Tu już zacznę moją historię. Rozdziały będą dodawane nieregularnie, ale będę się starała dodawać je jak najczęściej. Po za tym nie bierzcie pod uwagę jeśli będą jakieś drobne niespójności z poprzednimi historiami, bo tak jak mówiłam, podchodzę do tej historii bardziej na luzie. I zapewniam, wkrótce akcja się rozkręci, a przynajmniej mam taką nadzieję...
- Pozdrawiam Tasza ♥️
Słońce powoli skłaniało się ku zachodowi. W powietrzu czuć było zapach wilgotnej jesieni, która w tym roku przyszła dość wcześnie. Gorące promienie przebijały się przez gęste lasy do których rzadko docierało światło słoneczne. Oświetlały one również północny gościniec, pełen wysokich traw i pojedynczych drzew, wyrastających z pomiędzy kęp wysokich krzewów. Na gościńcu zwanym przez tutejszych "Asta-amer" pola traw, widać było czarnego rumaka, pędzącego przed siebie. Widniały na nim dwie, zakapturzone figurki. Gdyby na skraju otwartej przestrzeni stanęła jakaś istota; elf, lub zwierze, mogłaby dostrzec, że dwie postacie miały ze sobą bagaż, niemal wielkości siedzącego dziecka. Był nakryty czarną płachtą, o tym samym, srebrnym połysku co oba płaszcze.
Na szczęście dla jeźdźców, dookoła nie było żywej duszy. "Na szczęście" ponieważ ta dwójka uciekała. Mimo, że byli już dość daleko od miejsca z którego uciekli, wciąż dochodził do nich głos krzyczących wojowników i wrzeszczących żołnierzy. Jeździec siedzący z przodu spiął konia, pośpieszając go. Ogromny rumak zawahał się, ale przyśpieszył. Drugi jeździec, obejmujący pierwszego, drobnymi dłońmi, przytulił się do niego, aby zachować balans na pędzącym koniu.
Wreszcie pusty step zaczął się zmieniać w odrobinę bardziej zalesiony teren. Rumak zwolnił mimowolnie, wjeżdżając w gęściejszy las. Pierwszy jeździec zeskoczył z konia i pociągnął go za wodzę. Drugi siedział, kiwając się w siodle, trzymając przy sobie bagaż. Nikt, kto zwróciłby na nich uwagę nie przypuszczałby, że są to Majarowie.
***
- Nie jesteśmy tu bezpieczni. - powiedział Sauron, zaciągając kaptur na oczy - Mogą być tu jacyś strażnicy, lub kilku niedobitków.
Nie odezwałaś się ani słowem.
- Masz swój miecz?
Kiwnęłaś głową.
- Dobrze. Miej się na baczności.
Zwiesiłaś głowę, obejmując pakunek. W środku było trochę jedzenia, ciepłe koce, dwa płaszcze i prowizoryczny namiot. Z jednej strony cieszyłaś się, że znów z nim jesteś, ale z drugiej... Byłaś zmuszona zostawić swoją rodzinę; brata, dzieci, swoich przyjaciół i wygodne życie w Valinorze. Przez te lata rozłąki często wracałaś myślami do Saurona i do wspólnych chwil jakie z nim przeżyłaś, ale przez większość czasu byłaś zajęta opieką nad dziećmi, przez co nie tęskniłaś tak bardzo.
Uśmiechnęłaś się do siebie, wspominając śmiech kilkuletnich bliźniaków, i okrągłą twarzyczkę małej Lith. Żal Ci było ich zostawiać, zwłaszcza ze względu na Saurona. Nie wiedziałaś na ile blisko był ze swoją córką, na ile się poznali przez ten czas, kiedy Lith opuściła wasz dom. No i dorośli już chłopcy...Pewnie mieliby dużo do powiedzenia ojcu: ich osiągnięcia w walce, ich plany na przyszłość. Zwłaszcza Ricar, który mimo, że nie pamiętał ojca tak dobrze, zawsze chciał być jak on, a przynajmniej strasznie Ci przypominał Saurona. Sposób w jaki mówił, w jaki myślał, jego temperament i zachowanie. Był on całkowitym przeciwieństwem Narviego, spokojnego, poukładanego młodzieńca, który nigdy nie szukał zwady, lecz porozumienia, i ze stoickim spokojem, potrafił opanować swojego energicznego brata. Lith natomiast była bardzo podobna do ciebie, mając w sobie pewien urok i niewinność, idącej w parze z cynicznym nastawieniem do życia...Kochane dzieci...Może kiedyś uda im się spotkać? Może, gdy cała wrzawa po wojnie ucichnie, a Valarowie zapomną o krzywdach wyrządzonych przez Melkora...Może wtedy będziesz mogła wrócić razem z Sauronem, by wreszcie zamieszkać w Valinorze z całą swoją rodziną.
Aż oczy zaświeciły Ci się na myśl, o wszystkich, zebranych razem, w jednym miejscu, gdzieś na polanie, śmiejących się i wspominających minione czasy. Czy to nie jest piękne? Gdyby tylko to mogła być prawda.
Nagle, poczułaś ja zimny wiatr się wnosi i z całą siła wieje Ci prosto w twarz. Kaszlnęłaś kilka razy, czując jak lodowate powietrze wdziera Ci się w płuca. Dławiący kaszel przeszedł w rzężenie, ale starając się je ukryć, szybko zakryłaś twarz połą płaszcza. Sięgnęłaś po sakiewkę u pasa, odpinając ją i otworzyłaś. W środku znajdowały się malutkie, czerwone listki, nie większe od paznokcia. Wzięłaś jeden i ukradkiem wzięłaś do ust, zamykając sakiewkę. Były to liście zebrane w Valinorze. Zioła, które miały podtrzymać twoją kondycję, a może nawet uzdrowić?
Po narodzinach Lith, twoje ciało zostało osłabione, ponieważ Lith przejęła większość twojej mocy. Pierwsze kilka dni na wyspie, spędziłaś w domu Yavanny, starającej się uratować twoje ciało i umysł, które powoli zaczynały się poddawać. Nie wiadomo co tak naprawdę było przyczyną tego wszystkiego. W końcu bez magicznych zdolności każdy Majar byłby w stanie przeżyć...Prawda?...W każdym razie dzięki sile jaka w tobie wciąż tkwiła i leczniczym ziołom Valarów, wykurowałaś się, ale wciąż musiałaś zażywać te czerwone listki, których prawdziwej nazwy zapomniałaś. Słowa Yavanny, które wypowiedziała przy wydawaniu Ci tych ziół, wciąż tkwiły Ci w głowie. "Pamiętaj, te zioła mają wielką moc. Wiem, że to trochę dziwne, jeść liście, jak jakieś zwierze, ale uwierz mi, to jedyna rzecz która Ci teraz pomoże." Nie pytałaś jej w jaki sposób działały, ale teraz ssąc liść, zaczęłaś sobie zadawać pytania. W jaki sposób one działają? Dlaczego one tak działają? Jak długo mogę ich nie zażywać? Co się stanie, jeśli mi ich zabraknie? Powinnam ich szukać w lesie? Jakie są szanse, że je znajdę? I wreszcie, Czy powinnam mu o tym powiedzieć?
Podniosłaś głowę, zerkając na idącego przed Tobą Saurona. "Poniekąd powiedzenie mu o tym wydaje się logiczne..." pomyślałaś "...ale nie chcę go niepotrzebnie martwić. Przecież mogę sobie sama poradzić. Z resztą nie muszę sobie o to zawracać głowy...Na razie..."
Zimny wiatr ustał. Gęste drzewa dookoła zasłaniały widok na otwartą przestrzeń. Sauron wciąż szedł na przodzie, nie mówiąc ani słowa, zapewne zatopiony we własnych rozmyślaniach. Nagle weszliście na jakąś niewielką polanę, stanowiącą pewnego rodzaju przerwę, pomiędzy gęstym laskiem, a czarną, ogromną puszczą jaka stała po drugiej stronie. Sama polana nie przedstawiała się okazale, rosło na niej mnóstwo mchu i wilgotnej trawy.
Sauron zatrzymał się wreszcie i odwrócił.
- Zaraz zapadnie zmierzch. Nie będziemy podróżować po ciemku, więc zatrzymamy się tu na noc.
Przytaknęłaś i zeskoczyłaś z wierzchowca.
- Wezmę to. - powiedział, biorąc od ciebie duży pakunek.
Przez chwilę przyglądałaś się ja rozpakowuje rzeczy, ale nagle twoją uwagę przykuło nerwowe prychanie konia. Podeszłaś do uwiązanego przy drzewie zwierzęcia i wyciągnęłaś rękę, aby go pogłaskać. Nozdrza konia rozszerzyły się, a cała jego głowa cofnęła, nieufnie.
- Oo... - westchnęłaś z rozczarowaniem - Myślisz, że są tu wilki?
- Nie...- sapnął Sauron, wbijając krótki pal w ziemię - A nawet jeśli, to nic nam nie grozi.
Szybkim ruchem naciągnął na niego szarą płachtę i schylił się, podnosząc długi pręt. Przed tobą stanął niewielki, prosty namiot. Zaskoczyła Cię jego zręczność, mimo to nic nie powiedziałaś.
- Zapraszam. - powiedział, odsłaniając wejście.
Bez wahania weszłaś do środka...
CZYTASZ
{Preferencje }Wygnani W Głąb Śródziemia Sauron X Córka Nocy
DiversosPo planowaniu tej książki, pomyślałam, że popisze się swoimi umiejętnościami opisówek. W tej książce będę opisywać związek Córki Nocy i Saurona, coś jak połączenie dwóch kochanków po rozwodzie - tak poetycko. Co jakiś czas wstawię coś w stylu FanFic...