#37

295 15 0
                                    

- Zapomniałem zabrać szk... - spojrzał na mnie.

Spojrzałam na niego, a potem na moją stopę, która leżała w kupce szkła. Dopiero, gdy zobaczyłam cieknącą krew uświadomiłam sobie co się stało. Ten budynek ma jakieś siły nadprzyrodzone i na siłę robi ze mnie fajtłapę czy jak.

Czułam jak mój organizm na to reaguje. Skręcało mnie z bólu, łzy próbowały wydostać się na zewnątrz. Powstrzymywałam to wszystko. Tym razem na prawdę muszę być silna.

Chłopak przez długi czas się nie odzywał. Znowu. Gapił się bezsilnie to na mnie, to na zakrwawioną kupkę szkła. Uniosłam nogę i zabrałam moja stopę.

- No bo... Ja... No... - chciałam przerwać ciszę, ale nie bardzo wiedziałam co mogę powiedzieć.

I oto pojawia się pytanie. Gdzie się podziała stara Victoria? Na prawdę zniknęła razem z tamtą utratą pamięci? Cóż. Najwidoczniej moja wola powrotu do tamtego życia była nieważna. Pozostaje też oczywiście teoria, że z tym domem na prawdę jest coś nie tak.

Położyłam ręce na brzegu wanny i dobrze się podpierając, wstałam z podłogi. Stanęłam na jednej nodze i wzięłam głęboki oddech. Czas wyjść.

Postawiłam zakrwawioną stopę przed sobą i podniosłam drugą z zamiarem wykonania kroku. I zgadnijcie co? Moja ukochana fizyka dała o sobie znać. Przyciąganie ziemskie chyba na prawdę dobrze działa. No prawie.

Już wyciągałam ręce przed siebie i zamykałam oczy przygotowana na wyznanie miłości podłodze, kiedy to nie poczułam żadnego uderzenia. Otworzyłam oczy i zobaczyłam podłogę parę centymetrów idę mnie. Podniosłam wzrok i zobaczyłam ciało debila, który zostawił kupkę szkła na środku łazienki.

- Puść mnie. - powiedziałam.

Jak chciałam tak się stało. Chłopak zabrał ręce, a ja poleciałam z hukiem na ziemię. Auć.

- Serio? - wymamrotałam z ustami przy kafelkach.

- Mówiłaś coś? - usłyszałam nade mną.

Zignorowałam go. Podparłam się rękoma i ponownie wstałam z podłogi, którą na prawdę kocham. Spojrzałam na niego surowym spojrzeniem i zaczęłam zastanawiać się jak mam wyjść z tej przeklętej łazienki.

W paru sekundach w końcu ogarnęłam, że jest takie coś jak skakanie. Tylko, że było jedno ale. Noga, na której musiałabym skakać raczej tego nie wytrzyma. Wystarczą już mi te wszystkie skręcenia. Nie chce kolejnego. W sumie to chyba już dawno pobiłam rekord skręcenia jednego miejsca tyle razy.

Dobra. Raz się żyje. Podkuliłam nogę, która bratała się ze szkłem i skoczyłam kawałek do przodu. Promieniujący ból wypełnił całą moją kostkę. Świetnie. Lekko skrzywiłam twarz z bólu. Muszę to wytrzymać.

W chwili, gdy już miałam podskoczyć, aby pokonać drugą część odległości, białowłosy chwycił mnie i przewiesił przez ramię. Zaniósł mnie do pokoju i położył.

- Jeśli chcesz uciec metodą na "jestem ranna, pogotowie", to przykro mi, ale to nie zadziała. - westchnął. - Nie umiesz choć na chwilę usiedzieć spokojnie w jednym miejscu i nic sobie nie robić?

Nie odezwałam się. Jedyne co mogłabym teraz wykrztusić to słowo przepraszam, ale nie mogę go ciągle przepraszać. W sumie robię z siebie niezłą ofiarę losu.

Chłopak chwycił moją nogę i podniósł wyżej tak, aby mieć dobry widok na spód mojej stopy. Czułam się niezręcznie widząc w jakim skupieniu się jej przygląda. Robił to z dobre pięć minut, a moja cierpliwość coraz bardziej się kończyła. Próbuje udawać miłego i troskliwego, żeby coś ode mnie wyciągnąć? Czy może ma jeszcze inny plan? Nie chciałam dać się nabrać na jego dobroć, ale czułam, że jeśli cały czas taki będzie to w końcu nie wytrzymam i moja bariera się złamie.

Tu I Teraz ( Zakończona ✔️)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz