Poprosił Bodena o zastępstwo. Nie chciał się tłumaczyć, ale i szef i reszta znali przyczynę jego zdenerwowania. Dziewczyna była jego znajomą. Poznał ją wtedy, gdy uratował ją z wypadku. Potem kilka razy byli widziani na spacerach, kolacji i różnych innych sytuacjach. Koledzy nie przypuszczali, że Kelly tak szybko będzie z inną kobietą, po śmierci Stelli. W dodatku dziewczyna był niepełnosprawna. Nie znali do końca relacji pomiędzy nim, a jego przyjaciółką. Plotki roznosiły się szybko po remizie 51, ale mało kto pytał czy są prawdziwe.
Pod remizą wyskoczył ze squadu i pobiegł do swojego Mustanga. Z piskiem opon ruszył do szpitala. Był zdenerwowany, czuł się winny temu wypadkowi. Miał w głowie słowa dziewczyny. Dlaczego nie chciała być reanimowana w razie potrzeby? Czy to kolejna kara, dla samej siebie, za śmierć jej brata. Może doktor Charles miał rację i ona bierze swoje wypadki i kontuzje jako pokutę. Musiał mieć jednak pewność. Musiał się przekonać, co tak naprawdę myśli i czuje Camilla. Wbiegł na oddział ratunkowy, z oddali dostrzegł Maggie.
- Meg. Hej, przywieźli tu moja przyjaciółkę, z wypadku. Wiesz może...
- Jak się nazywa? - zapytała Afroamerykanka. Lubiła strażaka, więc małe odstępstwo od zasad nie sprawiało jej problemu.
- Camilla Lee Johns. - odparł, kobieta przeszukała bazę oddziału i nic nie znalazła.
- Niestety, nie mam tu nikogo takiego. Ale może już pojechała do góry? - wyjaśniła widząc jego zszokowaną minę - A tak, jest na chirurgi. - wyjaśniła
- Coś poważnego?
- Złamane przedramię i... będzie mieć opanowany kręgosłup. - rzuciła sprawdzając reakcje strażaka. Zdumienie wypisane na jego twarzy zaniepokoiło pielęgniarkę.
- Dlaczego? - Maggie pokiwała głową, że nie wie i wysłała go do góry. Gdy znalazł się między salami, szukał kogoś kto mógłby go poinformować o stanie zdrowia Cami. Po co była jej operacja? Nie wyglądała na tak poszkodowaną. Mógł jednak tego nie zauważyć, bo dziewczyna już była częściowo niesprawna - Connor. - zawołał za brunetem w czarnym uniformie - Co z dziewczyna z wypadku, Camilla Lee Johns. - Lekarz zmrużył oczy i zastanawiał się czy powiedzieć o swojej pacjentce.
- Kelly, jesteś jej...- chciał dać mu szansę na prawidłową odpowiedz, znacząco się uśmiechając.
- Kuzynem. - powiedział szybko Severide.
- Kuzynem! - Doktor Rhodes splótł palce w koszyczek i kontynuował z prawie czystym sumieniem - Twoja... kuzynka, ma się dobrze. Tomografia nie pokazała żadnych krwiaków w mózgu. Jej ręka będzie w gipsie, za to w końcu stanie na nogi. - wyjaśnił.
- Jak to? - Kelly zdezorientowany starał się opanować emocje.
- Doktor Latham, sprawdził historie choroby dziewczyny i okazało się, że jej ograniczone ruchy nogami są wynikiem zatoru. - Kelly wciąż nie rozumiał co lekarz do niego mówi - Najprościej, do jej nóg nie docierała cała potrzebna krew, aby prawidłowo funkcjonowały. Miała szczęście, że skrzep nie zatamował całej krwi, tylko ją przyhamował. Po operacji i krótkiej rehabilitacji znów będzie tańczyć. - Severide odetchnął z ulgą. Kamień spadł mu z serca, myślał, że to coś co pogorszy jej stan. Dziewczyna będzie chodzić. To wspaniała wiadomość, więc dlaczego lekarz wydawał się zmieszany - Martwi nas tylko to, co powiedziała przy transporcie.
- Co takiego? - Severide udawał, doskonale wiedział o czym mówi lekarz.
- Dziewczyna nie wyraziła zgody na reanimacje, w razie zatrzymania krążenia. - odparł pewnie. Strażak był jednak dobry w udawaniu. Zmrużył oczy i czekał na wyjaśnienia. Connor zwątpił w to, co wiedział. - Ratowniczki mówiły...
- Nic mi o tym nie wiadomo. - odparł - Ale dla pewności sprawdzę, zapytam Brett.
- Dobrze. Masz na odpowiedz pół godziny, potem zaczynamy. Bylibyśmy spokojniejsi wiedząc, że nie mamy noża na gardle. - odparł lekarz znikając za drzwiami sali operacyjnej.
Severide wściekły przeczesywał szpital w poszukiwaniu ratowniczek. Wiedział, że gdzieś się kręcą w pobliżu. Zobaczył Forster wypisującą dokumenty. Podszedł do niej pewnie opierając się o blat recepcji.
- Gdzie Brett? - zapytał dosadniej niż powinien.
- Uzupełnia zapasy. - odparła zmieszana - Czy wszystko w porządku? To była twoja znajoma?
- Nie twoja sprawa. - odszczeknął i zmierzał w kierunku Sylvii, którą zobaczył na horyzoncie. Złapał za łokieć i wciągnął do pustej sali. Blondynka syknęła z bólu - Coś ty nagadała lekarzowi? - warknął na nią, blondynka wystraszyła się go.
- Nic, o co ci chodzi?
- Powiedziałaś lekarzowi, że Camilla nie chce, aby ją reanimowali w razie potrzeby. Po co to mówiłaś?
- To było jej życzenie...
- Mam to gdzieś. Pójdziesz ze mną do doktora Rhodesa i powiesz mu, że się przesłyszałaś.
- Nie! Kelly, to jest nie fair! - Blondynka nie chciała kłamać.
- Nie fair jest, że umrze, bo powiedziała zbyt dużo, będąc w szoku. A ty rozgadałaś to połowie szpitala. - krzyknął na nią, aż zrobiła krok w tył - Masz to odkręcić. Inaczej jeśli umrze to będzie twoja wina. - Wyszedł wściekły, a dziewczyna zastanawiała się co ma robić.
Siedział w poczekalni, modląc się, aby wszystko się ułożyło. Czuł się strasznie z tym co zrobił na dole z Brett. Dziewczyna wykonywała swoją pracę. Żądając od niej kłamstwa, sprawił, że złamałaby obietnicę jaką składała. Nie miał prawa być na nią zły, a jednak był. W środku cały się trząsł ze złości na koleżankę z pracy. Znów tracił kontrolę nad emocjami. Sam nie wiedział dlaczego. Podniósł wzrok słysząc otwierające się drzwi. Doktor Rhodes w towarzystwie doktora Lathama zmierzali w jego stronę. Zastanawiał się, co ma im powiedzieć?
- Severide, ustaliłeś już coś? - Connor był niespokojny. Wiedział, że to co robią jest nielegalne, nieetyczne i będzie straszne w skutkach, jeśli się wyda.
- Ja..- nie mogło mu przejść przez gardło kłamstwo, które cały czas sobie wmawiał.
- Doktorze, chciała sprostować moją wcześniejszą uwagę, co do braku zgody przez pacjentkę na reanimację. - Brett stanęła obok porucznika nie zwracając na niego uwagi - Popełniłam błąd. Zaznaczyłam nie to okienko w karcie. Przepraszam. Mam nadzieję, że mój błąd nie wpłynie na zdrowie pacjentki.
- Czyli dziewczyna nie wspominała o reanimacji?
- Nie. Nic takiego nie mówiła. To mój błąd i biorę za niego pełną odpowiedzialność. - stwierdziła sanitariuszka. Kelly przyglądał się jej w skupieniu. Nie dowierzał temu co słyszy.
- Dobrze. Możemy zaczynać operację. - lekarze przytaknęli, a kiedy tylko zniknęli za drzwiami Brett odwróciła się i odeszła.
- Sylvie... - zawołał za nią, chciał podziękować
- Nigdy więcej mnie o coś takiego nie proś. - odparła surowo odchodząc.
CZYTASZ
Chicago Fire - My Light...
FanfictionSeveride na byciu strażakiem zjadł zęby. Nic nie jest w stanie go nic zaskoczyć. Jednak w życiu prywatnym... nie ma takiej stabilności... Co zrobi, gdy spadnie na niego nieoczekiwane uczucie, poczucie obowiązku i ojcostwo? *Opowiadanie może zawier...