1. Laguna

1K 39 15
                                    

Cycata blondynka rzuca mi zalotne spojrzenie spod przedłużanych rzęs. Znam ją. Ma na imię Iwona i jest jedną ze stałych dziewczyn zatrudnionych w Lagunie. Jej klient niedawno opuścił lokal z miną zadowolonego kota, który opił się śmietanki, ale tak naprawdę był tylko małą burą myszką spośród bywalców tego lokalu działającego na granicy prawa.

Za dnia to miejsce działa jako zwykły bar w nie najciekawszej dzielnicy miasta. Nocą natomiast ściągają tu, wcale nie tłumy, ale za to persony z wielkiego świata. Może nie aż z tak wielkiego, bo znajdujemy się w podgórskiej pipidówie, ale klientela w dużej mierze należy do osób z lokalnej władzy i innych wyższych sfer.

To nie ja. Ja nie jestem ani z wyższych sfer, a już tym bardziej nie reprezentuje sobą żadnego urzędu.

Ja tu pracuje.
Nie jako dziewczyna do towarzystwa. Jako barman.

Mówi sie, że praca barmana często przypomina zawód terapeuty. Może czasem tak jest, ale nie w moim przypadku. Owszem, zdarzają się przypadki, że żonaci faceci przychodzą się zabawić, a upijając się by zagłuszyć wyrzuty sumienia, próbują przekonać mnie o swoim ciężkim życiu. Ale mnie to nie rusza. Dla mnie wszyscy oni są bez znaczenia. Tak jak i ich problemy.

Ja tu tylko próbuje zarobić na swoje marne życie i swoją wcale nie tanią pasję - fotografowanie.

- Mat, zrobisz mi orgazm? - pyta Iwona, pseudo seksownie przygrywając koniuszek plastikowego paznokcia. To też mnie nie rusza, choć zapewniam, że wcale nie jestem gejem.

- Dostałaś już swój sex on the beach. Za kolejnego drinka musisz zapłacić. - odpowiadam bez większych emocji.

Lubię wdawać się w gierki słowne, ale w przypadku 38- latki, która zachowuje i ubiera się jak rozkapryszona nastolatka nie mam na to ani ochoty ani siły, zwłaszcza biorąc pod uwage, że dochodzi czwarta nad ranem.

- Nie daj się prosić, Słodziaku. - mruczenie w jej glosie zamiast uwodzenia przywodzi mi na myśl warczenie wygłodniałego jeża. I też mam ochotę się nastroszyć słysząc takie określenie, bo wierzcie mi lub nie, ale słodki to ja na pewno nie jestem.

Blond włosy i niebiesko-szare oczy potrafią wprowadzić w błąd. Chociaż na pierwszy rzut oka mogę wydać się całkiem nie brzydki, to z bliska jest już znacznie mniej ładnie. Ostre rysy twarzy i puste spojrzenie nie są wcale tak zachęcające. Wytatuowane dłonie i ręce aż po sam kołnierzyk koszulki też nie sprzyjają wizerunkowi słodkiego chłopca. Pomijając już zupełnie aspekty wizualne, nie ma we mnie kompletnie nic ciekawego czy atrakcyjnego.

Nie lubię ludzi. No co? Taka jest prawda. A ja nigdy nie kłamię, jestem szczery aż do bólu. To kolejna moja cecha, która nie przysparza mi zbyt wielu przyjaciół. Nie wspomniałem nawet jeszcze o tym, że zwykle bywam cyniczny i arogancki. Choć właściwie z tym drugim się nie afiszuje za bardzo, bo nade wszystko unikam sytuacji, w których muszę wchodzić w interakcje z innymi osobami. Paradoks, nie? Przecież pracuję w klubie nocnym.

Skąd więc pomysł Iwony, by nazwać mnie "słodziakiem"?

Są dwie opcje. Pierwsza z nich daje jeszcze trochę nadziei dla dziewczyny, bo mówi, że ma ona jedynie problemy ze wzrokiem. Druga natomiast jest mniej optymistyczna i brzmi tak, że blondynka jest przysłowiową blondynką. Czyli po prostu jest głupia.
Moim zdaniem ewidentnie mamy tu do czynienia z przypadkiem numer dwa.

- Skończyłaś na dziś, lepiej idź już do domu. Pewnie syn na ciebie czeka. - mówię bezbarwnym głosem.

Po twarzy kobiety przebiega lekko czerwony rumieniec, może to oznaka zawstydzenia, a może i nie. Tak czy inaczej wolałbym się jej już pozbyć, bo właśnie kończę polerować kieliszki i marzę o wyjściu stąd.

Moje prośby zostają wysłuchane dopiero po blisko pół godzinie, więc opuszczam klub, gdy zaczyna świtać.
Nie oznacza to jednak, że wracam do domu i kładę się spać.

To nie w moim stylu. Jestem stworzeniem nocnym, najlepiej funkcjonuje wtedy, gdy świat dookoła mnie pogrążony jest we śnie.
Zamiast do mieszkania oddalonego o piętnaście minut spacerem od Laguny, zmierzam w kierunku parku. Nie jest to jednak jeden z tych ładnych, zaprojektowanych skwerów z placem zabaw i  ławeczkami, a coś bardziej przypominającego las. Dziki, nieruszony przez człowieka, niczym nieskalany zakątek osobliwości. Idealne miejsce by karmić moją pasję.

Jak na majowy poranek jest jeszcze zimno i ciemno. To chyba nie będzie pogodny dzień. Złowrogie chmury wiszą nad drzewami sprawiając wrażenie jakby miały zaraz runąć na czubki drzew. Całość daje poczucie ciężkości i nadciągającej katastrofy. Może jeszcze nie apokalipsy, ale na pewno nie wróży nic dobrego.

Uważnie rozglądam się dookoła i wybieram rosłego dęba na swój cel. Gruby konar wydaje się być czarny i chropowaty. Długie gałęzie, nadal bezlistne, giną we mgle na wysokości może nawet trzydziestu metrów. U stóp tego olbrzyma zauważam świeże ślady rozkopanej ziemi, znak rozpoznawczy kryjących się w zaroślach chmar dzików.

Robię kilka ujęć, dopóki nie przechodzą mi po plecach dreszcze. Słyszę z oddali pohukiwanie sowy, która kończy już swój nocny koncert i jest to dla mnie znak, że wstaje kolejny dzień.

Mam przeczucie, że przyniesie mi on wielką niespodziankę, tylko nie jestem jeszcze w stanie określić jak niszczycielska w skutkach się okaże.

********

Witajcie!
Miałam tego jeszcze nie publikować, ale nie mogłam się powstrzymać. Z okazji kończących się powoli świąt, życzę Wam dużo szczęścia i mam malutką nadzieję, że czytanie moich opowiadań przynosi Wam choć trochę radości.
To moje czwarte już opowiadanie, jednak postaram się, aby było zupełnie odmienne od tego, co już znacie z mojego repertuaru. Czy mi się uda? Okaże się z czasem, jednak przy Waszym małym wsparciu i motywacji może się uda.
Zachęcam do czytania, komentowania i głosowania.
Pozdrawiam
Jessica ❤

Matowy ChłopiecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz