Lekarzem, który zjawił się, aby przekazać jakieś nowiny, była doktor Manning. To ona jako pierwsza zakończyła swoją pracę z pacjentem. Była przybita, ale zdążyła jeszcze sprawdzić co z pozostałą dwójką, wydawało jej się, ważniejszą dla ludzi zebranych w izbie przyjęć.
- Co z nimi? - zapytała Demi, ale doktor najpierw szukała Voighta. Gdy podszedł zaczęła od złych nowin.
- Ryan nie przeżył. Stracił zbyt dużo krwi. - wyjaśniła, ale Voight przyjął to bez większych emocji. Jedynie żałował, że nie wsadzi tego drania do klatki. Z chęcią pokazałby mu jak bardzo nienawidzi takich ludzi jak on. Ale trudno, śmierć to też dobre wyjście. Potem lekarka skierowała się do strażaków i odpowiedziała po części Demi na pytanie. - Severide ma uszkodzone płuco i żebra. Musi przejść operację. A Camilla...
- Co z nią? - zapłakana przyjaciółka była bliska omdlenia.
- Nat, błagam. - Casey widział, że lekarka ma opory przed powiedzeniem co z dziewczyną, za pewne chodziło jej o to, że Demi nie jest jej rodziną.
- Też potrzebuje operacji. Przez uraz w ramieniu, krwawienie w głowie...
- O Boże. - Demi nie mogła słuchać tego, co mówi lekarka. Wtuliła się w Matta i zaczęła płakać.
- To tylko tak źle brzmi, ale jest w lepszym stanie niż.... - Natalie znów zamilkła, nie chciała powiedzieć tego w taki sposób. Strażacy od razu podłapali temat.
- Co się dzieje z Severidem. - Boden stanowczo spojrzał na panią doktor, nie mogła nie odpowiedzieć.
- Przez wbity nóż, w okolicy serca zebrała się krew. Uciskała na nie przez dłuższy czas, aż w końcu się zatrzymało. - po pomieszczeniu przeszło echo strachu - Doktor Choi zrobił co mógł, przywrócił rytm serca, ale operacja jest konieczna. Tylko, że Connor zakwalifikował Camille jako pierwszą do operacji.
- Więc Kelly będzie czekać? - Casey prawie krzyknął.
- Nie. - odparła szybko, nie była pewna czy powinna mówić im o tym co planują - Connor będzie operował ich równocześnie.
- Co takiego?
- Camilla jest już na bloku, Severide jest przygotowywany. Nim Connor skończy z dziewczyną, inny zespół otworzy Severida. Będą w tej samej sali, przedzielonej osłoną. Connor będzie miał łatwiej przemieszczać się miedzy nimi. - widząc miny zebranych lekarka chciała już pójść - Tyle mogę powiedzieć. Robimy wszystko, aby uratować ich oboje. - dodała i zniknęła za drzwiami SOR'u. Zostawiła zebranych w szoku i konsternacji. Jednak zostawiła im jeszcze nadzieję. Nadzieję na to, że będzie dobrze i odzyskają ich oboje.
Mimo próśb i bałagań Demi nie chciała jechać do domu. Chciała mieć pewność, że jej przyjaciółka wyjdzie z tego cało. Niestety strażacy musieli opuścić poczekalnie. Zmiana, którą zaczynali za kilka godzin, nie mogła się nie odbyć, więc Boden zostawił na miejscu tylko Matta. Zadzwonił do komendanta głównego z prośbą o zastępstwo, dla swojego porucznika i kapitana.
Casey, z wtuloną w siebie Demi, czekał na informacje przez kilka godzin. Patrzył na drzwi z nadzieją, że zaraz ktoś przyjdzie i powie, że wszystko się udało. Modlił się o to, bo gdyby stracił kolejnego członka swojej strażackiej rodziny.... nie wiedział co zrobi. Severide musiał przeżyć.
- To moja wina. - szepnęła dziewczyna nagle - Matt odsunął się lekko i spojrzał na zapłakaną Demi.
- O czym Ty mówisz?
- To ja zabrałam Severida na drinka, a później do Cami. Nie powinnam się godzić, żeby mnie tam zawoził. Powinnam była pojechać do niej jak planowałam wcześniej. Powinnam z nią porozmawiać... Może wtedy on by odpuścił. Może Ryan nie zaatakował by nas...- wyrzuciła z siebie łkając, mimo leków jakie podała jej Maggie, Demi wciąż była zdenerwowana.
- Nie! - stanowczość Matta przerwała jej słowotok - Nie jesteś temu winna. - oznajmił - I bardzo dobrze, że cię tam nie było, bo on na pewno by nie odpuścił. A ja nie mam zamiaru tracić Ciebie, rozumiesz. - dziewczyna przytaknęła, ale jej wyrzuty nie zniknęły. W drzwiach pojawił się doktor Rhodes.
- Spokojnie. - powiedział na początek widząc jak oboje zmęczeni zerwali się z miejsc - Już po wszystkim. Camilla miała mały krwiak w głowie, ale go usunąłem. Rana na ramieniu też nie była aż tak groźna. - uśmiechnął się do Demi widząc jej ulgę - Co do Severida. Zatrzymał się nam na stole. Ale daliśmy radę go przywrócić. Zrobiłem co mogłem by uratować mu płuco, a żebro zespoiliśmy i myślę, że z tym nie powinniśmy mieć już z tym większych problemów. Jednak dla niego będzie to ciężkie dwadzieścia cztery godziny. Dwa zatrzymania i tyle utraconej krwi... Musimy być dobrej myśli, ale nie będę ukrywać, że może być różnie. - Casey podziękował lekarzowi i szybko przekazał wieści do remizy. Zabrał Demi do domu, aby trochę odpocząć, a później miał w planach wrócić do szpitala bez niej.
Camilla po operacji bardzo szybko odzyskała przytomność. Zobaczyła biały sufit sali szpitalnej i na początku myślała, że to wszystko było snem. Całe te półtorej roku, które było i koszmarem i przyjemnością. Myślała, że dopiero obudziła się po operacji jaką miała, po wypadku na moście. Tym wypadku, z którego została uratowana przez Severida. Gdy lekarz zapytał ją o to czy wie gdzie jest, od razu zapytała, czy jej nogi są całe? Wciąż myślała o tańcu i o tym, co teraz z nią będzie. Lekarz powoli wyprowadzał ją z błędu, a ona zaczęła wracać do rzeczywistości. Zrozumiała, że to nie był sen. Że to wszystko się zdarzyło, a jest znów w szpitalu, bo Ryan zaatakował ją w jej własnym mieszkaniu. Przez dłuższy czas słuchała lekarza jak opowiada jej o stanie zdrowia, o tym co jej wolno, a czego nie. Jednak po chwili do jej głowy wrócił obraz momentu, gdy Kelly trzymał ją na rękach i wynosił z płonącego domu. Ten moment, w którym puścił ją, a potem wypchnął. Słyszała strzał, jakby zaraz obok jej ucha i zerwała się z łóżka.
- Gdzie on jest? - zapytała zdenerwowana - Gdzie Severide? - w jej oczach pojawiły się łzy. W żołądku miała uczucie jakby utkwił jej tam wielki kamień. Chciała wyjść z łóżka i iść go poszukać.
- Camilla, spokojnie, uspokój się!!! - Doktor Rhodes starał się utrzymać ją, żeby nie pozrywała szwów. - Miligram diazepamu. - zażądał od pielęgniarki, a ta natychmiast zrobiła zastrzyk. Po chwili Camilla uspokoiła się, ale nie na tyle by nie pytać o strażaka. - Severide jest kilka sal dalej. Żyje. Uspokój się, to cię do niego później zabiorę. - Connor wiedział, że tylko to zapewnienie, pozwoli Camilli się uspokoić i wyciszyć bez dodatkowej farmakologi.
- Co z nim? - zapytała płacząc.
- Trochę przeszedł, ale wydaje się już być lepiej. Pomyśl na razie o sobie. - dodał lekarz wychodząc w sali. Została sama, z myślami, że przez nią, Kelly mógł zginąć. Nie potrafiła przestać o tym myśleć. Wiedziała co robi. Wstała z łóżka z wielkim wysiłkiem. Czuła ból w miejscu rany, ale nie zniechęciło jej to. Wyłączyła monitor nad swoja głową, a później odpięła wszystkie elektrody, kroplówkę i zdjęła pulsometr z palca. Chwiejnym krokiem sunęła do drzwi. Korytarz był pusty więc trzymając się ściany przeszła dookoła oddziału. Sala po sali sprawdzała czy w niej akurat nie ma strażaka. W końcu weszła do jednej, w której pod respiratorem, z rurką w gardle leżał on. Na jego widok Cami prawie upadła. Czuła się okropnie widząc go takiego... bezsilnego. Podeszła do łóżka łapiąc jego dłoń. Położyła głowę na jego klatce piersiowej i szlochała błagając w duchu aby się obudził.
- Kelly! - spojrzała na zamknięte oczy porucznika - Kelly, proszę obudź się. Błagam. - szeptała - Zrobię wszystko, tylko otwórz te cholerne oczy.
Drama... XD
No to zbliżamy się do końca XD
⭐ i komentarze mile widziane :)
Komentarze szczególnie :D
CZYTASZ
Chicago Fire - My Light...
FanfictionSeveride na byciu strażakiem zjadł zęby. Nic nie jest w stanie go nic zaskoczyć. Jednak w życiu prywatnym... nie ma takiej stabilności... Co zrobi, gdy spadnie na niego nieoczekiwane uczucie, poczucie obowiązku i ojcostwo? *Opowiadanie może zawier...