Kelly był w szoku widząc Cami. Pierwsze co zrobił, to sprawdził stan dziewczyny. Oddychała, co prawda bardzo płytko i niemiarowo, ale oddychała. Strażak sam nie mógł już oddychać. Musiał wydostać siebie i ją z tego piekła. Nie wiedział kiedy i jak ogień przeniósł się poza łazienkę. Coś musiało być rozlane na podłodze. Starał się podnieść dziewczynę z podłogi, wtedy odzyskała przytomność. Mamrotała coś niewyraźnie, jednak nie mógł teraz skupiać się na tym. Jego priorytetem było wyniesienie jej z płonącego miejsca.
- On tu jest! - zebrała w sobie na tyle siły, by powiedzieć to zdanie w całości i dosadnie głośno. Kelly nie wiedział, o co chodzi dziewczynie? Zaczął się rozglądać, jednak dym był coraz gęstszy i dusił go naprawdę mocno. Szedł z Cami na rękach, był już blisko schodków prowadzących do drzwi, kiedy poczuł jak coś wbija się w jego ramie. Z bólu i nacisku z tyłu ukląkł, nie wypuszczając Cami z rąk. Czuł jak to coś wysuwa się z jego ramienia i znów wbija kawałek dalej, bliżej kręgosłupa. Tym razem nie utrzymał już dziewczyny. Wypuścił ją z rąk i odwrócił się nim przedmiot znów opuścił jego ciało. Zobaczył faceta, o strasznym wyrazie twarzy. Na dłoniach miał krew, ubranie brudne, a jego fryzura błagała o fryzjera. Zmęczona twarz i ewidentnie przekrwione spojrzenie ćpuna. Gdzieś już widział tego gościa. Stał nad porucznikiem dusząc się dymem bardziej niż strażak. Rzucił się na niego z rękoma, ale Kelly szybko uchylił się podstawiając mu nogę i napastnik upadł. Szybko zebrał Cami z podłogi i szedł w stronę drzwi. Tuż przy nich usłyszał syreny straży i policji. Pomoc była na miejscu. Cami znów odzyskała przytomność.
- Kelly... - szepnęła widząc zmęczoną i brudną twarz swojego wybawiciela. Usłyszeli strzał i Kelly padł na ziemię. Jego zielone spojrzenie wbite było w oczy dziewczyny. Czuł się słaby i wiedział, że nie da rady wynieść jej. Ale ona miała na tyle sił aby uciec. Popchnął ją w kierunku drzwi,a sam odwrócił się do napastnika zmierzającego w ich kierunku. Wiedział, że musi kupić jej trochę czasu. Podniósł się i ruszył w kierunku mężczyzny. Gdy zobaczył lufę przed swoją twarzą, nie zawahał się złapać ją i próbował wyrwać broń.
Cami starała się podnieść, gdy tylko była za drzwiami. Jednak była za słaba, mogła się tylko czołgać. Nagle dobiegła do niej Demi. Dziewczyna płakała i prosiła o to, aby ktoś pomógł jej przyjaciółce. Policja odciągnęła dziewczynę i ułożyła ją na noszach. Strażacy chcieli ruszyć do środka, ale policja nie mogła na to pozwolić. Usłyszeli strzał, więc tam nie było bezpiecznie. A ich obowiązkiem było zapewnić strażakom bezpieczeństwo podczas wykonywania obowiązków. Do całej zebranej tam śmietanki dołączył Matt. Strażak przyjechał po telefonie od dziewczyny. Zobaczył ją przy karetce i natychmiast zaczął rozglądać się za przyjacielem.
- Demi! - był tuż za nią, ale ona zaaferowana stanem przyjaciółki odcięła się od otoczenia, dopiero gdy dotknął jej ręki. Spojrzała zapłakana na swojego faceta i nie wiedziała co powiedzieć, więc zaczęła płakać.
- Kelly.... - wydukała - Kelly jest w środku. - Gdy tylko Casey usłyszał jej słowa zwrócił się w kierunku domu. Jego przyjaciel został tam, bez maski. Dlaczego nikt nie reagował. Zapytał o to policjanta. Gdy usłyszał powód, bez namysłu wbiegł do środka. Zaraz za drzwiami rozległ się kolejny strzał.
Szpital wyglądał jakby w Chicago wybuchła bomba na stacji benzynowej. Mnóstwo ludzi w poczekalni, czekało nie na przyjęcie, a na wiadomości. Byli to nie tylko strażacy, ale także ludzie bliscy Camilli Lee Jones i kilku policjantów. Wszyscy czekali na wiadomości o trójce ludzi. A wszystko dlatego, że tragedia jaka rozegrała się w domu Cami, odbiła się szerokim echem właśnie w tych kręgach. Lekarze w trzech pokojach walczyli o życie trójki ludzi. Doktor Halstead badał dziewczynę. Camilla miała tępy uraz głowy oraz kilka ran ciętych na plecach i przedramionach. Dodatkowo została ugodzona nożem w ramie. Straciła dużo krwi i jej stan był ciężki. Will wezwał Rhodes'a, aby sam zakwalifikował dziewczynę do operacji. Co oczywiście stało się zaraz po wejściu lekarza i przeczytaniu jej stanu zdrowia.
W drugim pokoju Doktor Choi badał Severida. Dwie rany kłute, w okolicy barku i między łopatkami. Dodatkowo postrzał w prawy bok. Kula przeszła na wylot, uszkadzając płuco i zahaczając o żebra. To cud, że jeszcze oddychał. Dopiero gdy przywieziony na SOR, zaczynał być badany jego serce stanęło. Ethan reanimował porucznika kilkanaście minut. On także wymagał operacji, jednak bez pracy serca, była mu niepotrzebna.
W trzeciej sali znalazł się postrzelony w klatkę piersiową napastnik. Nim przywieźli go do szpitala stracił dwa litry krwi, ale wciąż nie stracił przytomności. Lekarze podejrzewali, że zażył coś co trzymało go przytomnym, aż do teraz. Doktor Manning nie mogła poradzić sobie z jego agresją, a wstrzykiwanie mu diazepamu graniczyło z cudem. Poprosiła więc policję o pomoc. Trzech ochroniarzy, oficerowie policji i kilku pielęgniarzy. Tylu trzeba było osób do powstrzymania go na tyle, aby podać lek uspokajający. Mężczyzna po tym jak prawie zasnął od razu się zatrzymał. Jego rana cały czas krwawiła, teraz dopiero lekarka widziała jak rozległe były jego obrażenia.
W poczekalni siedziała cała zmiana pięćdziesiątki jedynki. Gdy tylko usłyszeli co się stało, zjawili się i czekali na wiadomości. Casey siedział uspokajając Demi, chociaż sam nie był w najlepszym stanie. To co zastał po wejściu do domu... było jak horror. Wszędzie krew. A przed nim w wielkiej chmurze dymu Kelly szarpiący się z napastnikiem. I wtedy ten strzał. Na koszulce miał jeszcze krew przyjaciela. Gdy tylko obaj upadli, podbiegł do Severida i odciągnął go od tego drugiego, kopiąc broń daleko w płomienie. Wyciągnął porucznika i zapakował do karetki. Nie opuścił go na krok, aż do drzwi szpitalnej izby przyjęć. Teraz siedział, zastanawiając się, co tam się stało? Opowiedział już funkcjonariuszowi o tym co widział i słyszał, jednak ten niewiele był mu w stanie wyjaśnić.
Po godzinie, w szpitalu zjawił się wydział wywiadowczy. Voight stanął przed strażakami i przywitał się z nimi, prosząc Matta i Demi na bok. Czekał tam na nich już Ruzek.
- Opowiedz, co się stało? - Voight był świnią, przez większość swojej służby w policji, ale Matt wiedział, że jeśli ktokolwiek jest w stanie to wyjaśnić to właśnie on.
- Byłam z Severidem na drinku. - spokojnie i powoli zaczęła opowiadać co się działo, był już po lekach uspokajających, więc łatwiej było jej się skupić na faktach, nie na emocjach - Gdy wybiegłam, zadzwoniłam na straż, potem do Matta... a gdy stałam i czekałam na nich zobaczyłam... - przerażenie w jej oczach było widoczne z kilometra - Samochód Ryana.
- Byłego męża Camilli? - Ruzek zapisywał każde jej słowo, mimo iż patrol zebrał od niej już wszystkie informacje.
- Tak. Poznałabym je wszędzie, tym rzęchem śledził Cami po rozwodzie kilka tygodni. A kiedy już udało mi się do niego doskoczyć, zobaczyłam w środku Ryana, ale wyglądał okropnie. - oznajmiła.
- Casey, a ty co widziałeś? - Voight wiedział już wszystko, jednak zapytał o to, aby mieć pewność.
- Widziałem tylko dwóch szarpiących się facetów, z których jednym był Kelly. Potem padł strzał i jak tylko padli na ziemię wyniosłem Severida na zewnątrz. - powiedział przecierając zmęczone oczy.
- A broń?
- Kopnąłem ją, chyba wpadła w płomienie. - oznajmił, Hank przytaknął i chciał wyjść razem z podwładnymi - Hej! Nie wyjdziesz od tak! Co tam się odwaliło? Kim jest ten Ryan?
- Ryan to były mąż Camilli Lee Jones. Niezrównoważony psychicznie człowiek, który od jakiegoś czasu bierze każdy możliwy towar dostępny w Chicago. - oznajmił Adam za zgodą szefa - Myślimy, że chciał zemścić się za rozwód. Wypisywał groźby w sieci, listy i anonimy znaleźliśmy na piętrze domu. Odgrażał się jej. - dodał.
- I co teraz?
- To zależy od tego czy przeżyje... - zaczął Voight. W tym czasie w poczekalni zjawił się lekarz.
Ta.. ta... ta... tam... tam... tam...
Polsat is back XD⭐ i komentarze mile widziane XD
CZYTASZ
Chicago Fire - My Light...
FanfictionSeveride na byciu strażakiem zjadł zęby. Nic nie jest w stanie go nic zaskoczyć. Jednak w życiu prywatnym... nie ma takiej stabilności... Co zrobi, gdy spadnie na niego nieoczekiwane uczucie, poczucie obowiązku i ojcostwo? *Opowiadanie może zawier...