"Something ends, something begins"

584 16 0
                                    

Zaraz po wyjściu z akademickiej sali konferencyjnej oparłam się o pobliską ścianę, wypuszczając nagromadzone w płucach powietrze. Nawet nie zauważyłam kiedy wstrzymałam oddech.

"Właśnie obroniłam swoją pracę magisterską. Oficjalnie skończyłam studia!"

Przetarłam zmęczoną twarz, uśmiechając się sama do siebie. Chyba jeszcze nie do końca to do mnie docierało. Teraz zacznie się prawdziwe dorosłe życie. Praca, dom... a kiedyś nawet i własna rodzina. Jednak nie wybiegajmy aż tak daleko w przyszłość, najpierw przede wszystkim muszę znaleźć pracę. Jako świeżo upieczona, młoda i aspirująca dziennikarka chcę, aby moja kariera była pełna tematów, przygód i nowo poznawanych ludzi.

-Gratulacje. Wiedziałam, że ci się uda.- powiedziała Olga rzucając się na mnie, co sprowadziło mnie na ziemię.- Teraz już oficjalnie jesteś panią dziennikarz. Musimy to konieczne opić!- zaśmiała się poruszając znacząco brwiami.

-Obie nimi jesteśmy.- również się zaśmiałam, obejmując ją ramieniem. Olga tak jak ja miała dzisiaj obronę. Co prawda obie zdałyśmy ją bez większego problemu, jednak wczoraj nie byłyśmy tego takie pewne i praktycznie całe popołudnie spędziłyśmy na wymyślaniu najczarniejszych scenariuszy, pijąc po lampce wina.- Wiesz dobrze, że prawdziwą dziennikarką będę dopiero wtedy, gdy znajdę pracę i kiedy wreszcie będę mogła spełniać swoje marzenia.

-Tak, tak. Poznasz Bartka Kurka, a kiedy już za niego wyjdziesz, zamieszkacie w górach i będziecie mieć stado kurcząt.- wybuchnęła śmiechem, a ja po chwili do niej dołączyłam. Olga i ja kochałyśmy siatkówkę bardzo mocno. Jeździłyśmy na tyle meczy na ile pozwalał nam czas i przede wszystkim skromne fundusze, jak na studenckie życie przystało. Samego Bartka uwielbiam mniej więcej od początku jego kariery w reprezentacji, kiedy to był młody i przystojny, a przede wszystkim miał jeszcze włosy. Jako nastolatka byłam jego wielką fanką, która budząc się pierwsze co widziała, to właśnie jego plakat wiszący nad łóżkiem. Zresztą dalej nią jestem, dlatego nie bez powodu to właśnie jego wymieniła.

- Ej! A to za co?- zapytała oburzona, kiedy uderzyłam ją w ramię.

-A tak bez okazji.

Kiedy dziewczyna dała mi już spokój zaczęły do mnie podchodzić kolejne osoby składając gratulacje. Moja rodzina też bardzo chciała przyjechać mnie wesprzeć, ale skutecznie wybiłam im ten pomysł z głowy. Obiecałam im, że jak przyjadę do domu to to uczcimy, na co w końcu przystali. Więcej czasu spędziliby na podróży do Krakowa niż na samym pobycie w nim. Zresztą w ich obecności stresowałabym się o wiele bardziej.

Kiedy ostatnia osoba właśnie złożyła mi gratulacje mogłam zbierać się do domu. Nie było to jednak takie łatwe jak ktoś mógłby sobie to wyobrazić, moi bliscy wykupili chyba pół osiedlowej kwiaciarni. Znalazłoby się także kilka butelek wina i jakaś wielka bombonierka, po której zjedzeniu przybędzie mi tu i ówdzie trochę kilogramów. Na szczęście Olga pomogła mi zanieść wszystkie prezenty do samochodu i teraz obie mogłyśmy jechać do naszego mieszkania.

Zaraz po tym jak wtargałyśmy wszystko na górę napisałyśmy do naszych wspólnych znajomych i umówiłyśmy się na wyjście do jednego z krakowskich klubów, w celu uczczenia obronionej magisterki. Do wyjścia nie zostało nam jednak za dużo czasu. Przez to, że pół dnia spędziłyśmy na uczelni oraz staniu w korkach, w mieszkaniu byłyśmy późno po godzinie siedemnastej.

Stanęłam przed szafą i zaczęłam przeglądać swoją garderobę poszukując sukienki, w którą mogłabym się ubrać. Nie byłam tym typem dziewczyny, która większość swojego czasu spędza na imprezach, weselach, czy innych sylwestrach. Spora większość mojego kuzynostwa była już po ślubie, mój brat też już swoją rodzinę założył, więc częściej spotykaliśmy się na pogrzebach aniżeli na ślubach. Samych przyjaciół także miałam niewielu, tak właściwie to takich bliskich znajomych poznałam dopiero na studiach. Wyjątkiem była jedynie Olga, którą znałam od dziecka i którą traktowałam już jak swoją siostrę. Razem bawiłyśmy się w piaskownicy, razem siedziałyśmy w jednej ławce i razem też mieszkamy. Byłam chodząca definicją domatorki, wolałam siedzieć w domu oglądając seriale i obżerać się czekoladą, toteż przez mój styl bycia nie miałam za dużo wizytowych ubrań, bo nadzwyczajnie ich nie potrzebowałam. Ostatecznie zdecydowałam się na czarną sukienkę z odkrytymi plecami.

Around The Corner From DestinyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz