XIII

410 26 18
                                    

Mimo najszczerszych chęci, Kelly nie mógł od tak rzucić pracy i wrócić do Chicago. Jego stanowisko było zmienione w współpracy CFD i LAFD. To przez nich musiał załatwić sprawy związane z przeniesieniem.  Matt pojechał do domu Severida, a ten dokończył zmianę wypisując już potrzebne dokumenty do zmiany miejsca pracy. Wciąż się wahał. Miał dziwne obawy co do powrotu na stare śmieci. Bał się, że wspominania wrócą, mimo iż przerobił cała traumę po stracie Stelli i tym co robił potem. Po zakończonej zmianie pożegnał się z chłopakami z remizy 66 i podziękował komendantowi za pomoc.

Kilka godzin później byli już w samolocie. Sprawy z domem załatwił telefonicznie mówiąc, że musi wracać do domu. Mężczyzna był zawiedziony, że strażak zostawia dom, którym miał się zajmować, ale zrozumiał i nie robił problemów. Lecieli siedząc w ciszy. Została im godzina lotu, a w poruczniku narastał niepokój.

- Wszystko w porządku? - zapytał Casey. Ponad roczna przerwa w widzeniu przyjaciel nie zmieniła faktu, że wiedział kiedy Kelly ma się źle.

- Boje się. - wyznał czym zaskoczył Matta, Severide nigdy nie był wylewny, naprawdę zaszła w nim ogromna zmiana.

- Remizy czy całego Chicago? - Severide uśmiechnął się pod nosem na tą prowokację. Wiedział, że jego kumpel żartuje sobie z niego. Brakowało mu tego.

- Siebie się boję. - odparł - Nie wiem jak to będzie gdy wrócę.

- Będzie w końcu tak jak być powinno. - odparł pewnie Casey. To sprawiło, że Kelly poczuł się odrobinę lepiej. W końcu Chicago to jego dom. Remiza 51 to jego dom. Zmienił się to na pewno. Ale nie na tyle by nie moc być porucznikiem i dowódca squadu 3.

Stanął w drzwiach remizy jakby go coś blokowało. Nie chciał przyjechać z Caseym, bo nie chciał presji. Musiał zrobić to we własnym tempie. Mimo, iż przenocował u przyjaciela to postanowił poszukać mieszkania. Nie chciał mu siedzieć na głowie, tym bardziej, że ten znalazł w ciągu roku dziewczynę. Piękna brunetka imieniem Demi przywitała ich z uśmiechem w drzwiach. Nie znała Severida, ale z góry traktowała go jak domownika. Pokazała pokój i powiedziała, że niedługo będzie kolacja. Kelly był zaskoczony na widok dziewczyny. W życiu nie przypuszczał, że Matt będzie z kimś takim. Nie chodziło o to, że jest miła czy wyluzowana bo to akurat był typ Matta, ale....  Dostrzegł na ramieniu Demi duży tatuaż, kolczyki w całym lewym uchu i kilka innych drobiazgów, które nie pasowały do przyszłej Pani Casey. Może i jego przyjaciel się zmienił?  Ale czy tak drastycznie.

Tak więc stał w drzwiach, nie ruszając się ani przez moment. Jakby przymarzł do tego chodnika. W zasadzie zaskoczyła go zima. Zdążył przywyknąć do nie noszenia kurtek i grubych swetrów. Lubił ciepło już wcześniej, uwielbił lato w Chicago gdy wyciągał swój motor i mógł pojeździć nocą po ulicach pustego miasta. Albo ten moment gdy po ciężkiej akcji siadali z Mattem na dachu remizy z cygarem w dłoni i cieszyli się chwilą spokoju. Teraz jednak, mimo zaskoczenia, ucieszył się na ten przejmujący mróz. To chyba jedyna rzecz, która nie uległa zmianie. Zima w Chicago wciąż dawała w kość. Gdy w końcu paraliż ustąpił wszedł do środka. Ciepło uderzyło go w zmarzniętą twarz. Dostrzegł czerwony wóz z numerem 3 na boku i od razu się uśmiechnął. Hangar był pusty wszedł więc całkowicie do środka budynku. Tam o dziwo też nikogo. Skierował się do szefa, ale biuro jego było puste. Coś mu tu nie pasowało. Miał nadzieję, że nie planują.... Gdy tylko pomyślał o niespodziance i wszedł do sali odpraw usłyszał krzyk tłumu skandujący "Witaj w domu" i zobaczył śmiejące się do niego twarze. Uśmiechnął się mimo, iż nie chciał tego wszystkiego. Boden wyłonił się z tłumu, podszedł do niego i uścisnął dłoń. 

- Witaj z powrotem. - klepnął go w ramię, na co Kelly skinął głową.

- Dobrze być z powrotem. - oznajmił i dostrzegł dwie twarze, których się nie spodziewał - Cruz, Capp? - zaskoczony nie wiedział co myśleć. Przecież mieli odejść? Jak to się...? Spojrzał na Matta i od razu zrozumiał. Okłamał to mówiąc, że chłopaki odeszli, a Brett zamierza odejść. Zmusił go tym do szybkiej decyzji. Nie zamierzał odpuścić przyjacielowi kłamstwa.

- Ale z tym dowódcą nie kłamałem. - podniósł ręce w geście poddańczym i wyjaśnił - Mallow naprawdę był okropny.

- Prawda! - Powiedziała naburmuszona Brett - Jeszcze miesiąc, a naprawdę bym odeszła. - zaśmiała się i przytuliła Severida - Dobrze, że wróciłeś. - Po dawnym żalu nie było śladu, więc oboje uśmiechnięci odwzajemnili uściski i wrócili do bycia przyjaciółmi.

"Ambulans 61, Squad 3, Wóz 81. Zatrzymana winda w Water Tower Place."

Wszyscy zaczęli wybiegać mijając porucznika. Stał zachwycony tym co się dzieje. Brakowało mu tego, gdy wszyscy razem reagowali na ten nieznośny, ale teraz miły dla ucha, dźwięk alarmu.

- Hej! - Boden stanął w drzwiach - A ty na co czekasz? - Severide uśmiechnął się czując znów ten dreszcz, którego dawno nie czuł. Te emocje, gdy z przyjaciółmi ruszał do akcji. Zrozumiał, że jest na właściwym miejscu.

Wszedł pewnie na teren centrum handlowego. Casey uśmiechnął się widząc minę Severida, tak dawno nie widział przyjaciela w akcji. Pomyślał o czymś co zaraz oznajmił przyjacielowi.

- Ty dowodzisz. - rzucił od niechcenia, na co Kelly zmrużył oczy i szukał jakiegoś drugiego dna.

- To prezent na powitanie??

- Nie. Chcę sprawdzić, czy Kalifornijskie słońce cię nie zepsuło. - zażartował. 

- Zaraz zobaczysz. 


Winda utkwiła na czwartym piętrze. Nie była to trudna akcja. Kapitan zdenerwował się nawet, że wezwali dwie jednostki straży do tak błahej sprawy. Miło jednak było zobaczyć, jak Kelly jest w swoim żywiole i rozporządza ludźmi ratując życie. Po całej akcji wrócili do remizy. Radośni i zadowoleni, że mają swojego porucznika z powrotem. 

Jego biuro było takie samo jak wtedy, gdy wyjeżdżał. Oprócz małego uszkodzenia na biurku. Zastanawiał się skąd jest, ale nie chciał zaprzątać sobie tym głowy. Wyjmował powoli rzeczy z torby. Nie miał ich zbyt wiele, nie chciał przynosić wszystkiego. Jakby wciąż nie mógł uwierzyć, że wraca. Usłyszał pukanie w szybę. Zobaczył za nią Matta i dwa cygara. Z radością poszedł za nim. 

- Ze wszystkiego co tutaj robiliśmy, tego brakowało mi najbardziej. - oznajmił Kelly wpatrując się w zapalone cygaro. 

- Tam nie paliłeś? Przecież to ty wymyśliłeś tą tradycję. - zdziwił się, przez ten cały rok myślał, że Kelly z pewnością świetnie się bawi i jest sobą. Nie chciał żeby było inaczej.

- Nie ja, a Andy. - poprawił go - A po drugie, to była nasza tradycja. Tam nie miałem z kim palić. - szturchnął przyjaciela w bok, na co ten się zaśmiał

- Racja. A jak sprawy się mają? - Kelly posłał mu pytające spojrzenie, nie rozumiał o co chodzi - Nie chciałem pytać w Los Angeles, bo jeszcze byś nie pojechał ze mną... Ale teraz. Jak się czujesz po tym roku?

- Przetrawiłem wszystko. Bałem się trochę, że gdy wrócę wszystko odżyje, ale chyba zdążyłem wszystko poukładać. Stella i to wszystko po tym jak zginęła... - zamyślił się chwilę - Powinienem pojechać od razu gdzieś daleko, jak wtedy po Shay.

- Wtedy też musiałem cię ściągać do domu. - przypomniał mu. 

- Tak. - zaśmiał się - Jak na razie dobrze ci idzie. -  pociągnął cygaro wypuszczając dym pomieszany z ciepłym oddechem - A tak poza tematem. Demi. - Matt wiedział, że Kelly nie odpuści. Widział, jak ten spojrzał na tatuaż dziewczyny, jego mina mówiła wszystko. Domyślał się, że w końcu kiedyś zapyta. - Skąd ty ją wziąłeś? Przecież ona wcale nie jest w stylu Matta Caseya. - zadrwił

- Demi ma złote serce. - wyznał z rozmarzonym wzrokiem - Poznałem ją przez przyjaciółkę Brett. Wyszliśmy na podwójną randkę, a w restauracji pracowała właśnie Demi. 

- Czyli przyszedłeś z jedną, a wyszedłeś z drugą? - przytaknął z uśmiechem i wstydem. Severide był w co raz większym szoku słuchając Matta - Jezu, zmieniłeś się we mnie. - na co obaj głośno się zaśmiali.



No to wrócił. To teraz czas na spełnianie kolejnych marzeń:)

⭐, komentarze oczywiście mile widziane. 

Chicago Fire - My Light...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz