V

549 31 18
                                    

Wszedł do szpitala, bez łomoczącego serca. W końcu traktował to miejsce neutralne. Ostatnie dni kojarzyło mu się tylko ze śmiercią i złem. Jednak rozmowa z Camillą pomogła. Pewnym krokiem zmierzał w stronę jej pokoju. Niestety zastał tam pustą pościel. Wystraszył się tego widoku. Łóżko wyglądało jakby ktoś opuścił je w pośpiechu. Kable wisiały dookoła, monitor był wyłączony. Poczuł ścisk w żołądku. Oddech przyspieszył. Było tak samo kiedy... Rozejrzał się, dostrzegając w oddali doktora Halsteada.

- Will. - krzyknął zanim ten wszedł do windy.

- Kelly? - zaskoczony lekarz uśmiechnął się na jego widok. Jednak szybko spoważniał, bo strażak wyglądał na przestraszonego.

- Gdzie jest ta dziewczyna z wypadku, Camilla? - wymamrotał zdyszany.

- Na badaniach. Dlaczego pytasz? - Severide nie do końca spokojny wyprostował się i zerknął jeszcze raz na salę, która była widoczna z miejsca gdzie stali. Jego mózg przetworzył ten obraz jako oznakę czegoś złego. Dziewczyna miała rację to jeszcze nie koniec jego kłopotów.

- Nic... Ja... Co z nią? - zapytał wracając wzrokiem do lekarza.

- Nie mogę Ci powiedzieć. - zaśmiał się Will, wciskając guzik windy.

- Przestań, wiesz że...

- Kelly, jestem lekarzem i obowiązuje mnie tajemnica lekarska. Chyba, że pacjentka wyrazi zgodę, wtedy ci powiem. - oznajmił. Podjechała winda. Wsiadając, Will zauważył, że strażak bardzo się przyjmuje i zrobiło mu się go żal. - Nie mogę Ci powiedzieć nic więcej. Poza tym na trzecim piętrze jest ortopedia i tak się składa, że tam jadę. - dodał znacząco. Chwilę zajęło Severidowi zorientowanie się, co właśnie robi lekarz. Wskoczył szybko do windy, zanim zamknęły się drzwi.

Gdy wysiedli wskazał mu drzwi, za którymi powinna być dziewczyna. Kelly podziękował mu i wszedł w korytarz, na końcu którego były przezroczyste drzwi. Staną tuż przed nimi. Zobaczył jak dziewczyna kłóci się z lekarzem opartym o biurko. Siedziała na wózku z nogami owiniętymi bandażem. Nie wiedział o co się kłócą, ale wyglądało to źle.  Lekarz nie miał nic do powiedzenia, więc wskazał na drzwi. A ona zwiesiła głowę, żeby zaraz dumnie ją podnieść, rzucając jeszcze kilka słów. Na nie lekarz staną na nogi, był w szoku gdy usłyszał ostatnie słowa dziewczyny.

Kelly zjechał szybko na piętro gdzie była jej sala. Nie rozumiał, co właśnie stało się w gabinecie lekarza? Dlaczego była taka zła i co mu powiedziała, że ewidentnie się wystraszył. Czekał w jej sali, gdy przywiozła ja pielęgniarka. Nie miał zamiaru mówić jej, że wszystko widział.

- Kelly. - ucieszyła się na jego widok, on starał się ukryć swoje zaniepokojenie - Cieszę się, że się pojawiałeś.

- Tak. Myślałem, że uciekłaś. - zażartował. Szybko jednak zrozumiał, to głupie i chciał przeprosić, ale Camilla nie wydawała się zła czy smutna. Roześmiała się na cały głos i poprosiła o pomoc w przejściu na łóżko. - Jak tam badania?

- Dobrze. Niedługo mnie wypiszą. - westchnęła - Mam nadzieję, że szybciej niż im się wydaje, bo tu zwariuję. - na koniec dodała coś na kształt uśmiechu.  - A ty? Jak się czujesz? 

- Lepiej. Chyba wczorajsza rozmowa pomogła mi to przetrawić. - wyznał siadając na fotel obok niej. Dziewczyna uśmiechnęła się z politowaniem i pokręciła przecząco głową. - Coś nie tak? 

- Myślisz, że to koniec? - zapytała zdziwiona, on przytaknął, a Camilla znów ułożyła usta w szeroki uśmiech - Kelly, kiedy tylko tak myślisz, cofasz się. A powinieneś iść na przód.

- O co ci chodzi? 

- Wczoraj wyznałeś mi co stało się z twoją Stellą. Jesteś w wielkiej żałobie. Nie da się tego od tak przełknąć i iść dalej. - odparła. 

- Wiec co powinienem zrobić dalej? - rozsiadł się na fotelu i czekał na jej odpowiedz.

- Przede wszystkim, zacznij od odpowiedzi na ważne pytania. 

- Dobrze. To może pomożesz mi i najpierw ty odpowiesz na jedno moje. - badawczo patrzył na jej nagłą zmianę zachowania. Wyprostowała się i spochmurniała. - Dlaczego mi tak pomagasz? Szczerze. Nie jestem nikim specjalnym. Strażak, który pomógł ci w wypadku. Tyle! A tobie zleży jakbyś ratowała kogoś bliskiego.

- Już ci mówiłam. - powiedziała, starając się unikać jego wzroku.

- Tak, powiedziałaś, że chociaż jednego chciałabyś uratować. O co chodzi? - jego naciskanie nie podobało się dziewczynie. Coś zaczęło w niej pękać. 

- O nic po prostu...

- Jak chcesz pomóc, skoro sama siebie okłamujesz! Nie jesteś psychiatrą! - warknął na nią. Miał dosyć tego co z nim robiła. 

- Wiem! - krzyknęła - Ale to nie znaczy, że nie mogę odciągnąć cię od przepaści! - dodała.

- Jak? Jak chcesz to zrobić? - nie był w stanie powstrzymać tego nagłego gniewu. Nie wiedział skąd znów się pojawił. 

- Cały czas ci to tłumaczę, ale ty nie słuchasz! 

- Cały czas mnie okłamujesz! - podniósł się z fotela i stanął przy łóżku - Wmawiasz mi jakieś głodne kawałki z psychoterapii a tak naprawdę nie wiesz jak mi pomóc! Nie wiesz co przeżywam i jak się czuję! 

- Mylisz się Kelly, wiem jak się czujesz! - odparła z łzami w oczach - Wiem jak to jest stracić kogoś, kto jest częścią ciebie! - Severide w końcu dostał odpowiedz. Dziewczyna była w podobnej sytuacji. Jednak wciąż nie rozumiał, dlaczego mu pomaga? 

- Kto to był? - zapytał ewidentnie spokojniej.

- Mój brat, bliźniak. - odparła. Zaskoczony zaczynał inaczej patrzeć na nią. - Kol, był świetnym chłopakiem. Kiedy kończyliśmy szkołę, chciał specjalnie dla mnie zrezygnować ze stypendium w Stanford. Dostałam się na Juilliard, ale to wiązało się z rozłąką na bardzo długo. Kol nie chciał mnie zostawiać. Był jak mój cień. Wszędzie chodziliśmy razem. Nie było rzeczy, która nas różniła. Ale te studia... były dla niego szansą. Więc przekonałam go, aby nie rezygnował z tego. Na pierwszym roku skręciłam kostkę i nie mogłam podejść do egzaminu wstępnego. Marzenie o szkole przepadło, ale wtedy dostałam się na uniwersytet Chicago. Zaczęłam studiować marketing i tym podobne bzdury, z czasem zapominając o tym co ważne. Już wtedy prawie się z nim nie kontaktowałam. Potem poznałam Ryana, był dla mnie jak anioł. Kochał mnie do szaleństwa i po trzech miesiącach wzięliśmy ślub. Byłam tak zajęta sobą i swoim życiem, że nie utrzymywałam kontaktu z Kolem już wcale. Zjawił się pewnego wieczoru u w moim domu, po trzech latach nie widzenia go, nawet nie przytuliłam własnego brata. Wyglądał na smutnego, ale ja... - zająknęła się - Spieszyłam się na przyjęcie. Ryan zabierał mnie do swoich rodziców. Zostawiłam Kola i pojechałam. Na przyjęciu czułam się źle, wiec wezwałam taksówkę i wróciłam. Zastałam Kola na podłodze w łazience. Miał podcięte żyły, a wokoło było osiem pustych butelek po oxykodonie. Mój brat się zabił. - szlochała - Przyjechał po pomoc, a ja go olałam. Nie popełnię już tego błędu. 



Spóźnione, ale jest.
Obiecałam... XD 

Chicago Fire - My Light...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz