Wszystko sprawiało, że demon górując nad orszakiem w kruczej postaci czuł się coraz bardziej zadowolony. Tarcza słoneczna wysoko królowała na niebie, rozświetlając ciągle unoszącą się na ziemi mgłę, która ograniczając znacznie widoczność stwarzała idealne warunki, by sprzątnąć niewygodną osobę. Sebastian postanowił zdać się na los i wybrać dogodną okazję, nie tracąc czasu na wymyślanie niestworzonych scenariuszy, bo jeśli coś mogło w nich pójść nie tak, to na pewno tak by się stało. Główny cel tej eskapady był banalnie oczywisty: pozbyć się królewskiego brata, który stanowił główną przeszkodę w wywiązaniu się z pierwszej części wiążącego go kontraktu.
„Chcę być Królem Normandii".
Wraz z upływem czasu biała poświata rozrzedziła się do tego stopnia, że nie stanowiła większej przeszkody dla podróżujących, za to z ociąganiem godnym cnotliwej damy zaczęła odsłaniać swe wdzięki, późnowiosennej przyrody w pełnej krasie. Skraplająca się w powietrzu wilgoć gromadziła się na liściach wieloletnich drzew, tworząc z początku mikroskopijne skupiska, które choć niewidoczne dla ludzkiego oka, stale się powiększały, by następnie pod postacią kropelek spadać na przemieszczający się przez las pochód, zraszając końskie grzywy i niemyte człowiecze szyje. O ile zwierzę jeszcze zwyczajnie potrząsało łbem na boki, otrząsając się z nieprzyjemnego doznania i rżąc, o tyle jeźdźcy wzdrygali się i zastygali w bezruchu, trwając w swoim śmiesznym postanowieniu nie wykonywania zbędnych ruchów, bo przecież jadą z królem, dlatego ich reakcje były o wiele bardziej nienaturalne, niż wskazywałaby na to ich przyczyna. Inną zupełnie sprawą było, że gdyby spadł teraz w swojej ciężkiej zbroi z konia, potrzebowałby co najmniej dziesięciu do pomocy aby pomogli mu się podnieść. Stąd łatwo się domyślić, dlaczego podczas starć wojennych podnoszono jedynie króla, reszta, która spadła, niestety przegrała swój los.
Cały orszak zapadał się miejscami niemal po pęciny w błoto, a wówczas zwierzęta stawały się bardziej poddenerwowane, zaczynały wymykać się spod kontroli, kopiąc i wyrzucając kopyta razem z resztkami mazi. Jeden z wierzchowców chciał nawet zrzucić z siebie zbędny balast, ale udało się go uspokoić, a Sebastian żałował w duchu, że to nie był koń Ryszarda i że ten spadając, nie złamał sobie karku. Za to sama refleksja natchnęła go, w jaki sposób mógłby rozwiązać sprawę, z czego niezwykle rad, rozłożył czarne skrzydła i zakrakał donośnie, co bardziej wrażliwi przetłumaczyliby z ptasiego języka jako samouwielbienie w rozsądnej dawce.
Demon na razie postanowił przysiąść na sęku jednego z rozłożystych dębów, gdzie konnica zaczęła się gromadzić. W końcu zdecydowano rozbić tutaj obozowisko. Na pierwszy ogień poszli sokolnicy i charty mające za zadanie wytropić zwierzynę. Król wszak nie może czekać!
Czerwone oczy kruka obserwowały bacznie każdy ruch, decydując się szybko na wypadek podczas polowania, gdzie było wystarczająco dużo świadków, jeśli chodzi o sam wypadek, a co ważniejsze, nie było Roberta, więc nie mógł paść na niego nawet cień podejrzeń, gdyby zaczęto doszukiwać się osoby, która pomogła losowi zakończyć pewien żywot. Wystarczy, że obok czaił się Cień Diabła, gotowy spełnić wszelkie rozkazy, aby w końcu otrzymać upragnioną wolność i zemścić się na Kurarze.
Najpierw wypuszczono ptactwo, które wzbiło się z krzykiem w górę, gdy tylko sokolnicy ściągnęli z ich główek skórzane kaptury i wznieśli swe ręce w górę, pozwalając, aby zdały się na instynkt i pomogły zaszczuć zwierzynę. Doprawdy niezwykły był to widok, gdy szereg grubych, wzmacnianych rękawic trwa jeszcze w powietrzu, a sokoły sznurem unoszą się coraz wyżej i wyżej. Książę w tym czasie ze świtą przygotowywał łuki, czekając, aż będzie pierwsza okazja do sprawdzenia swych umiejętności w trafianiu do celu.
CZYTASZ
Wspomnienia demonów | Kuroshitsuji
FanficBogowie śmierci od zawsze kolekcjonowali nagrania życiowe wszystkich ludzi, jacy tylko istnieli na ziemi. Mało kto wie, że podobne posiadają również demony, z tym że... No właśnie, prawie nikt ich nie widział, gdyż demony są z reguły nieśmiertelne...