2.Dwa punkty widzenia

150 17 1
                                    

Wnętrze namiotu było szorstkie i niewygodne, ale kładąc się na swoim grubym płaszczu mogłaś stwierdzić, że jest Ci w miarę wygodnie. Kilka minut później w namiocie pojawił się Sauron. Wszedł do środka i skulił się przy ścianie. Przez chwilę leżeliście w ciszy, patrząc się w "sufit". Nie przypuszczałaś, że spotkanie po latach będzie aż tak niezręczne. Miałaś mu tyle do powiedzenia, a zarazem nie wiedziałaś od czego zacząć. O czym chce słuchać? O dzieciach? O Valinorze? O minionych latach?

- Nie przypuściłbym, że nasza córka będzie miała tak cudowną moc. - odezwał się, przerywając ciszę.

- Prawda - przyznałaś- Gdy pierwszy raz wystrzeliła te swoje "fajerwerki" dywan zajął się ogniem.

Sauron uśmiechnął się.

- Ile wtedy miała?

- Malutka była. Dopiero uczyła się chodzić. - uśmiechnęłaś się na to wspomnienie.

- A...chłopcy?

- Obaj od najmłodszych lat uczyli się walczyć i jazdy konno. Kiedy dorośli, obaj stali się strażnikami Śródziemia, tak przynajmniej nazywali ich elfowie... - urwałaś.

Już miałaś powiedzieć o tym jak obaj, sami, rozgromili grupę orków, ale zmieniłaś temat. 

- ...W każdym razie, gdy Lithia pojechała wgłąb kraju, ja i Farnas postanowiliśmy wybrać się do Valinoru, zostawiając Ricara i Narviego.

- Mhm - przytaknął Sauron.

- Valinor to naprawdę piękne miejsce... - rozmarzyłaś się - Cieszę się, że Lithia wreszcie je zobaczy... - przekręciłaś głowę, zerkając na niewzruszonego Majara - ...pewnego dnia moglibyśmy... - zacięłaś się.

Sauron podniósł się i spojrzał Ci w oczy.

- [T.I], dlaczego to robisz? Skoro tak kochasz Valinor, dlaczego tam nie zostaniesz? Dlaczegi chcesz mnie tam zaciągnąć?

Zobaczyłaś w jego oczach chłodny błysk. Rozdrażniony Majar patrzył na Ciebie wrogo.

- Mai, nie jestem twoim wrogiem. Wiem, że jesteś odrobinę sprawdzony, ale przecież sam tam byłeś, mieszkałeś...

- Krótko i dawno. - Z powrotem położył się na swoim miejscu - Nie mam ochoty tam wracać.

- Nawet dla swoich dzieci? - zapytałaś spokojnie - To może być jedyna okazja, aby wreszcie się z nimi spotkać.

Między wami nastała chwila ciszy. Solny wiatr zaczął uderzać w materiał nad waszymi głowami.

- Gdybyś nie opuściła Angbandu, wcale nie musiałbym nigdzie jeździć - mruknął obojętnie.

W tym momencie niemal poczułaś jak coś w środku Ciebie pękło.

- Co masz na myśli?! - warknęłaś rozdrażniona - Nie opuściła tej waszej twierdzy z własnej woli! Mogłam się wręcz poczuć "wyrzucona" i to przez Ciebie!

- Nikt by Cię nie wyrzucam, gdybyś nas nie zdradziła!

- To nie była zdrada! Miałam wam pomóc chronić się przed atakiem elfów, a wy jawnie ich mordowaliście! - wybuchłaś

- Gdyby nie czaili się na naszych terenach nikt by nie ucierpiał!

- I co to moja wina?! 

- Może siedzieliby w swoich domach, gdybyś nie przyjechała!

- Może mi jeszcze powiesz, że wolałbyś żebym w ogóle nie przyjeżdżała, że gdyby nie ja to ta cała wojna by się nie wydarzyła?

- Nieprawda. Gdyby nie Lith, ta wojna by się nie wydarzyła! - odparł uparcie

- Ugh! Nic się nie zmieniłeś przez te lata. Nie wiem co sobie wyobrażałam! - zerwałaś się szybko i wyszłaś z namiotu.

Zaślepiona wściekłością i żalem, szłaś przed siebie nie zwracając uwagi na to gdzie idziesz. Nie przeszkadzał ci ani lodowaty wiatr, ani półmrok dookoła. Chciałaś jedynie być sam na sam z własnymi myślami. 

"Za kogo on się uważa?" myślałaś "Robi z siebie ofiarę! Rozumiem, że Melkor miał na niego zły wpływ, ale dlaczego jest taki uparty? Czemu nie da sobie pomóc? Skoro ma do mnie taki żal, dlaczego w ogóle zgodził się ze mną uciec?"

Obięłaś swoje gołe ramiona i szłaś dalej przed siebie, gapiąc się w ziemię, pokrytą wyschłą trawą i liśćmi. Wysokie buty szurały po czarnej ziemi, kopiąc niewielkie okrągłe kamyki. "A co mnie to obchodzi" wzruszyłaś ramionami "Wcale nie muszę z nim zostawać. Ten związek nie ma przyszłości. Równie dobrze mogę sama wrócić...". Nagle, w ostatniej chwili zatrzymałaś się o mało nie uderzając głową w pień drzewa. Przystanęłaś, rozglądając się dookoła. 

Wokół zapadła już nocna ciemność. Nie widziałaś nic, prócz czarnych drzew, wyróżniających się od granatowego horyzontu. Weszłaś w głąb lasu nawet tego nie zauważając. Odwróciłaś się, ale nie zobaczyłaś za sobą polany z której przyszłaś. Teraz dopiero uderzył cię lodowaty podmuch wiatru. Zatrzęsłaś się, ale nie chcąc iść z powrotem, oparłaś się plecami o chropowatą korę. 

"Nie mam co się oszukiwać." pomyślałaś "Zależy mi na nim, i choćby nie wiem jaki był, wciąż coś do niego czuje" ykryłaś twarz w dłoniach "Czy to miłość? Może tylko czułość, lub troska?" poczułaś przytłaczający smutek. "Czemu wszystko potoczyło się tak, a nie inaczej? Wszystko byłoby prostsze..." do oczu napłynęły ci łzy. Chcąc się ich pozbyć, zacisnęłaś oczy, pozwalając im spłynąć po policzkach. Zjechałaś do pozycji siedzącej i podciągnąłeś kolana pod brodę obejmując je rękoma.

"Musimy się siebie nauczyć...poznać... polubić..." pomyślałeś, siedząc nieruchomo. Dookoła panowała cisza, nie licząc świstu wiatru i szelestu tańczących liści. Odetchnęłaś głęboko, zamykając oczy "...z drugiej strony nic nie musimy. Jeśli mu nie zależy..."
Gęsia skórka na twoich ramionach zniknęła. Poczułaś na ramionach miękki materiał. Zdziwiłaś się bo nie słyszałaś, żeby ktoś się zbliżał. Nagle ktoś podniósł się z ziemi i uniósł w ramiona. Nie stawiłaś się, pozwalając się podnieść. Otworzyłaś oczy, patrząc na Mairona, który z obojętną miną niósł Cię z powrotem do namiotu. "Czyli jednak mu zależy." uśmiechnęłaś się i wtuliłaś w jego pierś...




{Preferencje }Wygnani W Głąb Śródziemia Sauron X Córka NocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz