Szczerze mówiąc, Heptling dał się porwać wewnętrznym rozterkom. Jako Shinigami z pokaźnym stażem mógł samodzielnie zaksięgować nieoczekiwany zgon, jeśli na taki się przypadkiem natknął. Nie musiał czekać na Boga, któremu dokładnie zlecono te zadanie. Z drugiej strony chciał wziąć Andatejkę za rękę i odejść, oszczędzając przykrego widoku zarówno sobie, jak i jej.
Przez swoją opieszałość została mu odebrana możliwość podjęcia wyboru. Zanim się spostrzegł dziewczyna wyminęła go i zbliżyła się do umierającej, kucając tuż obok jej głowy. Z zaskoczeniem obserwował, jak dziewczyna kierując się wewnętrznym instynktem, chciała najwyraźniej spędzić ostatnie chwile umierającej razem.
Po raz kolejny dzisiaj Heptling przekonał się, że miał o niej całkiem mylne wyobrażenie. Z jakiegoś powodu sądził, że jako delikatna, wrażliwa dziewczyna, kochająca świat i jego piękne strony, przestraszy się widoku śmierci z tak bliska. Chwilę później mógł naocznie potwierdzić, że jego hipoteza była oparta na idiotycznych stereotypach, kompletnie naiwna i bezpodstawna. Doszedł do wniosku, że kompletnie nie opanował złożoności natury swojej podopiecznej i że zajmie mu to o wiele więcej czasu, niż podejrzewał.
Andatejka, zamiast wykazać się typowym dla bogów nieokazywaniem uczuć bądź też nieprzejmowaniem się losu odchodzących z tego świata, wyraźnie przeżywała śmierć, chociaż była w pewnym stopniu z nią oswojona. Zwracała się ciepłym głosem do rannej, żeby się nie bała, a widząc że odpowiadanie sprawia jej trudność, po prostu położyła palec na usta, prosząc, aby się nie przemęczała. Krwawa, mokra plama wokół rany na piersi ofiary powiększała się w zastraszającym tempie, rychło zwiastując koniec, a metaliczny zapach krwi drażnił zmysły.
Poszkodowana kobieta z ogromnym wysiłkiem uniosła nieco rękę w kierunku bogini czuwającej tuż obok niej, lecz mimo tego wysiłku nie była w stanie nic więcej zrobić. Po chwili ręka uderzyła głucho o kamienny chodnik. Przez chwilę próbowała jeszcze coś powiedzieć do białowłosej, bezdźwięcznie poruszając ustami, dopóki Andatejka nie zaczęła robić tego samego, próbując się dowiedzieć, co chciała jej przekazać. Jeśli to byłoby ważne, a ona by nie zrozumiała lub przekręciłaby ostatnie słowa, sądziła, że nigdy by sobie tego nie wybaczyła.
– Dziękuję? – szepnęła zdziwiona.
Umierająca delikatnie skinęła głową, a bogini kompletnie nie miała pojęcia, za co. Wraz z ciepłem jej ciała uciekało z niej życie, zupełnie jak wątły płomień świecy zdmuchnięty przez mocniejszy powiew wiatru.
Andatejka była pewna, czy kobieta miała na myśli ją, czy kogoś innego. Kilka razy odwróciła się za siebie, ale mieszkańcy byli zbyt zapatrzeni przed siebie i zaślepieni swoimi problemami, by zwrócić uwagę na wykrwawiającą się osobę w brudnej, wąskiej uliczce. Nie mogło być mowy o pomyłce, oprócz nich nie było nikogo, a mimo to, mięśnie niestrudzenie poruszały niewidzącymi oczami, jakby kogoś szukały. Umysł podpowiadał Andatejce, ze chyba ta druga opcja ma większą rację bytu. Przecież widziała ją pierwszy raz, a zachowywała się tak, jakby ją znała, albo wreszcie spotkała długo wyczekiwanego gościa. Zerknęła na Heptlinga, który dosiadł się obok, jakby na coś czekając. Już wkrótce miała okazję przekonać się naocznie, co chciał jej pokazać.
Z początku tajemnicze taśmy zaczęły się kłębić nad coraz ciężej unoszącą się klatką piersiową, sprawiając mylne wrażenie, jakby ją uciskały i nie pozwalały zaczerpnąć pełnego oddechu. Andatejka chciała rozpędzić je dłonią, ale Hepling spojrzał na nią groźnie, a pod niewerbalnym naciskiem z jego strony cofnęła rękę. Wówczas klisze wystrzeliły pętlami w górę, by opaść i w spokojnym, uregulowanym tempie zacząć wyświetlać przed ich oczami wszystkie momenty z życia zmarłej, w nieco przyśpieszonej wersji.
CZYTASZ
Wspomnienia demonów | Kuroshitsuji
FanfictionBogowie śmierci od zawsze kolekcjonowali nagrania życiowe wszystkich ludzi, jacy tylko istnieli na ziemi. Mało kto wie, że podobne posiadają również demony, z tym że... No właśnie, prawie nikt ich nie widział, gdyż demony są z reguły nieśmiertelne...