Dzisiejszy obiad mijał w atmosferze wyczekiwania i ekscytacji, jakimi emanowali Dipper i Ford. Stanek raczej był obojętny i dziumdział widelcem w swoim jedzeniu z pieczołowitym brakiem zainteresowania. Mabel za to czuła narastający stres, potęgowany radosnym nastrojem brata i wuja.
Ta cudownie gościnna kuchnia, miejsce niejednego wspólnego śniadania, powodująca u niej zwykle przyjemne odczucia ciepła i bezpieczeństwa, teraz wydawała jej się obca. Firanki przy oknie załopotały złowrogo, chociaż normalnie uznałaby to za zwykły poryw wieczornego wietrzyku. Nie czuła się swobodnie. Rozmowa jej brata z sześciopalczastym wujem przypominała bardziej naradę wojenną niż rozmowę członków rodziny.
Sytuację ratował chyba tylko fakt, że wujek Stanek co jakiś czas zarzucał komentarzem w stylu „Znowu za dużo jazgoczesz, nerdzie”, „Jedz to mięso, Dipper, bo nie urośniesz” czy „Mabel, przestań posypywać moje ziemniaki kolorową posypką”.
Mabel miała dość. Wszystko zaczęło się siedem lat temu, kiedy Dipper wpadł w jakąś obsesję na punkcie jej ochrony - tak, raz dała się wykiwać Cyferce i na miasteczko spadła fala dziwności, określana jako "Dzwinogeddon", ale od tamtej pory minęło mnóstwo czasu. Ona sama była wówczas zamknięta w czymś na kształt więzienia własnego umysłu, z którego ciemnowłosy wraz z przyjaciółmi musieli ją odbić.
Ale wtedy była młoda, naiwna, działała pod wpływem silnych emocji, przyjmując propozycję Billa zakamuflowanego w ciele Blendina. A Dipper? Mogła mu tłumaczyć, że to przeszłość, że przecież Cyferka jest uśpiony w kamieniu i pod postacią posagu nie może zrobić zbyt wiele, jednak on nie odpuszczał, głuchy i uparty na jej wyjaśnienia.
I to wszystko doprowadziło do dzisiejszego wieczora, kiedy razem z Fordem dyskutowali nad całkowitym unicestwieniem demona. Była tak pogrążona w myślach, że nie zwróciła uwagi gdy jej brat i wuj wstali od stołu żeby znaleźć coś na mapie, a Stan zabrał naczynia i wziął się za zmywanie, rzucając „Znowu wszystko na mojej biednej głowie. W krzyżu mnie łupie! Mam prawo być stary!”.
W końcu wstała i stanęła przy wujku - jakoś zawsze czuła z nim bliższą więź niż z Fordem. Musiała z kimś pogadać, a w tej chwili rada kogoś starszego mogła okazać się tym, czego potrzebowała najbardziej.
- Jesteś dziś mało rozmowna, Cukiereczku - zauważył Stan mimowolnie, wiedząc, że dziewczyna intensywnie nad czymś myśli.
- To... To przez Dippera - mruknęła, opierając się o szafkę obok zlewu. - Mam jakieś złe przeczucie.
- Za dużo się martwisz. Nie pozwolimy, żeby coś ci się stało, wiesz o tym doskonale. Nie po to polerowałem swoje kastety, żeby leżały nieużywane.
Ciemnowłosa mruknęła coś niezrozumiale i usiadła na blat, majtając w powietrzu nogami. Oparła się łokciami o uda, na dłoniach położyła brodę i spojrzała smutno na podłogę.
- Nie martwię się o siebie. To... Coś więcej niż złe przeczucie. Jestem pewna, że stanie się coś paskudnego, jeśli czegoś nie zrobię...
Stanley Pines był specyficznym jegomościem, to fakt. Nie należało jednak odmawiać mu empatii i zrozumienia dla siostrzeńców - a zwłaszcza dla tej młodej, dwudziestoletniej dziewczyny. Miał wrażenie, że podświadomie wie, w jakim kierunku Mabel chciała poprowadzić dyskusję...
- Mrowienie między łopatkami, dreszcz bez powodu, jakieś dziwne przygnębienie?... - Stan odwrócił głowę w stronę siostrzenicy, a ta z zaskoczeniem przytaknęła. Mężczyzna westchnął. - Znam to zbyt dobrze. Najgorsze, co możesz zrobić, to zignorować to przeczucie. Znam cię na tyle dobrze, Cukierku, że wiem, iż nie zostawisz tego ot tak. Prawdopodobnie już chcesz coś zrobić. Masz jakiś pomysł, który w twoim mniemaniu jest głupi, zapewne też ryzykowny...
- Jakbyś czytał mi w myślach, wujku... - odparła w lekkim szoku.
Stanley roześmiał się, po części z dumy, a po części żeby rozładować nieprzyjemne emocje, jakie panowały w kuchni.
- Cóż... Wiesz, że przeżyłem coś podobnego. I powiem ci jedno.
Wujek Stan odwrócił się twarzą do niej, wycierając dłonie w ścierkę. Kiedy były już suche, położył rękę na ramieniu i spojrzał poważnie w oczy.
- Bez względu na to co zrobisz, we mnie zawsze znajdziesz oparcie. Nawet jeśli to będzie najgłupszy i najbardziej ryzykowny pomysł, na jaki cię stać. Jeśli chcesz znać moje zdanie, Kwiatku... Też mam takie nieprzyjemne przeczucie, dość silne zresztą. I mam też wrażenie, że jutro rano posągu Billa już nie będzie.
- Jak to? - wyrwało się Mabel, która widocznie zbladła.
- Rozmawiałem o tym z Fordem. On twierdzi, że to Dipper unicestwi Cyferkę raz na zawsze. Ale ja uważam, że to ty będziesz mieć wkład w to wszystko. Oczywiście mogę się mylić. Jestem stary, mam reumatyzm i prawie wyłysiałem, ale nie jestem głupi.
Dziewczyna spojrzała gdzieś w bok, zastanawiając się nad słowami wuja. Kiedy podniosła na niego oczy, nie były już przygaszone i smutne; w jej spojrzeniu pojawiły się wesołe iskierki, a usta rozciągnęły w lekkim uśmiechu. Stan doskonale znał ten wyraz twarzy. Właśnie tchnął nadzieję w swoją siostrzenicę.
- Masz rację, wujku Stanku. Nie powinnam się tym przejmować aż tak, co ma być, to będzie. Wiem, że mogę na ciebie liczyć!
- No i to jest duch walki! W najgorszym wypadku pożyczę ci swój kastet, żebyś mogła komuś podbić oko - mężczyzna mrugnął znacząco do ciemnowłosej i zerknął na wiszący nad wejściem zegar. - Lepiej się już zbieraj, Wendy i ta nowa zaraz po was przyjadą. Tylko ubierz się w miarę ciepło, noc ma być chłodna - dodał, niby od niechcenia.
Stanley obserwował, jak Mabel w podskokach wychodzi z kuchni i woła Dippera. W jej głosie brzmiała ekscytacja i radość, której tak bardzo mu dziś brakowało. Ford go denerwował, przecież jego rodzony brat bliźniak nie mógł być tak ślepy, żeby nie zauważyć, co się dzieje! Mabel była wrażliwa i uczuciowa, nigdy nie martwiła się o siebie - czy mu to przypadkiem nie umknęło? A może nie chciał widzieć innej możliwości?
Wbrew pozorom, Stan nie kochał jedynie swojej największej miłości, jaką były pieniądze. Dostrzegał zmiany w swoich siostrzeńcach i próbował nakłonić Forda, by i on poświęcił temu więcej uwagi, aniżeli skupiał się tylko na czubku własnego wielgachnego nochala! Jeśli jednak chodziło o sprawę Billa, miał wrażenie, że mówił do brata jak do ściany.
Może i Stanford miał doświadczenie w relacji z demonem - w końcu przez długi czas Cyferka grał rolę dobrego przyjaciela, aby osiągnąć własne korzyści - ale nie zmieniało to faktu, że Mabel nie była tak zapatrzona w osiągnięcie sukcesu jak on. Dipper niestety był bardziej podobny do drugiego z wujków, co niepokoiło Stana coraz bardziej.
Miał tylko nadzieję, że cokolwiek stanie się nocą, nie zaważy na bliźniaczej miłości między młodym rodzeństwem Pines.
-+-+-
Wendy pojawiła się ciut spóźniona, co tłumaczyła pewnym agresywnym dzikiem, jakiego Paula postanowiła zabić łopatą. Bliźnięta siedziały z tyłu samochodu, wciśnięte razem z młodym chłopakiem, którego wcześniej nie widziały na oczy - ale wystarczyła dosłownie chwila, aby zrozumiały, że ów jegomościem był bóg matematyki, bardziej znany jako lewitujący, uśmiechnięty trójkąt.
W tej chwili z powątpiewaniem i ciekawością słuchały Polki, która entuzjastycznie omawiała niecodzienne starcie.
- U nas na wiosce czasem się zdarzało, że dziki wchodziły na pole. Mój sąsiad przejechał jednego, bo ciągle niszczył uprawy! Co prawda straty były większe niż przez dzika, ale jaką miał satysfakcję!
- Nadal nie jestem pewien, jak udało ci się zabić takiego wielkiego zwierza łopatą... - zakwestionował Dipper.
- Ej, widziałam to na własne oczy! - wtrąciła Wendy ze śmiechem. - Normalnie mówię: rąbnęła go raz, drugi, trzeci i dzik padł!
- Nasz kopidołek zawsze powtarzał: "Jak chcesz ogłuszyć, walisz płaską częścią. Potem dobijasz krawędziami" - Paula zmieniła głos na głębszy i nieco charczący, żeby sparodiować wspomnianego kopidołka. Wywołało to salwę śmiechu. - Swoją drogą, kto normalny daje swojej córce w prezencie na szesnastkę dom?!
Do tej pory nie mogła się nadziwić, gdzie będzie mieszkać razem z przyjaciółką. Była pewna, że ruda po prostu wynajmuje mieszkanie, a tymczasem ujrzała drewnianą chatkę, która - jeśli wierzyć słowom właścicielki - została sprezentowana przez jej ojca i braci, gdy skończyła szesnaście lat. Ponoć sami wybudowali przytulny domek, co w sumie nie powinno dziwić aż tak bardzo - biorąc pod uwagę fakt, że rodzina Wendy (poza samą Wendy) była drwalami.
- A ty co niby dostałaś? - zapytała zaintrygowana Mabel.
- Na osiemnastkę dostałam dwie skrzynki piwa, trzy butelki nalewki babci, dwie butelki wina i butelkę samogonu od znajomych. Żeby było zabawniej, rodzice opłacili mi studia dopiero później, mówiąc, że to spóźniony prezent... Ale jeśli mam być szczera, chyba uznali, że dość mi alkoholu. I tak prawie wszystko zniknęło podczas osiemnastki że znajomymi, ale...
- Chwila - przerwał Dipper. - Czy ty aby nie byłaś za młoda, żeby pić?
- W Polsce próg dojrzałości to osiemnaście lat, więc normalnym jest dawanie alko w osiemnaste urodziny - Paula wzruszyła ramionami.
- Z tego co mówisz, to musiała być ostra impreza, jeśli wszystkie procenty zeszły - zauważyła bliźniaczka.
- Pięcioro znajomych, mała imprezka. I tak potem chłopaki czatowali pod monopolowym, żeby dokupić wódkę.
Zapadła cisza. Chyba wszyscy musieli przetrawić rzeczywistość, w jakiej żyła dziewczyna. Co ciekawe, ona sama nie uważała tego za coś niezwykłego.
- Właśnie, skoro o tym mowa... Dell, przyniosłeś mój prezent powitalny?
Blondyn o długich, związanych w kucyk włosach i przenikliwie niebieskich oczach, w szerokiej opasce zakrywającej czoło, uśmiechnął się nieco ironicznie. Sięgnął do plecaka i otworzył go, wyjmując ze środka litr czerwonej, żurawinowej Finlandii.
- Smakowa! - zawołał zachwalającym tonem. - Tylko w Polsce jest kolorowa!
- Oczywiście mam też sok, w razie gdyby ktoś nie chciał pić albo wolał drinka - dodała Paula, w jej mniemaniu uspokajająco. - Do rana wytrzeźwiejemy!
- Ja chyba spasuję - mruknął Dipper.
- No co ty? Ze mną się nie napijesz?! - Dell nachylił się w stronę ciemnowłosego, który odchylił się mimowolnie, prawie przygniatając siostrę do szyby.
- Tak właściwie dokąd teraz, Dipper?
Chłopak rozwinął mapę i zerknął na skrzyżowanie przed nimi. Pokiwał do siebie głową.
- Teraz w prawo, do końca drogi. Tam zaparkujemy i resztę przejdziemy pieszo. To bliziutko.
Wendy skręciła i wjechała na ledwie widoczną dróżkę. W porównaniu z tą, którą jechali do Tajemniczej Chaty, ta poprzednia była luksusowa niczym niemiecka autostrada.
Trudne warunki nie stanowiły jednak większej przeszkody dla pickupa. Mknął niczym monster truck, ścierając na pył mniejsze gałązki i większe gałęzie. Aż dziwne, że nie doznał żadnego uszczerbku na zdrowiu...
Kiedy w końcu Wendy się zatrzymała, wszyscy odczuli ulgę. Dipper, nadal trzymając mapę, wyskoczył z samochodu i zabrał z paki swój plecak. Po chwili dołączyła do niego reszta ekipy i razem udali się w stronę szumiącego, wąskiego strumyczka.
Słońce dopiero zachodziło, oplatając las feerią czerwieni i złota. Drzewa mruczały swoją iglastą kołysankę, poruszane delikatnymi podmuchami chłodnego, przyjemnego wietrzyku. Podczas wędrówki towarzyszył im trzepot skrzydeł przelatujących między szczytami sosen ptaków, postukiwanie samotnego dzięcioła i tupot kopyt saren, które pasły się niedaleko wody.
Gdy doszli do strumienia, Dipper zerknął na mapę.
- Musimy przeskoczyć na drugą stronę - powiedział pewnie.
- Nie ma tu jakiegoś mostu czy kładki?... - Dell rozejrzał się powątpiewająco. – Nie uśmiecha mi się zmoczyć tyłka.
- Gdyby była, nie kazałbym wam skakać - prychnął chłopak i dziarsko uczynił krok do przodu.
Strumień nie był szeroki, jednak znajdował się w dość zdradzieckim zagłębieniu. Ściany porośniętego trawą rowu wyglądały na śliskie, jednak Dipper, nie przejmując się tym, wykonał skok jako pierwszy z ekipy.
Postawił stopę tak niefortunnie, że potknął się o wystający korzeń i wypuścił z dłoni mapę, którą natychmiast porwał prąd. Nie zauważył tego w pierwszej chwili, starając się utrzymać równowagę - co jednak mu się nie udało. Przed upadkiem uchronił go jedynie Dell, który w porę złapał za tył kamizelki i jako tako sprowadził do pionu. Dipper z jękiem bólu upadł na tyłek i syknął.
- M-moja kostka... - mruknął, łapiąc się za stopę.
Mabel pokręciła głową z politowaniem i współczuciem.
- Siostra Mabel jak zawsze przygotowana! Dobrze, że wzięłam apteczkę... Jesteś łamagą jakich mało, Dippy!
- Mogę pomóc, mam kurs pierwszej pomocy - zaoferowała Paula.
- Te ja, lepiej zostaw to mnie - powiedział bóg matematyki zacierając ręce, jednak Dipper od razu pokręcił głową.
- Jakoś bardziej ufam zwykłym ludzkim dłoniom, dziękuję bardzo.
Mabel wyjęła apteczkę i podała ją Pauli. Wendy w tym czasie rozejrzała się po okolicy.
- Właściwie możemy rozbić nasz obóz tutaj... Skoro i tak nie mamy mapy...
- Jak to nie mamy mapy?!
W chłopaka jakby wstąpił diabeł – co było ironiczne, biorąc pod uwagę jego fach egzorcysty. Próbował wstać i desperacko rozglądał się na boki, jakby miał nadzieję, że nieszczęsny papier leży gdzieś w pobliżu. Spojrzał na siostrę z ogromną prośbą w oczach, którą ta zrozumiała od razu. Zrozumiała też coś jeszcze.
- Nie martw się, Dippy. Spróbuję ją znaleźć.
I tym sposobem Mabel ruszyła wzdłuż strumienia, poszukując kartki, na której widniała droga do celu jej brata.
Statuy Billa Cyferki.
-+-+-
- I już! Teraz powinieneś się oszczędzać, Dipper.
Chłopak spojrzał na swoją kostkę, owiniętą bandażem i nienaturalnie spuchniętą. Ból dało się już jakoś znieść, ale fakt faktem daleko by nie zaszedł w tym stanie.
- Dzięki, Paula - mruknął niepocieszony.
- Gdybyś pozwolił mi na nią zerknąć, w tej chwili mógłbyś biegać i skakać jak rącza gazela przez sawannę - stwierdził Dell.
- Nie ufam czemuś, co spotyka ludzi tylko wtedy, gdy ich do czegoś potrzebuje - odparł Dipper ofensywnie.
- Hej, mam pomysł - przerwała Wendy, nim kłótnia rozgorzała na dobre. - Rozstawię namioty, a wy możecie mi pomóc przy ognisku.
- Właściwie to martwię się o Mabel - wyznał ciemnowłosy, patrząc z niepokojem na strumień. - Kawałek dalej ten strumyk niknie w lesie. O wiele trudniej go dostrzec, jest też bardziej rwący...
- Jeśli chcesz, mogę jej poszukać - zaproponowała Paula, podnosząc się. Dell stanął obok niej.
- Nie masz latarki, przyda ci się jakiekolwiek światełko w tunelu - zażartował blondyn. Błysnęło, świsnęło, i już po chwili Delta ukazał się w swoim trójkątnym jestestwie, jaśniejąc delikatnym światłem. Ubrania, jakie wcześniej miał na sobie, upadły na ziemię.
- Jasne, idźcie za nią - powiedziała ruda, nonszalancko wzruszając ramionami. - Nie chcę mieć żadnych zaginionych bliźniąt na sumieniu.
Dwójka pokiwała głowami i ruszyła wzdłuż strumienia.
Ciemność zapadła powoli, jednak niespodziewanie. W jednej chwili było w miarę widno, a w pewnym momencie nie dało się dostrzec czubka własnego nosa. Polka szła przed siebie z determinacją na okrągłej buzi, trzymając ręce głęboko w kieszeniach. Delta przysunął się do niej, oświetlając okolicę i emanując ciepłem, jakie mógł od siebie dać. Robiło się coraz chłodniej, ciszej i bardziej... Złowrogo?...
- A co, jeśli ona wpadła do wody? - zapytała szeptem dziewczyna.
Bóg matematyki przewrócił okiem.
- Usłyszelibyśmy. Poza tym spójrz, tu na ziemi jest świeży ślad.
Ktoś skręcił w pobliskie krzaki i musiał przez nie przejść. Wskazywały na to połamane gałązki i odchylone liście, a także wgnieciony w kilku miejscach mech. Paula ruszyła w tamtą stronę. Coś ją powstrzymywało przed wołaniem Mabel, po prawdzie bała się choćby głośniej odetchnąć. Nagle temperatura jakby obniżyła się o kilka stopni. Dziewczyna zadrżała po części z niepokoju, a po części zimna. Delta umiejscowił się z przodu jej bluzy, tuż pod biustem. Praktycznie wtulił się w ciało i nieco przygasł, dając Pauli więcej ciepła.
- Nawet nie wiedziałam, że tak umiesz. Gdybym wiedziała wcześniej, nazwałabym cię Farelka - szepnęła.
- Cudowna ksywka, ale żarty na bok... Czujesz to?
Czuła. Czuła całą sobą. Elektryzująca energia, ciężkie powietrze i ta cisza... Wcześniej słyszała choćby strumień czy szum drzew, teraz nawet owady jakby zamarły. Wyszła spomiędzy krzaków i jej oczom ukazała się Mabel, stojąca tyłem do niej.
Z jakiegoś niewyjaśnionego powodu Paula skryła się za najbliższą sosnę. Była pewna, że Delta czuje, jak jej serce obija się o żebra, jednak ten tego nie skomentował. Całkowicie zgasł, wychylając się zza kory, by dostrzec, co też zatrzymało ciemnowłosą.
Przez nieprzeniknioną ciszę wszystko było wyraźnie słychać. Na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy i gdyby nie pewna zgroza panująca na polanie, scenerię można by uznać za romantyczną.
Jakieś drobne, białe kwiatki porastały polankę jak okiem sięgnąć. Sprawiały pozory niewinności, czego jednak w tym miejscu nigdy nie zastały. Wznosiły swe białe kielichy w nostalgii, strachu i pogardzie, jakby tęskniły za czystością naturalnego domu, zbrukanego obecnością demona.
Wśród wysokiej trawy stał posąg.
CZYTASZ
UMOWA
FanfictionMinęło siedem lat od pamiętnych wakacji rodzeństwa Pines... Siedem lat, podczas których wydarzyło się... wiele. Dipper jest gotów, by raz na zawsze pozbyć się kamiennej statuy i unicestwić Billa Cyferkę. Mabel ma przeczucie, że bez wspomnianego demo...