Dipper obudził się pierwszy, co nie było zresztą zbyt dziwne. Przyzwyczajony do wstawania o nieludzkich porach nie miał większego problemu z wydostaniem się z łóżka. Zebrał swoje rzeczy i ruszył w stronę łazienki, kiedy coś go zatrzymało.
Najpierw zerknął na swoją śpiącą siostrę - spała z lekkim uśmiechem na ustach, wtulona w pluszowego jednorożca. Ten widok nieco go uspokoił i rozczulił. Widocznie Bill okazał się być wobec niej w porządku (choć sama myśl o demonie w jej głowie powodowała u niego skręt kiszek i chęć odprawienia egzorcyzmu). Potem spojrzał na stojący na szafce przy łóżku elektroniczny zegarek.
4:42.
Za wcześnie, nawet jak na niego.
Na zewnątrz było już jasno, ale jakoś tak... Dziwnie szaro. Nie słyszał, żeby nocą padało, a takie rzeczy go wybudzały. Podszedł do okna i znieruchomiał.
Wszystko pokryte było warstwą... Czegoś. W pierwszym odruchu pomyślał o śniegu, jednak skarcił się za to w myślach. Był początek lipca, takie rzeczy to tylko w Rosji, ale nie w Oregonie!
Pognał na łeb na szyję po schodach, i wyszedł przed chatę. Tam ujrzał wuja Forda, kucającego wśród trawy z fiolkami i szczypcami. Zbierał próbki, skupiony na swoim zadaniu - nie przeszkodziło mu to jednak w zerknięciu na Dippera i parsknięciu śmiechem.
- Wiem, że kto rano wstaje, temu pan Bóg daje czy jakoś tak, ale nie wiem co dostaniesz za wyskoczenie z wyrka w gaciach w małpki.
Chłopak spojrzał na trzymane w rękach ciuchy i przewrócił oczami. Założył w biegu spodnie, żeby nie świecić małpkami przed całym światem.
- Co tu się stało? - zapytał, rozglądając się na boki.
- W nocy pojawiła się jakaś dziwna anomalia... Zarejestrowałem na urządzeniu do kontroli faz księżyca coś niepokojącego.
Naukowiec podniósł się z ziemi, zamknął fiolki i podał je Dipperowi. Ten podszedł, ostrożnie stawiając kroki.
- Chodź ze mną, wszystko Ci pokażę.
Skierowali się w stronę wejścia na sklep. Po wejściu do środka wuj podszedł do maszyny z napojami, wcisnął parę guzików i ukryte przejście stanęło otworem. Dipper podążył za nim do windy, która zatrzymała się na piętrze oznaczonym jako "-2".
Młodzieniec już nie raz był w laboratorium wuja, jednak za każdym razem dostrzegał coś nowego. Oczywiście wąskie przejście nadal wyłożone było białymi kafelkami a pod sufitem jaśniały ledy, ale prawdziwa gratka kryła się za drzwiami. Ford wpisał kolejną kombinację i drzwi się rozsunęły.
Ustawiona pod ścianą machineria buczała jak szalona, wypluwając jedna za drugą kartki ze spokojnie falującymi kreskami. Na monitorach widniały trzy strategiczne punkty obserwacji: nieboskłon (w tej chwili wolno wschodzące słońce), róża wiatrów na szczycie Tajemniczej Chaty (stojąca bez ruchu) oraz miasteczko (aby ustawić tę kamerę, Ford spędził trzy dni na szukaniu najlepszego punktu, dwa na podłączaniu monitoringu, kolejne dwa na ustawianiu odpowiedniego kąta obserwacji i trzy tygodnie na naprawę kamery, bo wpadł na nią pterodaktyl).
Pod ścianą naprzeciw monitorów i feerii maszyn, stał długi na całą szerokość pomieszczenia blat. Kilka mniejszych urządzeń było nieużywanych, pozostałe wydawały z siebie podejrzane dźwięki jak pikanie, a jedna lekko dymiła. W wąskim statywie na probówki znajdowało się już kilka fiolek o różnych kolorach, oznaczonych w odpowiedni sposób. Ford podszedł do tego właśnie stanowiska, zebrane próbki wrzucił do schowanej w szafce lodówki i chwycił jedną z przygotowanych wcześniej - w tej chwili świecącej na dziwny, różowy kolor.
- Co to jest? - zapytał Dipper zaintrygowany, zakładając swój laboratoryjny fartuch.
Wiele rzeczy się mogło stać, a on nie chciał mieć kontaktu z jakąś podejrzaną, żrącą, śliską czy ruchliwą substancją.
- Sam się zastanawiam - mruknął Ford. - To coś miało odizolować esencję tego... popiołu, pokrywającego wszystko na zewnątrz. Nie spodziewałem się takich wyników...
- A czego się spodziewałeś? - zapytał chłopak, podchodząc bliżej.
- Mówiąc wprost, myślałem że to sprawka Billa. Ale wygląda na to, że jednak nie... Weź pipetę i szkiełko, przyjrzymy się temu pod mikroskopem.
Dipper założył rękawiczki (niestety sześciopalczaste, bo innych wuj w swoim arsenale nie stosował) i zabrał się za przygotowanie próbki. Wszystko szło jak po maśle do momentu, gdy ciemnowłosy wypuścił kropelkę esencji na szkiełko.
- TO SIĘ ROZPUSZCZA! - krzyknął, wrzucając do zlewu cały sprzęt, jaki miał kontakt z substancją.
Zaalarmowany naukowiec podbiegł do chłopaka.
W niemym szoku obserwowali, jak szkło fiolki, czubek pipety i szkiełko mikroskopowe kończy swój żywot.
- Szczęście, że zlew jest tytanowy - mruknął Ford.
Dipper zmarszczył brwi.
- Czemu to zaczęło żreć dopiero teraz? Przecież musiałeś trzymać próbkę w fiolce już przez jakiś czas...
- Może to przez kontakt z powietrzem?... Albo coś innego uaktywniło tę właściwość?
- Musimy to sprawdzić, wujku. A poza tym, wspomniałeś wcześniej o jakiejś anomalii?
Naukowiec wyrwał się z zamyślenia.
- A, racja. Spójrz na to - rzekł, kierując się w stronę urządzeń, które teraz pracowały w miarę stabilnie.
Chwycił jeden z wykresów i poprawił okulary, przyglądając mu się badawczo.
- Godzina druga zero trzy. Nagły skok aktywności magicznej, magiograf oszalał.
Dipper spojrzał na papier. Prawie prosta kreska ciągnęła się do wspomnianej przez wuja godziny. O tej porze rysik wystrzelił gwałtownie w górę, prawie poza krawędź kartki, po czym równie gwałtownie opadł. Dalsza część wykresu wyglądała zupełnie normalnie.
- To nie wszystko. Spójrz na to - Ford podszedł do jednego z monitorów, tego skierowanego na słońce, po czym wystukał coś szybko na klawiaturze. Na ekranie pojawiło się nagranie, przedstawiające dwa księżyce oraz kłęby chmur, które nagle zaczęły obsypywać świat szarym popiołem.
- Co o tym sądzisz, Dipper? - zapytał naukowiec, krzyżując ramiona.
Chłopak bezwiednie przygryzał długopis przez całe nagranie. Nie wiedział już, kiedy brał do rąk przybory do pisania ani kiedy wkładał je między zęby. Niezdrowy nawyk nie odciskał się jednak wyraźnym piętnem - co najwyżej ciemnowłosy często zmieniał długopisy i musiał spierać plamy tuszu, jeśli rozgryzł wkład.
- Wydaje mi się, że możemy sprawdzić, kto konkretnie za tym stoi. Musimy poznać skład popiołu... Co dalej... - Dipper zastukał końcem długopisu o przednie dolne zęby i nagle rozszerzył oczy, wpadając na pomysł. – Niech wuj przygotuje salę eksperymentalną. Ja w międzyczasie skontaktuję się z Deltą. Powinien przy tym być, a poza tym może okazać się pomocny.
- Więc bierzmy się do pracy, Dippy!
-+-+-
Dell nie wiedział właściwie, po kiego grzyba był potrzebny. Paula gorąco go zachęcała do zaprzyjaźnienia się z Dipperem tłumacząc, że i tak cały dzień spędzi z Wendy przy samochodzie. I w ten sposób znalazł się w jednej z dziwniejszych, a zarazem ciekawszych sytuacji w życiu. Co prawda uważał, że fartuch, rękawiczki, gogle ochronne a w szczególności kask były czymś zupełnie niepotrzebnym komuś z jego mocą. Ale nie zmierzał się kłócić, skoro ten stary cep z polidaktylią non stop patrzył na niego, jakby chciał mu strzelić z kałasznikowa w plecy.
A teraz opis sytuacji właściwej: Dipper rysował na podłodze w jakimś wyłożonym białymi kafelkami pomieszczeniu coś, co Delta, korzystając ze swojej znikomej znajomości języka staroceltyckiego, rozczytał jako Krąg Rozpoznania. Gwiazda o czterech ramionach w środku kręgu symbolizowała żywioły, wokół niej gwiazda ośmioramienna wskazująca kierunki świata, to wszystko zamykała obręcz z inkantacją w jakimś pradawnym języku, który Dell rozumiał trzy po trzy. Nie dlatego, że jego boskie moce go ograniczały... Po prostu kiedy chodził do szkoły dla bogów, nie przykładał się do starych języków.
Czym Dipper to rysował? Nie wiadomo do końca, bo używał różnych specyfików ze swojego neseseru. W ruch poszła kreda, worek soli, jakaś ciemnozielona maź i miętowe kadzidełka o tak intensywnym zapachu, że producenci Hallsów mogliby używać ich jako głównego składnika.
Po wszystkim ciemnowłosy wstał z podłogi, otrzepał ręce, zamknął walizkę i uniósł do góry kciuk. Ford, obserwujący wszystko przez przeszkloną ścianę skinął głową, po czym przyniósł fiolkę z różową substancją. Wręczył ją młodzieńcowi, zamknął drzwi, a potem powrócił do bezpiecznego stanowiska obserwacyjnego.
- Notuj, Dell - zarządził chłopak.
- Po co? Patrzę na wszystko, wszystko się nagrywa, zgred już robi notatki. Ja tu jestem tylko po to, żeby cię mentalnie wesprzeć!
Dipper spojrzał na boga matmy spode łba, ale nic nie powiedział.
Odkorkował fiolkę, a płyn zaczął lekko dymić. Wylał zawartość probówki do środka okręgu, rozłożył ręce i zaczął mruczeć coś po łacinie. Dell nie miałby wielkiego problemu z rozszyfrowaniem słów gdyby nie to, że chłopak mówił od tyłu.
Krąg zaczął świecić, najpierw na czerwono, potem zmienił kolor na jadowitą zieleń, a ostatecznie zatrzymał się na bieli. Kiedy zdawało się już, że światło oślepi mężczyzn, jasność zniknęła, zastąpiona przez obłok dymu. Dipper cofnął się na krok nie przerywając inkantacji, kiedy w pomieszczeniu rozległy się przerażające odgłosy, szepty, krzyki, jakby ktoś otworzył bramy piekieł. Wśród dymu pojawił się zarys czegoś, co Dipper tak usilnie próbował znaleźć.
Chmura wyłoniła obraz demona. Istota miała kwadratowy kształt z nieco ściętymi krawędziami, na górnej krawędzi coś przypominającego melonik, i krawat poniżej środka figury. Wielkie oko tkwiło pośrodku geometrycznego ciała, mrugając co jakiś czas. Chude kończyny zwisały wzdłuż postaci, jakby nie wiedziały, co ze sobą zrobić.
Dipper przyglądał się uważnie istocie, aż w końcu spojrzał na niewzruszonego niczym Deltę.
- Demon jakich wiele – zawyrokował bóg matematyki, jakby opowiadał o pogodzie. - Lata toto po wymiarach i próbuje ugrać coś dla siebie. Dlatego tak bardzo ich nie znoszę...
- Kolejny demon, chciałeś powiedzieć - mruknął Dipper niepocieszony. - Myślałem, że Bill nam wystarczy, ale jednak...
- Oooo, no to będzie grubo - mruknął blondyn, zdejmując ochronne gogle. Dym powoli się rozrzedzał, pomieszczenie wypełnił nikły zapach spalonych zapałek.
- Co masz na myśli, boże matematyki? - usłyszeli głos Forda przez interkom. Stary mężczyzna wyglądał na bledszego i bardziej zmartwionego niż piętnaście minut temu, co jednak nie zdziwiło zbytnio Dippera.
Della najwidoczniej tak.
- Prykuś, weź jakiś nervosol, zapal sobie jointa i zluzuj porcięta, bo zamartwianie się nic ci nie da! I sądzę, że lepiej byłoby zostawić to między demonami, skoro już wiemy, z czym mamy do czynienia.
- Dlaczego? - zirytował się Dipper. - Przecież musimy pozbyć się problemu!
Trójoki zaśmiał się cierpko, wkładając ręce w kieszenie fartucha.
- Dzieciaku... Ten wasz Bill widocznie ma rywala. Jeśli zaczęli ze sobą konkurować, biada wszystkim, którzy wejdą im w drogę.
- Jak oni mogą ze sobą konkurować, skoro Bill jest w mózgu Mabel?! - zapytał przerażony Ford.
- To, że on siedzi sobie bezpiecznie w umyśle dziewczyny, działa na jego korzyść. Minie trochę czasu, nim ten drugi go namierzy... Ale to nie znaczy, że Bill nie może załatwiać swoich spraw. Ma nieograniczone możliwości, nadal może nawiedzać sny innych, zawierać układy czy pojawiać się i znikać, gdy tylko sobie tego zażyczy. W dużym skrócie, i tak żeby wasze uparte mózgi to pojęły: Bill jest niezależny, Mabel też. Gdyby była opętana, już dawno mielibyście tutaj nalot ze strony tego drugiego demona.
Mężczyźni nie wiedzieli, jak skomentować te rewelacje. Ponadto pojawiało się zasadnicze pytanie: co mogli z tym wszystkim zrobić? Przecież nie mogli czekać z założonymi rękami, aż w końcu demony rozwiążą swoje sprawy!
- Namierzymy go! - postanowił Stanford, uderzając pięścią w otwartą dłoń.
Dipper dostrzegł wyraz determinacji na jego twarzy i skinął głową, po czym spojrzał na Deltę. Ten beztrosko grzebał sobie w uchu.
- Co o tym sądzisz, Dell?
Blondyn przeciągnął się, po czym zaczął iść w kierunku wyjścia z pomieszczenia. Odezwał się dopiero jakoś w połowie drogi.
- Pod warunkiem, że nie będziecie chcieli się z nim skonfrontować, byłoby całkiem miło... Ale jeśli do tej konfrontacji dojdzie, uwierzcie mi. Nie wyjdziecie z niej żywi. Nawet moc matematyki was nie wskrzesi.
- Dokąd idziesz? - zainteresował się Dipper, nieśmiało podążając za bogiem.
- No jak to dokąd? Trzeba pogadać z Billem, zanim stanie się coś, czego wszyscy będziemy żałować. Zbierzcie wszystkich na naradę.
- Jak to, wszystkich? - zapytał Ford, coraz bardziej ogłupiały.
- Wszystkich, którzy wiedzą - powiedział Dell beznamiętnie. - Ta cycata blondi, jej wylizany wielki przydupas, Wendy, Paula... A, no i Stanley. Kogoś pominąłem? - zapytał z uśmiechem.
Ciemnowłosy lekko zmarszczył brwi.
- Ale po co to wszystko?
- Trzeba ustalić jakiś plan działania. A skoro o Billu wie tyle osób... Mogą się na coś przydać. Ja sam ogarnę kogoś do pomocy, nie bój żaby.
- To szaleństwo! - stwierdził Ford, łapiąc się za głowę. - Mamy dopiero wygląd tego demona, zanim go namierzymy może minąć mnóstwo czasu!
- I o to właśnie chodzi, Prykuś - stwierdził bóg matematyki, zatrzymując się przy wyjściu. Po chwili drzwi się otworzyły, a on obejrzał się na nich z uśmiechem. - W kupie siła, w kupie moc, kupy nic nie ruszy. Może uda nam się nawet zaskoczyć tego różowego dziada. No, to do zobaczenia o dwudziestej! Zamówcie jakąś pizzę czy coś!
Z tymi słowami opuścił laboratorium i dwóch wyjątkowo skołowanych naukowców. A właściwie naukowca i egzorcystę.
-+-+-
Bill lubił robić swoją robotę porządnie, po drodze sprawiając przykrość, ból, cierpienie i poczucie niepokoju tak wielu osobom, jak tylko był w stanie. Zanim jednak zajął się zadaniem, jakie zleciła mu Mabel, uznał, że spokojnie może dopełnić najpierw jej części umowy.
Nie miał wielkich wyrzutów sumienia, kiedy opuścił swój pokój (właściwie to dobrym pytaniem byłoby, czy w ogóle coś takiego jak "sumienie" posiadał). Dolewitował do końca lawendowego hallu i trafił na środek wielkiego pomieszczenia, od którego odchodziły kolejne korytarze. On jednak gnany intuicją skierował się schodami w górę, gdzie - jak podejrzewał - mogły znajdować się wspomnienia.
Uwielbiał takie umysły! Wszystko było uporządkowane, posegregowane... Być może szybciej znajdzie to, co go tak bardzo nurtowało. Podziwiając prosty, elegancki wystrój dotarł na szczyt piętra, gdzie spotkał się z rozwidleniem.
Zerknął najpierw w lewo. Nie widział końca korytarza, czuł za to unoszący się tam zapach lasu, słońca i waty cukrowej. Pierwsze kilka par drzwi jakie dostrzegł, nosiło ślady używania. Niektóre były odrapane, inne lekko popękane... Musi być kategoria Gravity Falls! To jednak go nie interesowało, nie na ten moment.
Siłą dedukcji skierował się w prawo.
Tutaj sytuacja przedstawiała się zdecydowanie inaczej. W powietrzu wyczuł coś jakby mrocznego, przygnębiającego. Czuł ten zapach tylko parę razy - mieszanka strachu, smutku i rozpaczy. Drzwi wyglądały na zupełnie nieużywane, jakby po ich pojawieniu się Mabel nie wracała do wspomnień. Otworzył pierwsze lepsze, wyglądające na bardziej zużyte niż reszta. Zerknął do środka.
Ciemnowłosa bardziej przypominała mi tutaj dziewczynkę, jaką zapamiętał z przeszłości. Siedziała na łóżku z kołdrą w jednorożce i spisywała coś z dość grubej książki. Dipper siedział przy biurku obok niej i co jakiś czas rzucał jej dezaprobujące spojrzenia.
Ciemnowłosa skończyła swoje zadanie, zwinęła niewielką karteczkę i otworzyła piórnik, próbując ukryć zapiski. Jej brat westchnął i odwrócił się w jej stronę.
- Nie możesz ciągle robić ściąg, sister. Musisz też sama czegoś się nauczyć.
- Fizyka mi się nie przyda, bro-bro. Sam wiesz, że to twój konik. Wolę inne rzeczy...
- Taaa, podrywanie kolegów na przerwie. Bardzo edukujące.
Mabel ściągnęła usta w wąską kreskę - Bill nigdy nie widział u niej tego wyrazu twarzy i uznał go za przezabawny.
- Ja tylko próbuję się zaprzyjaźnić! Jakbyś nie zauważył, nie mam zbyt wielu koleżanek od serca - zauważyła Mabel cierpko, chowając ściągę na właściwym miejscu. - Daj już spokój, Dip.
Demon zamknął drzwi. Pozornie nie dowiedział się tego, co najbardziej go interesowało... Zaskoczył go jednak fakt, że Mabel była samotna. Wydawała się być niezwykle towarzyską osobą. Z drugiej strony może mówiła tylko o swoich miłosnych podbojach?...
No i ściągała! Była w stanie oszukiwać! To z kolei wzbudziło w Cyferce nutkę sympatii. Nie musiał rozumieć jej motywów, żeby dostrzec mroczniejszą stronę, skłonną do niewielkich kłamstw.
Lewitował dalej, aż trafił na drzwi z odrapaną farbą. Zainteresowały go na tyle, że postanowił zerknąć do środka.
Ponownie Mabel siedziała na swoim łóżku, wyglądała jednak na starszą. Miała na sobie odświętną sukienkę, a jej twarz była poważna. Nerwowo zaciskała wargi, przyglądając się, jak Dipper pakuje walizkę.
- Naprawdę musisz jechać?... - zapytała z żalem w głosie.
- To dla mnie jedyna szansa, sis - powiedział chłopak, nawet na nią nie patrząc. - Nie mogę ciągle siedzieć w jednym miejscu. Wiesz, że tylko w ten sposób będę w stanie ci pomóc...
- Nie możesz mi pomóc z czymś, co nie stanowi zagrożenia! - powiedziała rozpaczliwie. - Bill na ten moment jest uśpiony w kamieniu, sam rozmawiałeś o tym z wujem Fordem tydzień temu... Ludzie są o wiele gorsi...
Jej głos nagle przycichł. Dipper wreszcie się odwrócił i zaczął przyglądać jej się badawczo.
- Co się stało, sister?
- Nic takiego... - Mabel uśmiechnęła się przepraszająco. - To przez te jazdy. Instruktor jest dość... Specyficzny.
- Nie przejmuj się tym - chłopak wzruszył ramionami. - Jesteś najzdolniejszą osobą jaką znam. Z każdej sytuacji wyjdziesz obronną ręką. W końcu dziwnym trafem wszystko zawsze idzie po twojej myśli!
Mabel uśmiechnęła się szeroko i pokiwała głową.
- Masz rację, Dipping Sauce! Tylko... Pisz i dzwoń często. Ten Watykan jest kawał drogi stąd...
Bingo. Cyferka czuł, że lada moment znajdzie to, po co ruszył się z pokoju. Musiał mieć dobry pogląd na sprawę, żeby odpowiednio nastraszyć gościa, o którym wspomniała ciemnowłosa...
Zauważył też jeszcze jedną rzecz. Mabel już wtedy próbowała namówić brata, żeby odpuścił zemstę... To było całkiem miłe. Niezrozumiałe dla demona, ale miłe.
Póki co wywnioskował, że miała jakieś problemy z instruktorem. Problemy, którymi nie chciała martwić brata. Co mogło być na tyle warte zatajenia, żeby chciała to ukryć przed bliźniakiem? Ta kwestia jednocześnie go intrygowała i wprawiała w lekki dyskomfort...
Nie przejmując się, podążył wgłąb korytarza.
Drzwi do wspomnień wreszcie zaczęły się zmieniać. Z nienagannie białej farby zostawały jedynie żółtawe warstwy czegoś, co kiedyś wyglądało ładnie. Klamki w kilku miejscach były praktycznie pionowe, zużyte od ciągłego otwierania. Niektóre, tak jak te najbliżej niego, nie domykały się do końca. I to tam postanowił teraz spojrzeć.
Znajdował się na otwartym terenie, w parku. W tle majaczył zarys przystanku autobusowego, a przechodzący rzadko ludzie nie zwracali uwagi na Mabel, siedzącą w tej chwili na ławce.Rozmawiała przez telefon, nerwowo paląc jakiegoś cienkiego papierosa. Bill zagniłby ją za ten brzydki, niszczący płuca nawyk, gdyby nie pewien mały szczegół.
Dziewczyna miała zwieszoną głowę, a na jej kolanach spoczywał jakiś papier. Na nim widniały niewielkie, mokre plamy. Musiała płakać.
Zaciekawiony podleciał bliżej, czując się dziwnie zaniepokojony. Nie raz i nie dwa był świadkiem ludzkich łez, ba! Był zdania, że dopóki kogoś do nich nie doprowadzi, nie sprawdza się jako prawowity demon. Ale widzieć tą wiecznie uśmiechniętą dziewczynę w takim stanie... To była dla niego nowość. Dwa dni temu przeszło mi przez myśl, jak wyglądałaby ciemnowłosa, gdyby była pogrążona w prawdziwej rozpaczy. I teraz stwierdził, że nie był to widok, jaki by go satysfakcjonował.
- Kurna Dipper, odbierz, błagam cię... - szepnęła z nienacka, na co Bill zaczął uważnie nasłuchiwać. Wreszcie połączenie zostało nawiązane, a Mabs podniosła zapłakaną twarz.
- Wreszcie! Dipper... Muszę ci coś powiedzieć, nie uwierzysz... Nie, to nie jest nic dobrego...
Przez moment dziewczyna ściągnęła wargi, tak jak wtedy, gdy pisała ściągę. Wsłuchiwała się w głos po drugiej stronie, a po jej policzkach pociekły kolejne łzy.
- Nie, nie płaczę ze szczęścia... Było fatalnie! Ten egzamin to jedna wielka porażka, mam właśnie przed sobą papier. Instruktor nie dopuszcza mnie do egzaminu przez dwa lata...
Kolejna pauza. Demon skrzyżował ramiona. Gdyby miał dwie brwi, właśnie by je lekko zmarszczył. O ile dobrze pamiętał, wiedział o nieco innej historii związanej z prawem jazdy...
- Dobra, już ci mówię. Ale błagam, nie rób niczego głupiego!... Pojechałam na ten nieoficjalny egzamin, szło mi jak z płatka. W końcu gość się zatrzymał i twierdzi, że zrobiłam masę błędów, choć wcale tak nie było! No i mówi, że mnie nie dopuści do egzaminu. Wypisał papier, dał mi, a potem widział, że jestem w szoku... Zaczęłam się z nim wykłócać. I.... Stwierdził, że może mi wypisać nowe pismo, że mogę zdawać, pod jednym warunkiem... Najpierw zapytał o kopertę. Oczywiście, że się oburzyłam, nie jestem tak głupia, Dipper! Powiedziałam mu, że może mnie cmoknąć w tyłek. A on...
Dziewczyna przerwała. Zaciągnęła się papierosem, spojrzała na niego z obrzydzeniem i wyrzuciła na ziemię, zgniatając na wpół wypaloną fajkę butem. Wzięła głęboki oddech i odezwała się spokojnie.
- Tylko się nie denerwuj, bro-bro. On odebrał ten komentarz zbyt dosłownie.
Bill musiał się lekko cofnąć, bo nawet z tej odległości usłyszał krzyki po drugiej stronie słuchawki. Mabel lekko się zaśmiała i pokręciła głową.
- Nic mi nie zrobił, zanim zdążył cokolwiek zdziałać, rąbnęłam mu z łokcia w brzuch i złamałam pięścią nos. Ale sam fakt, Dipper... Ile dziewczyn on wykorzystał przede mną? Nie mogę tego nigdzie zgłosić, uznają, że mszczę się za niedopuszczenie do egzaminu... Co mogę zrobić?
Na tym Bill postanowił zakończyć swoje poszukiwania. Wiedział więcej niż potrzebował. Był demonem, który miał z ludźmi do czynienia praktycznie od początków ich istnienia - znał podstawy ludzkich zachowań.
Istniała pewna granica, którą niektórzy uważali za świętość. Miał wrażenie, że Mabel została jakoś... skalana przez nachalność tego typa, nawet jeśli twierdziła, że się obroniła.
W normalnych okolicznościach takie rewelacje nie zrobiłyby na nim wrażenia. Ot, kolejne nieszczęście dla kolejnego człowieka. Ale chodziło o Mabel, a wobec poznanych informacji odczuł do niej sympatię i pewien szacunek, jakiego do tej pory nie wzbudziła w nim żadna ludzka istota.
No i tak ładnie poprosiła o zemstę w jej imieniu... Postara się ze wszystkich sił, żeby ten gościu zwariował ze strachu.
CZYTASZ
UMOWA
FanfictionMinęło siedem lat od pamiętnych wakacji rodzeństwa Pines... Siedem lat, podczas których wydarzyło się... wiele. Dipper jest gotów, by raz na zawsze pozbyć się kamiennej statuy i unicestwić Billa Cyferkę. Mabel ma przeczucie, że bez wspomnianego demo...