18.

104 11 5
                                    

To nie był koniec, nie nie. Tadeusz Strange miał niejednego asa w rękawie...

I już dawno wcieliłby swoje zamiary w życie, gdyby nie ta przeklęta siła, która nie pozwoliła mu nawet opuścić domu! Musiał coś wymyślić...

Nalał sobie whisky do szklanki, usiadł w fotelu, założył nogę na nogę i zapatrzył się w fioletowo-różowy ogień.

Prawie dobę temu wpadł do niego Kształtomistrz. Aktualnie stwór siedział w jego salonie, bo mógł mu się jeszcze przydać... Nie powiedział mu o swojej „dolegliwości”, jaką stała się ta nałożona na niego klątwa - bo innej możliwości, która nie pozwalałaby mu przekroczyć progu domu, do siebie nie dopuszczał.

Wysłał go wcześniej na zwiady, Kształtomistrz znalazł jakieś dziwne ślady dookoła domu. To było dziwne, bo nie czuł żadnej magicznej mocy, a to by go od razu zaalarmowało... Ale coś musiało się stać.

Tad westchnął głęboko i zmarszczył brwi.

Skoro tak... Będzie musiał kombinować dalej, żeby zdziałać coś w kierunku Pauli. Teraz oczywiście jego szanse na przekonanie jej do siebie znacząco się zmniejszyły... Ale przecież nie miał zakazu korzystania ze środków siłowych! Był demonem nocy, na bogów!

Może i nie mógł poruszać się fizycznie... A przynajmniej nie w tym wymiarze.

To było to.

Musiał wrócić do swojej poprzedniej postaci.

Strange uśmiechnął się powoli, złowrogo. Rozejrzał się po ciemnym pokoju i zachichotał nieco mrocznie do siebie. Pamiętał tę naiwną dziewczynę, która poświęciła dla niego życie przekonana, że jako człowiek będzie ją kochał nad życie... Ale nawet jej nie lubił. Chciał zdobyć jej zaufanie. Miał szczęście, że w tamtej chwili miał swoich wiernych wyznawców, którzy przeprowadzili rytuał...

Teraz sytuacja była trudniejsza. Ale czuł, że musi coś zrobić, żeby mieć nad Billem przewagę... A co to za problem, żeby potem znaleźć kolejną naiwniaczkę, która odda mu ciut za dużo swojej krwi?

Na jego szczęście, a nieszczęście mieszkańców Gravity Falls, potrzebował do odwrócenia rytuału jedynie jakiegoś magicznego stworzenia, które nawet nie musiało się zgodzić... Zdobycie życiowej energii przesiąkniętej magią nie było przecież trudne, skoro miało się Kształtomistrza w salonie, prawda?

Szybko dopił alkohol i wyszedł ze swojej sypialni, otwierając drzwi tak gwałtownie, że trzasnęły o ścianę. Zacisnął dłonie w pięści i zbiegł po schodach na parter, a potem wszedł do salonu.

Kształtomistrz, w swoim oryginalnym kształcie, siedział na kanapie i przeglądał zdjęcia w jakiejś kolorowej gazecie, zapewne szukając ciekawych form do przyjęcia. Nie wiedział jeszcze, że już nigdy nie będzie mu dane tego zrobić.

Strange podszedł do stworzenia od tyłu i położył dłonie na jego łbie. Z zaskoczenia istota nawet nie walczyła, choć obróciła głowę w stronę demona. Zanim jednak zdążył choćby zadać pytanie osunął się na poduszki omdlały, jakby mniej wyraźny i widocznie słabszy.

- Twoja rola tu się kończy, przyjacielu - mruknął Tadeusz, gdy zmiennokształtny próbował poruszyć palcami.

Wokół dłoni demona zbierała się coraz jaśniejsza mgiełka, aż w końcu zaczęła lśnić wręcz oślepiająco. Strange uśmiechnął się widząc gromadzącą się w jego dłoniach moc.

Oderwał ręce od łba Kształtomistrza i przeszedł obok jego martwego ciała bez większego trudu. Stanął na środku pokoju, napawając się nadchodzącym momentem. Rozłożył szeroko ramiona, podniósł wysoko głowę i wyraźnie, powoli, powiedział jedno słowo, jakby cieszył się jego brzmieniem.

- Samozapłon.

Spodziewał się, że nie będzie to przyjemne doświadczenie - ale nie wiedział, że będzie to tak okropny ból! Płomienie najpierw pojawiły się na jego dłoniach, a potem pięły się wzdłuż ramion.

Tadeusz zaczął krzyczeć, w naturalnym ludzkim odruchu próbując ugasić płomienie i przeklinać się za tę decyzję, ale nie było już odwrotu. Z demoniczną magią nie miał szans... Ogień nieubłaganie go pochłaniał, uśmiercając to „słabe” ciało, wijąc się piekielnymi językami, trawiąc miękką tkankę i zostawiając po sobie czerniejący węgiel i smród palonego ciała.

Upadł na kolana i zaczął walić głową w podłogę, szalejąc z cierpienia. Jego wrzaski mieszały się z obłąkańczym śmiechem, który coraz bardziej brzmiał jak zwielokrotniona, wyższa wersja jego dawnego głosu.

Powoli tracił wizję, nie mógł już się ruszać. Płomienie objęły jego tors, głowę i nogi. Krztusił się dymem, ale nie stracił świadomości...

I kiedy już zdawało mu się, że po prostu umrze, ból zelżał. Nie leżał już na podłodze, ale lewitował. Kłęby dymu ogarniały jego dawną, demoniczną formę.

Zamrugał swoim jedynym okiem, na próbę rozprostował kończyny, opadł na ziemię i podszedł do lustra, przypominając sobie, że coś tak ludzkiego jak chodzenie już go nie dotyczy.

Z przyzwyczajenia chciał poprawić marynarkę, ale przecież już jej na sobie nie miał... Patrzył na kwadratowe, jaśniejące ciało koloru magenty. Już nie musiał nosić ubrań, nie musiał wtapiać się w tłum...

Na próbę wyciągnął przed siebie rękę. Dłoń zajaśniała nieokiełznanym płomieniem, zbyt silnym jak na jego rozkaz. Widocznie przestał kontrolować przepływ mocy...

Westchnął, ale nie zamierzał się poddawać. Chciał sprawdzić coś jeszcze...

Zgasił światło przed domem, korzystając z włącznika w korytarzu. A potem otworzył drzwi i sukcesywnie wylewitował, wtapiając się w ciemność.

Nie mógł uwierzyć. Klątwa ogarniała tylko jeden wymiar... Więc mógł korzystać z nocy, by osiągnąć swój cel!!
Teraz pojawiał się tylko jeden, malutki problem.

Musiał dowiedzieć się, gdzie dokładnie przebywa Paula...

I już by wcielił swój plan w życie, już zamierzał wyruszyć na poszukiwania, gdy odczuł jakąś dziwną zmianę w otoczeniu.

Zatrzymał się, cofnął na próg, nie zamknął jednak drzwi. I właśnie dzięki temu stał się świadkiem zapierającego dech w piersiach, a jednocześnie niepokojącego zjawiska.

Nocne niebo było bezchmurne i niesamowicie czarne, przez co gwiazdy odcinały się na jego tle nieskończonym pięknem.

I te gwiazdy zaczęły się poruszać, nie zostawiając za sobą ogonów jak meteoryty. Po prostu sunęły ku dołowi, jakby chciały spaść.

Strange obserwował to z prawdziwym przerażeniem. Jaka siła była w stanie wpłynąć na kosmiczną energię? Przecież to na pewno nie przed jego zamianę!

Nagle gwiazdy znieruchomiały. Zaczęły się cofać, wracać na swoje miejsca... Po pięciu minutach obserwacji wszystko było w najwłaściwszym porządku.

No, prawie wszystko.

Tadeusz chciał otworzyć usta, ale nie mógł, bo ich nie miał. Za to mógł upaść na kolana.

Przestał wyczuwać zło, jakim emanował Cyferka, a które wyczuwał, odkąd tylko uwolnił się z kamienia. A to oznaczało jedną z trzech opcji...

Bill został pokonany. W to wątpił, bo Cyferka nie był głupi. Chyba że ten porywczy dzieciak Pinesów zrobił coś w przypływie emocji.

Mógł też zmienić formę... Ale tę opcję też odrzucił. Kto niby po tak krótkim czasie zechciałby dobrowolnie oddać demonowi krew? Sam pamiętał, jak bajerował swoją ofiarę przez bite pół roku, nim się zgodziła...

No i była opcja trzecia. Bill zmienił wymiar, a taka możliwość była mu bardzo na rękę... Będzie mógł w spokoju poszukać Pauli, przejąć nad nią kontrolę, a potem z jej pomocą odzyska swoją pozycję w Gravity Falls.

Nie mówiąc już o tym, że zaszantażuje tego jej znajomego boga... Na pierwszy rzut oka widać było, że jest dla niego ważna! Odzyska panowanie nad sytuacją. Znowu będzie ważny i wśród magicznych stworzeń, i wśród ludzi.

W międzyczasie odpocznie sobie od tych drugich, chyba rzeczywiście przebywanie wśród nich totalnie zryło mu banię. Ale wszystko było przed nim!

Zachichotał sam do siebie i pstryknął palcami. W najdalszym kącie salonu pojawił się portal.

Pora odwiedzić starych znajomych, którzy wisieli mu przysługę.

-+-+-

Słońce zaczęło wschodzić, ogarniając porannym pięknem miasteczko, lasy i wszystko, na co padały pomarańczowe promienie. Nic nie wskazywało na to, że w nocy rozegrały się chyba najbardziej kluczowe wydarzenia, mające zasadzić o dalszych losach mieszkańców.

Ptaszki ćwierkały, budząc się na kolejny pełen wolności dzień. Motyle rozpoczęły swój kolorowy, powietrzny taniec. Świat skąpany był w pokoju i harmonii, jakiego nie doświadczył nocą.

Więc dlaczego wchodząc do pokoju Mabel, Dipper czuł tak wielkie wyrzuty sumienia? Patrzył na śpiącą w swoim łóżku siostrę i zaciskał pięści, pogrążony we własnym małym smutku. Jej rany zasklepiły się, chociaż bandaże nadal wskazywały miejsce, gdzie się nacięła. Przyszedł głównie po to, by je zdjąć, ale potrzebował też chwili na przemyślenia.

Opatrunek zdejmował nieco bezwiednie, z delikatnością i starannością. Obawiał się.

Czy Mabel się obudzi? O dziwo nie straciła tyle krwi, ile z początku przypuszczał... Jej utrata przytomności bardziej wiązała się z nagłymi emocjami, niż ofiarą. A to go zaskoczyło... Bo wynikało z tego, że Bill - mimo wszystko - nie kłamał, mówiąc, że przynajmniej ją toleruje. A nawet więcej, bo chłopak był święcie przekonany, że demon mógł polubić ciemnowłosą.

Tak jak myślał, na ręce bliźniaczki nie było rzucającej się w oczy rany. Pozostała jedynie cieniutka, blada blizna, widoczna pod światło.

Obrzucił siostrę spojrzeniem pełnym troski.

- Kiedy się obudzisz, nic nie będzie takie jak dawniej... - szepnął do śpiącej. - Ale dołożę wszelkich starań, żeby między nami było w porządku. Nie zostawię cię, sis.

Po tych słowach wyszedł z pokoju, przymykając za sobą drzwi. Gdy się odwrócił w kierunku schodów, wpadł na Billa.

- Zwariowałeś! - warknął cicho w stronę demona, zaciskając palce na bandażach. - Czego tu szukasz?

- Niczego takiego. Chciałem tylko upewnić się, że nic nie zakłóca snu Gwiazdeczki - odpowiedział półgłosem, opierając się na swojej lasce.

Chłopak zmierzył Cyferkę niezbyt przychylnie, ale odsunął się z drogi. Mimo wszystko demon miał prawo zobaczyć Mabel, nawet, jeśli ta nie była przytomna.

- Spróbuj jej zrobić coś nieodpowiedniego, a cię wyegzorcyzmuję... - zagroził.

- Tak tak, słyszałem to od ciebie już nie raz i nie dwa - Bill machnął ręką nawet nie patrząc na Dippera i wszedł do pokoju śpiącej dziewczyny.

Pewnie spodziewacie się jakiegoś nagłego przypływu uczuć, romansideł i innych tego typu rzeczy okraszonych cukrem pudrem i brokatem?

Faktem jest, że Bill poczuł coś dziwnego. Tylko, że zamiast rzucić się na kolana i rozpaczać, stanął jak wryty. Był... zaskoczony. 

Mabel wyglądała spokojnie, bez cienia zmartwienia na bladej twarzy. Oddychała równomiernie, nieświadoma jego obecności, pogrążona we własnym świecie fantazji. Przez chwilę chciał choćby zerknąć o czym śni, jednak powstrzymał swoją ciekawość. Zamiast tego ruszył w jej kierunku, powoli i z pewną dozą zdystansowania.

Nawet jeśli nie chciał się do niej przywiązywać, było na to za późno. Ale czy na pewno nie chciał?

- Jeśli postanowisz przede mną uciec zapadając w śpiączkę, osobiście będę cię nawiedzać w każdej wolnej chwili - powiedział obojętnie i lekko sarkastycznie, pewien, że dziewczyna go nie słyszy.

Rozejrzał się, wyczarował sobie przy jej łóżku fotel taki sam, jak wcześniej w labo Forda, i usiadł na nim z cichym westchnieniem. Założył nogę na nogę, a potem przyjrzał jej nieruchomej twarzy, próbując zebrać myśli.

Zerknął na wazon, w którym stały jakieś roślinki. Wyglądały na lekko martwe. Ten element nie pasował mu do obrazu całości, więc tylko mrugnął, a w ich miejsce pojawiło się kilka białych lilii.

Dlaczego nagle usłyszałem te dziwne dziewczęce piski i gromki jęk chłopaków, jakby przeszedł ich cringe?”, pomyślał Bill, odbierając jakieś niecodzienne fale mózgowe. Skrzywił się lekko, gdy nagle doszedł go chór głosów: śmiech, jakieś myśli o złamaniu czwartej ściany i kilka głośnych wrzasków w stylu „POCAŁUJ MABEL, BAKA!!!”, co było tym bardziej niedorzeczne, bo nie był księciem z bajki o Śpiącej Królewnie.

Lekko podirytowany potrząsnął głową, jakby chciał zerwać niechciane połączenie. I widocznie mu się udało, bo po chwili nie słyszał nic, poza oddechem dziewczyny. Obrzucił ją raczej obojętnym spojrzeniem, choć kąciki jego ust mimowolnie zawędrowały ku górze, dodając mu nieco ironicznego uśmiechu.

- Wiem, że się obudzisz. Musisz, bo twoje miejsce jest przy mnie, Gwiazdko. Wspólne knucie nie jest takie zabawne w pojedynkę.

Zdawał sobie sprawę z tego, że mówienie do kogoś kto śpi jest dość durne. No, niektórzy uważaliby to też za romantyczne - tylko Bill i romantyzm łączyły się tak, jak lody i keczup.

Poza tym miał takie dziwne wrażenie, że Dipper nadal mógł stać pod drzwiami, gotów w każdej chwili wpaść do pokoju z wycelowaną w niego spluwą dezintegrującą.

I właściwie nie było to dalekie od prawdy, bo dokładnie to w tej chwili robił ciemnowłosy.

Demon nie przejmował się tym za bardzo. Odkąd tylko się pojawił w ludzkiej formie, odwiedzał potencjalnych sprzymierzeńców i próbował się z nimi dogadać. Stwierdzenie „gładko poszło” było w tym przypadku niedomówieniem roku. Zwykle wystarczyła sama jego obecność... Choć nie miał pewności, ile stworzeń ostatecznie stanie po jego stronie - a to mogło być problematyczne. Strange na pewno miał parę asów w rękawie.

Zanim Bill wrócił do Chaty, wypuścił na zwiady swoje psy i zahaczył Lambdę, by ten ich dopilnował.

Na ten moment nie musiał się niczym przejmować... Może mógłby tylko na chwilę zerknąć w sen Mabel... Zobaczyć, o czym dziewczyna śni...

Przymknął oczy i próbował wedrzeć się do jej umysłu, jednak nie mógł tego zrobić. Lekko się skrzywił z zaskoczeniem... Przecież zawsze mu się to udawało... Czy to przez to marne ludzkie ciało? Może to jedno z ograniczeń? A może...

Usłyszał, jak Mabel lekko się poruszyła w pościeli. Miał ochotę wybuchnąć śmiechem, po części z ulgi, a po części z własnej głupoty.

Zapomniał o najprostszej możliwości.

Otworzył oczy, uśmiechnął się szeroko i już chciał przywitać dziewczynę jakimś sarkastycznym tekstem, gdy ta nagle podniosła się do siadu, patrząc przed siebie szeroko otwartymi oczami.

- Nie przerywajcie rytuału!! - krzyknęła.

Bill podniósł się z fotela zaalarmowany paniką w jej głosie i położył odzianą w czarną rękawiczkę dłoń na jej ramieniu. Ciemnowłosa zamrugała szybko, jęknęła i złapała się za głowę jedną ręką.

Docierały do niej trzy podstawowe informacje.

Po pierwsze, było jasno. I to naturalnie jasno, co oznaczało, że noc dobiegła końca.

Po drugie, była w swoim pokoju. Czyli nie dość, że rytuał się skończył, to jeszcze ktoś musiał przenieść ją z laboratorium wuja...

No i po trzecie, nie była w pokoju sama. Spojrzała na stojącego obok niej jegomościa, spodziewając się zobaczyć Dippera. Ale to nie był jej brat, mało tego! Nigdy wcześniej nie widziała tego młodego mężczyzny.

Wzięła kilka głębszych wdechów. Czuła, że kręci się jej w głowie... Ale bardzo starała się dodać dwa do dwóch.

Ta twarz była jednocześnie znajoma i nieznajoma. Jednak wystarczyło tylko rzucić spojrzenie na te złote oczy, i od razu naszła ją fala spokoju.

- Miło cię widzieć, Bill...

Demon uśmiechnął się, ukazując lekko szpiczaste kły.

- Wow, gratuluję dedukcji, Gwiazdko! Jesteś bardziej spostrzegawcza niż większość twoich wersji w innych fanfikach. Nawet nie musiałaś patrzeć na moje ciuchy ani włosy!

- To chyba logiczne, prawda? Twoje spojrzenie raczej się nie zmieni.

- I co takiego w nim widzisz? - Bill skrzyżował ręce i nieco się nachylił, żeby ułatwić dziewczynie osąd.

Mabel lekko przechyliła głowę i udała, że się zastanawia.

- Nadal jesteś szalony.

- Ekhm.

W drzwiach stał Dipper, niby nonszalancko opierając się o framugę. Dwójka od razu odwróciła głowy w jego stronę - Bill wyprostował się, zwiększając dystans między sobą a dziewczyną.

- Hej Sosenko, co tak nagle wpadłeś bez zapowiedzi? - zapytał Bill.

- Muszę się zapowiadać, żeby przyjść do własnego pokoju? - mruknął Dipper urażony. Zmierzył demona spode łba. Nie podobało mu się to, że złotooki był od niego trochę wyższy, choć w ogólnym rozrachunku to i tak nie miałoby znaczenia.

- Dipper! - Mabel ucieszyła się na widok brata i już chciała wyskakiwać z łóżka, kiedy Bill powstrzymał ją gestem dłoni. Dziewczyna poczuła, jak dziwna siła przytrzymuje ją w miejscu.

- Jesteś jeszcze za słaba, żeby hasać jak rącza łania po polu stokrotek - powiedział demon nonszalancko.

- Ale...

- Z trudem mi to przechodzi przez gardło, ale Bill ma rację... - ciemnowłosy skrzyżował ręce na piersi i westchnął.

Wszedł do pokoju i usiadł na brzegu materaca bliźniaczki, w takiej pozycji mogli się swobodnie przytulić. Bill przewrócił oczami, ale nie skomentował przejawu bliźniaczej miłości.

- Udało się! - powiedziała dziewczyna radośnie. - Martwiłam się, że może nam nie wyjść...

- Taaak... Cieszmy się, że wszystko dobrze się skończyło - młody egzorcysta poprawił swoją czapkę z daszkiem, odsuwając się od siostry. - Wujkowie nie spali przez całą noc, czekając aż się obudzisz. Zaraz dam im znać, ale powiedz najpierw, jak się czujesz?

Mabel lekko wysunęła dolną wargę, udając, że się zastanawia.

- W sumie dobrze... Trochę kręci mi się w głowie, i jestem ciut słaba, ale nic mnie teraz nie powstrzyma przed podbojem świata!

- No, to na pewno - parsknął Bill.

- Odpocznij, sister. Powiem wujowi, żeby przyniósł ci jakieś śniadanie...

- Już się zmywasz, Sosenko? Dopiero zaczęliśmy zgłębiać tajniki naszego samopoczucia! Mnie na przykład nie zapytałeś jak się czuję!

Dipper puścił tę uwagę mimo uszu, zwłaszcza że ton głosu jak i drwiący uśmieszek demona wskazywały na to, że tylko się droczy.

- Muszę jeszcze gdzieś zadzwonić... A, właśnie. Delta i Lambda chcą zamienić z tobą parę słów, Cyferka.

- Dobra dobra, przecież nigdzie im nie ucieknę - stwierdził, machając ręką.

- Jak sobie chcesz... Wpadnę za jakąś chwilę - powiedział chłopak i wstał, po czym uśmiechnął się do siostry. - Krzycz, jeśli coś będzie nie tak. Twój wrzask usłyszę zawsze i wszędzie.

Mabel zachichotała i wróciła spojrzeniem do Billa, który wydawał się tą konwersacją zażenowany. Ciemnowłosa westchnęła cicho i opadła na poduszki.

- A ty, jak się czujesz, Bill? - zapytała.

- Pytasz o to, bo sam to wcześniej zasugerowałem, czy naprawdę cię to interesuje?

- Jestem ciekawa - odparła wprost.
Demon przyglądał się jej przez chwilę, oparty o miękkie obicie fotela. Lekko pokręcił głową i złączył koniuszki palców swoich dłoni, nagle poświęcając im swoją uwagę.

- Jestem... Skołowany. Podoba mi się to, że mam własne ciało i mogę pokazywać się innym bez konieczności śpiewania kołysanek do poduszki, ale z drugiej strony... Przyzwyczaiłem się, że byliśmy nierozłączni.

- Aż tak będziesz tęsknił? - zapytała ze śmiechem.

- Zabawnie było obserwować wszystko co robisz i wtrącać ci się w rozmowy.

Typowy Bill.

- Większość ludzi sądzi, że życie to koszmar. Jesteś demonem koszmarów. Odnajdziesz się tu, z pewnością...

- Nie rozumiesz mnie, Gwiazdko... - Bill uniósł spojrzenie znad dłoni i spojrzał na dziewczynę poważnie. Śmiertelnie poważnie. W jego złotych oczach błysnęło coś... dziwnego, czego Mabel nie mogła sprecyzować. - Byliśmy nierozłączni. Nie potrafię funkcjonować bez ciebie. Dosłownie.

- Przecież... Korzystasz z mocy, poruszasz się, masz niezależne myśli, zdanie...

- Ale brakuje mi twoich myśli! - Bill zmarszczył brwi, odwracając wzrok. - Ciągle słyszałem twoje trajkotanie w tle, mój chaos w głowie mi nie wystarczy.

- Przecież... Możesz mi czytać w myślach, prawda? To prawie to samo...

Demon warknął z frustracją, usiłując zachować spokój.

- Nie, to nie to samo! Nie mogę stale zaglądać ci do głowy, żeby posłuchać twojego jazgotu, kiedy planujesz co zjesz na śniadanie czy jak nucisz wesołe melodyjki podczas dziergania swetrów! Twój ciąg myśli pomagał mi się skupić, wiedziałem gdzie jesteś i co robisz, co sądzisz o różnych mało istotnych sprawach...

Mabel właściwie nie wiedziała, czy ma się cieszyć, czy bać. Zdawała sobie sprawę z tego, że Bill przez cały czas siedzi jej w głowie, ale teraz poczuła się stalkowana. Ale w sumie... Interesował się nią w sposób, w jaki wcześniej pewnie by tego nie robił. Zamiast szukać ważnych informacji, chciał tego „jazgotu”, jak to ujął...

- Wiem, że to dla ciebie nowość, Gwiadko. Dla mnie też.

Mabel podniosła wzrok. Chciała coś zrobić, jakoś pomóc demonowi... Skoro była w stanie oddać mu krew, a wcześniej tyle czasu gościła go w głowie, miałaby teraz przestać?

- Jest jakiś sposób, żebyś mógł mnie słyszeć przez cały czas?

Demon ponownie spojrzał na nią poważnie i lekko zmrużył przy tym oczy. Milczał przez chwilę.

- Jest. Ale to działa w dwie strony... W dodatku już mi pomogłaś bardziej, niż przypuszczasz.

- Tkwimy w tym razem, Bill - Tym razem to ciemnowłosa spoważniała. - To ja zaczęłam, zaproponowałam układ, a teraz mamy wspólnego wroga.

- Zdajesz sobie sprawę z tego, że będziesz słyszeć moje myśli nieustannie?...

- Nie przeraża mnie to.

- A powinno! To trochę jak Dziwnogeddon, tylko słowny, zwariujesz od tego!

- Oj Bill... - Mabel uśmiechnęła się szeroko i pokręciła głową, jakby z lekką drwiną. - Przecież wiesz, że nie jestem normalna. A stąd już krok do szalona!

Demon rozłączył dłonie. Zastukał palcami w ramię fotela, błyskawicznie rozważając za i przeciw. Chciał znać jej myśli, to fakt. Teoretycznie wiedziałby co robi i gdzie jest, w końcu nie na darmo naznaczył ją tatuażem... Ale zdawał sobie sprawę, że brak jej ciągu myśli po prostu go frustruje. Przez to był bardziej nerwowy...

Skoro taki kawał czasu dawał sobie radę solo, może mógłby się przyzwyczaić... Ale nie chciał. Wolał, żeby była przy nim. Z tym, że ona też wiedziałaby, co planuje on... A to mogło skomplikować sprawę.

- Wiesz, Gwiazdko... Za szybko ci o tym powiedziałem. Porozmawiam z Deltą i Lambdą, wrócę do ciebie gdy podejmę decyzję.

- Twoja wola... - mruknęła dziewczyna.
Wychodząc z pokoju Bill miał wrażenie, że zabrzmiała bardziej smutno, niż chciał słyszeć.

UMOWAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz