Rozdział 20

164 14 3
                                    

– Czego chciałeś się dowiedzieć? – spytał nie najmądrzej Grell, podciągając pod siebie kolana. Nie śnił. Kamerdyner leżał wykrwawiając się na jesiennym dywanie z liści, hrabia klęczał przy nim bez ruchu, a oni rozsiedli się, jakby mieli oglądać przedstawienie teatralne przedstawienie wędrującej trupy aktorskiej. Odruchowo sięgnął do kieszeni płaszcza, którego nie miał. Jednak nie sypnie kilka szylingów w zamian za fatygę za porywający spektakl. Co za szkoda. – Możesz mi o tym opowiedzieć? Czy to też jest obwarowane jakimiś warunkami do spełnienia? – zakpił, wyciągając rękę po kolejne ciastko – i długo jeszcze będziemy tak sterczeć? – dopytywał się jak znudzone, małe dziecko. 

– Dopóki wspomnienia nie dotrą do końca, albo kiedy owocowa mieszanka straci swoje właściwości. Ale tak, czy inaczej, zapowiada się, że spędzimy tu co najmniej godzinę.

– Możesz iść, nic cię tu nie trzyma, prawda? To chciałeś powiedzieć?! – rozgorączkowany Grell wymachiwał rękoma, w podświadomości szukając okazji do zwady z kimkolwiek, byleby tylko znaleźć ujście dla nagromadzonych negatywnych emocji.

– Uspokój się – poprosił emerytowany Bóg Śmierci.

– Łatwo ci mówić – burknął Grell, zdziwiony, że z ust wydostają się białe obłoczki pary. Jak dziecko, specjalnie otworzył usta szerzej i zaczął chuchać, udając, że jest smokiem, a biała mgła to nie skroplona para wodna, tylko czysty lód wydobywający się z jego zwierzęcej postaci. Magicznie udało mu się skupić na sobie uwagę przygnębionego boga. Nic dziwnego, że było mu tak zimno. Pomysł włożenia rąk w rękawy przyniesionego mu okrycia przez grabarza wydał mu się teraz niezwykle odkrywczym, jednak zapięcie guzików dalej znacząco wykraczało poza jego możliwości.

Ale żeby aż godzinę? Co to tam było? Jeśli nic nie przekręcił, to zwyczajny sok malinowo-wiśniowy. Nigdy nie przepadał za biologią ani nie interesował się tym specjalnie, jednak teraz był zwyczajnie zaintrygowany, co takiego się właściwie dzieje, że coś, co ludzie używają do jedzenia, u starego, silnego demona jak Sebastian jest w stanie wywołać długotrwały paraliż wraz ze skutkami ubocznymi, które ich najbardziej interesowały.

– A ten... sok, czy co to tam innego było, to chociaż smaczny jest?

– Nigdy go nie próbowałeś? – zagadnął białowłosy.

– Wiesz, jakoś nie miałem okazji – wtrącił smutno Grell, a stary bóg nie dopytywał. Nikt, kto zasilił ich szeregi raczej nie miał szczęśliwego życia ziemskiego, więc nie warto było nawet o nim wspominać. Niektórzy szczęśliwcy nawet go nie pamiętali, tracili wszystkie związane z nim wspomnienia w chwili swoich narodzin. Czerwonowłosy zazdrościł im tej beztroski. Sam chciałby mieć szansę rozpoczęcia nowego życia z czystą kartą.

Grabarz podniósł kociaka na wysokość wzroku i zaczął nosem łaskotać jego brzuszek, za co zwierzątko odwdzięczyło się całą gamą słodkiego pomrukiwania i machaniem łapek. Co bardziej zaskoczyło czerwonowłosego to to, że ani razu go nawet nie zadrapał, nie mówiąc już o kąsaniu. Według przesądów wskazywałoby to, ze jest dobrą osobą, której warto ufać. Na razie, postanowił nie dowierzać temu kociemu szóstemu zmysłowi. Jakoś jego zaufanie nie zaowocowało podobnie dobrym wynikiem.

– Wiesz, moja siostra miała kiedyś kotkę – zaczął grabarz, głaszcząc zwierzątko po głowie, z pewnym wahaniem dobierając słowa, jakby ciągle się obawiał, że powie za dużo – Uwielbiała ją. Była zawsze blisko niej, a ten mały wybitnie ją przypomina. Ma takie same złociste oczy. Nawet futro jest identyczne. Czasami mam wrażenie, że to taki duch przeszłości, kręcący się wokół mnie, jakby nie mógł odejść, bo nie spełnił swojej roli na ziemi i prosił mnie o pomoc. Wiem, ociera się o absurd – zakończył niby żartem, ale sam nie był pewien, czy chciał żartować.

Wspomnienia demonów | KuroshitsujiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz