- GDZIE ŻEŚCIE BYLI?!
Gideon praktycznie dopadł grupy poszukiwawczej. W jego spojrzeniu widać było desperację, choć akurat rozszerzone źrenice były jej najmniej oczywistym objawem. Bardziej rzucało się w oczy to, że praktycznie wskoczył na Billa i przyczepił się do jego marynarki jak koala.
- Whoa, co się stało? - zapytała Paula nieco zaniepokojona zachowaniem białowłosego.
- Co się stało?! CO SIĘ STAŁO?! Wendy i Paz wymyśliły sobie grę, gdzie trzeba wypić łyk drinka, gdy komuś wlezie piasek w majty! Upiły się ze Stanem i zaczęły modyfikować zasady, aktualnie przed nimi uciekam! Ja nie chcę jeszcze umierać!!
- Nie schowaliście się do domu, gdy zaczęło padać? - zapytał skołowany Lenny, drapiąc się z tyłu głowy. - Drzwi są cały czas otwarte...
- Padać? Co wy, przenieśliście się do innego wymiaru czy słońce was przygrzało? - zapytał Gideon pół żartem, pół serio.
Poważne miny nowoprzybyłych utwierdziły białowłosego w tym, że nie żartowali mówiąc o deszczu. Chłopak spoważniał, przebiegając wzrokiem po twarzach grupy.
- Co tam się wydarzyło? - zapytał w końcu. - Nie było was pół dnia... Gdyby nie to, że musiałem pilnować dziewczyn i tego szalonego starucha, poszedłbym was szukać...
- Długo mówić... - Lenny machnął ręką. - Ale nie mamy na to czasu, muszę się odchamić i o tym wszystkim zapomnieć.
- A ja chciałbym wrócić do swojej ludzkiej formy... - Dell przymknął oko, wzdychając ciężko.
- Idę z tobą, Dell. Skorzystam z łazienki - odezwała się Paula, i razem z bogiem lewitującym nad jej ramieniem, ruszyli w stronę domku rodziców Delty.
Gideon w milczeniu obserwował idących w swoją stronę kumpli, a potem zerknął na Dippera. Ten odwzajemnił jego spojrzenie - w ciemnych oczach starszego chłopaka czaiło się niewyobrażalne zmęczenie.
- Naprawdę zaczynam się martwić - skomentował Gleeful ostrożnie. - Wyglądacie, jakbyście chwilę temu walczyli o życie...
- Nie przejmuj się tym, Pentagramie! - Bill pstryknął palcami i jego marynarka na powrót zmieniła się w hawajską koszulę. - Spadam napić się z Lamą i Paczką Lodu tych waszych ludzkich, wyskokowych specyfików, więc pa!
Stanford i ojciec Lazare wykorzystali moment, żeby bezgłośnie się ulotnić. Usiedli pod palmami i kontynuując przerwaną wcześniej dyskusję, popijali schłodzone piwko, które przyniósł im krab Washington.
Dipper postanowił dołączyć do dwójki swych mentorów, co w sumie nikogo nie powinno dziwić. W końcu z kim innym mógł prowadzić inteligentne dyskusje na temat różnorodności uniwersów? W dodatku nie tylko przeżywał to, że ledwo uszedł z życiem - jakaś obca dziewczyna powiedziała mu, że jest ojcem, kurde blaszka! To dopiero informacja zwalająca z nóg!
Gideon rzucił desperackie spojrzenie Mabel. Dziewczyna westchnęła, złapała chłopaka za nadgarstek i zaczęła go ciągnąć w kierunku spokojniejszego miejsca na plaży. Spokojniejszego, czyli poza zasięgiem wzroku Paz i Wendy, które już dopadły Dippera oraz Billa i próbowały ich namówić na jedną ze swoich gier.
- Opowiem ci wszystko, Giddy... Bądź wyrozumiały. Chyba właśnie nabawiliśmy się traumy na całe życie.
Woda, słońce, plaża i opowieść o potężnej sile, będącej gotów zabić Mabel. Czy można wyobrazić sobie lepszy zestaw na leniwe popołudnie?
Gleeful słuchał uważnie, nie przerywając. Od czasu do czasu potakiwał, a w niektórych momentach rzucał podejrzliwe spojrzenia reszcie młodego towarzystwa. Ich głośne zabawy czasem były... zbyt głośne.
Gdy tylko ciemnowłosa skończyła swoją opowieść, Gideon westchnął ciężko, spojrzał przed siebie i zamyślił się.
- Wygląda na to, że z całej grupy to ty najbardziej potrzebujesz drinka, Mabel... - skomentował.
- Czemu? - zdziwiła się dziewczyna, lekko marszcząc brwi.
- Otarłaś się o śmierć... W dodatku podejrzewam, że zachowanie Billa wcale nie było dla ciebie takie obojętne.
- Po czym tak wnioskujesz?
- Mabs... Twój wzrok cały czas uciekał w jego stronę. W dodatku skubałaś sobie skórki przy paznokciach. Robisz to tylko wtedy, kiedy udajesz, że jest w porządku.
- Myślałam, że podgryzam końcówki włosów? - rzuciła pół żartem, pół serio.
- To znaczy, że intensywnie nad czymś myślisz. Znam cię zbyt dobrze... A poza tym nie oszukujmy się, widać, że się dogadujecie. Washington powinien poczęstować cię czymś dobrym, żebyś mogła się wyluzować chociaż na chwilę.
Jak na zawołanie przy dwójce pojawił się niebieski krab. Jakimś cudem ani jedno, ani drugie go nie zauważyło, jakby chodził podejrzanie cicho. Albo chciał zaczerpnąć garść świeżutkich ploteczek.
- Życzycie sobie coś do picia?
Dziewczyna chciała odprawić skorupiaka, ale Gideon jej nie pozwolił.
- Dla mnie piwo. Ale dla tej tu panny Pines masz zamówienie specjalne.
- O, wyzwanie - ucieszył się Washington i zaszczękał szczypcami.
- Zrób najmocniejszego owocowego drinka, jakiego jesteś w stanie. I żeby się błyszczał... Najlepiej, niech nie będzie czuć alkoholu aż tak.
- Giddy! - zaprotestowała Mabel. - Przecież tak nawet nie wypada! Nie chcę zapijać swoich trosk!
- A kto ci je każe zapijać? Masz się rozluźnić. Zasłużyłaś na chillout.
- Wobec tego mogę zaproponować trzy drinki. Pierwszy to Zemsta Krokodyla - Gruszka, melon i cytryna. Moją drugą propozycją jest Frozen Leango - banan i mango. Jako ostatni mogę podpowiedzieć Acapulco, czyli rum, tequilę, sok ananasowy, grejpfrutowy oraz krem kokosowy.
- Chyba zostanę przy zemście... - zadecydowała Mabel, wzdychając z oczami wywróconymi ku niebu. - A jaki alkohol tam jest dokładnie?
- Likier melonowy, gin i wódka gruszkowa.
- Super, nieźle się bawimy... - mruknęła.
- Zrób jej od razu podwójną porcję, niech się bawi dziewczyna! - zarządził Gideon ochoczo. - Pamiętaj o jakimś brokacie czy coś!
Dwa razy nie trzeba było powtarzać. Krab zabrał się do dzieła i uprzednio wyczarowując sobie odpowiednie składniki, rozpoczął przygotowywanie napoju. Mabel wolała nie patrzeć, ile czego leje Washington, zamiast tego odwróciła głowę w stronę reszty towarzystwa, chcąc skontrolować sytuację.
Wendy i Pacyfka były w takim stanie, że nie przejmowały się absolutnie niczym. Próbowały wkręcić do swoich zabaw każdego, kto na to ochoty nie miał... A jako, że udało im się już ze Stanem, Dipperem i nawet ojcem Lazare, teraz przerzuciły się na biednego Stanforda. Lenny, Dell i Paula dodatkowo je zachęcali, skandując randomowe rzeczy typu "TOS-TER, TOS-TER!", "RZUĆ MU BUT! RZUĆ MU BUT!" albo "UCIEKAJ Z TYM PARALIZATOREM!". Co do ostatniego, było mniej randomowe niż się wydaje. Po prostu Bill zabrał wspomniane urządzenie naukowcowi, żeby ten nie mógł już nim grozić.
Mabel sączyła swojego Krokodyla, Gideon rzucał głupawymi tekstami odnośnie zachowania Stanforda uciekającego przed Billem uzbrojonym w kijek, wszyscy bawili się doskonale, aż niebo zaczęło przypominać lody o smaku gumy do żucia: mieszanka różu i błękitu zapanowała nad wyspą.
Romantyczny zachód słońca uświadomił ekipie, że do tej pory nic nie jedli (nie, owoce w drinkach nie mogą być zastępnikiem zrównoważonej diety).
Wtedy to właśnie Dell dopadł do ciemnowłosej i złapał ją za ramiona z ogromną ekscytacją w oczach.
- MAYBELLINE, MABUŚ MABS MABISZONIE!!!! CHODŹ, OGNICHO ZROBIMY!!!
- Czy to aby na pewno dobry pomysł?... – zapytał sceptycznie Gideon, ale został zignorowany przez boga, bo brzmiał zbyt trzeźwo i rozsądnie.
- Jaaaasne - odparła Mabel, podnosząc się ze swojego miejsca. - Dzięki, że mnie wysłuchałeś, Gideoś.
- Nah, nie ma o czym mówić... - białowłosy machnął ręką. - To raczej ja dziękuję. Cóż, udawało nam się unikać grupowych zabaw dość długo, więc chyba pora to nadrobić...
I tym sposobem wszyscy podążyli do głównego punktu plaży, gdzie krab Washington znosił już drewno na ognisko. Bogowie oczywiście pomagali na tyle, ile było to konieczne, choć wielkich wymagań nikt nie miał, tak jak i sugestii co do tego, co wrzucić na ruszt. Okazało się bowiem, że Siła Wyższa łaskawie zesłała im znienacka kiełbaski i pianki, tylko czekające, by je nadziać na kije i przypiec.
- HEJ! Przyłączycie się do naszego karaoke?! - krzyknęła Wendy wesoło, machając w stronę Mabel i Gideona.
- Nawet nie macie muzyki! - zauważył chłopak ze śmiechem.
- Nie przeszkadza nam to! - odparła Paula.
- Nic nam nie przeszkadza! - dodała Pacyfika, siadając na piasku. Wygrzebała ze swojej małej torebki paczkę papierosów, wyjęła jednego i zapaliła. - Poczęstowałabym was, ale palenie jest szkodliwe dla zdrowia. Muszę więc was wyręczyć, mam na uwadze wasze dobro!
Ale ponieważ nikomu nic nie przeszkadzało, nie pozwolili sobie na negatywne komentarze. Ba, ojciec Lazare wyciągnął nawet swoją rzeźbioną, drewnianą fajkę, wsypał do niej trochę tytoniu i zapalił nieśpiesznie. Zapytał nawet bliźniaków Pines, czy zechcą spróbować - i o ile Ford odmówił, Stan bardzo chętnie przystał na propozycję egzorcysty.
Już po pierwszym pyknięciu fajeczki zorientował się, że tytoń był "święcony".
- Ciekawe, co porabia reszta... - mruknął Bill, siadając obok Mabel.
- Czy nie wspominałeś wcześniej, że czas tutaj nie ma wpływu na czas rzeczywisty, Dell? A może to był Lenny?... - zapytał Stanford.
- Ano tak. Możemy tam wrócić nawet nad ranem za tydzień! - Lambda uśmiechnął się szeroko a Dell pokiwał entuzjastycznie głową.
- Zapraszamy serdecznie, czym chata bogata!
- Myślę, że dobrym rozwiązaniem będzie się tu przespać i wrócić do domu, jak minie nam kac - powiedział Gideon, patrząc znacząco w stronę Wendy, najbardziej pijanej z towarzystwa.
- Kto będzie miał kaca, ten będzie miał - rzuciła nonszalancko Paula, machając ręką. - Nie ukrywam, że w Polsce picie alkoholu jest prawie sportem narodowym...
- To nie brzmi zbyt dobrze - zauważył Lambada.
- Nie ja na to wpadłam, mówię jak jest... - dziewczyna wzruszyła ramionami. - Za to jesteśmy z reguły gościnnym narodem. Ponoć. Nie wiem, ciężko mi to oceniać. Dresy z mojego osiedla wolały brać niż dawać... Głównie telefony komórkowe.
- To też nie brzmi najlepiej - stwierdził bóg mechaniki, nie odrywając wzroku od opiekanej nad ogniem kiełbaski.
- Mnie się wydaje, że powinniśmy nakreślić jakiś plan! - wyrwał się Dipper, oczywiście lekko wstawiony. Świadczyło o tym to, że oprócz bezpośredniości, bardzo głośno gadał.
- Na kij ci teraz plan, bro-bro? - Mabel zmarszczyła brwi. - Smażymy kiełbaski, to nasz plan.
- W sumie... Planujemy to od nowa i od nowa, co chwilę zmieniamy wersję, a przecież mamy wszystkie zabezpieczenia. Właściwie jesteśmy gotowi na każdą ewentualność. Ale, jakby nie patrzeć... nasz egzorcysta jeszcze nie miał okazji się wypowiedzieć co do całej sprawy ze Strangem... - zauważył Stanford.
- Wplątał się chłop w sam środek wojny, a na dobrą sprawę nic o niej nie wie... - dodał Stanley.
Ojciec Lazare rozszerzył oczy. Państwo Pines mieli rację... Jakim cudem wcześniej nie zwrócił na to uwagi? Był tak zaabsorbowany bliskością Cyferki i obecnością bogów, że zupełnie zapomniał o prawdziwym przeciwniku!
Cyferka wskazał palcem na klechę, a jego oczy błysnęły na złoto.
- Beauvinne! Jak to widzisz?
- Od kiedy zdanie egzorcysty jest poważane przez demona?... - zapytał ksiądz z lekką konsternacją.
- Od kiedy ten egzorcysta został wmieszany w sprawy Gravity Falls - powiedział jasnowłosy i podniósł się ze swojego miejsca. – Miło by było, gdybyś wiedział, w co się wpakowałeś. A na ten moment nie powiesz o Tadeuszu zbyt wiele.
Cyferka stanął na tle zachodzącego słońca i potarł o siebie dłonie, jakby chciał je ogrzać. Od razu było widać, że coś planuje, ale co - tego nikt nie mógł być pewien. Zerwał się lekko wietrzyk, a na niebie pojawiło się kilka pierwszych gwiazd i jasna tarcza księżyca. W normalnych okolicznościach piękno świata od razu przykułoby uwagę - ale nie w sytuacji, gdy potężny demon zamierzał... no właśnie, co?
- Domyślam się, że wiesz bardzo mało o naszej wojnie. Być może Sosenka powiedział ci to i owo i jak znam życie, parę szczegółów zachował dla siebie, a parę całkowicie zmienił. Jest jedyny sposób, byś miał jasny pogląd na sytuację, mój święty koleżko!
- Bill, jesteś pijany - zauważył Dell sceptycznie.
- I co z tego?
W ręku demona pojawiła się laska, a jej koniec wycelował w egzorcystę. Drugą ręką złapał się za biodro i stanął swobodnie, jednocześnie mierząc spode łba zaskoczonego klechę. Ksiądz uniósł dłonie, próbując jakoś się wymigać od szalonego pomysłu demona.
- Nie wiem do końca, co masz na myśli...
- Oczywiście że nie wiesz, jesteś człowiekiem z ograniczonym potencjałem myślowym! Ale ja wiem wszystko, Beauvinne... Musisz poznać czyjeś wspomnienia odnośnie Tada Strange'a i sam ocenić, czy stoisz po dobrej stronie. A czy jest na to lepszy sposób niż zbadać sprawę u źródła?... Mam dla ciebie ofertę nie do odrzucenia! Trochę tak, jakbyś wygrał w totolotka. Pokażę ci kilka MOICH wspomnień, taki jestem chojny!
Grupa słuchała uważnie. Ich reakcje były skrajnie różne - Dipper oburzył się, że demon w ogóle śmie coś takiego proponować, a Mabel uznała to za dobry pomysł. Bogowie utrzymywali, że Bill nie powinien tego robić będąc pod wpływem alkoholu, a Wendy i Pacyfka go do tego zachęcały. Stanley zaczął przyjmować zakłady, Stanford kręcił z dezaprobatą głową, Gideon westchnął przeciągle, a Paula wcinała kiełbaskę przy akompaniamencie radosnego szczękania szczypiec Washingtona.
Sam ojciec Lazare podniósł się z piasku, podejmując decyzję. Nie zmienia to faktu, że był przerażony... Podszedł do Billa, choć nogi miał jak z galarety.
- Zawsze możesz to zrzucić na nierówne podłoże i procenty, Beauvinne – mruknął jasnowłosy nieco sarkastycznie, komentując chwiejny krok.
Gdy w końcu stanęli naprzeciw siebie, zebranych uderzył kontrast. Szeroki w barach, umięśniony, wytatuowany mężczyzna w sile wieku, przypominający bardziej motocyklistę czy członka gangu niż duchownego, odwrócił się twarzą do szczupłego młodzieńca, niższego od niego i w dodatku uprzejmie uśmiechniętego. Jednak to ojciec Lazare był wystraszony, to on nie wiedział czego się spodziewać... A Bill mógł poczuć się jak pan sytuacji, co wprawiło go w lepszy nastrój.
Egzorcysta rzucił ukradkowe spojrzenie ludziom, próbując znaleźć coś, co doda mu otuchy... Tymczasem zupełnym przypadkiem zauważył coś, co go zaskoczyło.
Mabel wpatrywała się w Billa z podziwem, wręcz tęsknie. Na jej ustach błąkał się cień uśmiechu, podczas gdy ręce bawiły się końcówkami włosów. Ksiądz odwrócił głowę w stronę Cyferki na tyle szybko, że dostrzegł, jak demon odwzajemnia spojrzenie ciemnowłosej. Speszył się i szybko zerknął na swoje ręce, jednak świadomość przyłapania tej dwójki na czymś w stylu zalotów, konkretnie go onieśmieliła.
- Dobra, nie przeciągajmy już tego, Beauvinne - Bill rozłożył dłonie i uśmiechnął się nieco złowrogo, pozwalając, by blask płonącego ogniska odbił się od jego kłów. - I tak jesteś wystarczająco wystraszony. A uwierz mi, będziesz bardziej. A może tylko się z tobą droczę?... W każdym razie, witaj na drodze oświecenia, egzorcysto.
Demon wyciągnął przed siebie dłoń i położył ją na czole klechy. Beauvinne z jękiem upadł na kolana, ale Cyferka nie przerwał. Demon lekko się skrzywił, przesyłając człowiekowi całą wiedzę na temat Strange'a, jaką uważał za słuszną... Pokazywał mu swoje przeżycia, jedno po drugim, aż w końcu sam Bill stracił kontrolę nad swoimi wizjami i...
To, co przypadkowo ujrzał ojciec Lazare, zmieniło mu światopogląd. Mnóstwo silnych emocji, niesamowita niechęć skierowana w stronę Tadeusza Strange'a a do tego nielojalność Pyroniki... Aż nagle ujrzał znajomą scenerię, widział nawet siebie, ale wiedział doskonale, że wspomnienie nie jest jego własnym.
Widział, jak Siła Pierwotna grozi Mabel, i już sam ten widok spowodował ciarki na jego ciele... Nie, to nie ksiądz miał gęsią skórkę... Lecz Bill. W tym momencie był jednością z demonem, miał cały jego bagaż doświadczeń, uczucia i przemyślenia, a przez głowę przebiegało mu tysiące chaotycznych myśli.
Obserwował poczynania potwora z obrzydzeniem i narastającą wściekłością, jednak, kiedy Siła Pierwotna użyła wobec Mabel jej symbolicznego przydomka, złość przerodziła się w gorącą, niemal otępiającą zmysły nienawiść.
Nazwanie jej "Spadającą Gwiazdą" poruszyło w Billu wrażliwą strunę, w jego wnętrzu działo się piekło. Pragnął zniszczenia niebezpiecznej istoty, makabrycznie groteskowej w swojej kryształowo-humanoidalnej formie... Ale nie.
Musiał pozostać spokojny.
Musiał nad tym zapanować.
A kosztowało go to naprawdę wiele, wiele wysiłku... Na szczęście udało mu się opanować. Ale było blisko katastrofy...
Wizja, tak jak naszła, tak się skończyła. Beauvinne zamrugał szybko kilka razy i spojrzał nieco nieprzytomnie na Billa. Demon w milczeniu spoglądał na swoją dłoń, jakby nie dowierzał, że ta do niego należy. Przeniósł spojrzenie na księdza i nieco podejrzliwie zmrużył oczy.
- Ujrzałeś to, co powinieneś, egzorcysto? - zabrzmiało to jak pytanie, choć nie powinno było nim być.
Ojciec Lazare powoli wciągnął powietrze. Z jakiegoś dziwnego powodu jego serce kołatało szybko, choć nie czuł się zmęczony. Czuł jedynie, że kolory odpłynęły mu z twarzy.
Dopiero po dłuższej chwili zorientował się, że siedzi na plaży, piasek wsypuje mu się do kąpielówek, od ogniska czuć przyjemne ciepło, jego znajomi (oraz uczeń) przyglądają mu się z niemałym zainteresowaniem (i obawą), a naprzeciw niego stoi demon zdolny do odczuwania tak przejmującego gniewu, że...
- Niech was wszystkich weźmie cholera, sukinkoty! - wymruczał klecha, łapiąc się za głowę. - Pizgnął mnie zasrany czołg, czy co?
Pacyfika, która właśnie paliła papierosa, zakrztusiła się dymem. Stanek zaczął się śmiać rozbawiony, a Dipper aż podbiegł do księdza i drżącymi dłońmi złapał go za ramiona.
- Ojcze Lazare! To ja, Dipper, czy...
- To normalne, bro-bro - zainterweniowała Mabel niewzruszona. - Po doświadczeniu ciężkich emocji w czyichś wspomnieniach, często przechodzą na tego, kto je ujrzał.
- Czyli... To znaczy, że wszystko z nim w porządku?...
- Jak najbardziej, kapitanie oczywisty - sarknął demon, zaciskając dłoń na lasce. Przebrał kilka razy palcami, zastukał w rzeźbioną rączkę i westchnął. - Dzięki za wygłoszenie tego, co wszyscy wiedzą.
- No ja na przykład nie wiedziałem - powiedział Dell lekko urażony. - Choć z drugiej strony, ma to sens. Kiedy za pierwszym razem widzisz te wszystkie wspaniałości, ogrom kosmosu, niezliczoną ilość światów... To normalne że człowiek też to będzie przeżywał.
- Tak jakby - skomentował Bill, przewracając oczami. - A więc, Beauvinne? Jak tam twoje procesy poznawcze? Wracasz do żywych?
Egzorcysta powoli podniósł się z ziemi, stanął twardo na nogach (udając, że w ogóle nie opiera się na Dipperze) i rozejrzał się po zebranych. Grupa wytrzymała oddech.
Ojciec Lazare chciał powiedzieć mnóstwo rzeczy. Że do tej pory miał go za bezduszną istotę, ale się mylił. Że jest zaskoczony ogromem odczuwanych emocji i przeraża go, jak sprytnie to ukrywa. Że nie może sobie uzmysłowić jak trudno jest panować nad tak przytłaczającym gniewem...
- Rozumiem, Cyferko. Ale po tym, co zobaczyłem... Nie sądzę, abym przeprowadził dla ciebie rytuał Wzajemnych Myśli.
Pacyfika, która w międzyczasie zapaliła kolejnego papierosa, znowu zakrztusiła się dymem. Teraz dodatkowo Ford wypluł swoje piwo prosto na osobę siedzącą po jego prawej stronie. Pech chciał, że był to Dell.
- Pardon? - zapytał Bill, marszcząc brwi. Z jego wyrazu twarzy nie dało się jednoznacznie odczytać, czy nie dowierza w to co słyszy, czy raczej dowierza i zaczyna się wkurzać.
- HA! Racja po mojej stronie! - Dipper wycelował palec w demona, uśmiechając się triumfalnie. - Mówiłem, że to głupi pomysł! Mówiłem?! Mówiłem!
- Dlaczego?... - zapytała Mabel, podnosząc się z miejsca. - Przecież... Wszystko było w porządku, myśleliśmy, że...
Ojciec Lazare podniósł dłoń, uciszając wszystkich.
- Ja też myślałem... Całe życie myślałem o różnych sprawach, miałem swoje poglądy i twardo się ich trzymałem! Ale to... To co zobaczyłem, to co wiem...
Cyferka bezceremonialnie podszedł do księdza i rąbnął mu w łeb swoją laską.
- Już? Żadnej klepki nie brakuje? - zirytował się demon.
- Bill! - żachnęła się Mabel.
- Po co go walnąłeś? Tym go nie nakłonisz do zmiany zdania - zauważył Delta, próbując osuszyć swoją koszulę z plam piwa.
- Aj tam zmiana zdania, nie chce przeprowadzić tego rytuału to nie... Tylko niech się ogarnie, bo zaczyna panikować.
- Ojcze Lazare, jak się czujesz?
Dipper ze zmartwieniem spojrzał na księdza. Nadal go podtrzymywał, więc nie chciał, żeby ten nagle stracił przytomność czy coś w tym guście. Na jego szczęście egzorcysta tylko jęknął boleśnie, trzymając się za uderzone miejsce i powoli otworzył jedno oko.
- Dobra, trochę lepiej. Ale wątpię, aby coś mnie nakłoniło do tego szarlataństwa!
- Jak tam chcesz - Cyferka wzruszył ramionami. - Najważniejsze, że wiesz już, z czym mamy do czynienia. A skoro tak... Proponuję powoli kończyć tę zabawę.
- Też tak myślę - Lenny przeciągnął się z jękiem. - Fajnie było, ale co za dużo to niezdrowo. Przebywamy w swoim towarzystwie zbyt długo jak na nasze standardy. Aczkolwiek... Chętnie jeszcze powtórzę taki dzień na plaży.
- Ta, o ile rodzice nam pozwolą - Dell przewrócił oczami. - Wychlaliśmy większość ich zapasów.
- Pozwolą, pozwolą... - młodszy bóg machnął ręką. - Po tym, jak mama usłyszy że pójdę na randkę z kimś wytypowanym przez ciotkę Omegę... Ah!
- Ale kolejną imprezę zrobimy, jak już Mabel przejmie władzę nad światem! - powiedziała ze śmiechem Paula. - Obiecałaś!
- Sporo rzeczy nas ominęło - zauważyła Pacyfika nonszalancko opierając się dłońmi o piasek.
- No tak... Dość sporo - przyznał Ford.
- A co dokładnie? - Stanley zerknął na brata podejrzliwie marszcząc brwi. - Mam nadzieję, że pędraki były bezpieczne pod twoim okiem?
Skoro o oczach mowa, naukowiec musiał wytrzeć krwawą łzę, która akurat spłynęła po jego policzku. Uniósł nieco wzrok i napotkał badawcze spojrzenie Billa, wptarujące się w niego, jakby chciało przejrzeć go na wylot.
- Dobra, czas na historię przy ognisku! - ucieszył się Gideon. - Tylko tego nam brakuje, by dzień był całkowicie udany!
- Potem wytrzeźwiejemy i wracamy do Gravity Falls - powiedział Dipper, na co odpowiedziało mu zbiorowe potaknięcie.
- To kto chce opowiadać najpierw? - Wendy z ekscytacji zacisnęła dłonie w pięści i rozejrzała się z entuzjazmem. - Może... Dipper?
- Ja?
- Tak, ty! Uwielbiam słuchać twoich opowieści, młody! Masz niebanalny punkt widzenia, to prawie tak samo fajne jak spędzanie z tobą czasu na przygodach! Zacznij, a potem jakoś się pokula...
Ciemnowłosy zarumienił się lekko i uśmiechnął się na ten komplement. Paula i Dell wymienili ukradkowe spojrzenia, a Paz dała Mabel wyjątkowo bolesną sójkę w bok.
- No, niech będzie... - zgodził się Dippy. - Więc to było tak... Poszliśmy na wyprawę do dżungli, bo Lenny i Dell obiecali nam pokazać coś niesamowitego...
CZYTASZ
UMOWA
Fiksi PenggemarMinęło siedem lat od pamiętnych wakacji rodzeństwa Pines... Siedem lat, podczas których wydarzyło się... wiele. Dipper jest gotów, by raz na zawsze pozbyć się kamiennej statuy i unicestwić Billa Cyferkę. Mabel ma przeczucie, że bez wspomnianego demo...