Severide wychodził właśnie z remizy. Zakończył zmianę i nim ktokolwiek zaczął go wypytywać o to co stało się na akcji, postanowił się ulotnić. Nie miał zamiaru nikomu tłumaczyć swojego zachowania. Uważał, że i tak powinni się cieszyć, bo przestał na wszystkich wrzeszczeć. Zaczynał powoli wracać do siebie. Do dawnego porucznika, który zniknął gdzieś na trochę. Ale już jest i nie zamierza znów znikać.
- Severide! - zawołał Boden, wychodząc przed remizę, bocznymi drzwiami - Spieszysz się?
- Trochę. - odparł - Mam coś do...
- Przyjdź do mojego gabinetu. - to nie brzmiało jak rozkaz, ale nim było. Komendant wydawał się nie przejmować tym co porucznik miał do powiedzenia. Jak mógł odmówić szefowi. Zawrócił w połowie podjazdu i zmierzał wgłąb remizy. Gdy tylko przekroczył próg sekretariatu, zobaczył siedzącego na sofie Caseya. Od razu wiedział o co chodzi. - Wejdź. - Zaprosił go do środka, każąc zamknąć drzwi. Gdy Kelly zwrócił się do szefa, Matt podniósł się z sofy i staną, z rękoma w kieszeni, na wprost komendanta. - Czytałem wasze raporty z ostatniej akcji. - oznajmił Boden, rzucając dwie teczki na stół - Różnią się paroma szczegółami. Jednak na tyle istotnymi, że musicie mi to wyjaśnić.
- Szefie.. - Matt chciał zacząć jednak komendant uciszył go.
- Od kilku tygodni, w tej remizie dzieje się coś, co już przerabialiśmy. - podpał dłonie na biodrach i kontynuował surowo patrząc na podwładnych - Myślałem, że zostawiając tą sytuacje samą sobie, rozwiążecie ją jak wtedy. Myliłem się. - przetarł twarz dłonią, jakby godził się z tym, co ma zamiar zrobić. - Macie w tej chwili powiedzieć co do siebie macie, przetrawić to i wrócić na jutrzejszą zmianę w normalnej atmosferze. Inaczej obaj możecie spakować swoje rzeczy i opuścić tą remizę. - Stali wpatrzeni w komendanta. Nie spodziewali się, aż takiej reakcji.
- Szefie, nie mam nic do Severida. Napisałem raport zgodnie z prawdą, zgodnie z własnym sumieniem. Nie mogę dłużej ukrywać jego niesubordynacji, to nie może dłużej tak wyglądać. - Casey bez wyrazu patrzył tylko na szefa, jakby to, co mówił nie dotyczyło osoby stojącej obok niego.
- Chwila!? - oburzył się Kelly - Jakiej niesubordynacji?
- Kazałem ci wyjść z tamtego budynku.
- A ja ci mówiłem, że mam czas i tam byli jeszcze ludzie. - odparł dalej wzburzony. Casey uśmiechną się pod nosem, wiedział jak będzie bronić się Kelly.
- Byłem dowodzącym akcją, powinieneś wykonać mój rozkaz.
- A ja byłem w środku i widziałem, że mam czas! Chciałeś, żebym zostawił tam tych ludzi? Żebym pozwolił im zginąć? - Kelly coraz mocniej ścisnął swoją torbę ze złości - Co się dziwić? Ty masz za nic czy ktoś zginie czy nie! - dodał z pogardą.
- Co to miało znaczyć? O czym ty mówisz? - Casey był wściekły na tą insynuację, szukał wsparcia u Bodena, jednak ten wyłączył się z dyskusji.
- Wiesz dokładnie o czym mówię! - Kelly miał dosyć udawania kapitana. Chciał, aby w końcu przyznał się do błędu jaki popełnił.
- Jeśli chodzi ci o Stellę.... - Na wzmiankę imienia swojej zmarłej dziewczyny, Severide gwałtownie zareagował. Nigdy nie odważył się oskarżyć głośno Matta, powiedział mu to tylko raz, gdy byli sami. Ale przy Bodenie, pracownikach biura... To był już wyższy poziom, do którego jeszcze nie doszedł. Przynajmniej do teraz.
- Zginęła, bo zchrzaniłeś sprawę! Trzeba jej było zakazać wracać do środka! Trzeba było ją wyciągnąć stamtąd! - wrzasnął, a w jego oczach pojawiły się łzy - Zamiast tego, pozwoliłeś jej iść po to dziecko. Przez ciebie nie mogła wyjść, przez ciebie zginęła. - Te słowa zabolały Matta, chciał wierzyć, że zrobił wszystko jak należy. Jednak im dłużej nad tym się zastanawiał, tym bardziej miał pretensje do samego siebie, że nie zrobił czegoś więcej. Nie tylko on czuł się źle z tym co powiedział porucznik. Sam Kelly miał wyrzuty sumienia, że wciąż wałkuje w sobie tą złość na kapitana. A teraz wydawało mu się, że przesadził.
- Stella wiedziała co robi. - Boden w końcu zabrał głos. Widząc, że obaj pokazali co ich boli mógł wkroczyć. - Była strażakiem jak my wszyscy. Usłyszała o zagrożeniu, poszła je zwalczyć. Nie można winić jej za to. - na chwilę zamilkł, ale tylko żeby nabrać oddechu - Nie można też zwalać winy na kapitana. Ani na nikogo innego. - Severide podniósł wzrok na szefa. Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że bierze stronę Matta. - Stella dokonała wyboru i podejrzewam, że nie zrezygnowała by z tej decyzji, mimo wyraźnego rozkazu.
- Chce szef powiedzieć, że była nieposłuszna? Dlatego zginęła? Że sama jest sobie winna? - oburzył się, jeszcze nigdy nie słyszał nic podobnego z ust Bodena.
- Nie, Kelly. Zginęła, bo tak się dzieje. Jesteśmy na granicy życia i śmierci codziennie, przestępując próg tej remizy. Równie dobrze mógł to być kto inny. - Starał się dotrzeć do Severida, który wiedział, że takie sytuacje się zdarzają. Na razie widział tylko mężczyznę w żałobie po utracie ukochanej. - Mogłeś to być ty, Tony, Capp, Cruz... Albo Casey czy inny strażak z 51. Wiem, że ciężko przyjąć to do wiadomości, ale Stella uratowała tej dziewczynce życie.
- Ale ona nie żyje! - powstrzymywał się od płaczu, zasłonił ręką usta i jeszcze mocniej ścisnął torbę. Patrzył to na Matta, to na Bodena. Nie chciał tej sytuacji. Zrozumiał teraz dokładnie. To nie była niczyja wina. A winienie Matta wcale nie pomagało. Wręcz odwrotnie. Czuł do siebie jeszcze większy wstręt, gdy tylko wspominał o tym, że Casey jest winny tej śmierci. - Ona nie wróci. - teraz już nie mógł się powstrzymać. Kucnął przy jednym z foteli i zakrył twarz w dłoniach. Coś w nim pękło. Poczuł jak zalewa go fala żalu i rozpaczy. Kiedy w szpitalu lekarz poinformował go o zgonie, pierwszym jego odruchem było opuszczenie szpitala, a gdy Matt go dogonił wykrzyczał kapitanowi w twarz, że to jego wina. Następnego dnia już zaczął brać narkotyki. Nikt nigdy nie widział go w żałobie. On sam sobie nie dał szansy na nią. Teraz płakał, prawie klęcząc na środku biura szefa. Matt bez wahania podszedł do przyjaciela, ryzykując, że ten go odtrąci. Ale zamiast tego Kelly podniósł głowę i wyszeptał - Przepraszam. - po czym znów się rozkleił.
CZYTASZ
Chicago Fire - My Light...
FanfictionSeveride na byciu strażakiem zjadł zęby. Nic nie jest w stanie go nic zaskoczyć. Jednak w życiu prywatnym... nie ma takiej stabilności... Co zrobi, gdy spadnie na niego nieoczekiwane uczucie, poczucie obowiązku i ojcostwo? *Opowiadanie może zawier...