Rozdział 15

152 13 1
                                    


Zniesmaczony, zupełnie zmienił zdanie, udając się na wilcze wzgórze. Już z daleka uderzył go specyficzny smród rozkładających się ciał. Nie był jakimś przesadnym estetą, dlatego taki widok nie robił na nim wrażenia. Gnijąca, cuchnąca woń wydobywała się z wilczych szczątków, które przewieszone na sznurach przez oczodoły w specyficzny sposób, bo łapami do góry, machały się w powietrzu.

Całe wzgórze pokrywały sterczące kości. Gdyby ktoś się im dokładnie przypatrzył, zachwyciłby się ich różnorodnością. Piszczele, żebra, czaszki z pustymi dołami i wszędobylskim robactwem. Kolonie skorupiaków znalazły tu wcale przytulne miejsce do egzystowania. Miejsce na pozór martwe, tętniło życiem, które cichutko przebiegało wzdłuż kości, tworząc niestrudzenie nowe porcje próchnicy.

Sebastian usiadł na ściętym pniu i spojrzał w niebo. Zasnute ciemnozielonymi, brudnymi, chmurami odrzucało od siebie i przyprawiało o smutek. To, co ma ziemi wyglądało tak pięknie, tutaj było szkaradztwem napawającym odrazą. Dotyczyło to wszystkiego, bez wyjątku, łącznie z nimi samymi, demonami, potępionymi aniołami, którym przyszło żyć w tak okrutnym świecie.

Książę objął dłońmi nogi podciągnięte aż pod samą brodę. Chciał pobyć chwilę sam, zastanowić się co dalej. Za towarzyszy miał jedynie kopce usypane z niezliczonej liczby kości, których w tych stronach nigdy nie brakowało. Całe wzgórze zalegało we fragmentach szkieletów, dając schronienie niewielkim żyjątkom krążącym pomiędzy barierami architektonicznymi. Większość szczątków pod wpływem działania czynników zewnętrznych była w znacznym stopniu odsłonięta, inne pokrywały warstwy jałowej ziemi. Tam, gdzie glebę nie pokrywały szczelnie wapniejące masy, przedzierały się ku mętnemu światłu wątłe liście traw, o niezidentyfikowanym bliżej kolorze.

Z zadumy nie wyrwał go nawet gardłowy, przeciągły krzyk. Niespodziewany dźwięk przeciął na wskroś martwą ciszę unoszącą się nad wilczym wzgórzem. Ciężki łopot skrzydeł przybliżał się z każdą sekundą, przybierając na intensywności. Przenikliwe brzmienie niosło ze sobą niepokój, a zwielokrotnione echo, jakby przebudzone z długiego snu, powtarzało ciągle ten sam odgłos, dzieląc się z nim z każdym napotkanym obiektem, przekazując go dalej i dalej, dopóki nie dotarł w najmniejszy i najciemniejszy kąt posępnej krainy.

Zaciekawiony demon uniósł głowę. Ciemne niebo zaciągnęło się wielopiętrowymi, zgniłozielonymi chmurami. Kłębiąc się nad głowami, szczelnie pochłaniały nawet najmniejszy promień zbłąkanego światła, ciągle przemieszczając się na wschód, niestrudzone w swej niekończącej się wędrówce. Martwy krajobraz ożywiał jedynie delikatny wiatr, niosący ze sobą charakterystyczną, słodką woń. Zderzając się z jego śniadą cerą muskał delikatnie jego skórę, wprawiając w falowanie wolne, krótkie kosmyki smolistych włosów po bokach twarzy.

Wypatrzył go bez żadnego problemu. Nadlatujący myszołów w swoich pazurach trzymał ofiarę, która miała zaspokoić jego głód. Żywy jeszcze szczur w agonii przebierał łapkami, ilekroć szpony drapieżcy wbijały się w jego wymęczone ciałko. Na tle idealnie białego futerka wyraźnie odcinały się krwiste smugi, by niekiedy skroplić się i w zwolnionym tempie spaść na ziemię, rozbryzgując się na boki burgundową posoką. Sebastian złapał się na myśli, że gruncie rzeczy jest taki sam, jak ten ptak, tylko, że jego nie zaspokoi byle zwierzę. Swoje pazury ciasno oplata wokół duszy, którą ma zamiar pożreć, aby zaspokoić swój wieczny głód namiastką pożywienia. Jednak ona nie pozwala mu nawet na moment zapomnieć, kim jest i dokąd zmierza jego egzystencja. Oraz tego, jak bardzo pragnie krwi swych ofiar.

Na widok demona ptak ponownie krzyknął rozluźniając uchwyt, spotykając na swojej drodze błysk wściekle czerwonych oczu. Instynktownie zawrócił mu z drogi, oddalając się tak szybko, jak tu się znalazł. Truchło szczura bezwładnie opadło na jeden ze stosów z głuchym plaśnięciem. Nie mając wpływu na swój dalszy los ani tor upadku, siłą ciężaru, jaką wywarł w trakcie niekontrolowanego ruchu, zruszył misterność makabrycznej kompozycji. Kości u podstawy lekko zmieniły swój kąt nachylenia, powodując osuwanie się wyższych pięter przy akompaniamencie charakterystycznego trzasku. Szczur stoczył się po stromym zboczu na ziemie, osypując za sobą kolejne kości na kształt lawiny, które spadały za nim jak domek z kart, kiedy ktoś nieopatrznie dotknie jedną ze ścianek. Gdy wreszcie zatrzymał się na ziemi przysypany skamieniałościami, został natychmiast otoczony przez masę skorupiaków. Jak cicha armia wydostali się ze swoich kryjówek, otaczając zwarcie na wpół martwe zwierzę. Jeden z nich zastukał szczypcami, dając znak swoim towarzyszom. Miarowe kląskanie towarzyszyło szczurowi w ostatnich chwilach życia, kiedy morze sunących nóżek zaniosło go sobie tylko znanymi ścieżkami w wydrążonych tunelach, lawirując pomiędzy kośćmi, raz po raz zrzucając jakąś na ziemię. Niektóre z nich, które przygniotły kości zostaną dla swoich kamratów jako posiłek na później. Tutaj, w piekle, nic się nie marnowało. Kości jeszcze chwilę osuwały się, powoli odsłaniając coś, co nigdy nie powinno ujrzeć światła dziennego, a co zostało ukryte przed niepowołanymi osobami.

Wspomnienia demonów | KuroshitsujiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz