Zmiana zaczęła się dosyć intensywnie. Pożar w kamienicy, który ciężko było okiełznać, był pierwszą taką akcją odkąd przyjechał. Mimo rozległych strat i ofiar, ten pożar i tak był mniej niebezpieczny od pożaru lasu w L.A.. Jeśli cokolwiek na ziemi można nazwać piekłem, to właśnie to co działo się tam w w czerwcu zeszłego roku. Czternaście dni, dzień w dzień gasili lasy na północy stanu. To co tam przeżył długo zostanie w jego głowie. Ale nie chciał tego zapominać. Dzięki temu mógł spokojnie przejść do porządku dziennego, po takim pokaże jak ten.
Cztery ofiary w pogorzelisku są dla całej braci strażackiej porażką. W dodatku gdy psuje się sprzęt i wszystko się opóźnia. Pisanie o tym to męka, ale niestety raport to obowiązek każdego dowódcy. Musiał uspokoić emocje i na chłodno opisać cała sytuacje. Wziął wdech i zaczął notatkę.
Boden rozmawiał przez telefon z kimś, kto chyba nie miał dobrych wieści. Gdy Kelly wszedł do gabinetu zobaczył jak o mały włos komendant nie rozbił telefonu o ścianę.
- Wszystko w porządku? - zaniepokojony chciał wiedzieć, co tak rozzłościło szefa?
- Nie jest i nie będzie. - oznajmił - Rodzina, która straciła kamienicę pozywa departament straży pożarnej o zaniedbanie, a konkretnie naszą jednostkę o to, że ludzie, którzy zginęli to nasza nieudolna praca. - dodał
- Co takiego? - Severide nie wierzył w to co słyszy. Co prawda na koniec gdy odjeżdżali na miejscu zjawił się Ruzek i pytał co się stało, ale nie przypuszczał, że ktoś zgłosi mu zaniedbanie. - Zrobiliśmy...
- Ja wiem Severide. Ale departament musi się tym zająć. - powiedział napiętym głosem - Raport? - wskazał na papierek w jego dłoni.
- Mój i Matta. - oznajmił - Co z tym zrobimy?
- My nic. - Severide był w szoku gdy usłyszał odpowiedź
- Jak to nic? Przecież oni nie mogą...
- Kelly! - warknął miał dość pouczania na dziś, a tym bardziej od podwładnego - Zostawimy to wywiadowi i CFD, tyle. - powiedział dużo spokojniej. Severide przytaknął. Położył kartki i wyszedł.
Ta zmiana była okropna. Nie dość, że zaczęła się źle to na koniec Matt rozciął sobie dłoń piła, która została niezabezpieczona przez pracowników w hali produkcyjnej. Ruszyli wszyscy do Med, aby upewnić się, że to nic poważnego. Modlili się, aby była to błaha sprawa. Gdyby Matta wyeliminowała z pracy kontuzja, remiza straciła by nie tylko dowódcę wozu 81, którego zastąpiono by kimś innym, ale i jedynego człowieka, który ogarniał zmiany w sposób jaki pasował wszystkim. Nowy kapitan byłby na pewno mniej przychylny. Najbardziej zależało im jednak na tym, by rana nie okazała się zbyt głęboka bo to mogło go całkowicie wyeliminować z pracy w straży.
- Will, co z Mattem. - Kelly podszedł do lekarza wychodzącego z izby przyjęć.
- Nie ma przeciętnych ścięgien.- uspokoił go- Ale na pewno jakiś czas nie będzie trzymał haligana. - Severide spadł kamień z serca. Po tej informacji mogli wrócić do remizy. To o dziwo były dobre nowiny. Po służbie Kelly zjawił się jeszcze raz w szpitalu, odebrać przyjaciela, bo jego dziewczyna była w innym stanie na szkoleniu.
- I jak? - zapytał Caseya, gdy wyjeżdżali z parkingu szpitalnego - Na ile masz zwolnienie.
- Do końca tygodnia, czyli trzy zmiany. - wyjaśnił - Ale rozmawiałem już z Bodenem. On wyskoczy na moje miejsce jako dowódca, a dodatkowo przydzielony będzie nam nowy strażak.
- Stażysta?
- Nie. Chłopak z innej remizy. Źle się podobno czuje w obecnej, więc komendant główny przenosi go do nas.
CZYTASZ
Chicago Fire - My Light...
FanfictionSeveride na byciu strażakiem zjadł zęby. Nic nie jest w stanie go nic zaskoczyć. Jednak w życiu prywatnym... nie ma takiej stabilności... Co zrobi, gdy spadnie na niego nieoczekiwane uczucie, poczucie obowiązku i ojcostwo? *Opowiadanie może zawier...