28.

75 11 3
                                    

Przed posągiem kamienie układały się w krąg, a w samym ich środku usadzony był podejrzanie znany im głaz. Nic dziwnego, że wydawał się znajomy – podobny, choć ozdobiony inkantacją, widzieli już na powierzchni. Ten jednak został głębiej osadzony w ziemi, tak, że można było na nim stanąć.

Na szczęście żadne z ośmioro zgromadzonych nie miało aż tak słabego instynktu samozachowawczego, by od razu wskoczyć na złowróżbny podest. Niestety, „od razu” to słowo klucz.

- Dobrze wiem o czym wszyscy myślicie i przykro mi wyrażać na głos wasze obawy, ale dokładnie to musimy zrobić. Stańmy w jakimś konkretnym porządku na tym czymś... - mruknął niezbyt chętnie Cyferka.

- Oszalałeś?! - zirytował się Dipper, mierząc palcem w demona. - Chcesz, żebyśmy wszyscy zginęli?! Kto wie, jakie gówno z tego wyniknie?!

- Teraz o tym myślisz, brawo – sarknął Bill, krzyżując ramiona.

- A mamy jakieś inne wyjście, Dipciaku? - zapytał Dell. - Siedzimy w bagnie po uszy... Co nam zostało tak właściwie? Innej drogi wyjścia nie znajdziemy...

- Sądzę... Że to jedyny pomysł... Niekoniecznie dobry, ale może zadziałać - stwierdził ojciec Lazare, kładąc dłoń na ramieniu młodego egzorcysty. - Nie ma sensu się wściekać.

- Bro-bro... Choćby nie wiem co się działo, jesteśmy w tym razem - Mabel złapała brata za  dłoń i uśmiechnęła się do niego słabo, ale pewnie.

- Więc nie przeciągajmy tego... - westchnęła Paula. - To jak mamy się ustawić?

- Pomyślmy... - Bill przymknął oczy, przypominając sobie tekst inkantacji, i lekko się skrzywił. - Zacznijmy od szczytu kręgu. Szóstak, będziesz na początku. Sosenka obok niego. Następnie Gwiazdeczka i ja... Dalej Paula, Dell i Lenny. Co do Beauvinne nie jestem do końca pewien... Ale chyba będziesz musiał stanąć na środku tego podestu, a my będziemy musieli cię dotknąć.

- To wygląda jak średnio przyjemny rytuał - stwierdziła Polka, blednąc bardziej niż dotychczas.

- Przynajmniej nie musimy nikogo składać w ofierze - westchnął ojciec Lazare.

- Dlaczego ustawiasz nas w ten sposób? - zdziwił się Ford. Nie, żeby chciał się kłócić, po prostu odezwała się jego ciekawska natura.

Bill lekko pokręcił głową i wskazał na kamień, który – przez wtrącenie starszego egzorcysty - coraz bardziej przypominał jakiś ofiarny ołtarz.

- Wywnioskowałem. Mogę się mylić, ale to mało prawdopodobne.  "Dwie postaci ranne na sercu", "dwie na duszy", "jedna na umyśle" i "dwie na ciele". Jeśli dobrze odbieram kontekst, serce odnosi się do miłości do rodzeństwa, więc Sosenka i Szóstak pasują tu najlepiej...

- Czy to nie jest ciut naciągane? - skomentował Lenny.

- Czy to nie ty mówiłeś o tym, że nie rozumiesz starodemonickiego? Więc łaskawie mi nie przerywaj.

Lenny przewrócił swoim jednym okiem i westchnął ciężko, czym wzbudził lekkie uśmiechy wśród zebranych.

- Kontynuuj, kontynuuj. I tak jesteśmy w czarnej dupie, więc każde rozwiązanie brzmi jakby miało sens. Równie dobrze mógłbyś powiedzieć, że zamierzasz złożyć kogoś z nas w ofierze, a i tak pewnie byśmy przytaknęli - stwierdził Dell beznamiętnie.

- Nie skomentuję tego, Delto - Bill spojrzał na swego boskiego rywala spode łba.

- Pr∆widłowo - mruknął bóg matmy bez większego entuzjazmu.

- Dwóch chorych na duszy to my z Gwiazdką, innej opcji nie widzę. Jedna na umyśle - no, Paula, musisz przyznać, że Twoje przywiązanie do Strange'a nie jest... nie było zbyt zdrowe. I na koniec bogowie, którzy nie mają w tej chwili ciała. Ale jest jeszcze fragment o "jednym, kto pełni pieczę i z każdym się łączy". Beauvinne to jedyna propozycja, która wydaje mi się rozsądna.

- Jeśli mam być szczery, to całe to gadanie wydaje mi się zupełnie zbędne - westchnął Dipper. – Jak jakiś zapychacz w książce.

- I kto tu teraz łamie czwartą ścianę? - Mabel skrzyżowała ramiona i uśmiechnęła się do bliźniaka. - Wrzuć na luz bro-bro. Po prostu zaufaj Billowi.

- To chyba oksymoron - odparł młody Pines, ale ustawił się we wskazanym przez demona miejscu.

Wokół podestu utworzył się krąg z siedmiorga członków ekipy. Ojciec Lazare spokojnie wszedł na podwyższenie i spojrzał wprost na posąg z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Tylko młody Pines znał swego mentora na tyle, aby dostrzec u niego oznaki strachu.

Palce u jego dłoni drżały delikatnie, a na skroniach pojawiły się kropelki potu. Poza tym wydawał się opanowany i spokojny... Do czasu.

Zebrani wyciągnęli ręce w jego stronę. Każdy delikatnie go dotykał opuszkami palców. Podest nagle błysnął złowróżbne, bulgotanie lawy ucichło... I wtedy zrobiło się groźnie.

Ziemia zadrżała, z początku delikatnie, potem bardziej wyczuwalnie. Zachowanie pionu nie było jednak wyzwaniem, przynajmniej nie przez drgania podłoża... Od strony posągu zaczęły dobiegać skrzypienia i trzaski, brzdęki i piski, aż w końcu jedna z dolnych kończyn humanoida drgnęła i podniosła się, stawiając przed siebie niewyważony, ciężki krok. W ślady nogi poszła reszta szczupłej, groteskowej sylwetki, i dopiero gdy stwór stanął na wszystkich czterech kończynach, komicznie opierając się na ostrych pazurach, w jego oczodołach błysnęło białe światło.

Odwrócił łeb w stronę kręgu i otworzył pełną kłów paszczę, by powitać zebranych nieludzkim charkotem.

Ludzie wrzasnęli, rozdzielając się i uciekając w stronę wyjścia. Bogowie i Bill zostali na pierwszej linii frontu, szykując się na niespodziewane.

Tak, byli uwięzieni, ale w tym momencie to się nie liczyło. W instynktownym odruchu ludzie chcieli ratować życie. Zagrożenie było realne, właśnie kroczyło w ich stronę gubiąc po drodze większe i mniejsze kawałki kryształów...

Jakby się rozpadał?...

Paula, Mabel i Dipper zbili się w ciasną grupkę. Ford stał przed nimi, rozpaczliwie celując w stwora ze swojego pistoletu dezintegrującego. Krzyczał coś o zachowaniu dystansu, co w tej chwili i tak było trudne do osiągnięcia. Obok niego ojciec Lazare, trzymając jedną ręką otwartą książeczkę, a w drugiej ściskając jakiś dziwny amulet, odprawiał modły w prastarym języku.

- Tylko go rozwścieczasz! - krzyknął Lenny, usiłując wytworzyć barierę między ludźmi a istotą. Na próżno.

- Co innego nam zostało?! - okrzyknął panicznie egzorcysta.

- PATRZCIE! - Delta zwrócił uwagę zebranych na istotę.

Jej kroki stawały się coraz płynniejsze i zgrabniejsze, nieudolnie stawała na dwóch kończynach, próbowała utrzymać pion. Z każdym ruchem sypało się z niej więcej pyłu, kurzu i fragmentów kryształów. Te większe ze stukotem toczyły się po kamiennej drodze i wpadały do lawy, gdzie kończyły swój żywot z niepokojącym sykiem.

Potwór zyskiwał kształt, bardziej regularny i wygładzony. Jego sylwetka jakby się skurczyła, teraz wydawała się zbliżona wzrostem do wysokiego człowieka. Wokół jej głowy pojawiła się chmura, ciągnąca się za nią i drżąca przy każdym ruchu, jakby na podobieństwo długich, przedziwnych włosów.

Kły się skróciły, schowały do wnętrza paszczy, przysłonione cienką warstwą kryształu, imitującego usta.

Z przemianą potwora zmianie uległa też atmosfera. W powietrzu unosił się ciężki, przytłaczający strach, a determinacja i odwaga jakby nagle uleciała z grupy poszukiwaczy. Nie dlatego, że zniknęła, a raczej została przysłonięta przez przejmujące wątpliwości i obawy...

To właśnie to sprawiło, że żadne z nich nie mogło wydusić z siebie słowa, gdy potwór w pełnej krasie stanął naprzeciw nich.

Kryształowa postać odbijała od siebie refleksy lawy, patrząc na zebranych bezdusznym, oślepiająco jasnym wzrokiem. Przemówiła, nie otwierając ust. Syczący głos, niewiele slyszalniejszy od szeptu, poniósł się po komnacie.

- Przepowiednia ssssprawdzona... Zbudziliście mnie...

- WYPUŚĆ NAS STĄD! - krzyknęła Paula rozpaczliwie, wbijając paznokcie w ramiona bliźniąt, za którymi stała. Ani Mabel, ani Dipper nie zwrócili na to uwagi, choć uścisk miał zostawić na ich skórze ślady.

- Jesssstem głodna... Wyczuwam ssssamą sssssmakowitą krewww...

Stwór zaciągnął się, jakby zwęszył naprawdę przyjemną woń. Rozejrzał się niespiesznie po zebranych i wyszczerzył kły w szyderczym uśmiechu.

- Ssskosztowałam już krwi bogów, demony pochłaniałam od zarania dziejów... Ale wyczuwam sssakralną posssokę... I nie tylko...

Między grupą a potworem pojawiła się srebrna bariera, a Lambda podleciał do niej i spojrzał na monstrum buntowniczo. Cały lśnił, a jego głos drżał z kipiącej w nim wściekłości.

- Tylko spróbuj! - krzyknął.
Istota nawet nie zaszczyciła go spojrzeniem.

Podniosła dłoń, a bariera ze szklanym szczękiem rozsypała się na kawałki, które zaczęły ulatywać i znikać po zetknięciu z podłogą. Lenny od razu uniósł wzrok i cofnął się o pół metra, zaskoczony i przerażony.

- Wasze zapory nie robią na mnie wrażenia... Jessstem głodna...

Mabel i Dipper przybliżyli się do siebie nawet bardziej. Rodzeństwo wymieniło znaczące spojrzenia, zgadzając się ze sobą bez słów. Ciemnowłosy wyjął swój notes i zaczął go szybko wertować, natomiast dziewczyna zrobiła krok do przodu.

- Siła Pierwotna?! Bardziej Sromotna, jak twoja rychła porażka! - krzyknęła, skupiając na sobie uwagę nie tylko nadludzkiego stwora, ale i reszty zgromadzonych.

- OSZALAŁAŚ?! - wrzasnął Stanford, łapiąc siostrzenicę za ramię i ciągnąc do tyłu. - WRACAJ TU!

Ta nie słuchała, wyrwała się z uścisku wuja i przykładając do ust rurkę długopisu, posłała w stronę przeciwnika niewielki kryształek.

Skąd miała przy sobie długopis? Zaiwaniła Dipperowi. Ale to była sprawa drugorzędna.

Istota przekrzywiła głowę, przyglądając się ciemnowłosej. Z jej ust wydobyło się coś, co przypominało przeciągły syk. Dopiero po chwili zorientowali się, że stwór się śmieje.

- Oj tak, mnóssstwo sssmakowitej krwi. Wypuszczę wasss... Pod jednym warunkiem...

- Nie przyszliśmy tu, by się targować! - zaoponował Dell, jednak Siła Pierwotna nie zwróciła na niego uwagi.

- Jessstem Siłą Pierwotną, nikt z wasss nie da mi rady. Jessstem strachem Wyższej Siły, jej obawami i trossskami, to ja zsssyłam na nią wątpliwości i niepokój... Myślicie, że obchodzi mnie, po co tu przyszliście?... Powiem wam, co zossstawicie...

- Sister, wycofaj się!! - zawołał rozpaczliwie Dipper, machając w stronę skołowanej dziewczyny ręką. Trzymał w niej zamknięty notes. - Tu nic nie ma!! Nic!

- Powiedziałam A, powiem i B, braciszku - odparła Mabel z kamienną twarzą.

- Nie, sister, błagam!! To nie wypali!

- Nędzne sssą próby ataku, nie pokonacie mnie - wtrąciła się Siła Pierwotna. – Jesssteście ledwie pyłkiem w porównaniu do mojej potęgi... wasza wyprawa pozbawiona jessst sssenssssu... A to nasze ssspotkanie, to zwykła zapchajdziura...

- Dla twojej wiadomości, rozdział na plaży miał być zapchajdziurą od samego początku...

Bill wygładził marynarkę i nonszalancko zakręcił młynka swoją laską.

To stwierdzenie widocznie zirytowało kryształowy byt. Ściany jaskini zadrżały, ślepia stwora błysnęły czerwienią. W mgnieniu oka maszkara dopadła ciemnowłosej i położyła pazurzaste łapy na jej ramionach. Mabel wrzasnęła ze wstrętem, ale istota nie przejęła się tym, wręcz przeciwnie – jej wargi wykrzywiły się w parodii uśmiechu.

- Sssmaczna krewwww... Pachniesz zzzachęcająco...

- ZABIERAJ TE ŁAPY, SZKARADO! - młoda Pines próbowała się wyrwać, ale monstrum trzymało ją w miejscu.

- A oto, co się ssstanie... - odezwała się Siła Pierwotna. - Wytypujecie jednego z wasss, którego będę mogła pożreć... Choć nie ukrywam, że ta młoda panna jessst zzzadziwiająco aromatyczna...

Potwór zaciągnął się głęboko, niemal dotykając twarzą szyi Mabel. Ta zadrżała z odrazą, próbując się odsunąć.

- Bliźniacza krew... Buntownicza... Silna... Dziewicza... To byłoby cudowne, móc cię rozzzszarpać, Sssspadająca Gwiazzzzdo... Zzzatopić w tobie kły...

- Dobra dobra, skończmy tę całą farsę! - Cyferka zastukał laską w podłoże i stanął naprzeciwko potwora, unosząc głowę i dysząc ciężko. Jego złote oczy zaczęły błyszczeć na czerwono, choć demoniczna twarz pozostała niewzruszona, dziwnie spokojna... Sztuczna.

- Wybacz, że przerywam ci twój wywód, o Pierwotna Siło... - zaczął, lekko się kłaniając. - Nazywam się Cyferka. Bill Cyferka. Raczej o mnie nie słyszałaś. Ale jeśli planujesz się targować... To ja jestem pierwszy.

- Bill, to nie zabawa... - wtrącił Delta, podlatując do demona. - Na szali jest życie...

- Uwielbiam takie zagrywki, więc mi się nie wcinaj! – zawołał, uśmiechając się szeroko. – Istnieję dla zabawy czyimś kosztem, a jeśli mogę coś ugrać dla siebie, tym lepiej!

Mabel oddałaby wszystko, aby słowa Billa nie były prawdą. Ale były. Brzmiały okrutnie... Szpony na jej ramionach zacisnęły się boleśnie, a to było o wiele bardziej nieprzyjemne niż cięty język jasnowłosego i jego lekkie podejście do sytuacji.

Siła Pierwotna zmrużyła oczy i pochyliła się w stronę demona. Wciągnęła głośno powietrze i zawahała się na moment, a potem wydała z siebie dziwny pomruk.

- Demon... Demon koszmarów... Ssskoro twierdzisz, że dasz radę wytargować życie tej śmiertelniczki, ssspróbuj...

Bill uśmiechnął się szeroko, rozłożył ręce, a jego dłonie zapłonęły błękitnym płomieniem.

- Wysoka stawka, to właśnie kocham!

Ford musiał się powstrzymać całą siłą woli, żeby nie strzelić w łeb demonowi. Nawet Dipper się skrzywił, sam zapewne żywiąc podobne odczucia.

- Konkrety... - powiedziała istota, niecierpliwie przebierając szponami.

- A więc... Spadająca Gwiazda rzeczywiście jest smakowitym kąskiem, zwłaszcza dla kogoś tak wygłodniałego jak ty... Aaaale mógłbym zapewnić ci coś o wiele lepszego... Więc zawrzyjmy układ! Oddasz nam dziewczynę i wypuścisz nas wszystkich z tego miejsca, nie zatrzymując nas i nie wchodząc nam w drogę...

- I co mi dasz w zzzamian? - zapytała widocznie zaintrygowana Siła Pierwotna, przechylając łeb.

- Dam ci to, czego pragniesz... Coś, dzięki czemu nasycisz każdą ze swoich żądz na długi czas... Sprowadzę ci... Siłę Wyższą.

Dziewięć bytów we wnętrzu wulkanu. Ośmioosobowa grupa kontra istota tak potężna, że nawet moc bogów była dla niej ledwie dziecinną gratką. I w tej grupie demon, który właśnie oszalał, a przynajmniej takie wrażenie odnieśli obecni. Niby jak Bill miał sprowadzić Siłę Wyższą wprost w ramiona Siły Pierwotnej?! To było w ogóle wykonalne?!

Istota spojrzała na Mabel i przyjrzała jej się przymrużonymi ślepiami, jakby ważyła propozycję. Zaciągnęła się jej zapachem raz jeszcze i wstrząsnęły nią dreszcze, a gardłowy pomruk potoczył echem po komnacie.

- Ciekawa propozycccja... – uznała wreszcie. - Ale nie wiem, czy jest warta zachodu, ssskoro teraz mam w garści coś tak kuszącego...

- Oj, zaręczam ci, nawet nie musisz się zastanawiać... - powiedział Bill beznamiętnie. - Ona może i cię zadowoli, ale na jak długo? Na pewno odczujesz głód znacznie szybciej niż myślisz. Na co ci ledwie przystawka? Nie lepiej zorganizować sobie ucztę na długie wieki?...

Siła Pierwotna wyprostowała się, wypuszczając z morderczego uchwytu Mabel. Ciemnowłosa z wrażenia odczekała jeszcze chwilę i dopiero potem pognała przed siebie, jakby się za nią kurzyło. Wpadła w ramiona brata, chroniąc się za uzbrojonym w pistolet wujem.

Dwa byty stały naprzeciw siebie, mierząc się wzrokiem pełnym nieprzeniknionych emocji. Właściwie Bill lewitował, bo wolał patrzeć na innych z góry.

- A zatem... Niech będzie - zadecydowała wreszcie istota, wycofując się na swoje miejsce. - Umowa ssstoi.

- Oczywiście, że stoi! - zawołał Cyferka, uśmiechając się pod nosem. - Stoi i tańczy, wszystko gra! To my sobie idziemy!

- Pamiętaj, Billu Cyferko, demonie koszmarów... - odezwała się jeszcze istota, nim znieruchomiała, a kryształ ponownie zacAl ją zmieniać w niekształtną figurę. - Umowa... To umowa. I lepiej, byś dotrzymał sssłowa.

-+-+-

Po tym, jak Bill praktycznie wygnał wszystkich z komnaty (aby cofnąć się ku, miejmy nadzieję, otwartemu wyjściu), wśród grupy zapanowało dziwne napięcie. Dało się czuć, że każdy chce coś powiedzieć, wtrącić, wyrzucić z siebie uczucia... Ale niezbyt była na to pora.

Dopiero, gdy tunele rozświetlił jedynie boski blask, a nie poświata lawy, ośmioro odważnych poczuło się na tyle pewnie, aby głębiej odetchnąć. Jako pierwszy zaczął Dipper.

I zaczął z kopyta, bo bezceremonialnie podbiegł do Cyferki i z całej siły poczęstował go plaskaczem.

Echo uderzenia rozniosło się wśród półmroku. Bogowie aż się obejrzeli, zatrzymując tym samym grupę.

- Ty podły, parszywy oszuście... Wstrętny, obrzydliwy kłamco! Ty gnido spaczona! - zaczął ciemnowłosy głosem pełnym nienawiści. - Jak śmiałeś tak lekko potraktować życie mojej siostry?! Jak mogłeś... Nie, Mabel, nie przerywaj mi!

Bliźniaczka już łapała brata za dłoń, ale ten ją wyrwał z jej uścisku. Sam demon podniósł rękę i skinął dziewczynie głową.

- Pozwól mu kontynuować...

- Oh, teraz muszę mieć pozwolenie?! Pluję na to, pluję na ciebie!

Pierś Dippera unosiła się i opadała ciężko, jakby ten właśnie przebiegł maraton. W jego spojrzeniu widać było ogniki wściekłości, a usta zwęziły się w wąską kreskę. Z emocji jego twarz lekko poczerwieniała, czego nie dało się zauważyć przez nikłe światło bogów.

- Myślałem, że Mabel coś dla ciebie znaczy, że przejmiesz się tamtą sytuacją, okażesz trochę, odrobinę współczucia! A ty co?! Zrobiłeś sobie pokaz, targowisko! A byłem już skory uwierzyć, że być może Mabs nie jest taka tępa, jeśli chodzi o lokowanie uczuć! Jesteś bezdusznym, skończonym kretynem, Bill!

Po tym wywodzie Dipper poprawił swoją koszulkę, i nie wiedząc co zrobić z rękoma, schował je do kieszeni spodenek. Podumał jeszcze chwilę, splunął demonowi pod nogi i uniósł wyzywająco głowę.

- Sosenka chyba nie rozumie, co tam się stało... - skomentował Bill nonszalancko, poprawiając swój cylinder pstryknięciem palca.

- Więc mnie olśnij, geniuszu!

- Od czego by tu zacząć?... Może od tego, że gdybym nie zareagował, wszyscy bylibyśmy udupieni i wracali w składzie siedmioosobowym? - zapytał demon spokojnie. Przerzucał swoją laskę z jednej dłoni do drugiej i lekko kiwał głową wraz z kierunkiem, w którym leciał przedmiot. - Nie muszę zalewać się łzami jak ludzie, drzeć się jak opętany czy sikać w gacie ze strachu. Na mocy umowy z Gwiazdką, mam chronić ją i jej przyjaciół. Zrobiłem to nie tylko z egoistycznych pobudek, ale i wypełniam swoją część układu. Ale dobrze, możesz sobie żyć w swoim zamkniętym świecie z klapkami na oczach, nie zabronię ci tego...

- Skoro mowa o układzie... - zaczął Lenny z lekkim zaciekawieniem w głosie. - Jak rozwiążesz to, co obiecałeś tej tam maszkarze?

Bill wzruszył ramionami i zaczął iść w kierunku wyjścia. Reszta grupy ciekawa jego odpowiedzi (ale też nie chcąc marnować czasu) ruszyła za nim.

- Nie rozwiążę - odparł.

- ŻE CO?!

Jedynie damska część towarzystwa nie  zareagowała głębokim szokiem na to wyznanie. Paula i Mabel posłały sobie porozumiewawcze spojrzenia i zaczęły iść obok siebie, żeby przedyskutować to między sobą - faceci właśnie rozpoczęli pełną emocji kłótnię na temat nieodpowiedniego zachowania demona.

- To było lekko przerażające... - zaczęła Paula, pocierając o siebie spocone dłonie. - Przez chwilę myślałam, że Siła Pierwotna cię naprawdę pożre i Billowi się nie uda...

- Bzdura... - ciemnowłosa uśmiechnęła się pewnie i wskazała głową demona, który właśnie kulił się pod nadmiarem bezsensownych argumentów lecących z prawie wszystkich stron. – Od początku wiedział, co robi. Gdyby pokazał tej paskudzie, że mu na mnie zależy, nawet by nie rozważyła jego propozycji.

- Wyszło mu naprawdę wiarygodnie - stwierdziła Polka.

- Taaak...

Bliźniaczka Pines westchnęła. Doskonale wiedziała, że Bill świetnie się bawił, nawet - a może właśnie zwłaszcza - jej kosztem. Ryzyko było ogromne, ale on je uwielbiał. Dlatego wejście w "rolę" przyszło mu tak łatwo.

- Ale widać było że ją przegada. Całkiem nieźle wymyślił z układem...

Ciemnowłosa zachichotała. Po części dlatego, że zauważyła kilka istotnych szczegółów, które pozwoliły jej się całkowicie zgodzić z Paulą... A po części z powodu grupy znacznie przyspieszającej kroku na widok wyjścia.

Dipper - nie nauczony doświadczeniem - chciał już wybiec na zewnątrz. Jeszcze tylko parę kroków...

JEBS!

Niewidzialna bariera jak stała, tak stała. Ford zaklął siarczyście, podobnie zresztą poszkodowany. Ojciec Lazare skrzyżował ramiona i zmarszczył brwi.

- Kurde blacha... - skomentował Lenny. - Może teraz uda mi się ją zdjąć?...

- Nie liczyłbym na to - skrzywił się Bill, podchodząc do magicznej ściany. Przyłożył do niej dłoń i rozejrzał się po ścianach, jakby szukał podpowiedzi. - Widocznie nie tylko ja lubię utrudniać życie innym...

- Co teraz?! - krzyknął sfrustrowany ciemnowłosy.

- Znalazłem! - zawołał Stanford, wskazując na sufit. - Tego tu wcześniej nie było!

Istotnie, czarny napis na suficie wydawał się świeży. Ósemka spojrzała w górę, ale tylko Bill rozumiał co czyta - oczywiście, pismo było starodemonickim.

- Na co czekasz? Tłumacz! - pospieszył naukowiec, niecierpliwie przebierając palcami.

- Po co ten pośpiech? Przecież nigdzie się nie wybieram, wy zresztą też nie... - mruknął demon ze wzrokiem wbitym w górę. W końcu westchnął ciężko. - Mam dwie wiadomości, dobrą i złą...

- Czy w ogóle możemy mieć jakąś dobrą wiadomość? - jęknął Delta.

- No. Barierę da się otworzyć... Od zewnątrz.

Cisza.

Ojciec Lazare wyjął swój telefon i przygotował się do wpisania jakiegoś numeru.

- No to w czym problem? Mówcie, do kogo mam dzwonić, może przyjdą z plaży i...

- Niech zgadnę, zła wiadomość jest taka, że nie ma zasięgu? - wtrącił Lambda płaczliwie.

- Mam zasięg! - zaoponował egzorcysta. - Cztery kreski!

- No to w czym problem? - zirytował się Stanford.

- Ano w tym, że po pierwsze, musimy przywołać kogoś z innego uniwersum... Bo żadne z nas tego nie otworzy.

UMOWAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz