15.

72 10 11
                                    

- Nadal nas gonią? - szepnął Dipper, rozglądając się ze strachem.

Potoczyło się to mniej więcej tak: Tadeusz zabrał Paulę na przyjemną randkę na leśnej polance, śmichy chichy, wesoło i tak dalej. Przywołał do siebie jednorożce i wtedy dziewczyna zorientowała się, że coś jest nie tak. Z opowieści Wendy jasno wynikało, że rogate konie niezbyt lubiły ludzi – wobec takiego stanu rzeczy, próbowała ostrożnie się wykręcić. Jej towarzysz stał się jednak ciut natarczywy, jakby chciał ją zatrzymać. Od słowa do słowa zaczęła się z nim kłócić, aż nagle zebrani usłyszeli jakieś dziwne wycie – zaimprowizowany śpiew Lambdy.

A że śpiewał „Cztery osiemnastki”, bo o czym innym mógłby śpiewać bóg mechaniki, jak nie o felgach, od razu ściągnął na siebie uwagę zgromadzonych.

Jednorożce nie były zachwycone faktem, że ktoś ośmielił się odwrócić ich uwagę i próbowały zlokalizować źródło dźwięku. Z kolei Strange, gdy zorientował się, że na polanie jest ktoś oprócz nich, nakazał zwierzętom krwawą pogoń, co też uczyniły.

Stąd sytuacja potoczyła się nawet szybciej.

Lambda ocalił dziewczynę z opresji, zajmując Tada chwilową walką przy pomocy zastawionych wcześniej przez Dippera pułapek. Tyle wystarczyło, by Polka zorientowała się, że ktoś przybył jej z odsieczą.

Delta, do tej pory raczej bezużyteczny, jedyne co zdołał zrobić, to powstrzymywać ją przed powiedzeniem zbyt wiele. Na jego nieszczęście, nie wiedział o czym dwójka rozmawiała w drodze do lasu (rozstawianie pułapek się przedłużyło, a jego obecność była wymagana mniej lub bardziej...) – teraz i tak nie miało to znaczenia. Zdążył się zorientować, że Tad i tak dostał najważniejszą informację.

Teraz trójka – a właściwie czwórka, bo choć fizycznie widać było Paulę, Lambdę i Dippera, to przecież Delta cały czas siedział w głowie dziewczyny - chowała się w pobliskich krzakach w rowie przy źródle, z którego wypływał strumień - mając szczerą nadzieję, że zgubili pościg.

Lambda pojawił się w swojej niedoskonałej, trójkątnej formie i starając się zużyć jak najmniej energii na świecenie, wskazał wzrokiem migoczący wśród drzew punkt.

- Można się teleportować - powiedział cicho. - Portal jest gotów. Postarajcie się jednak zrobić to sprawnie. Jak znajdziecie się po drugiej stronie, zamknę go...

Dipper i Paula puścili się biegiem w stronę przejścia. Przykuli jednak uwagę jednorożca, którym - na ich nieszczęście - okazał się Błyskotek.

Błyskotek nie na darmo był przywódcą stada. Miano to zyskiwał najszybszy i najbardziej przebiegły ogier w zgrai, więc nikogo nie powinno dziwić, że z łatwością zagrodził im drogę.

- A dokąd to się wybieracie? - zapytał cicho.

Ciemnowłosy nie bawił się w pogawędki. Wyjął ze specjalnej kieszonki w kamizelce flakonik z ciemnoczerwoną cieczą, otworzył ją zębami i błyskawicznie wylał sobie zawartość na dłoń. Skierował rękę w stronę zwierzęcia i rozprostował palce, a tatuaże na jego ręce zaczęły świecić - najpierw bielą, potem przyjmując barwę zawartości fiolki.

Wymówił jakieś trudne do zrozumienia słowa po łacinie, a końce jego palców zaczęły się żarzyć, aż zapłonęły. Błyskotek stanął dęba i cofnął się o kilka kroków, rżąc w zaskoczeniu.

- Piekielne ognie? Cóż za niespodzianka! To prawie...

Nie dokończył jednak myśli, bo w tym momencie z dłoni chłopaka wystrzeliła niewielka kula ognia. To wystarczyło, by przepłoszyć jednorożca i odwrócić jego uwagę na tyle żeby dotrzeć i wskoczyć do portalu.

Wyszli w Tajemniczej Chacie, a dokładniej: na poddaszu, w pokoju Dippera i Mabel. Chłopak momentalnie, jakby w szale, dopadł do schowanej pod bluzką piersiówki, otworzył ją i wylał jej zawartość na płonącą wcześniej dłoń.
Dopiero wtedy dostrzegł pytające spojrzenie Pauli, która jakby wstydziła się odezwać.

- Woda święcona - powiedział wyjaśniająco. - Zdarza się, że trzeba użyć metod wroga, więc...

- Tak bardzo mi przykro! Przepraszam! - krzyknęła Polka ze łzami w oczach. - Ja nie wiem, co we mnie wstąpiło! Nie wiem, czemu nie posłuchałam Delty i...

- Później do tego przejdziemy - rzucił krótko ciemnowłosy. Wolał się nie przyznawać, że po prostu nie umiałby sobie poradzić z takimi emocjami ze strony kogoś, kto nie był jego siostrą.

A to właśnie o Mabel najbardziej martwił się w tym momencie. Poruszył palcami na próbę, ścisnął dłoń w pięść i ją rozprostował, po czym ponownie spojrzał na towarzyszkę.

- Chodź, znajdźmy ich i zobaczmy, czy wszystko w porządku.

Dell siedział póki co cicho, chociaż pojawił się obok dziewczyny w swojej trójkątnej formie. Widać było, że gdy będzie miał okazję przemówić chyba nic go nie uciszy, więc na razie nawet nie zaczynał.

Trójka podążyła w dół, nieco chaotycznie, przeskakując po kilka stopni naraz. Dziewczyna prawie straciła równowagę, ale szybko ją odzyskała, więc nie spotkała się z podłogą.

I biegli, praktycznie wpadając na ściany i siebie nawzajem, napędzani strachem o życie swoich przyjaciół i rodziny. Dopadli kuchni, gdzie ujrzeli całą resztę grupy...

Wszyscy byli obecni, na szczęście. Chłopak od razu dopadł swojej siostry bliźniaczki i porwał ją w ramiona.

- Mabel! Nic ci nie jest?

Ciemnowłosa uśmiechnęła się do brata. Dawno się tak o nią nie martwił... Chociaż nie lubiła, gdy był zmartwiony, jego troska ogrzała jej serduszko.

- Jestem cała! Gorzej z Gideonem...

- Odsuńcie się!

Bóg matematyki pojawił się ponad wszystkimi i podleciał do białowłosego. Co prawda Gleeful wyglądał nieco lepiej niż pół godziny temu, ale bandaże na jego klatce piersiowej i opatrunek na twarzy robiły wrażenie.

- Nic nie mów, Gid - zarządził, zamykając oko. Gdy je otworzył, było zupełnie czarne. - Patrz mi prosto w Trzecie Oko i nie odwracaj wzroku.

Na twarzy Gideona pojawił się błogi uśmiech. Trójkąt zaczął jaśnieć delikatnym, zielonym światłem - tak samo jak i rany pod bandażami chłopaka.

- Co on robi? - zapytała Pacyfika nerwowo.

- Leczy - odpowiedziała Paula.

- Jak? Przecież jest bogiem matematyki...

- Wszystko, co nas otacza, to matma. Wszelkie odchylenia od normy to anomalie. A to oznacza, że Dell może w to ingerować, by doprowadzić anomalię do normalności. Tak mi przynajmniej tłumaczył - wyjaśniła Polka.

- Wujku Ford! - Dipper podszedł do swojego mentora, blady jak ściana.

Nie zauważył wcześniej obandażowanej ręki tylko dlatego, że naukowiec stał nieco z boku i jakby celowo zasłaniał mu widok. To jednak nie uchroniło go przed badawczym, przerażonym spojrzeniem podopiecznego.

- To nic takiego... Już gorsze rzeczy mnie gryzły...

- Wziąłeś antidotum? - zapytał chłopak, nerwowo przeszukując kieszenie kamizelki.

- Tak, od razu Dippy. Nie martw się, stary wujaszek wie, jak o siebie zadbać!

- Czemu Bill nic nie zrobił?! - krzyknął chłopak, czując nagły przypływ agresji. - Miał tu z wami być i was ochraniać! Wiedziałem, że nie można mu ufać!

Mabel spojrzała na podłogę.

- No, tak właściwie to pomógł na ile był w stanie...

- Na ile był w stanie?! Chcesz mi powiedzieć, że mamy rannych bo "o wielki i potężny demon" który niby miał nas chronić nie mógł zrobić nic więcej?!

Jak na zawołanie wspomniany demon pojawił się wśród zebranych. Temperatura w pomieszczeniu obniżyła się o kilka stopni, ale gorejący wściekłością Dipper nawet nie zwrócił na to uwagi.

- Sosenka jak zwykle w gorącej wodzie kąpany... Nie denerwuj się tak, bo ci żyłka pęknie - powiedział nonszalancko.

- Dlaczego łamiesz umowę?! - krzyknął Dipper. - Ponoć umawialiście się z Mabel na coś konkretnego, więc gdzie ta twoja pomoc?!

Oko Billa błysnęło krwistą czerwienią, choć po chwili wróciło do normy. Demon spojrzał na Mabel, która uśmiechnęła się do niego delikatnie i współczująco. Ten gest bardziej rozzłościł Dippera, jednak chłopak nie skomentował tego w żaden sposób.

- Bill użył hologramu... - powiedziała cicho, skupiając na sobie uwagę zebranych. - Dlatego nie mógł atakować wprost. Wszyscy go widzieliśmy, ale żadne z nas nie spało...

- Gdybyś zapomniał, Sosenko, jestem demonem KOSZMARÓW, nie JAWY. Nie mogę sobie ot tak wskoczyć do waszej rzeczywistości i hasać tu i tam, wszystko robię zza kulis. Pomogłem na ile mogłem w tym momencie...

- Jeśli dobrze rozumiem... - odezwał się Delta. - ...to bez ciała nie zrobisz za wiele?...

Dipper przeklął się w myślach. Cholera, on sam by oddał krew byleby tylko to wszystko się skończyło, ale nie łączyło go z demonem nic poza wzajemną nienawiścią.

Dopóki nie znajdzie się dawca, wszyscy byli narażeni - i każdy obecny doskonale o tym wiedział...

Wreszcie Paula załamała się, a po jej twarzy bezgłośnie pociekły łzy. Wendy zauważyła to jako pierwsza.

- Hej, co jest? - zapytała, choć tak naprawdę wiedziała co usłyszy.

- Przecież to moja wina! To ja nieświadomie wygadałam Strange'owi, że Mabel ma nowego znajomego... Musiał połączyć fakty, nie powiedziałam tego wprost, ale samo przez się... Tak bardzo was przepraszam, nie wiem jak mogę to naprawić...

- Spora część winy leży po stronie Billa - powiedział Gideon, patrząc na demona spode łba. - Mógł powiedzieć wcześniej, gdzie ukrywa się drugi demon.

- Tak, a wtedy wszyscy urządziliby polowanie i jeszcze bardziej go wkurzyli... - sarknął trójkątny. - Stało się! Trudno! Rozpaczacie nad tym, jakby świat się kończył. A z tego co pamiętam, jeden koniec świata już przeżyliście.

Dipper już chciał się odezwać, jednak do rozmowy wtrąciła się Mabel. Zacisnęła ręce w pięści i wstała, dumnie podnosząc głowę.

Choć tego nie widziała, bo Cyferka lewitował za nią, ten spojrzał na nią z zainteresowaniem i czymś w rodzaju wyczekiwania.

- Akurat tutaj Bill ma rację... Miał swój powód, żeby ukryć tożsamość Tada, ale teraz ją znamy. A on wie o nas. I będziemy działać jak zawsze. Wujku Stan, czy to nie ty powiedziałeś, że z Pinesami lepiej nie zadzierać?

- Oby to raz - przyznał Stanley z uśmiechem.

- Wujku Ford, jesteś naukowcem i znasz się na wielu rzeczach. Jaki jest problem w walce?

- No... Właściwie...

- I o to chodzi! - Dipper podniósł się z miejsca, czując przypływ motywacji. Stanął twarzą do siostry i uśmiechnął się do niej. - Pokażmy, na co nas stać. Może wreszcie pozbędziemy się zagrożenia raz na zawsze!

- Takie nastawienie to ja rozumiem! - wtrącił Dell.

- A my wam w tym pomożemy! - dodała Pacyfika, na co Gideon pokiwał głową skwapliwie.

- Ma być wielka jatka beze mnie? Wara mi! Też się piszę! - Wendy beztrosko zakręciła w powietrzu młynka siekierą.

- Skoro tak... To i ja z wami jestem. Odegram się na tym dupku! - Paula otarła łzy i uśmiechnęła się do Delty przepraszająco.

- I to jest prawdziwa drużyna! - skomentowała zadowolona Mabel, kładąc dłonie na biodrach. Odwróciła się w stronę Billa i uśmiechnęła się do niego w ten charakterystyczny sposób, którym ostatnio dość często go obdarzała w snach. Dipper lekko zmrużył oczy, widząc, że zwykle radosny wyszczerz Mabel stał się bardziej złowrogi i nieco sarkastyczny. - Bill, co powinniśmy teraz zrobić?

- Pytasz demona o zdanie? - wtrącił się Dipper.

- Oh, przestań z tym, Dipciak - bóg Delta przewrócił okiem. - Mówisz tak, jakbyś sam sobie mógł z wszystkim poradzić, a na razie tylko niepotrzebnie się irytujesz. Poza tym, skoro ta sprawa jest związana z Billem, może wypadałoby go wysłuchać?

Zapadła cisza. Wreszcie ciemnowłosy, pod wpływem spojrzenia swojej siostry, postanowił odpuścić.

- No dobra. Mów, Cyferka. Tylko bez zbędnych komplikacji! Kawa na ławę!

Demon pod wrażeniem siły przebicia Mabel, a także jej wojowniczej postawy, postanowił zrobić coś, czego nie robił od bardzo dawna. Był sam, wiedział, że niepotrzebnie naraził grupę, a przede wszystkim samą bliźniaczkę... Był im coś winien. Nawet tak zły byt jak on o tym wiedział.

Dlatego postanowił obdarzyć dziewczynę odrobiną zaufania. Na tyle, żeby rozwiązać problem. Nie był głupi, wszyscy obecni byli zdolni ujarzmić starą moc - w końcu z nim dali sobie radę.

- Mam pewien pomysł... Ale tylko od was zależy, czy się powiedzie, czy wszystko spali na panewce.

- Odrzućmy na bok wszystkie uprzedzenia, tabula rasa - zasugerowała Mabel z uśmiechem, szczęśliwa, że jej sugestia doszła do skutku. Decyzja Billa sprawiła, że poczuła do niego nagły przypływ szacunku.

- Wzmocnimy ochronę Chaty. Sosenka i Szóstak chyba wiedzą jak to zrobić. Włosy jednorożca odpadają.

- Jeśli by trzeba było, sama bym wyrwała garść kudłów tym paskudnym szkapom - wtrąciła Wendy buntowniczo.

- Delta dodatkowo wzmocni zabezpieczenia przy pomocy swojej magii.

- To czysta energia! - oburzył się Delta, za co dostał od Pauli po głowie.

- A co do ciągu dalszego... Będziemy improwizować. Jesteście w tym nieźli. Na bieżąco będziemy sprawdzać na czym stoimy, bo nie przewidzimy zachowania Strange’a.

Wszyscy na to przyklasnęli. Szkoda tylko, że nie zdawali sobie sprawy, z czym to się wiąże...

Bill miał pojęcie, że może być naprawdę niebezpiecznie... A wtedy będzie musiał posunąć się do ostateczności.

-+-+-

Dla Mabel dzisiejsza noc miała być wyjątkowa. Gideon i Pacyfika spali w pokoju gościnnym, Wendy z Paulą wróciły do siebie, przy czym Dell zaczął swoją tyradę na temat szacunku do bogów i słuchania doświadczonych bytów... Ale nie o to teraz chodziło. Ona miała swój plan.

Zasypiała ze świadomością, że doprowadza do obłędu swojego dawnego oprawcę. W dodatku Bill traktował ją zupełnie inaczej niż z początku... Ich relacje widocznie się polepszyły. Spędzali długie godziny na rozmowach o świecie, sztuce i nauce. Uczyli się o sobie nawzajem, zaczęli akceptować pewne irytujące ich wcześniej błahostki...

No i przede wszystkim wspólnie knuli odnośnie Marka Cartera.

Każdej nocy wpadała do mrocznego lasu chociaż na chwilę, żeby sprawdzić, jak się miewa. Skłamałaby, gdyby stwierdziła, że obserwacja jego zapadającej się psychiki nie sprawiła jej satysfakcji. To nie wynikało z tego, że była zła... Coś cały czas podpowiadało jej, że to zachowanie jest karygodne, ale czy i on nie reprezentował wartości godnych potwora? Kto wie, ile dziewczyn skrzywdził i jak długo by to wszystko trwało, gdyby nie ich reakcja...

Wytrzymał dwa tygodnie strachu, czternaście długich dni tortur i okrutnej zabawy. Dłużej chyba nie był w stanie. Dlatego Mabel postanowiła dzisiaj go złamać...

Wiedziała, że pora na moment kulminacyjny. Czuła to w kościach, widziała na własne oczy jak instruktor coraz bardziej zatraca się we własnym szaleństwie. Pojawiał się we śnie pod przymusem, czasem go nie było, czasem znikał w połowie zabawy... Bill twierdził, że tak właśnie wygląda wybudzanie się z koszmaru. Dla niej było to dziwne, nowe doświadczenie – myśl, że ktoś wędruje po jej podświadomości, nie jeden raz przyprawiła ją o ciarki.

Do tej pory pojawiała się jedynie między drzewami i nie podchodziła zbyt blisko. Nie chciała psuć niespodzianki, jaką było odkrycie swojej tożsamości... To jeszcze bardziej przerażało Cartera - jakby obecność morderczych stworów nie była wystarczająca.

Jego wiedza ograniczała się do świadomości istnienia demona, jakichś krwiożerczych istot różnego rodzaju oraz pewnej siły, którą ponoć kiedyś spotkał jako swoją kursantkę.

Miał dość, te długie noce odbijały się na jego zdrowiu w realnym świecie. Był na skraju szaleństwa, pragnął snu i bał się spać, wpadał w paranoję i nie mógł normalnie funkcjonować.

Mabel właściwie chciała mu okazać litość. Ale z drugiej strony...

- Nad czym tak intensywnie myślisz, Gwiazdko?

Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem. Im dłużej przebywała z Billem, tym swobodniej się przy nim czuła - co było całkowicie naturalnym procesem.

- Chyba jestem gotowa, żeby zakończyć naszą zabawę z Carterem! - powiedziała z uśmiechem, bawiąc się rąbkiem swojego rękawa.

- I chcesz to zakończyć z hukiem, prawda?

- Być może... Chyba znasz mnie wystarczająco dobrze!

- Wobec tego daję ci pełną swobodę! Jestem ciekaw, co wymyślisz tym razem.

Tym razem... Ten trik ze zniknięciem ust był ledwie początkiem wątpliwych przyjemności, jakie zaserwowali. Trzeciego dnia Mabel uznała, że Mark da sobie radę bez kciuków. Sprawiła, że przypadkiem upadł tak nieszczęśliwie, że nie mógł nimi ruszyć. Wył z bólu przez długie godziny, aż w końcu zdecydował się na ostateczność. Wczoraj zaczął tracić słuch, gdy napił się wody z jednego ze źródełek.

To, że słyszał ją i Billa było skutkiem telepatii, jaką dziewczyna powoli zaczynała stosować w swoich snach. I choć nowa metoda komunikacji wyjątkowo przypadła jej do gustu, z demonem rozmawiała normalnie.

Mabel westchnęła i spojrzała gdzieś w bok, jakby chciała odszukać odrobinę odwagi. Widziała tylko ten zachód słońca za oknem, piękny i pociągający, a jednocześnie tak tajemniczy...

Bill położył dłoń na jej ramieniu. Było to o tyle zaskakujące, ponieważ wiedziała, że demon stroni od wszelkich kontaktów fizycznych.

Spojrzała na niego pytającym wzrokiem. Cyferka cofnął rękę i wzruszył ramionami.

- Dasz radę. Wierzę w ciebie, Gwiazdko! Widziałem już niejedno w twoim wykonaniu. A jeśli mam jakoś pomóc, powiedz. Tortury to moja specjalność!

Ciemnowłosa zachichotała. Dawniej taka uwaga wywołałaby w niej zgorszenie. Minęły jednak całe dwa tygodnie od rozpoczęcia tortur Cartera, i w tym czasie wydarzyło się zaskakująco wiele.

W demonie zaszła jakaś zmiana. Traktował dziewczynę z czymś, co bardzo przypominało empatię... I choć Mabel nie lubiła robić sobie niepotrzebnej nadziei, tym razem miała wrażenie, że jej podejrzenia mogą być słuszne.

Żadne z nich nie powiedziało jednak na głos tego, co im chodziło po głowach. Oboje chcieli się skupić na dzisiejszym ważnym zadaniu, od którego zależało naprawdę wiele.

Mabel nie czekała dłużej. Zamknęła oczy i przeniosła się z ich pokoju do lasu. W oddali widziała jaśniejący punkcik – przyszłą ofiarę. Wiatr rozwiał jej włosy, a jedno oko błysnęło złotem. Choć Bill był obok niej, ten element postanowił utrzymać jako ozdobę w uroczej, kobiecej twarzy o jakże zaciętych rysach.

Wszystko w Mabel przywodziło na myśl wojowniczkę, która zmierza po swoje. Wyglądała niemal jak arystokratka, gotowa odebrać to, co należało do niej, nawet jeśli miała na sobie kolorowy sweterek. Ruszyła przed siebie, pewnie stawiając kroki.

Las jej nie krzywdził. Las ją znał. Natura zdawała się nią opiekować, usuwając spod nóg zbędne przeszkody. W miejscach, gdzie stawiała kroki, ziemia wydawała się skrzyć, jakby chciała zapłonąć, ale coś jej nie pozwalało.
Sama dziewczyna była zbyt skupiona na swoim celu, aby zwrócić uwagę na aurę, jaką roztaczała.

Była tak skupiona na celu, że nie zwróciła uwagi na lecące w jej stronę strzały. Musiała aktywować jakąś pułapkę zastawioną przez Cartera... Ale też i nie musiała się na nich skupiać, bo choć strzały wbiły się w jej ciało, nie powodowały u niej bólu czy dyskomfortu, wystarczyło pstryknięcie palców, by zmienić rzeczywistość i pozbyć się strzał. W przeciwieństwie do swej ofiary była świadoma, że we śnie nic jej nie grozi.

Usłyszała z oddali spanikowaną szamotaninę i domyśliła się, że Carter wyczuwa jej obecność.

- Na niewielkie ognisko i obłęd w oczach - powiedział cicho Bill. Widocznie zabawił się w zawiadowcę.

- Wobec tego odwołaj pieski, Bill. Nie chcę, żeby coś go przypadkiem pożarło w ciemności...

Wcześniej demon wyśmiałby kogoś, kto śmiał mu wydać polecenie. Teraz jednak wykonał zadanie bez zbędnego gadania. Był ciekawy, co takiego planuje Mabel, że chce by panowała ciemność.

Dziewczyna zauważyła, jak płonące w oddali ognisko zaczyna się tlić, zamiast płonąć wesoło jak jeszcze kilka chwil temu. Była już na tyle blisko Cartera, że widziała jak drżącymi rękami dorzuca drewna, powtarzając pod nosem jedno zdanie. Słowa zlewały się ze sobą w jeden ciąg, swoistą inkantację, która powinna była go ochronić przed tym, co nadchodziło...

Tosięniedziejenaprawdętosięniedziejenaprawdętosięniedziejenaprawdę...

A nadchodziło coś innego niż zwykle, i dobrze o tym wiedział. Przez te parę dni przeszedł swoiste katharsis, ułożył sobie w głowie parę spraw i zrozumiał, że był okropnym człowiekiem. Był potworem w ludzkiej skórze i cierpiał za swoje grzechy!

Widział ją, widział jak do niego podchodzi... Istota, przez którą gasło ognisko. Te jarzące się złotem oko wwiercało się w niego, czuł że jest coraz bliżej...

Upadł na kolana i skulił się, żeby błagać ją o wybaczenie. Bał się tak bardzo, że nie panował nad trzęsącym się ciałem.

- Zapewne wiesz, za co tu trafiłeś... - rzekła chłodno, choć mężczyzna bardziej usłyszał jej słowa wprost w swojej głowie, niż słuchem. Był już prawie całkowicie głuchy.

- TAK! - Krzyknął. - Wiem, i naprawdę bardzo żałuję wszystkiego, co zrobiłem! Ja już nie chcę! Litości... - zaskomlał.

Mabel poczuła ukłucie wątpliwości. Czy na pewno tego chciała? Przecież... Dała mu już nauczkę. Doprowadziła go do szaleństwa, ale...

Nie... Musiała kierować się dobrem innych dziewczyn. Na pewno wróci do swoich chorych fantazji, gdy tylko poczuje się bezpiecznie. Nie mogła narazić na niebezpieczeństwo innych kobiet!

Podniosła rękę. Carter skulił się bardziej.

- Pamiętasz mnie?

Instruktor spojrzał na dziewczynę. Widział w niej jednocześnie światło i mrok, radość i gorycz... Czy tak wygląda sam diabeł?... Ale... Wyglądała dziwnie znajomo...

I zrozumiał. Dziewczyna, która jako jedyna mu się postawiła. Ta, która go upokorzyła... Niesłusznie ją wtedy ukarał!

Zaczął cofać się na kolanach, a gdy napotkał przeszkodę w postaci drzewa, usiłował wstać, opierając się o nie niezdarnie.

- Pines... – zaskamlał.

- Próbowałeś mnie wykorzystać, tak jak to uczyniłeś z innymi dziewczynami, które chciały tylko zdać kurs! - krzyknęła zdenerwowana.

Carter nic nie powiedział, pisnął ze strachu , a jego twarz wykrzywiło najszczersze przerażenie.

Zawahała się po raz kolejny. Wiedziała, co oznacza śmierć w koszmarze wykreowanym przez demona... Nie, delikwent nie umierał w prawdziwym życiu. Czekał go gorszy los. Tracił dostęp do swojej świadomości, wspomnień, podstawowych faktów... Zachowywałby się jak obśliniona kukiełka, czekająca na swój koniec w zakładzie psychiatrycznym.

I kiedy już chciała podjąć decyzję ostateczną, Carter zastygł w bezruchu. Spomiędzy lekko rozchylonych warg ciemną strużką pociekła krew, a jego oczy zaszły niewidzialną mgłą.
Powoli osunął się na kolana, a potem runął martwy na podłoże.

Za miejscem, gdzie przed chwilą stał Carter, lewitował Bill. Trzymał dłoń wyciągniętą przed siebie, jego niewielka dłoń ociekała czerwoną posoką, dając ostateczny dowód morderstwa.

Mark Carter nie żył.

Mabel wpatrywała się w niemym szoku w trójkątny byt i próbowała zebrać galopujące myśli, ale to Bill odezwał się pierwszy.

- Przykro mi, Gwiazdko... Umowa to umowa. To ja miałem wykończyć Cartera i sprawić, by zwariował.

UMOWAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz