Connor odebrał wyniki badań Camilli Lee Jones. Stan dziewczyny wyglądał bardzo dobrze. Gdyby nie fakt, że kilkanaście godzin wcześniej grzebał jej w głowie, mógłby ją puścić do domu. Niestety, dla pacjentki, musi jeszcze zostać i poddać się obserwacji. Jeśli chodzi o mózg nie ma żartów. Lekarz nie raz widział jak pozornie zdrowiejący pacjent, w jednej chwili traci przytomność i już się nie budzi. Częste przeświadczenie lekarzy, że są bogami i robią cuda, zabija pacjentów. Doktor Rhodes nie był jednym z nich i mimo swojej wiedzy zadawał sobie pytanie czy nie mógł czegoś zrobić lepiej. W drzwiach oddziału pojawiła się piękna brunetka, a za nią wszedł dobrze znany mu blondyn.
- Casey, Demi. - przywitał się z parą - Nie mogliście usiedzieć w domu? - zapytał z uśmiechem.
- Co z Cami i Kellym? - zapytała dziewczyna, nie żeby nie lubiła lekarza, ale jego poczucie humoru było obecne w najmniej odpowiednim momencie.
- Camilla już się obudziła. Jest w sali dwa. Kelly niestety jeszcze nie, ale z dobrych wieści mogę powiedzieć, że jego stan się nie pogarsza. - oznajmił poważnie - Leży w ósemce. Możecie tam zajrzeć. - Casey podziękował mu i poszedł za Demi do pokoju jej przyjaciółki. Na widok pustego łóżka dziewczyna wypuściła z rąk torbę.
- Doktorze! - zawołała dziewczyna, lecz lekarz zniknął już w windzie - Matt, nie ma jej. - z paniką w głosie skierowała się do chłopaka. Ten zobaczył puste łóżko i instynktownie spojrzał na sale, nad którą widniał numer osiem. Była dosłownie naprzeciw sali dziewczyny. Podszedł do tamtych drzwi i odsunął je szerzej. Zobaczył pochyloną nad porucznikiem Cami. Leżała wręcz na jego klatce piersiowej płacząc i mamrocząc coś pod nosem.
- Camilla. - Casey powoli podszedł do niej, nie chciał jej wystraszyć, ale nie zareagowała. Jakby w ogóle go nie słyszała.
- Matt. - za nim do sali weszła jego dziewczyna, gdy dostrzegła przyjaciółkę kamień spadł jej z serca. - Cami! - na dźwięk głosu przyjaciółki podniosła się.
- Demi. - załkała zaskoczona, a później wpadła w ramiona przyjaciółki - Ja nie chciałam. - mamrotała - Nie chciałam, żeby tak się stało. On nie może odejść. Nie może! - była w rozsypce psychicznej i tylko jedna rzecz mogła by jej pomóc. Jednak nie zapowiadało się, aby Severide miał się obudzić.
Camilla, ani na chwilę, nie była posłuszną pacjentką. Jak tylko lekarz opuszczał jej salę, ona robiła to samo i kierowała się do sali naprzeciw. Siadała skulona na fotelu obok łóżka Severida i trzymała go za rękę. Ta jej pierwsza eskapada, skończyła się zerwaniem szwów. Nie zniechęciło jej to. Wręcz odwrotnie, wykorzystała to do szantażu. Powiedziała, że jeśli Connor chce, aby leżała w łóżku, powinien przenieść ją do sali Severida. Lekarz wybuchł śmiechem na jej prośbę, a raczej żądanie. Nie zgodził się na to oczywiście, ale zaczynał już mniej reagować na jej wycieczki do pokoju osiem. Wiedział, że tego nie zmieni, chyba żeby przywiązać Camille do łóżka. Co było kuszącą myślą.
Stan Severida nie pogarszał się, ale i nie poprawiał. Wciąż czekali, aż sam obudzi się z narkozy, która już dawno opuściła jego ciało. Śpiączka była z jednej strony dobrym wyjściem. Organizm regenerował się szybciej w takim stanie, ale mózg... Przy śpiączce, im dłużej się utrzymuje, tym funkcje mózgu zaczynają się powoli wyłączać. To tylko kilka dni, ale jeśli ten stan utrzymywałby się dłużej, nie chciał nawet myśleć jak powinien powiedzieć o tym jego przyjaciołom, a co dopiero dziewczynie.
Camilla weszła do sali Severida siadając jak zawsze na fotelu i trzymając jego rękę, zaczynała opowiadać jak się czuje i co chciałaby teraz robić, zamiast leżeć w szpitalu. To jej paplanie o niczym zabijało czas i dawało jej poczucie, że nawet jeśli jej nie odpowiada, to chociaż ją słyszy.
- Więc z pewnością podobało by ci się tam. Domek, las, śpiew ptaków i strumyk szumiący w oddali. - mówiła widząc miejsce, w którym zaszywała się gdy było jej źle. Kupiła go zaraz po przejęciu firmy deweloperskiej - Miejsce magiczne. Idealne do rekonwalescencji. - spojrzała na monitor, a później na twarz porucznika, w jej oczach pokazały się łzy - Kelly, obudź się. - zażądała stanowczo - Nie każ mi mówić kolejnej zmyślonej alternatywy naszego życia. Błagam cię! - czuła się bezsilna, a mówienie do niego powodowało z jednej strony ulgę, a z drugiej wielką rozpacz - Kelly do jasnej cholery obudź się! - Krzyknęła wstając z fotela - Jesteś beznadziejny! - warknęła odwracając się do ściany. Nie chciała pokazać mu, że płacze, mimo iż jej nie widział. Nagle usłyszała pisk monitora za nią. A później do pokoju weszła pielęgniarka. Sprawdziła coś na urządzeniu i zaraz nacisnęła jakiś przycisk na ścianie. Po kilku chwilach do sali wszedł doktor Rhodes.
- Co się dzieje? - zapytała skołowana. Lekarz uśmiechnął się do dziewczyny i kazał ją zabrać, ale nie było to łatwe.
- Camillo, wyjdź proszę! - powiedział dosadnie - Kelly się budzi i muszę skupić się na nim. - dodał wystawiając ją za drzwi. Zagubiona i zapłakana czekała opierając się o recepcje. Miała setki myśli na sekundę. Co zrobi jeśli coś poszło nie tak? Co jeśli Kelly to już nie Kelly? Co jeśli będzie ją winił? Z pokoju, po kilkunastu minutach, wyszedł lekarz. - Możesz wejść. Oddycha normalnie, ale jeszcze potrzebuje czasu. - Camilla nie wiedziała co to znaczy, puki nie przestąpiła ponownie progu sali. Kelly leżał wciąż nieprzytomny. Wciąż podpięty do monitora, nie miał jednak rurki w gardle. Oddychał sam. To było pocieszające, ale wciąż nie satysfakcjonujące.
Podeszła wolno do niego. Położyła dłoń na jego czole, przesuwając po miękkich włosach, zabarwionych na siwy kolor skroniach i policzku, dojechała do żuchwy. Trzymała jego brodę, kciukiem przejeżdżając po wargach.
- Jak mogłam to odtrącić? - pytała sama siebie. Zatęskniła za tym momentem gdy jego usta spoczęły na jej. Jak mogła go wtedy uderzyć? Pochyliła się nad nim i delikatnie dotknęła swoimi ustami jego. Złożony pocałunek miał być czymś co zapamięta długo. - Błagam obudź się! - szepnęła nerwowo do jego ucha - Możesz mnie nienawidzić, ale obudź się. - to było wszytko co chciała powiedzieć, chociaż... - Kocham cię! - szepnęła i wyprostowała się. Trzymała jego rękę i mówiła wiele przez te godziny spędzone przy jego łóżku. Nic nie podziałało. Dlaczego teraz miałoby? Zaśmiała się ze swojej naiwności i chciała wyjść. Niestety nie mogła. Odwróciła się, spoglądając na swoją dłoń. Myślała, że zahaczyła o coś, ale jak mogła gołą dłonią o coś zaczepić? Jej dłoń była zakleszczona, ale o dłoń porucznika. Ściskał jej palce nie chcąc puścić. Zerknęła na jego twarz wykrzywioną w dziwnym uśmiechu.
- Musiałem prawie umrzeć, żebyś z własnej woli mnie pocałowała? - zadrwił otwierając oczy. Cami w szoku nie wiedziała co zrobić. Właśnie stał się cud. Kelly ocknął się i mówił do niej. Nie wiedziała, czy jej się to śni, czy dzieje się naprawdę. Miała gonitwę myśli w głowie, które analizowały sytuację, ale tylko jedna stanęła przed jej rozumem krzycząc głośno. Cami wróciła do Severida, znów się pochyliła i pocałowała. Tym razem mocno, intensywnie i długo.
- Kocham cię! - powiedziała, jakby chciała mieć pewność, że to słyszał.
- Wiem. - odparł zadowolony - Też cię kocham. - odpowiedział, na co jej oczy zaświeciły się ze szczęścia. Pierwszy raz od dawna się szczerze uśmiechnęła. - I mam nadzieję, że nie będziesz zła za ten żart. - dodał.
- Jaki...? - zaczęła znów analizować co się stało i dotarło do niej. Kelly obudził się w momencie gdy doktor wszedł do pokoju. Dlatego nie miał rurki w gardle. Oszukał ją! On i lekarz. Zrobili z niej wariatkę. Przez moment miała znów ochotę przyłożyć mu i iść dokopać lekarzowi, ale szybko jej przeszło. - Wybaczę ci to! O ile ty wybaczysz mi, że cię wciągnęłam...
- Przestań! - przerwał jej podnosząc się na łóżku, krzywiąc się z bólu - To nie była twoja wina. - oznajmił - Mamy to już za sobą. Prawda?
Sweet, sweet... nothing!
😀
⭐ i komentarze chętnie przygarnę :D
CZYTASZ
Chicago Fire - My Light...
FanfictionSeveride na byciu strażakiem zjadł zęby. Nic nie jest w stanie go nic zaskoczyć. Jednak w życiu prywatnym... nie ma takiej stabilności... Co zrobi, gdy spadnie na niego nieoczekiwane uczucie, poczucie obowiązku i ojcostwo? *Opowiadanie może zawier...