Ostatecznie, raz już umarła. Drugi raz nie powinien być taki straszny. Collette odruchowo zaciskała powieki, dopóki głos jej towarzysza ponownie nie kazał się jej zmierzyć z rzeczywistością.
– Będziesz musiała przełknąć to, co ci podam – uprzedził Raum.
Bogini skinęła głową na znak, że rozumie, wpatrując się w prążkowane czerwono-białe płatki, które demon odrywał z każdego kwiatu, zostawiając na łodyżkach po dwa białe. Odrzucone części najspokojniej w świecie spalił w dłoni na oczach półprzytomnej dziewczyny, nie robiąc sobie przy tym najmniejszej krzywdy.
Collette była w szoku, mogła przecież przysiąść, że na własne oczy widziała, jak żywioł tańczył na jego gładkiej skórze. Po wszystkim po prostu wyrzucił prochy za siebie, jakby nic się nie stało.
Raum chciał zdążyć przed trucizną, więc nie miał innego wyjścia. Rozgryzł i bardzo dokładnie przeżuł twarde ścięgna płatków, aby uwolniła się lecznicza substancja. Następnie ostrożnie poprawił na sobie dziewczynę, upewniając się, że nie osunie mu się na żadną ze stron. Głowa ozdobiona białymi jak mleko włosami bezwiednie oparła się na jego ramieniu.
Powoli zbliżył swoją twarz do jej ust, przytrzymując jej głowę dłonią i językiem przesunął rozdrobnioną zawartość w kierunku gardła. Bogini skrzywiła się, a na jej twarzy wystąpiły rumieńce, gdy tylko poradziła sobie z pierwszą dawką. Wiedziała, że to konieczne, jednak nie mogła uporać się z pewnym zawstydzeniem, w odróżnieniu od jej wybawcy, który zdawał się tym wcale nie przejmować. Po drugiej dawce podanej w dokładnie ten sam sposób, wróciła jej bystrość umysłu. Zauważyła, że długie włosy demona, które uprzednio były związane w warkocz, teraz opadają swobodnie czarną kurtyną, a niektóre pasma przyjemnie łaskoczą ją w policzki. Jego uważne spojrzenie czerwonych oczu niczego nie pomijały, z czym czuła się niepewnie, bo sama nie mogła za nim nadążyć.
Po następnej dawce rana na udzie zniknęła bez śladu.
– Dziękuję – wyszeptała odrobinę zażenowana, jednak pełna nieskrywanej wdzięczności. Po tym wszystkim nie była nawet pewna, czy nie powinna przypadkiem uznać tego jako swój pierwszy pocałunek.
– Teraz jesteśmy kwita. Ty uratowałaś mi życie, a ja odwdzięczyłem ci się tym samym – wyjaśnił demon – dasz radę sama siedzieć?
Collette niepewnie skinęła głową. Wciąż była oszołomiona. Wyzwoliwszy się z objęć demona, ostrożnie oparła się plecami o suchy pień. Raum usiadł naprzeciwko niej, zżerany ciekawością.
– Komu mam być wdzięczna? – spytała niepewnie, bo chociaż już się jej przedstawił, to w tym wszystkim nie potrafiła nawet powtórzyć jego imienia. Odruchowo przyciągnęła do siebie nogi i objęła je ramionami.
– Nazywam się Raum. Jestem synem Beliala, jednego z czterech władców piekieł. – Demon przedstawił się ponownie, nawet nie zamierzając ukrywać swojego pochodzenia. Prędzej czy później wyszłoby to na jaw, a też nie było to nic, czego miałby się wstydzić. Uważał wręcz odwrotnie: nie każdy może się pochwalić królewska krwią krążącą w żyłach.
Na twarzy bogini malowały się skrajne emocje. Można było z niej czytać jak z otwartej księgi, co niezwykle bawiło Rauma. Poniekąd specjalnie zajął teraz miejsce naprzeciwko niej. Nie chciał stracić nic z jej wyrazistej ekspresji. Zwyczajnie nie potrafiła maskować swoich uczuć. Była tak zmieszana, że raz po raz obejmowała się rękoma, chociaż nic jej nie groziło. Najwyraźniej nie spodziewała się takiego obrotu spraw. A skoro on miał się nią opiekować, to przynajmniej chciałby mieć z tego jakąś satysfakcję. Na razie zastanawiało go, dlaczego - najwyraźniej podświadomie - chciała zachować dystans. Przecież on, gdyby chciał, już dawno by się jej pozbył, więc nie powinna go traktować jako zagrożenie. Przynajmniej na razie.
CZYTASZ
Wspomnienia demonów | Kuroshitsuji
FanfictionBogowie śmierci od zawsze kolekcjonowali nagrania życiowe wszystkich ludzi, jacy tylko istnieli na ziemi. Mało kto wie, że podobne posiadają również demony, z tym że... No właśnie, prawie nikt ich nie widział, gdyż demony są z reguły nieśmiertelne...