Wyszedł za nią, ale nie zdążył zatrzymać. Zobaczył tylko odjeżdżający samochód z piskiem opon. Zastanawiał się co takiego zrobił, że zareagowała w ten sposób. W końcu chciał tylko aby nie udawała, że widzi go pierwszy raz. Nie liczył na nic więcej, tylko żeby zachowywała się normalnie... Dopiero po chwili przypomniał sobie ich pożegnanie. Powiedział jej, że zostawia wszystko za sobą, włącznie z nią. Powiedział żeby się leczyła i wyjechał nie sprawdzając nawet czy z nią wszytko w porządku. Nie zachował się dobrze, ale czy to przez to? Już wtedy, od tak, przestała płakać i na chłodno mu podziękowała. Już wtedy było to dziwne, dlaczego nie zauważył tego? Popełnił błąd, a teraz musi go wyjaśnić. Wsiadł w samochód i pojechał za nią, ale nie dogonił. Postanowił pojechać do jej firmy, nie zakładał, że właśnie tam będzie. Ale właśnie tam mógł zasięgnąć informacji.
- Przepraszam, ale nie mogę udzielać takich informacji. - oznajmiła stanowczo recepcjonistka
- To pilne, chodzi o mieszkanie. - skłamał - Przecież byłem tu przed wczoraj, pamiętasz mnie pewne.
- Tak, ale...
- Muszę się z nią jakoś inaczej skontaktować. - dziewczyna w recepcji widziała jak bardzo zależało mu na tym, aby porozmawiać z Camillą dziś. Cóż mogła zrobić, nie chciała stracić pracy.
- Telefonicznie...- zaczęła, ale Kelly pokiwał przecząco głową.
- A jakoś inaczej. - uśmiechnął się do niej i dziewczyna widocznie rozbrojona jego wybrykiem biła się z myślami. Która nie uległaby urokowi porucznika?
- Nie wiem czy mogę...
- To zostanie między nami. Poza tym znam Camille od dawna, na pewno nie będzie miała z tym problemu. - jeszcze nie pewny, że dostanie to czego chciał dodał - Zostawiła mi złe klucze do mieszkania, to w zasadzie sprawa firmy... - kłamstwo musiał potwierdzić kolejnym kłamstwem. Wciąż nie tracił kontaktu wzrokowego z jej błękitnymi oczami.
- Dobrze. - uśmiechnęła się i napisała adres na kartce. - Jest tam codziennie o osiemnastej, a gdyby nie, to tu jest adres jej domu. - podała mu drugą kartkę. Zaśmiał się w duchu, najpierw nie chciała powiedzieć gdzie jest jej szefowa, a później...
- Dziękuję. Jestem ci winien drinka - rzucił siadając do windy.
Adres, pod którym miała być Camilla, zdziwił porucznika. To adres szpitala Gaffney Med. Był ciekawy, co takiego sprowadza ją codziennie o tej samej godzinie w to miejsce. Czekał w aucie przed wejściem, widząc na parkingu jej samochód. Gdy pojawiła się w drzwiach z doktorem Charlesem, zrozumiał. Spełniła jego życzenie. Wysiadł z auta, gdy zobaczył jak żegna się z lekarzem. Podszedł powoli do nich, chcąc by lekarz go zobaczył.
- Doktorze. - przywitał się skinieniem głowy, gdy tylko znalazł się w zasięgu jego wzroku. Camilla słysząc za sobą głos Severida odwróciła się spłoszona.
- Co tu robisz? - zapytała ewidentnie zaczynając być zła.
- Chciałem porozmawiać. Właściwie wyjaśnić. - zaplotła ręce na piersi. Błagając, aby lekarz cokolwiek powiedział.
- To ja was zostawię. Miło Cię widzieć w dobrej formie Severide. - rzucił odchodząc. Nie tego spodziewała się dziewczyna.
- Widujesz się z doktorem. - oznajmił oczywistą rzecz - To dobrze. Ciszę się, że masz się lepiej...
- Lepiej? Miałam się lepiej puki Ciebie nie zobaczyłam. - warknęła i przeszła obok idąc do samochodu.
- Przepraszam. - rzucił za nią, to ją zatrzymało - Przepraszam, że znów się pojawiłem. - Gwałtownie odwróciła się do niego i zmroziła to morderczy wzrokiem.
CZYTASZ
Chicago Fire - My Light...
FanfictionSeveride na byciu strażakiem zjadł zęby. Nic nie jest w stanie go nic zaskoczyć. Jednak w życiu prywatnym... nie ma takiej stabilności... Co zrobi, gdy spadnie na niego nieoczekiwane uczucie, poczucie obowiązku i ojcostwo? *Opowiadanie może zawier...