ciemnowłosa pokiwała głową, zgadzając się z Billem.

Dalsza podróż minęła szczęśliwie bez większych przygód... No, może tylko z jakimiś dwoma mniej ważnymi anomaliami, ale to nie jest istotne ani dla fabuły, ani rozwoju postaci.

Jedyne, o czym musicie wiedzieć to to, że przez całą drogę swobodnie rozmawiali o wszystkim i niczym.

Ale bez planów podboju świata.

Na to miał przyjść czas.

-+-+-

Kiedy Pyronica się obudziła, jedyne co mogła stwierdzić z całą pewnością to to, że nie była u siebie. Właściwie w ogóle nie wiedziała, gdzie jest.

Pomieszczenie wyglądało na ludzkie, pościel była trochę zakurzona, a łóżko na którym leżała nie trzeszczało, jakby było zupełnie nowe.

Podniosła się do siadu i rozejrzała podejrzliwie, szukając śladu obecności wroga. Nie natrafiła na żadną aurę... Poza jedną.

Ciężką, przesiąkniętą zepsuciem i pogardą, tak ciemną że prawie czarną. Nie dało się powiedzieć jednoznacznie, jakiego koloru była z początku...

Dopiero gdy jej właściciel pojawił się w drzwiach, ujrzała Strange'a. A to wywołało w niej szok tak wielki, że nie była w stanie nawet się odezwać.
Demon obrzucił ją obojętnym spojrzeniem.

- Obudziłaś się. Rychło w czas, już myślałem, że trafiłaś do Niebytu.

- Gdzie ja...

- Gdzie jesteś? W moim domu, w świecie ludzi. Mieszkałem tu jako człowiek.

Zapadła cisza. Demonica nie do końca wiedziała, jak się zachować. Z góry założyła, że uda im się pozbyć się Mabel i tej jej blond przyjaciółeczki, nie spodziewała się interwencji Kryptosa... Nawet nie pamiętała już, dlaczego straciła przytomność! I z tego, co widziała za oknem, zaczynało się ściemniać.

- Możemy teraz wykorzystać to, że tu jesteśmy, i zaatakować ich znienacka! - powiedziała z ekscytacją, podchodząc do okna.

- Głupia! - Tadeusz zdenerwował się strasznie, ciskając w jej stronę różowy płomień. - Do reszty zbaraniałaś!

Pyronica nie lubiła, kiedy ktoś ją obrażał. Nawet, jeśli miałby to być ktoś silniejszy od niej. Odwróciła się w jego stronę oburzona.

- Niby dlaczego?

- Dlatego, że Pinesowie i cała reszta doskonale wiedzą, że chcę im spuścić łomot... Muszę do tego podejść z głową, a nie rąbnąć wszystko i...

- A czemu nie? - zapytała pewnie.

Tadeusz miał wrażenie, że się przesłyszał. Zanim jednak zdążył wyrazić swoje niezadowolenie, Pyronica uniosła jeden palec i spojrzała prosto na niego.

- Spodziewają się ataku, więc robią przygotowania. Kto wie, do jakiego momentu dotrą, gdy ty w końcu obmyślisz "plan idealny"! Zapomniałeś już, jak to robi Cyferka? Najlepszy plan to jego brak... - powiedziała przekonująco.
Strange skrzyżował swoje czarne ramionka i lekko zmrużył oko.

- Kontynuuj...

- Przestań bawić się w zbieranie armii... Weź, kogo masz na pewniaka, resztę sobie dorobisz. Jesteś w końcu demonem nocy, nie? Uwierz mi... Prędzej wygrasz, jak nie dasz im szansy na obronę.

- To nawet nie takie głupie...

- Nie na darmo doradzałam Cyferce przez te wszystkie lata! - Pyronica wyprostowała się dumnie i położyła rękę na biodrze. - Zaatakuj ich jutro w nocy. Nie dasz im szansy, aby się przygotowali, a ty będziesz ogarnięty.

Tad zaczął rozważać za i przeciw... Gdyby dał znać o planowanym ataku komuś niewłaściwemu, informacje mogłyby wyciec. W dodatku nie do końca ufał demonicy, domyślał się że czuła wobec Billa coś innego niż zwykłe przywiązanie.

Bez słowa otworzył portal.

- Obserwuj okolicę. Zrobię rundkę po znajomych. Spróbuję zagadać Gaueko i Deogena i zobaczymy, co z tego wyniknie.

Kiedy zniknął, Pyronica usiadła na łóżku. Tak naprawdę czuła się paskudnie. Nawet, jeśli gniew skierowany w stronę dawnego przyjaciela i jego nowej "ofiary" były uzasadnione, nie przyzwyczaiła się do nagłej zmiany stron.

Zawaliła po całości.

I jeśli Tadeusz nie wygra, ona sama zostanie ukarana. Bała się tego. Wizja Niebytu skutecznie ją utrzymywała przy boku Cyferki... Co zrobi, jeśli go spotka?... Zaatakuje?

Nie była pewna, czy się na to zdobędzie.
Teraz emocje opadły, czuła jedynie żar niesprawiedliwości...

Dlaczego chciała wyeliminować Mabel? Odpowiedź była prosta: zazdrość. Ta ludzka dziewczyna przesłaniała Cyferce widok, totalnie go omotała, zaczęła zmieniać... Nie tylko jego fizyczną formę – to było Pryronice obojętne jak to, jakiego koloru bokserki nosił młody Pines – ale i charakter... Bill zmiękł, zaczął tracić swe okrucieństwo...

Postanowiła czekać. Była przekonana, że ani jeden, ani drugi demon nie dotarł i nie dotrze do wspomnianych bytów... tylko ona wiedziała, gdzie dokładnie są i dlaczego. Tylko ona mogła z nimi nawiązać kontakt...

W najgorszym wypadku... Może jakoś przysłuży się dawnemu szefowi. Ten ostatni raz.

Otworzyła portal. Musiała stać po właściwej stronie, nawet jeśli wściekłość ją zaślepiła.

-+-+-

Coś czaiło się w nocnym powietrzu. Większość ludzi o godzinie pierwszej zmorzyła nienaturalna senność.

Ford przysnął przed monitoringiem, choć zwykle nie kładł się wcześniej niż o drugiej. Stanley chrapał głośno przy stole, gdzie wcześniej grał z Soosem w karty. Zresztą i on zasnął - osunął się z krzesła, spadł na ziemię i leżał z twarzą w kałuży Pitt Coli, którą strącił ze stołu w radości z pierwszej (i jedynej) wygranej ze Stanem.

Dipper spał z twarzą przykrytą swoim dziennikiem.

A Mabel... Przewracała się z boku na bok w niespokojnym półśnie, mamrocząc coś pod nosem i wzdychając co jakiś czas. Obudziła się pół godziny później, zlana potem i drżąca na całym ciele.

Nie pamiętała dokładnie, co jej się śniło. Jak przez mgłę przypominała sobie dziwne fioletowe przebłyski. Słyszała słowa, które do tej pory rozbrzmiewały echem...

"Ciemności nadejdą, a wraz z nią koszmary,
Pochłonie nadzieję i serca ofiary,
I nikt się nie zbudzi nim nadejdzie rano,
Przez bestię przez małą deltę pisaną".

Tekst wrył się w jej pamięć jak niechciana melodyjka z reklamy Media Expert, słowa jakiegoś durnego radiowego hitu albo jingiel Calgonu. Nawet, jeśli o tym nie myślała, wierszyk siedział w jej głowie i przypominał o sobie nieprzyjemnym, niepokojącym uczuciem.

Położyła głowę na poduszkę i usiłowała znowu zasnąć, ale wiercący się i mamroczący przez sen Dipper skutecznie jej to uniemożliwiał.

Wiedziała, że nie zaśnie ponownie.

Pozostając sama ze swoimi myślami czuła się niekomfortowo. Trochę tak, jakby wdepnęła suchą skarpetką w kałużę na podłodze.

Zamknęła oczy, próbując myśleć o czymś lekkim i przyjemnym, ale świadomość nadchodzącej wojny niezbyt ją uspokajała.

Przewracała się z boku na bok przez jakieś dziesięć minut, aż w końcu zrezygnowana usiadła. Z pomocą mogła przyjść jej tylko jedna osoba.

Po cichu, na paluszkach, żeby nie obudzić brata, opuściła wspólny pokój. Kroki skierowała w stronę wąskiej strużki światła, jaką padała przez niedomknięte drzwi niewielkiego pokoiku obok.

Bill podczas kolacji wyraził chęć pozostania w Tajemniczej Chacie. Wujek Stanek zgodził się pod warunkiem płacenia niebotycznego czynszu, wujek Ford zrobił grobową minę i nic nie powiedział, a Dipper zakrztusił się stekiem.

W każdym razie demon dostał do własnego użytku pokój, który magicznie sobie powiększył do pojemności większej niż przeciętna komórka na miotły, i urządził go wedle własnego uznania. Harry Potter płakałby z zazdrości.

Kiedy Mabel podchodziła do drzwi, zawahała się. Czy chciała mu przeszkadzać? Czy w ogóle powinna tu być?...

Zebrała się na odwagę i lekko uchyliła drzwi, zaglądając nieśmiało do pokoju.
Bill leżał - a właściwie półsiedział - na łóżku, oparty barkami o ramę, pogrążony w lekturze jakiejś książki z czarną okładką. Marynarkę rzucił na stojące w kącie krzesło, podobnie jak kamizelkę, cylinder i muszkę. Rękawy koszuli podwinął do łokci, buty zrzucił u stóp łóżka.

A skoro o stopach mowa, dziewczyna zauważyła, że nosił skarpetki z Darth Vaderem.

Mabel weszła do pokoju, przymykając za sobą drzwi. Gdy ponownie odwróciła się w stronę demona, ten patrzył na nią uważnie. Przesunął się na jedną stronę wyrka, robiąc obok siebie miejsce dla ciemnowłosej.

- Nie przypominam sobie, żebym składał ci dzisiaj wizytę we śnie. A wyglądasz, jakby obudził cię twój największy koszmar - powiedział spokojnie, wracając spojrzeniem do lektury.

- Przezabawne - mruknęła Mabs i rzuciła się na łóżko. Materac cicho zaskrzypiał. - Co ciekawego czytasz?

- Jeśli planujesz jeszcze dzisiaj spać, lepiej, żebyś nie wiedziała - odparł Bill. - To nienajlepsze bajki na dobranoc.

- A ty czemu nie śpisz? - zapytała z lekką konsternacją. - Wydawało mi się, że jesteś człowiekiem...

- Mieć ciało a być człowiekiem to dwie różne sprawy, Gwiazdeczko... Ale skoro zebrało ci się na nocne rozmowy, odpowiem. Zwyczajnie nie potrzebuję snu.

- A gdybyś chciał komuś wleźć do głowy?

- Zamykam oczy i jestem - odparł beznamiętnie, przewracając stronę.
Dziewczyna ściągnęła usta w dzióbek i rozejrzała się po pokoju. Nie zauważyła nic niezwykłego, ot, normalna, niezbyt duża sypialnia.

Uchylone okno, beżowe zasłonki, jakieś czarne kwiatuszki w doniczce na parapecie. Doniczka z motywem bałwanków, nieadekwatnych do upalnego lata, jeśli kogoś to interesuje.
Szafka przy łóżku (o którą oparta była ozdobna laska, a na blacie której (szafki, nie laski) leżały rękawiczki demona, dwie księgi, czarny notes z napisem „Death Note” i paczka serowych chrupek), ozdobne lustro obok drzwi i krzesło w kącie pokoju (pełniące funkcję szafy na marynarkę, chyba każdy ma podobny mebel lub kawałek podłogi).
No i łóżko. I tyle.

Zerknęła na dłonie Billa. Długie palce z paznokciami, jakby dopiero co wrócił od kosmetyczki. Krótkie, zadbane, pomalowane na czarno. Przez paznokcie serdecznych palców przebiegała ozdobna, złota kreska.

- Lama zrobiła mi ten wzorek - mruknął, zauważając spojrzenie Mabel. - Nie oceniaj. Ale chyba nie przyszłaś na rozmowy o manicure?...

Dziewczyna westchnęła. Szczerze mówiąc sama nie wiedziała, po co przyszła. Wydawało jej się, że demon koszmarów będzie odpowiednią osobą, która mogłaby odegnać jej złe wrażenia po śnie... Tymczasem wydawał się raczej średnio zainteresowany rozmową. Znaczy, jednocześnie czytał książkę.

A to przeczyło podstawowym zasadom savoir vivre'u.

Podeszła do okna, raczej żeby czymś się zająć, niż żeby podziwiać nocne niebo. Ale fakt faktem, było bezchmurne, a gwiazdy wydawały się wyraźniejsze niż zawsze. Oparła się dłońmi o parapet, zwiesiła głowę i próbowała zebrać myśli.

- Dzisiejszy dzień...

- Wczorajszy - przerwał Bill szybko. - Tak, ja też się cieszę, że się skończył.

- Ta sytuacja z Pyronicą...

- Tak, słyszałem co nieco, uwierz mi. Niezbyt fajny rozwój akcji, mówiąc szczerze, zarówno w oficjalnej i nieoficjalnej wersji.

- Zbieranie kwiatków...

- Bukiet już stoi w wazonie w kuchni, teraz kwiatuś kwiatek będzie wam umilał rodzinne posiłki. Czad, nie?

- Czemu mi tak przerywasz? - zapytała lekko zirytowana i rozbawiona jednocześnie.

- Bo chcesz rozmawiać o czymś, co już się wydarzyło, a na co nie miałaś wpływu. Nadwyrężasz sobie mózg, Gwiazdeczko. Szanuj swoje synapsy.

Ciemnowłosa zerknęła na demona. Odłożył książkę na stolik i złączył palce, uważnie ją obserwując. Westchnął, jakby właśnie skończył tłumaczyć Dipperowi z czego robi się guacamole, po czym usiadł i trochę nachylił się w jej stronę.

- Przyszłaś tu, bo też to czujesz. Najgorętszy dzień wakacji będzie nie tylko „rozdziałem na plaży”. Jesteś przytłoczona, ale nie tym co się dzieje w tej chwili. Jakaś dziwna energia wplątała cię w swoje szpony i nie chce cię wypuścić, porywa cię, przyciąga, pragnie rozerwać na strzępy...

- Trochę jakbyś mówił o sobie - zauważyła ze śmiechem.

- Nah, ja bym to zrobił już dawno, gdybym chciał - odparł z machnięciem ręki. – Ty z kolei... szukasz ochrony.

Mabel westchnęła, słysząc tę nagłą konkluzję. Spojrzała na demona nieco spode łba.

- Ponoć nie ma powodu, żeby mówić na głos coś, co jest oczywiste?

- Owszem. Ale musiałem ci to powiedzieć, bo boisz się przyznać do słabości. Na wszystkie demony, jesteś człowiekiem, a nie Terminatorem! Tak tak, słyszałem o tych wszystkich "liniach czasowych" i "uniwersach" od takiego śmiesznego szkieleta w niebieskiej bluzie, jak mu tam było... Arial?... Corbel?... Już nie pamiętam. W każdym razie wiem, że twoje inne wcielenia są życiowymi przegrywami, moje zresztą też. Widziałem już wersje, gdzie omotałem cię tylko po to, żeby się z tobą przespać, albo gdzie cię do tego zmuszałem. Widziałem ścieżki, gdzie znęcałem się nad tobą, a ty nie potrafiłaś się bronić, a potem nie chciałaś wrócić do rodziny, bo mnie zaczęłaś darzyć bezsensownym, pustym uczuciem... Widziałem scenariusze, w których nasze zachowanie prowadziło do gorszych rzeczy niż śmierć. Zrządzeniem losu czuwa nad nami Siła Wyższa, która nie jest aż taką psychofanką... Ale, kończąc łamać czwartą ścianę, nie popadajmy ze skrajności w skrajność! Przecież doskonale znam ograniczenia ludzkiego ciała. Jeszcze nie jesteś niezniszczalna. I zanim zapytasz, tak, dobór słów jest nieprzypadkowy.

Bill wrócił do poprzedniej pozycji, oparł się wygodnie o ramę łóżka i sięgnął po leżącą na szafce książkę. Ostentacyjnie ją otworzył i skupił wzrok na tekście.

- Teraz powinnaś być nieco spokojniejsza... albo i nie, jeśli nadal myślisz o tych innych wersjach naszych losów. Na szczęście nie dotyczą nas tutaj. Więc przestań się niepotrzebnie zamartwiać. Równie dobrze możesz zasnąć, przecież przy mnie nic ci nie grozi... Przynajmniej nie ze strony Strange'a, bo spalę mu twarz i wywrócę oczy na drugą stronę, jeśli tylko się do ciebie zbliży. Ale twój umysł może przecież wędrować gdzie chce, prawda?

Ciemnowłosa wyłapała aluzję. A właściwie wszystkie trzy.

Bez jakiegoś większego skrępowania i zbędnych chichotów/rumieńców/czegokolwiek wskazującego na zawstydzenie, podeszła do wolnej strony łóżka i położyła się obok Billa. Wtuliła się w poduszkę i przez dłuższą chwilę przypatrywała się demonowi, jakby szukała w nim inspiracji do napisania poematu.

Jasnowłosy westchnął, po czym zaczął czytać na głos.

- "Ciemności pochłaniały wszystko, światło i radość, dobroć i dzień, aż w końcu ponad Chaosem pojawiła się Siła Wyższa. Ogarniała cudzy chaos lepiej niż własny, więc uporządkowała wszystko w kilka minut, popijając kawę i dzieląc się nią z innymi Jej podobnymi bytami.

A kawa była dobra.

I powołała do życia pierwotne siły, które strzegły porządku.."

- To jakaś biblia, Koran et cetera? - przerwała Mabel sennie.

- Tak jakby. Stwierdziłem, że stworzenie świata z perspektywy demonów może cię zainteresować. Akurat ta wersja jest cały czas aktualizowana, więc zawiera kilka prawdziwych informacji... Ale mogę to pominąć i przejść od razu do boskich wojen - Bill wzruszył ramionami.

- Czytaj, czytaj...

Demon lekko zmarszczył brwi, odnalazł wzrokiem tekst i kontynuował.

- "... Energia nauk i zniszczenia przyjęły nowe formy i imiona, których ludzkie stworzenie nie rozumiało. Ale byty rozumiały się między sobą, a to wystarczyło. Zwłaszcza, gdy zaczynały się kłócić.

Bo do stworzenia ludzi pozostała kupa czasu, a dinozaurom trudno było wymówić takie słowa jak logika, układ współczulny czy hipokamp.

Pierwsza pojawiła się Alfa, a zaraz po niej Omega. Siostrzane Początek i Koniec, obie równie dobre i równie wkurzające, bo ich domeną była matematyka. Po nich twórcza moc dosięgła logikę i biologię, tworząc Kwadrat Logiczny i Gen.

Po nich Siła Wyższa wzięła urlop, bo widok takiego skupiska równań i niewiadomych przekroczyła Jej kreatywne zdolności.

A kreatywność była dobra.

Przez brak obecności Siły Wyższej, która mimowolnie stworzyła swój własny chaos, pojawiły się cztery siły zła.

Koszmar, Mrok, Noc i Nienawiść.

A one nie były dobre.

Po urlopie Siła Wyższa złapała się za głowę i rozdzieliła dobro od zła, bo prawie się między sobą pozabijały.

Dała im miejsce w kosmosie i nakazała znaleźć sobie własny kąt.

Ale galaktyki były zbyt ogromne, a nikomu nie było miło lewitować w kosmicznej próżni przez miliony lat świetlnych, więc wymyślono teleportację.

A potem wszyscy skupili się na jednej planecie, bo była najbardziej atrakcyjna z wszystkich, a nazwa jej brzmiała Ziemia..."

Bill przerwał i spojrzał na Mabel. Dziewczyna oddychała równomiernie, spokojnie i głęboko, pogrążona we śnie. Uśmiechnął się do siebie i odgarnął jej za ucho kosmyk włosów opadający na twarz.

Jeszcze niedawno nie przejmowałby się takimi szczegółami. Wiedział, że z punktu widzenia Czytelników zachowywał się irracjonalnie, może nawet jak nie on, więc żeby naprawić swój zszargany wizerunek, pomyślał o trzasku kości, które połamał Jake'owi.

I nie mógł się doczekać, aż powie o tym Mabel.

Odłożył na bok książkę i zerknął na czarną okładkę. Elegancki tytuł głosił "Howard Phillips Lovecraft. Zbiór opowiadań".

Przecież nie mógł czytać jej do snu o walce Przedwiecznych i rybo-ludziach z miasteczka Iwoka.

Złożył dłonie na podołku, zgasił światło siłą woli i przymknął powieki, aby się skupić.

Już po chwili otulił go dźwięczny jazgot gonitwy myśli ciemnowłosej dziewczyny.

Tego mu brakowało.

I to wcale nie ironicznie.

UMOWAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz