XI

438 24 20
                                    

Siedział przed salą skupiony na własnym oddechu. Był wrakiem samego siebie i nienawidził tego. Już nie chodziło o stan fizyczny, z którego powoli zaczynał być zadowolony. Nie ćpał, nie imprezował. Od kilku dni nie tknął nawet piwa. Był czysty. Nie tak jak jego sumienie i umysł. Zrobił coś czego długo sobie nie wybaczy. Może nawet dłużej niż Brett. Zmusił koleżankę do zmiany decyzji, mimo iż pacjentka wyraźnie przekazała swoją wolę. Czuł się okropnie, ale co z tego. Kazał kłamać najuczciwszej osobie na świecie. Jak mógł coś takiego zrobić? Jego wymówką były wyrzuty sumienia. Wszystko przez kłótnie jaką odbył z Camillą przed remizą. Czuł się winny, że miała wypadek przez niego. Dlatego zmusił Sylvie do kłamstwa. Ale to nie było dobre usprawiedliwienie. Dla kłamstwa nie ma usprawiedliwienia. Co jeśli ona naprawdę tego chciała? Co jeśli naprawdę nie chciała reanimacji, bo uznała to za karę... albo wybawienie. Cierpiała po stracie brata, miała poczucie winy, jak on teraz... Może chciała być już na drugiej stronie? Nie. Nie mógł dopuścić do siebie tej myśli. Nie mógł stracić Camilli. Nie mógł stracić kolejnej osoby w swoim życiu.

- Kelly? - z zamyślenia wyrwał go Connor - Już po. - oznajmił - Za chwilę przewieziemy ją na salę, potem możesz do niej wejść. - Kelly przytaknął i znów pomyślał o Brett.

- Connor! - zawołał lekarza - Czy informacja o resuscytacji pojawi się w jej dokumentach? - Doktor wiedział o co pyta. Sam zastanawiał się, jak pomóc Sylvie. Dziewczyna ewidentnie kłamała aby pomóc przyjacielowi, więc nie mógł zostawić tego od tak. Z drugiej strony ułatwiła mu pracę, powinien zrobić coś co pomoże medykowi. 

- Jaka informacja? - zapytał dając mu do zrozumienia, że nie powinni o tym rozmawiać, potem klepnął Severida w ramię i odszedł. 

Przeciągnął się na fotelu. Siedział tak którąś godzinę. Lekarz mówił, że wybudzanie pacjenta z narkozy może trochę potrwać. Ale dlaczego aż tyle? Może czegoś mu nie mówią? Nagle usłyszał pikniecie jednego z urządzeń. Stanął na równe nogi i podszedł do łóżka. Przyglądał się jej i czekał na jakiś ruch. Najpierw dostrzegł jak próbuje podnieść powieki. Kilka mrugnięć i udało jej się spojrzeć na sufit. Do sali wszedł Connor.

- Zostaw nas na chwilę. - powiedział do Severida, ale ten nie zamierzał wyjść - Albo stań z boku. Nie przeszkadzaj po prostu. - bąknął sprawdzając źrenice Camilli - Pani Jones wie Pani gdzie jest?

- Szpital. - Oznajmiła cierpko, przełykając ślinę.

- Tak. Jestem doktor Connor Rhodes operowałem Panią. - uświadomił ją badając jej ranę pooperacyjna.

- Jak... Dlaczego żyję? - zapytała nagle, z pretensją.

- Bo zrobiłem wszystko jak należy. - odpowiedział żartując - Czy może się pani przedstawić? 

- Przecież mnie doktor operował, nie wie doktor jak nazywa się pacjent? Wstyd. - także zaczęła żartować. Severide stał z boku zdenerwowany. Myślał o całej tej sytuacji i o wszystkim co się działo. To było dziwne, jako jedyny nie miał ochoty na żarty.

- Ja wiem, ale chciałbym usłyszeć to od pani. 

- Camilla Lee Jones. - odparła - A teraz jeszcze raz powie doktor "pani" to wstanę i wyjdę. 

- Dobrze Camillo, skoro humor ci wraca to nie będziesz protestować jeśli powiem, że musisz zostać tu kilka dni. Robiliśmy operacje blisko kręgosłupa, więc staraj się nie ruszać. Usunęliśmy skrzep i jeśli będziesz się stosować w przyszłym tygodniu wyjdziesz stąd o własnych siłach. - dziewczyna była zaskoczona. Nie rozumiała dlaczego robiono jej operacje, miała tylko niegroźny wypadek, a ta wzmianka o wyjściu o własnych siłach...

Chicago Fire - My Light...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz